– Zaczekaj – powiedział – musimy najpierw uzyskać zgodę komisarz Templer.
Obrzuciła go spojrzeniem.
– Wracamy do postępowania według reguł i stania na baczność, co?
Twarz mu poczerwieniała, ale kiwnięciem głowy przytaknął.
– Coś w tym rodzaju. Musimy ją najpierw zawiadomić.
Silvers i Wylie przysłuchujący się cały czas rozmowie zorientowali się, że wydarzyło się coś ważnego.
– Ja jestem po stronie Siobhan – oświadczyła Wylie. – Kuć żelazo póki gorące, i tak dalej.
Silvers był innego zdania.
– Wiecie, czym ryzykujecie? Pani komisarz skórę z was zedrze, jak się dowie, że robicie coś poza jej plecami.
– Niczego nie robimy poza jej plecami – mruknęła Siobhan, wpatrując się w Wylie.
– Właśnie, że tak – zaperzył się Grant. – Siobhan, od tej chwili to jest śledztwo w sprawie morderstwa. Czas na uprawianie gier już się skończył. – Oparł się rękami o jej biurko. – Więc jeśli wyślesz tego maila, to od tej chwili działasz beze mnie.
– I może właśnie o to mi chodzi – odburknęła i od razu pożałowała.
– Miło słuchać, jak ktoś szczerze mówi, co myśli – powiedział Grant.
– Ja to też popieram z całego serca – odezwał się Rebus od drzwi. Na jego widok Wylie wyprostowała się i złożyła ręce na piersiach. – Ellen, to mi przypomina, że winien ci jestem przeprosiny. Powinienem zadzwonić.
– Nieważne – mruknęła Wylie, jednak dla wszystkich obecnych było jasne, że wcale tak nie myśli.
Rebus wysłuchał relacji Siobhan na temat wydarzeń dzisiejszego poranka – przerywanej wtrącanymi przez Granta uwagami i poprawkami – a potem wszyscy popatrzyli na niego, w oczekiwaniu na to, co powie. Przeciągnął palec po krawędzi ekranu laptopa.
– Wszystko, co opowiedziałaś – rzekł w zamyśleniu – należy przedstawić komisarz Templer.
Siobhan pomyślała, że wyraz satysfakcji na twarzy Granta nie bierze się stąd, że ktoś mu przyznał rację, tylko że czuje się tak, jakby został pogłaskany i pochwalony. Wylie z kolei wyglądała jak gotowa do walki z kimkolwiek i na jakikolwiek temat. Nie ulegało wątpliwości, że nie prezentują się najlepiej jako zespół mający wspólnie prowadzić śledztwo w sprawie morderstwa.
– No dobra – powiedziała, trochę ustępując – chodźmy pogadać z komisarz Templer. – Jednak kiedy Rebus kiwnął głową, dodała: – Ale jestem gotowa się założyć, że ty sam byś tak nie postąpił.
– Ja? – odparł. – Ja bym nawet nie dotarł do tej pierwszej wskazówki. A wiesz dlaczego?
– Dlaczego?
– Bo cała ta poczta elektroniczna to dla mnie czarna magia.
Siobhan uśmiechnęła się, jednak coś jej w tym momencie zaświtało: czarna magia… trumny używane przez czarownice do rzucania czarów… śmierć Flipy w miejscu zwanym Pieklisko.
Czyli co, czary i magia?
Zebrali się w szóstkę w ciasnym pomieszczeniu na Gayfield Square: Gill Templer i Bill Pryde, Rebus i Ellen Wylie, Siobhan i Grant Hood. Jedyne miejsce siedzące zajęła Gill. Siobhan wydrukowała całą korespondencję z Quizmasterem i teraz komisarz Templer w milczeniu ją przeglądała. W końcu uniosła głowę.
– Czy jest jakiś sposób, żeby zidentyfikować tego Quizmastera?
– Jeśli jest, to ja go nie znam – odparła Siobhan.
– To jest możliwe – wtrącił Grant. – To znaczy, nie bardzo wiem, w jaki sposób, ale wydaje mi się, że jest to możliwe. Na przykład w przypadku tych wszystkich wirusów, Amerykanie zawsze jakoś potrafią dojść do ich źródła.
Templer kiwnęła głową.
– Tak, to prawda – powiedziała.
– W stołecznej mają komputerowy wydział kryminalny, prawda? – ciągnął dalej Grant. – Więc może mają też dostęp do systemu FBI.
Templer wbiła w niego wzrok.
– Myślisz, że dałbyś sobie z tym radę? – spytała.
Pokręcił przecząco głową.
– Lubię komputery – powiedział – ale to już nie moja liga. Oczywiście chętnie mogę się tym zająć jako łącznik…
– Rozumiem. – Templer zwróciła się do Siobhan. – A jeśli chodzi o tego studenta z Niemiec, o którym mi mówiłaś…
– Tak?
– Chciałabym poznać nieco więcej szczegółów.
– Myślę, że to nie będzie trudne.
Templer niespodziewanie przeniosła wzrok na Wylie.
– Możesz się tym zająć, Ellen?
Wylie wyglądała na zaskoczoną.
– Chyba tak – odpowiedziała z wahaniem w głosie.
– To znaczy, że nas rozdzielasz? – spytał Rebus.
– Chyba, że mnie przekonasz, że nie powinnam.
– W Kaskadach podrzucono laleczkę, teraz znaleziono ciało. Cały czas funkcjonuje ta sama prawidłowość.
– Jeśli wierzyć twojemu trumniarzowi, to nie. Jeśli dobrze pamiętam, stwierdził różnych wykonawców.
– Więc co, uznajesz to za zbieg okoliczności?
– Niczego nie uznaję i jeśli pojawią się jakieś nowe poszlaki, które wskażą na istnienie związku, to będziesz mógł do tego wrócić. Ale od teraz mamy do czynienia ze śledztwem w sprawie morderstwa, a to zmienia wszystko.
Rebus spojrzał na Wylie. Wyraźnie aż się w środku gotowała – propozycja zastąpienia starych protokołów autopsji odległą sprawą tajemniczej śmierci studenta nie mogła jej wprawić w zachwyt. Ale jednocześnie nie miała zamiaru popierać Rebusa – zbyt silnie odczuła niesprawiedliwość, jaka ją dotknęła.
– No więc tak – oświadczyła Templer, przerywając ciszę, która zapadła. – Jak na razie wracasz do głównego nurtu śledztwa i dołączasz do innych. – Zebrała w stosik rozrzucone na biurku wydruki i wyciągnęła je w stronę Siobhan. – Możesz jeszcze przez chwilę zostać?
– Oczywiście – odparła Siobhan. Wszyscy z przyjemnością opuścili duszne pomieszczenie i rozeszli się, by zaczerpnąć czystszego i chłodniejszego powietrza. Jedynie Rebus pozostał w pobliżu drzwi i stał, rozglądając się wokół. Ktoś zabrał się już do usuwania z tablicy na ścianie większości przyczepionych do niej biuletynów, faksów i fotografii. Śledztwo w sprawie osoby zaginionej dobiegło końca i atmosfera wyraźnie oklapła. I to nie dlatego, że wszyscy tak się przejęli jej losem czy chcieli ciszą uczcić pamięć zmarłej. Po prostu zmieniły się okoliczności i nie było już powodu, by się spieszyć. Nie było już tego kogoś, komu dzięki pośpiechowi mogliby uratować życie…
Kiedy zostały same, Templer ponownie złożyła Siobhan propozycję objęcia stanowiska rzeczniczki prasowej.
– Dzięki – odparła Siobhan – ale chyba jednak nie.
Templer oparła się plecami o oparcie fotela.
– Zechciałabyś podzielić się ze mną powodami?
Siobhan w milczeniu rozejrzała się wokół, jakby na ścianach szukając podpowiedzi, jak ma to najlepiej wyrazić.
– Właściwie to nie ma żadnych – odparła w końcu, lekko wzruszając ramionami. – Po prostu w tej chwili nie widzę siebie w tej roli.
– Tylko że później ja mogę nie widzieć powodu, żeby ci to jeszcze raz proponować.
– Wiem o tym. Może chodzi o to, że w tej chwili zbyt mocno siedzę w tej sprawie i chciałabym ją kontynuować.
– Jassne – powiedziała Templer, przeciągając nieco „s”. – Myślę, że między nami to już wszystko.
– Oczywiście – odparła Siobhan, chwytając klamkę i starając się nie zastanawiać, co Gill jeszcze mogła mieć na myśli.
– Aha, czy mogłabyś poprosić tu Granta?
Siobhan przez moment zawahała się, stojąc w uchylonych już drzwiach, potem kiwnęła głową i wyszła. W drzwiach pojawiła się głowa Rebusa.
– Masz dwie sekundy, Gill?
– Nie bardzo.
Mimo to wszedł do środka.
– Zapomniałem ci o czymś powiedzieć.
– Zapomniałeś? – zareagowała ironicznym uśmieszkiem.
Miał w ręku trzy kartki papieru faksowego.
– Dostaliśmy to z Dublina.
– Z Dublina?
– Od naszego człowieka nazwiskiem Declan Macmanus. Zwróciłem się do niego o informacje na temat rodziny Costello.
Podniosła głowę i przyjrzała mu się badawczo.
– Z jakiegoś konkretnego powodu?
– Tylko tak na nosa.
– Przecież już sprawdzaliśmy tę rodzinę.
Kiwnął głową.
– Oczywiście. Wykonujemy krótki telefon i w odpowiedzi dostajemy informację, że nie są notowani. Ale wiesz równie dobrze jak ja, że często to dopiero początek.