Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– W promieniu pięćdziesięciu, najwyżej stu metrów – odparł Gates.

Spojrzała na Rebusa, a on wyczytał w jej wzroku, że nie wierzy w powodzenie tej akcji. Było mało prawdopodobne, by udało mi się dokładnie określić miejsce, z którego ją tu przywleczono, chyba że coś jej tam wypadło.

– W kieszeniach nic nie ma? – spytał Rebus.

Gates potrząsnął głową.

– Tylko pierścionki na palcach i dość drogi zegarek na ręce.

– Cartier – dodała Gill.

– Więc przynajmniej możemy wykluczyć motyw rabunkowy – mruknął Rebus i wywołał tym uśmiech na twarzy Gatesa.

– Ubranie jest w stanie nie naruszonym – uzupełnił – więc skoro o tym mowa, to motyw seksualny też chyba można wykluczyć.

– No to coraz lepiej – powiedział Rebus i spojrzał na Gill.

– Czyli czeka nas łatwizna.

– I stąd mój uśmiech od ucha do ucha – odparła z kamienną miną.

Na St Leonard’s panowało ogólne podniecenie, jednak Siobhan czuła tylko otępiające zniechęcenie. Uczestniczenie w grze z Quizmasterem – tak jak to zapewne robiła Philippa – wytworzyło u niej poczucie więzi duchowej z zaginioną studentką. Teraz dziewczyna przestała już być kimś z listy osób poszukiwanych i potwierdziły się najgorsze przypuszczenia.

– My to czuliśmy od początku, prawda? – powiedział Grant.

– Cały czas chodziło tylko o to, kiedy znajdzie się ciało. – Rzucił notes na biurko. Kilka stron wypełniały jego przymiarki do ułożenia anagramu. Otworzył na kolejnej pustej stronie i wziął długopis do ręki. W sali byli też George Silvers i Ellen Wylie.

– W ostatni weekend byłem z dzieciakami na Arthur’s Seat – poinformował ich Silvers. Siobhan spytała, kto znalazł ciało.

– Jakaś spacerowiczka – odparła Wylie. – Kobieta w średnim wieku, podczas swojej codziennej przechadzki.

– Pewnie minie trochę czasu, nim się tam znów wybierze – mruknął Silvers.

– Czy Flipa leżała tam od chwili zniknięcia? – spytała Siobhan, zerkając na Granta, który nie przestawał kombinować z przestawianiem liter. Może i słusznie, że się nie poddaje, nie mogła się jednak pozbyć uczucia niesmaku. Jak on może nad tym siedzieć jakby nigdy nic? Przecież nawet George Silvers – największy cynik z nich wszystkich – wydawał się trochę przejęty.

– No, na Arthur’s Seat – powtórzył – w ostatni weekend.

Wylie uznała, że Siobhan należy się odpowiedź.

– Zdaje się, że pani komisarz tak uważa. – Mówiąc to, spojrzała na biurko i przejechała po nim dłonią, jakby ścierała kurz.

Ale ją to boli, pomyślała Siobhan… Samo wypowiedzenie słów „pani komisarz” od razu przypomina jej ten nieszczęsny występ w telewizji i wzmaga zapiekłą niechęć.

Kiedy zadzwonił jeden z telefonów, Silvers wstał, by go odebrać.

– Nie, tu go nie ma – powiedział do słuchawki, po czym dodał: – Chwileczkę, zaraz się dowiem. – Zasłonił dłonią słuchawkę. – Ellen, nie wiesz, gdzie jest Rebus?

Wylie potrząsnęła przecząco głową. Siobhan nie miała wątpliwości, że na pewno jest na Arthur’s Seat… a Wylie, która podobno jest jego partnerką, mówi, że nie wie. Była pewna, że Gill Templer go zawiadomiła, a on popędził tam jak na skrzydłach, nie zawiadamiając Wylie. Pomyślała, że to może być celowy prztyczek w nos ze strony Templer, która wiedziała doskonale, jak Wylie to zaboli.

– Przykro mi, nie wiemy – powiedział Silvers do słuchawki, a potem dodał: – Tak, chwileczkę. – Wyciągnął słuchawkę w stronę Siobhan. – Jakaś pani chce z tobą rozmawiać.

Idąc przez salę, Siobhan bezgłośnie spytała: „Kto?”, jednak Silvers wzruszył tylko ramionami.

– Halo, posterunkowa Clarke przy telefonie.

– Siobhan, tu Jean Burchill.

– Cześć Jean, czym ci mogę służyć?

– Czy już ją zidentyfikowano?

– W stu procentach jeszcze nie. A skąd się dowiedziałaś?

– John mi o tym powiedział, a potem wyskoczył i popędził jak szalony.

Wargi Siobhan ułożyły się bezwiednie w nieme: „O”. A więc John Rebus i Jean Burchill… proszę, proszę.

– Mam mu powtórzyć, że dzwoniłaś?

– Próbowałam już na komórkę.

– Może mieć wyłączoną. Często nie chce, żeby go odrywano w trakcie wizji.

– W trakcie czego? – spytała Jean ze śmiechem.

– Wizji lokalnej na miejscu przestępstwa.

– To na Arthur’s Seat, prawda? Byliśmy tam z Johnem wczoraj rano.

Siobhan spojrzała w stronę Silversa. Wyglądało na to, że pół miasta odwiedzało ostatnio Arthur’s Seat. Potem przeniosła wzrok na Granta i zobaczyła, że ten jak urzeczony wpatruje się w rozłożony przed nim notes.

– Czy wiesz może, w którym dokładnie miejscu na Arthur’s Seat? – spytała Jean.

– Po drugiej stronie drogi od jeziora Dunsapie Loch i troszkę dalej na wschód.

Siobhan nie spuszczała wzroku z Granta, który też na nią spojrzał, a potem wstał z miejsca i wziął do ręki notes.

– Zaraz, to gdzie to może być…? – Pytanie było retoryczne, bo Jean próbowała sobie tylko wyobrazić to miejsce. Grant wyciągnął notes w jej kierunku, jednak stał zbyt daleko, by mogła coś odczytać. Widziała tylko plątaninę liter i dwa słowa zakreślone kółkiem. Spróbowała wytężyć wzrok. – Ach – wykrzyknęła nagle Jean – już wiem! O ile się nie mylę, nazywają to miejsce Pieklisko.

– Pieklisko? – powtórzyła głośno Siobhan, tak by i Grant to usłyszał, jednak on wydawał się całkowicie zaabsorbowany czymś innym.

– Takie dość urwiste zbocze – mówiła dalej Jean – więc może stąd się bierze nazwa, choć oczywiście ludowe legendy wolą to przypisywać czarownicom i diabłom.

– Taak – powiedziała Siobhan, przeciągając słowo. – Jean, posłuchaj, muszę już kończyć. – Patrzyła na słowa zakreślone kółkiem w notatniku Granta. Udało mu się rozwiązać anagram, a litery słów That’s a surer ułożyły się w Arthur’s Seat.

Siobhan odłożyła słuchawkę.

– On nas cały czas do niej prowadził – powiedział Grant cicho.

– Może.

– Co to znaczy „może”?

– Zakładasz, że wiedział, że Flipa nie żyje, ale pewności nie mamy. Może po prostu prowadził nas tam tak samo jak Flipę.

– Tyle że ona tam znalazła śmierć. A kto poza Quizmasterem wiedział, że się tam wybiera?

– Ktoś mógł za nią iść albo nawet natknąć się na nią przypadkowo.

– Sama w to nie wierzysz – powiedział Grant z przekonaniem.

– Występuję tylko w roli adwokata diabła, nic więcej.

– To on ją zabił.

– To dlaczego miałby nas wciągać w tę grę?

– Żeby nam zrobić wodę z mózgu. Nie, żeby tobie zrobić wodę z mózgu. A może i coś więcej.

– Gdyby tak było, to już by mnie do tej pory zabił.

– A to dlaczego?

– Dlatego, że nie muszę już grać dalej. Doszłam do tego miejsca co Flipa.

Pokręcił wolno głową.

– Chcesz powiedzieć, że kiedy przyśle ci wskazówkę do… jak się nazywa ten następny etap?

– Rygory.

Kiwnął głową.

– Więc jeśli ci ją przyśle, to już cię nie będzie korciło?

– Nie.

– Nie wierzę ci.

– Cóż, po tym, co się stało, nie ma już mowy, żebym się gdzieś ruszyła bez ochrony, a on musi sobie zdawać z tego sprawę. – Nagle coś jej przyszło do głowy i powtórzyła: – Rygory?

– A co?

– Przecież przysłał Flipie tego maila już po jej zabójstwie. Więc gdyby to on był zabójcą, to po co, na litość boską, miałby do niej pisać?

– Bo jest psychopatą.

– Nie sądzę.

– Powinnaś się z nim połączyć i zapytać.

– Zapytać, czy jest psychopatą?

– Powiedzieć mu, co wiemy.

– Przecież on może po prostu zniknąć. Zastanów się, Grant. Możemy go minąć na ulicy i nawet o tym nie wiedzieć. Dla nas jest tylko imieniem i nawet to jego imię jest zmyślone.

Grant walnął pięścią w biurko.

– No ale coś musimy zrobić, nie?! Lada chwila dowie się z radia czy telewizji o odnalezieniu ciała. Więc będzie też oczekiwał naszej reakcji.

– Masz rację. – Laptop w jej torbie wciąż był jeszcze podłączony do telefonu komórkowego. Wyciągnęła oba i podłączyła do gniazdek sieciowych dla podładowania baterii.

Ta chwila zwłoki wystarczyła, by Granta opadły wątpliwości.

69
{"b":"108287","o":1}