Devlin odchrząknął.
– A może ja bym mógł…?
Leary klepnął go w plecy.
– No i proszę, John. Ofiara sama się zgłasza!
– Wiem, że już od wielu lat jestem na emeryturze, ale myślę, że teoria i praktyka aż tak bardzo się nie zmieniły.
Rebus przyjrzał mu się badawczo.
– Właściwie, najświeższa z tych spraw pochodzi z osiemdziesiątego drugiego roku – powiedział po chwili namysłu.
– W osiemdziesiątym drugim to Donald jeszcze machał skalpelem – przypomniał Gates, a Devlin potwierdził to lekkim ukłonem.
Rebus wciąż się jeszcze wahał. Potrzebny mu był ktoś z werwą, ktoś taki jak Gates.
– Wniosek przyjęto jednogłośnie – oświadczył Curt, wyręczając go w podjęciu decyzji.
Siobhan Clarke siedziała w pokoju i oglądała telewizję. Postanowiła zrobić sobie prawdziwą ciepłą kolację, ale w połowie krojenia papryki odeszła jej ochota, schowała więc wszystko do lodówki i wyciągnęła z zamrażalnika gotowe danie. Pusty pojemnik leżał teraz na podłodze, a ona z podwiniętymi nogami rozsiadła się na kanapie i oparła głowę na zgiętym ramieniu. Laptop leżał na stoliku obok, ale komórka była odłączona, bo nie spodziewała się żadnych wiadomości od Quizmastera. Wzięła do ręki notatnik i raz jeszcze wpatrzyła się w tajemniczy tekst. Na próby rozwikłania zagadki zużyła już kilkadziesiąt kartek papieru, starając się ułożyć z niego anagram i poszukując ukrytych znaczeń. Siedem płetw w górę czyni króla… a potem jeszcze ta wzmianka o „królowej” i „wpadce”. Najbardziej kojarzyło jej się to z grą w karty, ale almanach gier karcianych wypożyczony z Centralnej Biblioteki niczego nie wyjaśnił. Właśnie zmagała się z sobą, czy podjąć jeszcze jedną próbę, kiedy zadzwonił telefon.
– Halo?
– Tu Grant.
Siobhan przyciszyła trochę telewizor.
– Co się dzieje?
– Chyba udało mi się to rozgryźć.
Siobhan spuściła nogi na podłogę.
– Mów.
– Wolałbym ci to pokazać.
Na linii słychać było jakieś hałasy. Podniosła się z kanapy.
– Dzwonisz z komórki? – spytała.
– Tak.
– I gdzie jesteś?
– Stoję pod twoim domem.
Podeszła do okna i wyjrzała na ulicę. Rzeczywiście jego alfa stała pod jej domem na samym środku jezdni. Siobhan uśmiechnęła się.
– No to znajdź sobie jakieś miejsce i właź na górę. Drugi od góry dzwonek jest mój.
Nim zdążyła złożyć brudne naczynia do zlewu, domofon już zabrzęczał. Upewniła się najpierw, że to on, dopiero potem nacisnęła przycisk zwalniający blokadę drzwi wejściowych. Czekała w otwartych drzwiach, aż pokona kilka ostatnich stopni.
– Przepraszam, że tak późno, ale nie mogłem wytrzymać.
– Kawy? – spytała, zamykając za nim drzwi.
– Proszę. Podwójny cukier.
Wzięli kubki z sobą do pokoju.
– Ładnie tu u ciebie – zauważył.
– Mnie też się podoba.
Usiadł obok niej na kanapie i postawił kubek na stoliku. Potem sięgnął do kieszeni i wyciągnął podręczny atlas Londyn od A do Z.
– Londyn? – spytała ze zdziwieniem.
– Przejrzałem notatki o wszystkich królach, jakich pamiętałem z historii, a potem przez wszystko, co się kojarzy ze słowem king. – Położył atlas tylną okładką do góry i wskazał na umieszczoną na niej mapkę londyńskiego metra.
– King’s Cross? – domyśliła się.
Kiwnął głową.
– Tak. Zobacz sama.
Wzięła do ręki atlas. Grant ledwo mógł usiedzieć w miejscu.
– Seven fins high is king – przypomniał.
– I myślisz że ten king to King’s Cross?
Przysunął się do niej bliżej i powiódł palcem po bladoniebieskiej linii przechodzącej przez stację King’s Cross.
– Widzisz teraz? – zapytał.
– Nic nie widzę – powiedziała ponuro. – Lepiej sam mi powiedz.
– Przesuń się o jedną stację od King’s Cross w górę.
– Highbury i Islington?
– A dalej?
– Finsbury Park… potem Seven Sisters.
– A teraz wróć – powiedział. Był tak podniecony, że aż podskakiwał.
– Tylko się nie posikaj – powiedziała i spojrzała znów na mapkę. – Seven Sisters… Finsbury Park… Highbury i Islington… King’s Cross. – I teraz to do niej dotarło. Dokładnie ta sama kolejność, tylko z nazwami w skrócie. – Seven… Fins… High Is… King. – Spojrzała na Granta, a on radośnie potaknął. – O kurczę, niezły jesteś – oznajmiła ze szczerym podziwem, Grant pochylił się ku niej, jakby chciał ją uścisnąć, jednak Siobhan zrobiła unik. Potem zerwał się na nogi i klasnął w dłonie.
– Sam nie mogłem w to uwierzyć – zawołał – kiedy mi się to tak nagle ułożyło. To linia Victoria.
Siobhan kiwnęła głową w milczeniu, bo nic mądrego nie przychodziło jej do głowy. Istotnie wszystkie te stacje leżały na linii Victoria należącej do systemu londyńskiej kolei podziemnej.
– Ale co to wszystko znaczy? – zapytała w końcu.
Znów usiadł obok niej, pochylił się do przodu i oparł łokcie o kolana.
– Teraz właśnie musimy do tego dojść – powiedział.
Przesunęła się po kanapie, nieco się od niego odsuwając, a potem wzięła do ręki notatnik i odczytała: Ta królowa jada dobrze przed wpadką. Popatrzyła na niego, ale on tylko wzruszył ramionami.
– Czy rozwiązanie może tkwić gdzieś w Londynie? – zapytała.
– Nie wiem – odparł. – Pałac Buckingham? Queens Park Rangers? – Znów wzruszył ramionami. – Może i w Londynie.
– A te nazwy stacji metra… Co one znaczą?
– Wszystkie leżą na linii Victoria – powtórzył, bo nic innego nie przyszło mu do głowy. A potem jednocześnie spojrzeli na siebie.
– Królowa Wiktoria – powiedzieli jednym głosem.
Siobhan miała przewodnik po Londynie, który kupiła, planując kiedyś spędzenie weekendu w tym mieście, do czego zresztą nigdy nie doszło. Chwilę trwało, nim go znalazła. Tymczasem Grant włączył komputer, wszedł do sieci i rozpoczął przeszukiwanie Internetu.
– Może to być na przykład nazwa jakiegoś pubu – powiedział. – Jak w tym serialu EastEnders.
– Tak – potwierdziła, zajęta przeglądaniem przewodnika – albo Muzeum Alberta i Wiktorii.
– Nie mówiąc już o dworcu kolejowym Victoria, też zresztą na tej samej linii. Obok jest też dworzec autobusowy. I najgorsza kafeteria w całej Wielkiej Brytanii.
– Mówisz to z własnego doświadczenia?
– Za czasów szkolnych urządziłem sobie parę weekendowych wyjazdów autobusem. Ale nie spodobało mi się. – Przeglądał jakiś tekst na ekranie.
– Nie spodobał ci się autobus, czy nie spodobał ci się Londyn?
– Myślę, że i jedno, i drugie. Czy ta wpadka może twoim zdaniem oznaczać jakąś wpadkę narkotykową?
– Może. Albo jakąś wpadkę na giełdzie. Nie tak dawno było coś takiego, prawda? Nazwali to nawet „czarnym poniedziałkiem”.
Kiwnął głową.
– A może tu nie chodzi o wpadkę, tylko o jakiś pomnik [Angielskie słowo bust ma wiele znaczeń, m.in. akcja policyjna, wpadka, ale także biust, popiersie.] – ciągnęła. – Na przykład pomnik królowej Wiktorii obok restauracji, gdzie się dobrze jada.
Przez chwilę milczeli, szukając czegoś w przewodniku i w Internecie, aż w końcu Siobhan rozbolały oczy i wstała, by zrobić następną kawę.
– Z podwójnym cukrem – przypomniał Grant.
– Pamiętam – mruknęła i spojrzała na niego. Siedział pochylony nad ekranem, a jedna noga bezustannie mu chodziła. Chciała coś powiedzieć o tej jego próbie objęcia jej… jakoś ustalić ich stosunki na przyszłość… wiedziała jednak, że okazja ku temu już minęła.
Wróciła z kuchni z kawami i spytała, czy udało mu się coś znaleźć.
– Tylko typowe atrakcje turystyczne – odparł. Wziął kubek i podziękował jej kiwnięciem głowy.
– Ale dlaczego Londyn? – spytała.
– Co dlaczego? – Nie odrywał wzroku od ekranu.
– Dlaczego nie gdzieś bliżej domu?
– A może Quizmaster mieszka w Londynie. Przecież tego nie wiemy, prawda?
– Prawda.
– A poza tym, kto powiedział, że Flipa Balfour była jedyną uczestniczką gry. Jestem gotów się założyć, że ta gra ma gdzieś swoją witrynę w Internecie. Albo miała. I każdy, kto chciał się włączyć, mógł z niej skorzystać. Więc na pewno nie wszyscy gracze byli ze Szkocji.