Nie mówiąc o tym, że także bezrobotnym.
Spodziewał się, że ktoś do niego zadzwoni i nie zawiódł się. Zadzwoniła Gill Templer.
– Ty głupi kretynie! – zaczęła.
– Cześć, Gill.
– Nie mogłeś trzymać gęby na kłódkę?
– Pewnie mogłem.
– Zawsze szlachetny kozioł ofiarny, co? – W jej głosie była złość, zmęczenie i napięcie. Potrafił sobie wyobrazić przyczyny wszystkich trzech.
– Powiedziałem tylko prawdę.
– Chyba pierwszy raz w życiu. Tyle że ci nic a nic nie wierzę.
– Nie?
– Daj spokój, John. Przecież Wylie miała na czole wypisane: „To ja”.
– I myślisz, że chciałem ją specjalnie kryć?
– Akurat nie mam cię za wcielenie sir Galahada. Musiałeś w tym mieć jakiś swój interes. Choćby tylko to, żeby wkurzyć Carswella. Przecież wiesz, że cię serdecznie nienawidzi.
Rebus nie miał ochoty przyznawać jej racji.
– A co poza tym? – zapytał.
Złość jej trochę zelżała.
– Na biuro prasowe runęła lawina pytań. Muszę się sama w to włączać.
Rebus nie miał wątpliwości, że nie próżnuje. Wszystkie pozostałe gazety i inne media próbują teraz na gwałt pójść tropem Holly’ego.
– A u ciebie?
– Co u mnie?
– Co masz zamiar zrobić?
– Jeszcze się nie zastanowiłem.
– No cóż…
– Nie chcę ci zabierać czasu, Gill. Dzięki za telefon.
– Na razie, John.
Ledwo odłożył słuchawkę, telefon znów zadzwonił. Grant Hood.
– Chciałem tylko podziękować, że nas pan wszystkich wyratował.
– Nie byłeś niczym zagrożony, Grant.
– Właśnie, że byłem, proszę mi wierzyć.
– Słyszałem, że masz dużo roboty.
– Skąd…? – Grant zrobił przerwę. – Ach, dzwoniła do pana komisarz Templer.
– Czy ona ci pomaga, czy cię wyręcza?
– Właściwie to trudno powiedzieć.
– Nie ma jej tam obok ciebie?
– Nie, jest u siebie. Kiedy wychodziliśmy z tego spotkania z zastępcą komendanta… wyglądało tak, jakby z nas wszystkich jej najbardziej ulżyło.
– Może dlatego, że ona z was wszystkich ma najwięcej do utracenia. Możesz tego w tej chwili nie dostrzegać, ale taka jest prawda.
– Ma pan na pewno rację – powiedział Grant, choć nie bardzo mógł się pogodzić z tym, że to nie jego kariera była w tym wszystkim najważniejsza.
– Leć do roboty Grant i dzięki, że znalazłeś chwilę, by zadzwonić.
– Do zobaczenia. Mam nadzieję, że wkrótce.
– Nigdy nic nie wiadomo…
Rebus odłożył słuchawkę i przez chwilę wpatrywał się w telefon, jednak ten już nie zadzwonił. Poszedł do kuchni, by zrobić sobie herbatę, i stwierdził, że skończyły mu się zarówno torebki z herbatą, jak i mleko. Nie wkładając nawet marynarki, zbiegł po schodach do miejscowego sklepiku, gdzie zakupy uzupełnił jeszcze paroma plasterkami szynki, bułkami i musztardą. Po powrocie do domu zastał pod drzwiami kogoś, kto jednocześnie naciskał dzwonek i mówił do kratki domofonu.
– No dalej, nie udawaj, wiem, że tam jesteś…
– Cześć, Siobhan.
Gwałtownie odwróciła się w jego stronę.
– Chryste, ale mnie prze… – Chwyciła się za gardło.
Rebus wyciągnął rękę i kluczem otworzył drzwi.
– Dlatego, że cię zaszedłem od tyłu, czy dlatego, że już myślałaś, że siedzę na górze z podciętymi żyłami? – Przytrzymał jej drzwi.
– Co? Nie, wcale tak nie myślałam. – Ale widać było, jak rumieniec wykwita jej na policzkach.
– Więc, żebyś się więcej nie martwiła, to ci powiem, że jeśli kiedykolwiek zdecyduję się z sobą skończyć, to zrobię to za pomocą morza gorzały i garści tabletek. A dla mnie „morze” to sesja co najmniej dwu – albo trzydniowa, więc będziesz miała kupę czasu, żeby zadziałać. – Wyprzedził ją na schodach i otworzył drzwi do mieszkania. – To twój szczęśliwy dzień – powiedział. – Nie tylko nie leżę martwy, ale mogę cię jeszcze poczęstować bułką z szynką i musztardą.
– Tylko herbatę, dzięki – rzekła, odzyskując wreszcie równowagę. – Słuchaj, ten hol wygląda teraz rewelacyjnie!
– Rozejrzyj się po całym mieszkaniu. Muszę zacząć przyzwyczajać się do oglądaczy.
– Chcesz powiedzieć, że mieszkanie jest już oferowane do sprzedaży.
– Będzie od przyszłego tygodnia.
Otworzyła drzwi do sypialni i wsadziła głowę do środka.
– No proszę, wyłącznik z przyciemniaczem – zauważyła i wypróbowała, jak działa.
Rebus przeszedł do kuchni, nastawił czajnik i wyciągnął z szafki dwa czyste kubki. Na jednym z nich widniał napis: NAJLEPSZY TATUŚ NA ŚWIECIE. Nie należał do niego, pewnie musiał go tu zapomnieć któryś z elektryków. Uznał, że dla Siobhan będzie akurat. Dla siebie wybrał kubek nieco wyższy z wyszczerbioną krawędzią i obrazkiem przedstawiającym maki.
– Nie dałeś pomalować salonu – powiedziała, wchodząc do kuchni.
– Był nie tak dawno malowany.
Kiwnęła głową. Czuła, że nie mówi jej całej prawdy, ale nie miała zamiaru z niego wyciągać.
– Ty i Grant wciąż ze sobą kręcicie? – zapytał.
– Nigdy nie kręciliśmy. I ten temat jest zamknięty.
Wyjął z lodówki mleko.
– Musisz uważać, bo inaczej możesz trafić na jakiegoś frajera.
– Słucham?
– Kogoś niegodnego ciebie. Już jeden taki mnie dziś sztyletował wzrokiem.
– Mój Boże, Derek Linford. – Zamyśliła się. – Ależ on dziś okropnie wyglądał, co?
– A bywa inaczej? – Rebus umieścił po torebce herbaty w obu kubkach. – To jak, przyszłaś tu na przeszpiegi, czy żeby mi podziękować za nadstawienie karku?
– Za to ci na pewno nie podziękuję. Mogłeś trzymać język zębami i sam wiesz o tym najlepiej. Wpakowałeś się w to wyłącznie na własne życzenie. – Zamilkła.
– No i? – powiedział, zachęcając ją do dalszego ciągu.
– No i to znaczy, że masz w tym jakiś zamysł.
– Właściwie, to nie… nic konkretnego.
– To dlaczego to zrobiłeś?
– Bo tak było najszybciej i najprościej. Gdyby mi się chciało przez chwilę pomyśleć, to może trzymałbym język za zębami.
Dolał do kubków wrzątku i zimnego mleka i podał jeden Siobhan. Spojrzała na pływającą po wierzchu torebkę z herbatą. – Wyciągnij ją sobie jak będzie dość mocna – zaproponował.
– Pychota.
– Na pewno nie masz ochoty na bułkę z szynką?
Potrząsnęła głową.
– Ale mną się nie krępuj – dodała.
– Może trochę później – powiedział i poszedł pierwszy do pokoju. – W robocie spokój?
– Mów sobie, co chcesz, ale Carswell potrafi nieźle trafić do ludzi. Wszyscy są przeświadczeni, że to dzięki jego przemówieniu ruszyło cię sumienie i postanowiłeś się przyznać.
– A sami się teraz jeszcze bardziej starają niż dotąd, tak? Odczekał aż przytaknęła. – Drużyna szczęśliwych ogrodników i żadnych wstrętnych kretów, które by im psuły robotę.
Siobhan uśmiechnęła się.
– Trochę to prostackie, nie uważasz? – Rozejrzała się po pokoju. – To gdzie się stąd wyniesiesz, jak to sprzedasz?
– A masz może wolny pokój gościnny?
– Zależy na jak długo.
– Żartuję, Siobhan. Dam sobie radę. – Pociągnął łyk herbaty. – A właściwie, co cię tu sprowadza?
– Poza przeszpiegami, tak?
– Domyślam się, że musi być coś poza.
Wyciągnęła rękę i postawiła kubek na podłodze.
– Dostałam następną wiadomość.
– Od Quizmastera? – spytał, a gdy kiwnęła głową, dodał – A co dokładnie?
Wyciągnęła z kieszeni kilka kartek i mu podała. Biorąc je, końcami palców dotknął jej dłoni. Na pierwszej był jej e-mail do Quizmastera:
Wciąż czekam na Rygory.
– Wysłałam to dziś z samego rana – wyjaśniła. – Pomyślałam sobie, że może jeszcze nic nie wie.
Na drugiej kartce była odpowiedź od Quizmastera.
Rozczarowałaś mnie, Siobhan. Zabieram zabawki i idę do domu.
Potem wiadomość od Siobhan: Nie wierz we wszystko co piszą. Nadal chcę grać.
Quizmaster: Po to, żeby donosić wszystko szefom?
Siobhan: Tym razem tylko ty i ja. Obiecuję.
Ouizmaster: Jak mogę ci ufać?
Siobhan: Ja ci zaufałam, prawda? I wiesz, gdzie możesz mnie znaleźć. A ja wciąż nic o tobie nie wiem.