Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Jak słusznie podejrzewał nieznajomy nic nie zrozumiał z jego przemowy.

— Do zobaczenia — powiedział w esperanto po czym odwrócił się w stronę drzwi jednocześnie kładąc rękę na rękojeści pistoletu.

— Stój bo strzelam — wrzasnął Artur odbezpieczając automat.

Radził sobie wyjątkowo kiepsko jakby pierwszy raz w życiu miał coś takiego w ręce. Jednocześnie jego druga dłoń ukryta w kieszeni wykonała ruch jakby wciskał jakiś guzik.

Nodar wyprowadził cios stopą trafiając go w mostek, a potem rzucił się w stronę drzwi. Drzwi okazały się być zamknięte. Odwrócił się dobywając noża i w tym momencie Kładkowski wypruł do niego serię z automatu. Nodar padł na ziemię. Żył jeszcze ale zdawał sobie sprawę, że to potrwa tylko chwilę. Powietrze zamigotało i w pomieszczeniu zmaterializował się drugi człowiek. Nie wiedział o tym, ale był to Tomasz Miszczuk — Człowiek z Góry Bólu.

— O do diabła — powiedział patrząc na umierającego.

— Zastrzelony podczas próby ucieczki — zameldował Artur.

Miszczuk odwrócił się do niego z wyrazem złości na twarzy.

— Wyłazi z ciebie żądza krwi, mimo prania mózgu.

— Sięgnął po broń...

Przybysz wyjął laptopa wystukał kod i zmaterializował z powietrza parę potrzebnych mu rzeczy.

— Cofniemy przepływ entropii — powiedział. — Przecież trzeba go przesłuchać.

Obłożył leżącego dookoła kombusotami i etrostatami i znowu coś wystukał. Rany zabliźniły się momentalnie. Nodar poczuł to i odczuł nawet coś w rodzaju wdzięczności. Gdy był już pewien że skutki postrzału cofnęły się wystrzelił z trzymanego ciągle w dłoni pistoletu. Trafił w laptopa i zobaczył jak oczy agenta wyłażą z orbit. Wokoło wczepu na skroni pojawiła się ciemna plama a potem z nosa pociekła mu krew. Padł na ziemię. Artur przypadł do niego i wyrwał wtyczkę z gniazda. Było już chyba za późno.

— Zabiłeś go — powiedział.

— Zadzwoń po wasze pogotowie — polecił mu Nodar po polsku.

— Co?

— Zadzwoń po kogoś kto was ożywi.

— To znaczy...

— Dzwoń!

Kładkowski wywinął pasek na drugą stronę. Odsłoniło się coś w rodzaju klawiatury z numerkami. Wystukał dłonią jakiś numer i zniknął. Nodar zaklął. Popatrzył na leżącego. Trup? Ciało drgało lekko. Kolor przy uchu stawał się bledszy. Wreszcie ranny otworzył oczy.

— Zaraz tu będą — powiedział. — wpadłeś Gruzinie.

Nodar strzelił do niego jeszcze raz. Ciało drgnęło i z przebitej piersi pociekła krew. Zauważył że kula weszła bardzo płytko, tak jakby po przebiciu skóry wytraciła szybkość. Ranny zacisnął zęby i po chwili kula wypadła na połogę. Rana natychmiast przestała krwawić.

— Nic ci to nie da — powiedział leżący. — Wczepy biocybernetyczne, nanotech, cofanie czasu dla ciał. Zawędrowałeś za daleko od domu Gruzinie.

Nodar uśmiechnął się a potem strzelił jeszcze dwa razy. W oczy. Można zrobić wszystko, ale nie kuloodporne szkła kontaktowe. Pochylił się nad leżącym i odczepił pas. Zabrał torbę z laptopem i karabin. Wybiegł z domu tylnym wyjściem. Zobaczył migotanie powietrza w kilku miejscach ogrodu. Wskoczył w krzaki. Z powietrza zmaterializował się oddział złożony z kilkunastu ludzi. Uzbrojeni byli w dziwną aparaturę.

— Skan zapachowy — pokrzykiwał jeden z nich. — Satelitarne namierniki podczerwieni! Zaraz go capniemy.

— Zobaczymy kto kogo — mruknął do siebie i przeładował kałasza.

Wszyscy byli odwróceni do niego tyłem. Nigdy jeszcze nie strzelał do człowieka od tyłu, ale stanął na wysokości zadania. Podziurawił ich jak sito. W ciągu siedmiu sekund wszyscy leżeli na ziemi. Nie przejmował się tym specjalnie. Zaraz wpadną ich kumple z maszynkami do ożywiania i będzie po kłopocie. Zresztą kule nie weszły zbyt głęboko. Przeszukał dwa najbliższe ciała. Zabrał miotacz czegoś, kolejnego laptopa który był o tyle lepszy, że nie miał dziur po kulach w wyświetlaczu i jakiś dziwny przedmiot. Później pomyśli co z nim zrobić. Puścił się biegiem przez ogród w kierunku parkanu. Ci za nim zaczęli wstawać, przynajmniej niektórzy. Podbiegł do drewnianego ogrodzenia i skoczył usiłując złapać za jego szczyt. W tym momencie padł pierwszy strzał. Strzał był niecelny ale wybił w przeszkodzie dziurę jak stodoła. Pociąg by się zmieścił. Zanurkował przez nią. W tej chwili na uliczce zmaterializował się kolejny człowiek. Siedział na takim czymś dziwnym podobnym do motocykla. Nodar wbił mu lufę automatu pod żebra.

— Złaź ścierwo bo zabiję — wrzasnął po polsku.

Siedzący posłusznie odpiął uprząż i zsiadł.

— Kluczyki! — wrzasnął na niego Gruzin, ale niepotrzebnie, bo silnik grał.

Wskoczył na siodło i pociągnął za to co uważał za manetkę gazu. Zgadł, to była manetka gazu, szarpnęło nim potężnie i zrozumiał natychmiast po co potrzebne są te wszystkie paski. Maszyna ryknęła i osiągnęła szybkość dobrych dwustu kilometrów na godzinę. Przez chwilę pędził ulicą, a przechodnie odskakiwali zaskoczeni.

— Ograniczam szybkość. Wykroczenie drogowe — poinformował go głos dobiegający z kratki koło szybkościomierza.

Nie wiedział czy to maszyna czy jakiś gliniarz już go namierzył.

— Zagrożenie życia — powiedział. — Utrzymuj szybkość.

Maszyna nie odpowiedziała ale szybkość pozostała ta sama. Niespodziewanie zobaczył cztery czerwone kropki wielkości spodków otaczające pojazd. Biegły po ziemi równie szybko jak jechał. Pamiętał co stało się wczoraj. Odpiął paski dodał gazu i puścił się kierownicy. Przetoczył się po chodniku ale ani na chwilę nie stracił przytomności. Pojazd pomknął do przodu, a kropki dogoniły go i po chwili uderzył laser. Pozostał wytopiony krąg lawy i nieduża srebrzysta kałuża metalu. Zerwał z siebie gabliję i wepchnął ją pod pobliską ławkę. Po pierwsze zmienić wygląd. Wokół kręgu zgromadził się już spory tłum. Oddalił się niezauważony. Wreszcie usiadł na ławce pod drzewem i zaczął się rozpaczliwie zastanawiać co dalej. Prawie go dorwali. Może jeszcze raz się przebrać, ale nie powinien pokazywać się w tym mieście. W zadumie zaczął przeglądać łupy. Wśród nich był dziwny przedmiot. Obrócił go w dłoniach, a potem spróbował rozkręcić. Udało mu się. Wewnątrz było kilkanaście złotych i srebrnych monet. Były bardzo ładne. Srebrne nazywały się grosze a złote oczywiście złote. Aż się roześmiał. To był tutejszy portfel. Wzrok jego padł natychmiast na sklep z żywnością po drugiej stronie ulicy. Poszedł tam i zapakował całą torbę różnych rzeczy. Wszystko było tanie. Niecały jeden złoty. Uspokojony wrócił do siebie. Usiadł w półmroku i zapalił kupioną w sklepie latarkę. W jej świetle zaczął badać resztę. Pas do teleportacji. Konstrukcja zewnętrzna była tak prosta że mógłby ją obsługiwać szympans. Wystarczyło wystukać kod i wcisnąć guzik potwierdzenia. Inne sprawa że trzeba było znać kod. Odłożył pas i otworzył laptopa. Wyświetliło się coś co przypominało nieco system operacyjny windows. Barwne obrazki ułożone w kilka grup. Zastanawiał się przez chwilę. Gdyby coś wcisnął...

Niespodziewanie ekran rozjarzył się lekko i popłynął przezeń napis.

Uwaga!

Do zbłąkanego wędrowca. Znajdujesz się na terytorium Północnego Niezależnego Terytorium Koncesyjnego. Gruzja i naród gruziński nie istnieją od czasów globalnego konfliktu przed trzystu laty. Złamałeś większość obowiązujących tu zarządzeń jesteśmy jednak skłonni udzielić ci amnestii. Twoje winy zostaną zmazane. Jeśli potrzebujesz pomocy lekarskiej zostanie ci udzielona. Masz prawo wybrać sobie status obywatela dowolnego państwa, lub honorowy status jedynego jeńca wojennego na planecie. Jeśli sobie życzysz możemy usunąć twoją pamięć i zastąpić ją standardową bądź na życzenie pozostawić bez zmian. Jeśli jesteś gotów się poddać...

Tekst został zastąpiony przez inny. Ten wyświetliło do góry nogami. Odwrócił pospiesznie laptopa.

Nie wierz ani jednemu słowu. Spróbujemy cię wyciągnąć. Zniszcz natychmiast to urządzenie. Mogą cię namierzyć. Sergiej Susłow.

Rzucił komputer na ziemię i przyładował mu kilkakrotnie kawałem betonu. Maszyna rozprysła się na drobiny plastyku i metalu. Miał nadzieję że to wystarczy.

32
{"b":"103193","o":1}