Литмир - Электронная Библиотека
A
A

— A anomalia? — zapytał Pawło.

— Och to proste. Podobnie jak z czasem zasada ma się także z materią. Wyobraźcie sobie na początek teleportację. Ciało znika z punktu A by pojawić się w punkcie B. Natychmiast. A ściślej mówiąc nawet jeszcze szybciej.

— To znaczy?

— Wyobraźcie sobie punkt w przestrzeni. Nazwiemy go punktem tu i teraz. Zajmuje tylko jedno miejsce w przestrzeni. Narysujmy go. Przechodzi przezeń oś czasu Oczywiście punktów takich są tysiące i miliardy. Każdy jednak jest gdzie indziej. To że znajdujemy się w tym punkcie zależy od upływu czasu, bowiem jego oś, ta indywidualna dla nas znajduje się właśnie tutaj.

Kiwnęli głowami.

— Jeśli teraz zastanowimy się jak będzie wyglądała nasza podróż w przestrzeni z szybkością światła to uzyskamy taki stożek — Narysował. Rys 2

— Dlaczego? — dziwiła się Damao. — Nie możemy przemieścić się do sąsiedniego punktu bardziej płasko?

— Nie. Ogranicza nas szybkość światła. Zanim się tam znajdziemy upływa czas. Stąd oś czasu niejako ściąga nas do tyłu. Stożek jest zresztą symetryczny względem poziomu przestrzeni. Pod spodem jest taki sam stanowiący sumę ruchów które zbudowały dla nas punkt tu i teraz i sprawiły że się w nim znajdujemy.

— Zaraz, a nasza oś czasu?

— Oś jest związana z punktami przestrzeni, a nie z nami.

— Dobrze — powiedziała Damao. — Nie jesteśmy fizykami. Musimy wierzyć ci na słowo. Ale czy oś czasu ulegnie zakrzywieniu. Jeśli spowolnimy czas?

— Następuje deformacja stożka i jego otocznia. Oś wychyla się w bok. Stożek niejako kładzie się. Jeśli zwolnimy maksymalnie wychylenie będzie prawie tak duże by przejść pod poziom przestrzeni.

Rys 3

— Podróż w czasie? — zdumiał się Pawło.

— Trochę coś takiego. Anomalia. Jeśli czas się zatrzyma, stożek dla punktu i teraz ulega zawieszeniu w czasie nieciągłym. Dlatego występują anomalie. Czas obmywa stożek wokoło, a nie wykorzystana entropia skupia się w jednym miejscu. Ale na podróże w czasie jest też inna metoda — narysował.

— Ciało osiągające prędkość nadświetlną tak jak w czasie teleportacji w stożku osiąga taką drogę — narysował. — W chwili przekraczania szybkości granicznej dla ekspansywności stożka następuje wyrzucenie go poza stożek.

Rys 4!!!!!!!

— Znajdzie się poza czasem?

— Miejsce poza czasem nie istnieje. Ciało wyskoczy poniżej. Potem wróci do osi czasu.

— Zaraz przecież jedno już tam jest!

— Oczywiście. Ten człowiek dokonał teleportacji gdzieś na ziemi. A ściślej dokona jej za kilka minut. Tymczasem jego drugie ciało znalazło się tutaj. Przez chwilę było ich dwu w jednym czasie.

— Jeśli było ich dwu to na logikę gdzieś nie powinno być ani jednego.

— To nie tak. Widzieliście, on szedł może dwadzieścia sekund od chwili rzucenia zegarka. Szedł w kierunku stycznym do osi czasu. Dlatego na zegarku upłynęło jedenaście dni. Dla niego zapewne kilka sekund...

— Szedł jakby miał kilo gówna w gatkach — zauważył Mykoła.

— On szedł szybko. My znajdowaliśmy się w innym strumieniu czasu w pozycji mniej stycznej do jego ruchu. Nam się wydało, że wolno. W rzeczywistości jego ruch był jeszcze ciągle ruchem podświetlnym. To proste. Paradoks Einsteina. Zwiększamy szybkość i nasze subiektywne poczucie czasu nie zwalnia. Ale ten kto nas obserwuje z boku widzi, że my sami poruszamy się coraz wolniej. Gdy Stary Prezydent leciał do Proksimy Centauri upłynęło dla niego kilka lat. Wracał w polu czasu stojącego, więc czas nie płynął dla niego wcale.

— To dziwne — powiedziała Damao. — Nie opublikował nigdy nic z tego co znalazł na Proksimie. A przecież chociażby to pole... Może dostał je od jakiejś tamtejszej cywilizacji?

Pomysł był tak absurdalny, że wszyscy się roześmieli.

— Damao — powiedział Tomasz. — Nasze sondy, a ściślej rzecz biorąc sondy Starego Prezydenta badają osiemdziesiąt układów planetarnych w promieniu dwustu lat świetlnych. Nigdzie nie ma nawet życia o cywilizacjach nie wspominając. Dlaczego już na Proksimie miałby taką znaleźć?

— To Prezydent twierdzi, że ich tam nie ma. Może kłamać.

Twarz Miszczuka lekko stężała.

— On? Kłamać? Może co najwyżej nie mówić całej prawdy. A to co innego.

Odwrócił się i poszedł do swojego namiotu. Szedł szybko jakby zaczął się spieszyć. Wszedł do środka ale nie zapalił światła. Namiot pozostał ciemny jak wcześniej. Zamknął za sobą klapę na suwak.

— Chyba obraziłaś naszego patriotycznie nastawionego kolegę — powiedział Pawło.

— No co ty.

Niebawem wszyscy rozeszli się do namiotów. Teoretycznie mieli iść spać, ale było jeszcze całkiem wcześnie.

XI

Nodar opuścił lornetkę i zamyślił się poważnie. Żółtki. Wszystko żółte. Ale nie do końca. Widywał też ludzi o domieszce krwi białej. Gdzieniegdzie migały mu jasne włosy. Zamyślił się.

— Chyba trzeba będzie się przespacerować — powiedział sam do siebie. —Żeby się rozpatrzyć i w ogóle.

Wstał, otrzepał swój kombinezon i przyjrzał mu się krytycznie. Ubiór był nieskazitelnie biały, tylko suwaki przy kieszeniach miał czerwone. Nie wyglądał specjalnie ekstrawagancko.

— Może ujdzie w tłumie.

Przelazł niski murek i zeskoczył na biegnącą dnem wyschniętego kanału ulicę. Ruszył jej brzegiem starając się wyglądać jak ktoś kto idzie w ściśle określonym kierunku. Kawałek za Żurawiem, tam gdzie kiedyś był budynek muzeum archeologicznego wspiął się po schodkach na byłe nabrzeże. Postanowił przejść przez miasto i sprawdzić czy coś zostało z dworca kolejowego. W razie gdyby zostało chciał włączyć się do sieci informacyjnej i poszukać gruzińskich przedstawicielstw wojskowych i dyplomatycznych. To wydało mu się dobrym pomysłem. O ile dworzec nadal istnieje. O ile istnieją sieci informacji turystycznej jeśli są bezpłatne. Cały czas prześladowało go ponure podejrzenie że Azjaci idąc na Europę starli Gruzję z powierzchni ziemi. W miejscu na którym stał niegdyś budynek leżał potężny głaz narzutowy. W kamieniu wykuto jakiś napis. Napis wykuty był cyrylicą.

Pamięci polskich archeologów poległych w globalnym konflikcie.

Napis był w języku polskim. Polszczyzna była w sumie identyczna jak w jego czasach.

— Waj me! — szepnął do siebie po gruzińsku.

Ruszył śmiałym krokiem prosto przed siebie chodnikiem wyłożonym granitową kostką. Kostka była wypolerowana jak lustro, a potem przebieżnikowana. Wyglądało to nawet całkiem ładnie. Minął pierwszego człowieka. Ten nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. Nodar zastanawiał się przez chwilę, a potem odpruł naszywkę z napisem POF i schował ją do kieszeni. Skoro tu używano cyrylicy może nie należało się narażać.

— Najweselej będzie jeśli takie kombinezony noszą tu niewolnicy i zaraz mnie zwinie jakiś patrol — wymyślił koszmarny dowcip.

Szło mu się bardzo dobrze. Ciepłe czerwcowe powietrze owiewało mu twarz. Minął go dziwny pojazd. Coś w rodzaju motocykla, ale najwyraźniej na poduszce powietrznej albo grawitacyjnej. Zauważył, że jadąca nim dziewczyna miała nogi przypięte skórzanymi paskami do osłony. Zamyślił się. Nie wyglądała na uwięzioną. Ten detal zapewne miał zwiększać bezpieczeństwo jazdy tak jak pasy w samochodzie. Minęły go dwie dziewczyny w kimonach z parasolkami. Zaraz potem natknął się na ławeczkę i kosz na śmieci. Był doskonale wyszkolonym wywiadowcą i teraz nie namyślał się ani chwili. Usiadł na ławeczce i wykorzystując że nikogo nie ma w pobliżu zajrzał do kosza. W koszu leżały jakieś uschłe gałązki zapewne zmiecione z chodnika, obcas od sandałka oraz pieluszka jednorazowa. Zauważył, że nie ma ani śladu niedopałków. A potem spostrzegł gazetę. Tego właśnie wypatrywał w koszu, ale ona znajdowała się w estetycznym koszyczku umocowanym z boku ławki.

— Aha — powiedział sam do siebie.

Zaczął się zastanawiać jakie kary mogły grozić za przywłaszczenie sobie gazety i doszedł do wniosku, że lepiej będzie jeśli przejrzy ją tylko, a potem odłoży na miejsce. Tak było bezpieczniej i uczciwiej. Rozłożył ją ostrożnie. Nazywała się zupełnie zwyczajnie Gazeta Wyborcza. Biorąc pod uwagę ilość czasu jaki upłynął naprawdę go to zaskoczyło. Na pierwszej stronie czernił się wielkimi literami tytuł.

24
{"b":"103193","o":1}