Литмир - Электронная Библиотека
A
A

A propos ciała. Opowiesz mi dzisiaj coś o Twoim ciele? Możesz pominąć śledzionę i trzustkę. Skup się na piersiach, a potem przejdź do ust. Nie mów mi nic o podbrzuszu. Nie jestem jeszcze na to przygotowany...

Taki także był Jakub! Potrafił od kwarków, gluonów i idei Stworzy­ciela przejść bez najmniejszego wahania do trywialnej erotyki. I na do­datek było to tak naturalne, że nie umiała się nawet oburzać w przeko­nujący sposób.

Pamięta, że wtedy nie była to «prowokacja walczącej ateistki». Za­pytała z czystej ciekawości. Przypomniała jej się pewnego dnia ta sce­na okrucieństwa przy zabijaniu krów w Nimes. To zawsze budziło w niej agresję. Opowiedziała mu ją w szczegółach. Była znowu rozju­szona swoimi wspomnieniami. Wprowadziła się przy tym w stan cy­nicznego sarkazmu i napisała nagle do niego:

ONA: Jak to jest, że Kościół chrześcijański, bo nie tylko katolicki, akceptuje zabijanie zwierząt? Czy ich cierpienie nie ma żadnego znaczenia dla Boga?

Przecież wszystkie zwierzęta stworzył On sam. Poza tym zwierzęta nie mu­szą cierpieć z powodu grzechu pierworodnego, bo go nie popełniły. To nie ich prapramatka zerwała Owoc z drzewa wiedzy, aby dostąpić wiedzy i zaznać odrobiny rozkoszy. Nie było żadnego konia i żadnej klaczy, które trzeba by przeganiać z raju. Zwierząt nie dotyczy, o czym wiesz lepiej niż ja, żadna zbio­rowa odpowiedzialność – to najbardziej odpycha mnie od religii, ta bezsensow­na zbiorowa odpowiedzialność – za zachowanie grzesznej kobiety, która na­mówiła na jabłko słabego mężczyznę, który natychmiast poskarżył się Bogu. Zwierzęta nie muszą ubiegać się o odkupienie.

Tak na marginesie. Jakubku, mógłbyś chociaż raz pochwalić moją teolo­giczną erudycję. Jestem pewna, że choć nie święcę pisanek na Wielkanoc, wiem więcej o zmartwychwstaniu Chrystusa niż wielu ministrantów w kościele na moim osiedlu. Pochwalisz?

A może to cierpienie zwierząt jednak ma znaczenie? Może tylko Bóg jest tak zajęty wymyślaniem nowych form cierpienia grzesznych ludzi, że na zara­dzenie cierpieniu bezgrzesznych zwierząt nie ma już po prostu czasu i odkłada to na później?

Nie pisz mi tylko, że taka jest logika świata. O tym, że to nieprawda, wie na­wet moja głęboko i naprawdę wierząca sąsiadka po podstawówce i dlatego za­pisała się do Ligi Ochrony Zwierząt.

Pytam, bo ostatnio widziałam w telewizji reportaż z pewnej rzeźni na połu­dniu Polski. Kamera w szerokim ujęciu i ze wszelkimi szczegółami pokazała wi­szące za nogi w dół krowy z podciętymi gardłami, wykrwawiające się do wia­der. W tle trudno było nie zauważyć krzyża wiszącego na ścianie nad bramą prowadzącą do chłodni. Trochę byłam zdziwiona tym krzyżem. Ale wytłuma­czyłam sobie, że to musiała być rzeźnia wyznaniowa.

Jak znam Kościół, to oni pewnie mają i na te zwierzęta jakieś zgrabne wy­tłumaczenie. Jakubku, jeśli je znasz, to mi wytłumacz. Proszę.

ON: Nie, nie mają. Wytłumaczenie jest wyjątkowo niezgrabne i mało kogo przekonuje. Jeśli już zdążyłaś się uspokoić po tym ataku dumy i triumfu, że «tak właśnie myślałaś», i obiecasz mi, że postarasz się przeczytać to bez uczucia wyższości, napiszę Ci wszystko, co wiem na ten temat.

ONA: Nie miałam uczucia triumfu. Zwierzęta są dla mnie o wiele ważniejsze niż chwilowa przewaga bezdusznego ateizmu nad miłosiernym chrześcijań­stwem. Dlatego nie mam żadnych trudności z obiecaniem Ci tego, o co pro­sisz. Jak więc chrześcijanie tłumaczą przyzwolenie Boga na cierpienie zwie­rząt?

ON: Pokrętnie i różnie, w zależności od nasilenia wiary. Niektórzy uważają, że doznania, a więc także ból i cierpienie, odbywają się w duszy. Ponieważ zwie­rzęta według nich nie mają duszy, nie mogą cierpieć. Jest to wyjątkowo nie­prawdopodobna teoria, więc nawet Kościół chce o niej zapomnieć. Niektórzy genetycy natomiast przychylają się ku takiemu podejściu. Wiwisekcje szczu­rów, dla celów naukowych oczywiście, są w ramach tej teorii całkowicie uspra­wiedliwione.

Inne wytłumaczenie jest zdecydowanie bardziej logiczne. Cierpienie jest cierpieniem poprzez fakt jego trwania. Nawet jeżeli Brownie miała doznania, to, według tej teorii, nie miała świadomości. A tylko dzięki świadomości można przewidzieć, że cierpiąc w danym momencie, prawdopodobnie będzie się cier­piało za chwilę. Nieuświadomione trwanie cierpienia powoduje, że zwierzęta cierpią znacznie mniej. Obmyślił to pewien angielski filozof o nazwisku Lewis. Nigdy nikomu nie powiedział, jak zdobył te informacje, tym bardziej że z jego biografii wynika, że ani na koniach nie jeździł, ani nawet psa nie miał.

Lewis też nie wiedział do końca, dlaczego zwierzęta w ogóle muszą cier­pieć, chociaż nigdy nie zgrzeszyły. Zwalił więc wszystko na diabła, który rzeko­mo podburzył zwierzęta do wzajemnego pożerania się. Czyli jednym słowem wszystko przez diabła. Bóg tego nie chciał.

Inny Anglik o nazwisku Geach zrobił faktycznie z Boga Wielkiego Konstruk­tora bez sumienia. Uważał bowiem, że Bóg, planując cały ten żyjący świat, któ­ry miał podlegać ewolucji, wcale nie martwił się o zminimalizowanie cierpienia ani ludzi, ani tym bardziej zwierząt. Geacha nikt nie brat poważnie, bo jak tu pogodzić wizerunek nieskończenie dobrego ojca podzielającego cierpienie ze wszystkim, co stworzył, z proponowanym przez Geacha obrazem Boga jako bezwzględnego kierownika projektu pod nazwą «Ewolucja». To już lepiej zostać przy diabełku Lewisa.

ONA: Tak uważają dwaj Anglicy, o których pierwszy raz słyszę. A co Ty o tym myślisz?

ON: Niepokoję się tym. Nie umiem tego wyjaśnić. Każde cierpienie, które nie jest rytuałem jakiegoś odkupienia, nie stanowi kary za jakieś przewinienia, jest dla katolika niepokojące. A Brownie... Brownie jest dowodem, że niepokoję się słusznie. Zaparło mi dech ze wzruszenia, gdy przeczytałem to, co napisałaś o Brownie.

Nagle poczuła, że ktoś delikatnie dotyka jej ramienia. Asia. Śmiejąc się, powiedziała:

– Obudź się. Mówisz przez sen. Ten facet z rzędu za nami aż się wychylił, żeby zrozumieć, co mówisz.

Musiała się zdrzemnąć. Często jej się to ostatnio zdarzało. Potrafiła przechodzić z myśli w sny, nie zauważając różnicy.

– Gdzie jesteśmy? – zapytała, przecierając oczy.

– Mijamy Berlin – odpowiedziała Asia, podając jej plastikowy ku­bek z gorącą kawą z termosu. – Alicja z pewnością planuje już przy­szłość z tym młodym ze słuchawkami na uszach. Od Warszawy siedzą razem. Zdążyła położyć głowę na jego ramieniu. Przystojny facet. A propos facetów. Kto to jest Jakub? Co najmniej dwa razy wymówiłaś to imię przez sen.

ON: Cmentarz City of Dead St. Louis, bo tak się oficjalnie nazywa – chociaż wszyscy nazywają go po prostu Dead City – jest jednym z naj­bardziej ponurych przykładów amerykańskiego kiczu. Chociaż w infor­matorach o Nowym Orleanie wymieniany jest jako jedna z ważniejszych atrakcji tego miasta, on uważał, że cmentarz «tętniący życiem», jak napisał o nim jakiś nawiedzony grafoman w jednym z przewodni­ków, mógł powstać tylko w Ameryce.

Cmentarz przypomina miniaturowe miasto. Groby, a w zasadzie grobowce, wznoszą się nad powierzchnią ziemi i nieodparcie kojarzą z miniaturowymi domami. Niektóre mają fasady z drzwiami, niektóre małe ogródki z płotami i bramami, niektóre okazałe fontanny, a jeszcze inne mają nawet małe skrzynki pocztowe zawieszone na wejściu do domu-grobu lub przy bramie. Przed większością grobowców stoją wy­sokie maszty, na których powiewają flagi amerykańskie. Chociaż nie tylko amerykańskie. Przy wielu widział, obok amerykańskiej lub kana­dyjskiej, włoską, gdzie indziej irlandzką, a także polską.

Zaobserwował też ze zdziwieniem, że prawie przy żadnym grobow­cu nie było świec ani zniczy. Były za to halogenowe reflektory włącza­ne i wyłączane w zależności od pory dnia przez fotokomórki i skiero­wane na frontony grobowców.

59
{"b":"101711","o":1}