Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Wystukał adres strony internetowej hotelu: WWW.relais-bosąuet.com.

– Wie pani, że ten hotel jest na Polach Marsowych i że mogłaby pa­ni zamieszkać prawie przy wieży Eiffla?

– Teraz wiem. Ale to jest mi zupełnie obojętne. Bardzo chcę być w Paryżu siedemnastego lipca. Ja mogę spać nawet na trawniku pod wieżą Eiffla. Jeśli wszystko się uda, nie będę w ogóle spać. Głównie chodzi o to, aby moje przyjaciółki miały łóżka w tym hotelu. Jeśli do­staną i łazienkę, będzie pan prawdziwym skarbem.

Patrzyła na monitor jego komputera, podczas gdy on nawigował po stronach WWW hotelu pokazujących wystrój pokoi, oferowane przez ho­tel usługi, a także mapy z jego położeniem. Faktycznie. Trudno było sobie wyobrazić hotel, który mógłby być bliżej wieży Eiffla. Na ekranie ukazał się grafik wolnych pokoi.

– Zależy pani na pokoju jednoosobowym, czy może pani ewentual­nie spać z koleżankami? – zapytał, patrząc na jej prawą dłoń z obrącz­ką na palcu.

Nagle, gdy on tak wprost ją o to zapytał, zdała sobie sprawę, że oczy­wiście zależy jej, aby mieć pokój jednoosobowy. Niezależnie jak bardzo niemoralnie może się to komuś kojarzyć, jej zdecydowanie na tym bar­dzo zależy! Oczywiście, że chciałaby być z nim sama, gdy tylko on poko­na swoją nieśmiałość i odważy się przyjść z nią do jej hotelu. Nie wie­działa jeszcze dokładnie, co mogłoby oznaczać być z nim «sam na sam» w hotelu w Paryżu, bardzo blisko wieży Eiffla, ale czuła, że musiałoby to być bardzo przyjemne. Dlatego gdy tylko praktykant poruszył ten temat, natychmiast pomyślała, że właśnie zaczął się jej okres i w związku z tym z absolutną pewnością nie będzie miała okresu między 16 i 20 lipca.

Nie będę miała okresu i pokój będzie jednoosobowy – pomyślała.

Wyciągnęła dłoń po szklankę z wodą, zgarnęła włosy znad czoła i nie podnosząc oczu, powiedziała:

– Skoro już wiemy, że nie muszę spać na trawniku pod tą wieżą, za­leży mi na tym, aby nie zakłócać snu moich najlepszych koleżanek, gdybym postanowiła, na przykład, naprawdę nie spać, aby nie tracić czasu w tym cudownym mieście, albo...

Nie dokończyła, bo on wpadł jej w słowo, mówiąc:

– Zarezerwowałem pani pokój od strony ogrodu. Strona od tarasu jest zaraz nad restauracją w podwórzu. Francuzi są bardzo hałaśliwi, gdy wypiją za dużo wina. Tego nie chciałaby pani z pewnością, praw­da? Będzie pani mogła «nie zakłócać snu» nikomu, kto nie będzie sobie tego akurat życzył.

Popatrzył na nią z uśmiechem.

– Czy może pani zostawić zaliczkę także w imieniu koleżanek? Wyjazd jest za kilka dni i wolałbym mieć odrobinę pewności, że nie zmienią panie zdania. Tym bardziej że hotel zdążył już potwierdzić re­zerwację pokoi dla pań. Niech pani sama zobaczy. – Odwrócił ekran monitora w jej stronę i palcem wskazał na tekst e-mailu faktycznie po­twierdzający ich rezerwację.

Zdziwiła się trochę, że potwierdzenie nadeszło tak szybko i po pol­sku, ale zignorowała to i powiedziała:

– Ja nie zmienię zdania, nawet gdyby wieżę Eiffla przeniesiono w inne miejsce. Ważne, żeby hotelu nie ruszali. Głównie ze względu na ten ogród. Za koleżanki też ręczę. Czy wystarczy panu poręczenie moją kartą kredytową Visa?

Wychodząc z tego biura, czuła, że fala gorąca, która ogarnęła całe jej ciało, wcale nie jest skutkiem wyjątkowego upału tego lata. Było jej tak gorąco, bo zdała sobie sprawę, że decyzją sprzed chwili zmieniła radykalnie, na razie tylko wobec siebie, status znajomości z Jakubem, Wirtualność, bezpieczne oddalenie, niefrasobliwą kokieterię, te niespo­dziewane, ale w gruncie rzeczy niezobowiązujące wyznania oraz in­tymności wtrącane w teksty wystukiwane na klawiaturze ich kompute­rów mogą niebawem stać się wspomnieniem niebanalnego flirtu z początku autentycznego związku.

Niebezpiecznego związku.

I chociaż zabrzmiało to patetycznie i groźnie, jak tytuł jakiegoś tele­wizyjnego reportażu, wiedziała, że to właściwa nazwa. Ten związek niebezpiecznie dryfował w jednym kierunku. Mimo to, chwilę później, czekając obok biura na taksówkę, szepnęła rozpromieniona do siebie:

– A co tam...

Postanowiła koniecznie zapytać Alicję i Asie, czy ich dotychczaso­we decyzje typu «A co tam...» były zawsze właściwymi decyzjami. Jej były. Jak dotąd wszystkie. Bez wyjątku.

Siedziała w taksówce i myśli kłębiły się w jej głowie. Co powinna przeczytać o Paryżu przed wyjazdem? Pewnie i tak nic nie przeczyta. Ale Asia jak zwykle będzie wiedziała wszystko. Co powinna zabrać z sobą? Czy zdąży pójść do kosmetyczki i fryzjera? Czy powinna kupić nową bieliznę? A propos bielizny... Kiedy ostatnio woskowała nogi? Jak będzie pachniał na jego skórze ten zapach, który tak wiele razy wą­chała w perfumerii? A propos jego skóry. Ile można by schudnąć przez tych kilka dni do jego przylotu, gdyby się jadło wyłącznie szparagi? Ostatnio czytała, że nie dość, że nią mają żadnych kalorii, to jeszcze do tego genialnie odwadniają. Z drugiej strony lepiej nie przesadzać z tymi szparagami. I tak przy wszelkich dietach najbardziej zmniejszają się jej piersi. Wiedziała na pewno, że nie chciałaby mieć mniejszych piersi w Paryżu, niż ma teraz. Wręcz przeciwnie. Chciałaby, aby jej piersi w Paryżu były tak duże jak nigdy dotąd.

Przez chwilę zastanawiała się także, jak o tej podróży powie mężo­wi. Tymczasem jednak jechała taksówką z powrotem do swojego biura, aby przede wszystkim powiedzieć o tym jemu, Jakubowi.

Dochodzi siedemnasta w Warszawie – myślała. – W Nowym Orleanie jest około siódmej rano. On wchodzi na Internet po śniadaniu. Jeśli ten taksówkarz przedrze się z Krakowskiego Przedmieścia pod moją firmę w pół godziny, to powinnam zdążyć nim Jakub przeczyta e-mail z informacją o moim przyjeździe, zanim opuści hotel, aby poje­chać do centrum kongresowego. Będzie miał cały dzień, aby o tym pomyśleć.

Uśmiechnęła się. Ale to znowu ja – pomyślała. – Ja go sobie znala­złam, ja wciągnęłam go w moje życie, ja teraz jadę do niego.

Jednak nie czuła się ani trochę niezręcznie. Jakub w tym wszystkim, co pisał do niej lub robił dla niej, choć potrafił bardzo często przekra­czać – trzeba przyznać, że z niespotykaną gracją – granice intymności, zawsze udowadniał, czasami nawet z przesadą, jak bardzo ją szanuje. Dlatego fakt, że to ona jedzie do niego, a nie on do niej, w żaden sposób nie mógłby być przez niego niewłaściwie zinterpretowany. Poza tym nie spotkali się dotychczas tylko dlatego, że to on nie chciał kompliko­wać jej życia.

Poza tym – myślała – ten cały plan z Paryżem, przypadkowość jego tam pobytu, przypadkowość tej jej spontanicznej, «z biegu» organizacji, wszystko to powodowało, że spotkanie – jeśli dojdzie do skutku – bę­dzie po prostu rezultatem niebywałej konstelacji wydarzeń, których dy­namice oni się tylko poddają.

Wyjęła lusterko i poprawiając makijaż, zastanawiała się nad tym, W momencie gdy przyszła jej do głowy ta «konstelacja wydarzeń», mu­siała, po prostu musiała zaśmiać się głośno do odbicia swojej twarzy.

Od kiedy to potrafię wymyślać takie bzdury, używając tak bardzo naukowego języka? – pomyślała.

Taksówkarz akurat zatrzymał samochód przed wejściem do budyn­ku jej firmy i najwidoczniej źle interpretując ten śmiech, postanowił spróbować szczęścia. Odwracając twarz do niej, zapytał:

– Maleńka, chciałabyś, abym cię zawiózł na koniec świata? Wyłą­czyłbym licznik. Chciałabyś?

Patrzył na nią, uśmiechając się obleśnie i odgarniając resztki tłu­stych włosów z czoła. Zdążyła zauważyć, gdy mrużył oczy w uśmie­chu, że ma dwie duże kropki wytatuowane na środku powiek. Postano­wiła nie komentować pytania, zanim wysiądzie z taksówki. Nic nie mówiąc, odliczyła sumę wskazywaną przez taksometr. Podała pienią­dze i stojąc już bezpiecznie na ulicy, powiedziała:

– Nie. Nie chciałabym. Dla mnie koniec świata jest trochę dalej niż pana domek na działce w kierunku na Płock, Pułtusk albo Skierniewice.

Zatrzasnęła drzwi i szybko odeszła, aby nie słyszeć jego komentarzy.

W takich sytuacjach jak ta zastanawiała się, jak to możliwe, by Ja­kub i na przykład taki taksówkarz należeli do tego samego gatunku.

55
{"b":"101711","o":1}