Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Pokazał Myronowi radiotelefon z cyfrowym odczytem.

– Osobne pasma? Ale bajer!

– Nie mówię tego, żeby ci zaimponować, tylko żebyś wiedział, że próba ucieczki to głupota. Rozumiesz?

Myron znów skinął głową.

W piwnicy trzymano wino. Unosił się w niej dębowy mocny zapach jak z dobrego starego chardonnay. Był tam Arthur. Skóra tak mocno opinała mu policzki, że wyglądał jak kościotrup. Towarzyszył mu Chance, który siląc się na luz, sączył czerwone wino i studiował jego kolor.

Myron rozejrzał się po piwnicy. Na półkach spoczywało mnóstwo butelek ułożonych pod lekkim kątem, żeby korki zachowały należytą wilgotność. Był też wielki termometr i kilka drewnianych baryłek, głównie na pokaz. Żadnych okien. Drzwi. Innych widocznych wejść. Pośrodku stał ciężki drewniany stół.

Pusty, jeśli nie liczyć lśniącego sekatora.

Myron spojrzał na Sama. Sam uśmiechnął się. W ręku wciąż trzymał pistolet.

– No, to mnie zastraszyłeś.

Sam wzruszył ramionami.

– Gdzie jest Brenda? – spytał Arthur.

– Nie wiem – odparł Myron.

– A Anita?

– Czemu nie spytasz Chance’a?

– Słucham?

Chance usiadł prosto.

– Bredzi – powiedział.

Arthur wstał.

– Nie wyjdziesz stąd, dopóki się nie przekonam, że nic przede mną nie ukryłeś.

– Proszę bardzo. Przystąpmy do rzeczy. Błądziłem w tej sprawie jak pijane dziecko we mgle. A przecież miałem w ręku wszystkie tropy. Stare podsłuchy telefoniczne. Twoje wielkie zainteresowanie moim śledztwem. Napad na Anitę przed śmiercią twojej żony. Włamanie do mieszkania Horace’a i zniknięcie listów Anity. Tajemnicze telefony do Brendy, nakazujące jej skontaktować się z matką. Przecięcie przez Sama tym chłopakom ścięgien Achillesa. Stypendia. Ale wiesz, co w końcu mnie oświeciło?

Chance chciał coś powiedzieć, ale Arthur uciszył go gestem i potarł podbródek palcem.

– Co? – spytał.

– Godzina samobójstwa Elizabeth.

– Nie rozumiem.

– Godzina samobójstwa – powtórzył Myron – a przede wszystkim zabiegi waszej rodziny, żeby ją zmienić. Dlaczego Elizabeth zabiła się o szóstej rano, akurat wtedy, kiedy Anita Slaughter przyjechała do pracy? Przypadkiem? Skoro tak, to dlaczego aż tak bardzo zależało wam na zmianie czasu jej śmierci? Taki „wypadek” mógł się równie dobrze zdarzyć o szóstej rano, jak o północy. Po co to zmieniać?

Arthur wciąż stał prosto.

– To ty mi powiedz.

– Ponieważ czas śmierci nie był przypadkowy. Twoja żona specjalnie wybrała godzinę i sposób samobójstwa. Chciała, żeby Anita Slaughter zobaczyła jej skok.

Chance prychnął.

– Co za bzdury!

– Elizabeth, nie wątpię, była w depresji – ciągnął Myron patrząc na Arthura. – Nie wątpię też, że kiedyś ją kochałeś. Ale było to dawno temu. Powiedziałeś mi, że od lat nie była sobą. W to również nie wątpię. Ale na trzy tygodnie przed jej śmiercią na Anitę napadnięto. Podejrzewałem, że pobił ją któryś z was. Ale jej najbardziej widocznymi obrażeniami były zadrapania. Głębokie zadrapania. Jakby zrobił to kot, powiedział Wickner.

Myron spojrzał na Arthura. Miał wrażenie, że kurczy się na jego oczach, jakby zżerały go własne wspomnienia.

– Anitę zaatakowała twoja żona – ciągnął. – Najpierw zaatakowała ją, a po trzech tygodniach, wciąż w głębokiej depresji, popełniła na jej oczach samobójstwo, ponieważ Anita miała romans z jej mężem. To ją ostatecznie dobiło psychicznie, tak, Arthurze? Jak do tego doszło? Czy Elizabeth was nakryła? Czy jej stan pogorszył się tak bardzo, że stałeś się nieostrożny?

Arthur odchrząknął.

– Zgadza się. Tak z grubsza było. I co z tego? Co to ma wspólnego z dniem dzisiejszym?

– Ile trwał twój romans z Anitą?

– A jakie to ma znaczenie?

Myron przyglądał mu się dłuższą chwilę.

– Jesteś złym człowiekiem. Wychował cię zły człowiek i masz w sobie wiele z niego. Zadałeś wiele cierpień. Przez ciebie ginęli ludzie. Ale to nie była przelotna miłostka. Ty ją naprawdę kochałeś, tak, Arthurze?

Arthur Bradford nie odpowiedział. Coś jednak zaczęło się kruszyć pod fasadą jego milczenia.

– Nie wiem, jak do tego doszło – ciągnął Myron. – Może Anita chciała odejść od Horace’a. A może ty ją do tego namówiłeś. Nieważne. Postanowiła uciec i zacząć nowe życie. Jaki mieliście plan? Chciałeś ją urządzić w jakimś mieszkaniu? W domu poza miastem. Żaden Bradford z pewnością nie poślubiłby czarnej pokojówki z Newark.

Arthur prychnął. Z pogardą? A może jęknął?

– Z pewnością – rzekł.

– Więc co się stało?

Sam, który trzymał się kilka kroków od nich, wędrując spojrzeniem od piwnicznych drzwi do Myrona, co jakiś czas szeptał do krótkofalówki. Chance siedział jak zaklęty, zdenerwowany, ale i zadowolony. Zdenerwowany tym, co wyszło na jaw, a zadowolony, ponieważ wierzył – zapewne nie bez podstaw – że prawda nie wyjdzie poza tę piwnicę.

– Anita była moją ostatnią nadzieją – odparł Arthur, stuknął dwoma palcami w usta i zmusił się do uśmiechu. – Ironia losu, co? Jeżeli pochodzisz z rodziny patologicznej, winę za swoje grzechy możesz zwalić na środowisko. Ale jeśli pochodzisz z rodziny, która może wszystko? Co z tymi, których wychowuje się, żeby panowali nad innymi i robili, co im się żywnie podoba? Co z ludźmi wychowanymi w przekonaniu, że są wyjątkowi i że inni niewiele się różnią od rzeczy z wystawy sklepowej? Co z takimi dziećmi?

– Następnym razem, kiedy będę sam, zapłaczę nad ich losem – obiecał Myron.

Arthur zaśmiał się.

– Słusznie – rzekł. – Ale mylisz się. To nie Anita chciała uciec, tylko ja. Tak, kochałem ją. Kiedy z nią byłem, dostawałem skrzydeł. Nie umiem tego inaczej wyjaśnić.

Nie musiał. Myron pomyślał o Brendzie i zrozumiał.

– Zamierzałem opuścić Farmę Bradfordów. Mieliśmy wyjechać razem. Zacząć samodzielne życie. Uciec z tego więzienia. – Arthur znowu się uśmiechnął. – Naiwne, prawda?

– I co się stało?

– Anita zmieniła zamiar.

– Dlaczego?

– Był ktoś inny.

– Kto?

– Nie wiem. Mieliśmy się spotkać rano, ale się nie zjawiła. Myślałem, że może mąż coś jej zrobił. Śledziłem go. A potem dostałem od niej list. Napisała, że musi zacząć nowe życie. Beze mnie. I odesłała mi pierścionek.

– Jaki pierścionek?

– Ten, który jej dałem. Nieoficjalny zaręczynowy.

Myron spojrzał na Chance’a. Chance milczał. Myron wpatrywał się w niego jeszcze kilka sekund.

– Ale nie zrezygnowałeś – powiedział do Arthura.

– Nie.

– Szukałeś jej. Kazałeś założyć podsłuch. I nie zdejmowałeś go przez wiele lat. Sądziłeś, że Anita w końcu zadzwoni do rodziny. Chciałeś wyśledzić skąd.

– Tak.

Myron przełknął ślinę, mając nadzieję, że nie załamie mu się głos.

– A potem były mikrofony w pokoju Brendy – rzekł. – Stypendia. Przecięte ścięgna Achillesa.

Arthur milczał.

Do oczu Myrona napłynęły łzy. Do oczu Arthura również. Obaj wiedzieli, co za chwilę nastąpi. Myron mówił spokojnie i z opanowaniem, ale przychodziło mu to z najwyższym trudem.

– Dzięki mikrofonom mogłeś ją pilnować. Jej stypendia ufundował ktoś bogaty i znający się na finansach. Nawet gdyby Anita dostała do rąk gotówkę, nie wiedziałaby, jak przekazać ją za pośrednictwem banku na Kajmanach. Ty natomiast tak. Pozostają ścięgna Achillesa. Brenda sądziła, że zrobił to jej ojciec. Uważała, że jest nadopiekuńczy. I miała rację.

Arthur wciąż milczał.

– Zadzwoniłem do Norma Zuckermana i w karcie zdrowia Brendy sprawdził grupę jej krwi. Grupę krwi Horace’a policja ustaliła w czasie sekcji zwłok. On i Brenda nie byli spokrewnieni. – Myron pomyślał o jej jasnokawowej karnacji, o wiele tonów jaśniejszej od barwy skóry rodziców. – Dlatego tak bardzo się nią interesowałeś. Dlatego tak chętnie uchroniłeś ją od aresztu. Dlatego tak bardzo się teraz o nią martwisz. Brenda Slaughter jest twoją córką.

Po twarzy Arthura płynęły łzy. Nie zrobił nic, żeby je powstrzymać.

– Horace o tym nie wiedział, prawda?

55
{"b":"101649","o":1}