Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Uwierzyłeś im?

To pytanie wyrwało Wicknera z mgły wspomnień.

– O czym mówisz? – spytał.

– Że to było samobójstwo. Uwierzyłeś im na słowo?

– To było samobójstwo, Myron. Potwierdziła to twoja Anita Slaughter.

– Jak?

– Wszystko widziała.

– Mówisz o znalezieniu ciała.

– Nie, widziała jej skok.

Zaskoczył Myrona.

– Zeznała, że przyjechała do pracy i gdy szła podjazdem, zobaczyła, że na przymurku stoi żona Bradforda. Widziała, jak skacze na głowę.

– Może ją poinstruowali, co ma zeznać.

Wickner potrząsnął głową.

– Nie.

– Skąd masz pewność?

– Ponieważ Anita Slaughter zeznała to nam, zanim zobaczyła się z Bradfordami, najpierw przez telefon, a potem na miejscu. Bradfordowie jeszcze nie wstali w łóżek. Gdy przejęli kontrolę, zmieniła zeznanie. To wtedy oświadczyła, że znalazła zwłoki po przyjeździe do pracy.

Myron zmarszczył brwi.

– Nie rozumiem – powiedział. – Po co zmieniać czas skoku z balkonu? Jaka to różnica?

– Pewnie woleli ogłosić, że zdarzyło się to w nocy, żeby, uprawdopodobnić wersję o nieszczęśliwym wypadku. Bardziej przekonująco brzmi, że kobieta wypadła z mokrego balkonu ciemną nocą, niż że doszło do tego o szóstej rano.

Myron przemyślał to sobie. Wątpliwości pozostały.

– Nie było żadnych śladów walki – dodał Wickner. – A poza tym Elizabeth Bradford zostawiła list.

– Co w nim było?

– Głównie bełkot. Naprawdę nie pamiętam. Zatrzymali go Bradfordowie. Oświadczyli, że ma charakter prywatny. Upewniliśmy się, że własnoręcznie go napisała, i to mi wystarczyło.

– Wspomniałeś w protokole, że Anita wciąż nosiła ślady napaści.

Wickner skinął głową.

– Nie miałeś żadnych podejrzeń?

– Względem czego? Pewnie że się zastanawiałem. Ale nie dopatrzyłem się żadnego związku. Pokojówkę pobito trzy tygodnie przed samobójstwem jej chlebodawczyni.

Myron pokiwał głową. Spojrzał na zegar nad głową Wicknera. Piętnaście minut, ocenił, a potem ostrożnie nadejdzie Win. Ominięcie czujników ruchu wymagało czasu. Wziął głęboki oddech. Wierzył, że Winowi się uda. Zawsze mu się udawało.

– To nie wszystko – powiedział Wickner.

Myron czekał na dalszy ciąg.

– Widziałem Anitę Slaughter jeszcze raz. Dziewięć miesięcy potem. W Holiday Inn.

Myron zdał sobie sprawę, że wstrzymał oddech. Wickner odłożył broń na biurko – stanowczo za daleko od niego – pociągnął z butelki łyk whisky, wziął strzelbę i ponownie ją wycelował.

– Zastanawiasz się, dlaczego ci o tym mówię – rzekł nieco bełkotliwie.

Wymierzona w Myrona, coraz większa, ciemna, gniewna paszcza lufy próbowała połknąć go żywcem.

– Nie powiem, że nie.

Wickner uśmiechnął się. A potem odetchnął głęboko, nieco opuścił strzelbę i zaczął mówić.

– Tego wieczoru nie miałem służby. Roy też nie. Zadzwonił do mnie i powiedział, że trzeba coś zrobić dla Bradfordów. Odparłem, że niech idą do diabła, nie jestem ich osobistym ochroniarzem. Ale były to puste słowa. Kazał mi się przebrać w mundur i stawić w Holiday Inn. Oczywiście pojechałem. Spotkaliśmy się na parkingu. Spytałem go, co się stało. Odparł, że jeden z młodych Bradfordów znowu narozrabiał. Spytałem, co zrobił? Odparł, że nie zna szczegółów. Jakieś kłopoty z dziewczyną. Za mocno się napalił albo naćpał. Coś w tym rodzaju. Pamiętaj, że było to dwadzieścia lat temu. Pojęcia takie jak gwałt na randce jeszcze nie istniały. Kiedy dziewczyna szła do pokoju hotelowego z facetem, to, bądźmy szczerzy, dostawała to, na co zasługiwała. Nie bronię tego. Mówię tylko, że tak wtedy było… Spytałem Pomeranza, czego od nas oczekują. Roy odparł, że musimy odciąć dostęp do tego piętra. W hotelu odbywało się właśnie wesele i jakiś duży zjazd. Wszędzie gęsto, a ten pokój znajdował się w powszechnie dostępnym miejscu. Potrzebowali nas, żebyśmy usunęli stamtąd ludzi, a oni mogli usunąć bajzel. Roy i ja stanęliśmy na końcach korytarza. Nie podobało mi się to, ale nie miałem wyboru. Co mogłem zrobić, donieść na Bradfordów? Już wbili we mnie szpony. Wyszłoby na jaw, że dla osobistej korzyści zatuszowaliśmy samobójstwo. Wyszłyby na jaw wszystkie inne sprawki. Nie tylko moje, ale i kolegów. Zagrożeni policjanci reagują dziwnie. – Wskazał na podłogę. – Widzisz, jaki los Roy szykował swojemu partnerowi?

Myron skinął głową.

– Tak więc opróżniliśmy piętro z ludzi. I wtedy zobaczyłem siepacza starego Bradforda, tak zwanego eksperta od spraw ochrony, Sama jakiegoś tam. Odrażający mały podlec. Zwyczajnie się go bałem.

– Sama Richardsa.

– O właśnie, Richardsa. Zasunął mi śpiewkę, którą już słyszałem. Kłopoty z dziewczyną. Nie ma się czym przejmować. Wszystko posprząta. Dziewczyna jest trochę roztrzęsiona, ale, już ją opatrzyli i zapłacili. Sprawa rozejdzie się po kościach. Tak już jest z bogatymi. Pieniądze wywabiają wszelkie plamy. Najpierw zabrał stamtąd dziewczynę. Miałem tego nie widzieć. Miałem stać na końcu korytarza. Ale zobaczyłem. Owinął ją w jakąś płachtę i wyniósł na ramieniu jak strażak. Ale przez ułamek sekundy widziałem jej twarz. To była Anita Slaughter. Oczy miała zamknięte. Zwisała mu z ramienia jak worek owsa.

Wickner wyjął z kieszeni kraciastą chustkę, rozłożył ją powoli i wytarł nią nos takim ruchem, jakby polerował błotnik. Po chwili złożył ją i schował.

– Nie spodobało mi się to. Pobiegłem więc do Roya i powiedziałem mu, że trzeba z tym skończyć. A jak wy tłumaczymy, że tu jesteśmy?, spytał. Co powiemy? Że pomagamy Bradfordowi zatuszować drobne przestępstwo? Miał oczywiście rację. Nic nie mogliśmy zrobić. Wróciłem więc na koniec korytarza. Słyszałem, że Sam włączył odkurzacz. Bez pośpiechu wysprzątał cały pokój. Wciąż powtarzałem sobie, że to nic takiego. Chodzi o Murzynkę z Newark. One wszystkie ćpają, no nie? Poza tym była piękna. Pewnie rozstała się z jednym z młodych Bradfordów i sprawa wymknęła się spod kontroli. Może przedawkowała. Może Sam miał ją dokądś zawieźć, zapewnić pomoc i zapłacić. Tak jak powiedział. Patrzyłem, jak kończy sprzątać. Widziałem, jak wsiada do samochodu i odjeżdża z Chance’em Bradfordem.

– Z Chance’em? – spytał Myron. – Był tam Chance Bradford?

– Tak. To on wpadł w kłopoty. – Wickner usiadł prosto. Wpatrzył się w strzelbę. – Koniec opowieści.

– Chwileczkę. Anita Slaughter zameldowała się w hotelu z córeczką. Widziałeś ją tam?

– Nie.

– Nie wiesz, gdzie może być teraz Brenda?

– Pewnie związała się z Bradfordami. Jak jej matka.

– Pomóż mi ją uratować, Eli.

Eli Wickner potrząsnął głową.

– Jestem zmęczony, Myron. Nie mam nic więcej do powiedzenia.

Podniósł strzelbę.

– To się wyda – ostrzegł Myron. – Nawet jeżeli mnie zabijesz, nie zatuszujesz morderstwa.

– Wiem.

Wickner nie opuścił strzelby.

– Mam włączoną komórkę – dodał prędko Myron. – Mój przyjaciel słyszał każde słowo. Nawet jeżeli mnie zabijesz…

– O tym też wiem. – Z oka Eliego spłynęła łza. Rzucił Myronowi kluczyk. Do kajdanek. – Powiedz wszystkim, że mi przykro.

Włożył lufę do ust.

Myron chciał się zerwać z krzesła, ale kajdanki go zatrzymały.

– Nie! – zawołał, ale jego okrzyk zagłuszył wystrzał.

Nietoperze odfrunęły z piskiem i znów zapadła cisza.

53
{"b":"101649","o":1}