Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Skąd możesz wiedzieć…

– Gdyby dla niego pracował, to w tej sprawie węszyłaby już sfora psów Davisona. Jeśli nie przestanie w niej grzebać, tamci na pewno to spostrzegą.

– Nie podoba mi się to – rzekł Chance, patrząc na Myrona.

Myron mrugnął.

– Usiądź z przodu!

Chance chciał odejść z godnością, ale mu się nie udało. Wycofał się jak niepyszny na front autokaru.

– Rozumie się samo przez się, że to, co ci powiem, jest ściśle poufne – rzekł Arthur do Myrona. – Gdybyś to komuś powtórzył… – Nie dokończył zdania. – Rozmawiałeś już z ojcem?

– Nie.

– To pomoże.

– W czym?

Arthur nie odpowiedział, zapatrzony w okno. Autokar zatrzymał się na świetle. Grupka ludzi pomachała w jego stronę. Dla Bradforda byli powietrzem.

– Kochałem moją żonę – zaczął. – Chcę, żebyś to zrozumiał. Poznaliśmy się na uczelni. Pewnego dnia zobaczyłem, jak idzie przez kampus… – Zapaliło się zielone światło. Autokar ruszył. – I to zmieniło moje życie. – Zerknął na Myrona i uśmiechnął się. – Pieprzna historia, co?

– Sympatyczna – odparł Myron, wzruszając ramionami.

– O, tak. – Na to wspomnienie Arthur Bradford skłonił głowę i polityka zastąpił w nim na chwilę zwykły człowiek. – Ślub wzięliśmy tydzień po dyplomie. Huczne wesele odbyło się na Farmie Bradfordów. Żałuj, żeś tego nie widział. Sześćset osób. Nasze rodziny były bardzo przejęte, ale my figę o to dbaliśmy. Byliśmy zakochani. Przepełnieni młodzieńczą pewnością, że tak już pozostanie.

Znów zapatrzył się w okno. Autokar zawibrował. Ktoś włączył telewizję i przyciszył głos.

– Pierwszy cios spadł na nas rok po ślubie. Elizabeth dowiedziała się, że nie może mieć dzieci. Słabe ścianki macicy. Zachodziła w ciążę, lecz nie mogła jej donosić. Roniła przed końcem pierwszego trymestru. Z perspektywy czasu dziwię się sobie. Elizabeth od samego początku miała okresy wyciszenia, napady melancholii. Ale dla mnie nie była to melancholia. Raczej chwile refleksji, które dziwnie mnie wzruszały. Dostrzegasz w tym sens?

Myron skinął głową, ale Arthur wciąż patrzył w okno.

– Z czasem napady stały się częstsze. Nasiliły się. Uznałem że to naturalne. Kto nie byłby smutny w takich okolicznościach? Dziś oczywiście nazwano by Elizabeth cyklofreniczką. – Uśmiechnął się. – Mówią, że wszystkiemu winna jest fizjologia. Po prostu zachwianie równowagi chemicznej mózgu lub coś takiego. Niektórzy posuwają się do twierdzenia, że nieważne są bodźce zewnętrzne i Elizabeth zachorowałaby nawet bez kłopotów z macicą. – Arthur Bradford spojrzał na Myrona. – Wierzysz w to?

– Nie znam się na tym.

– Myślę, że to możliwe – ciągnął, jakby nie słyszał odpowiedzi. – Choroby umysłowe są takie dziwne. Rozumiemy dolegliwości fizyczne. Jednak kiedy mózg działa irracjonalnie, nie potrafimy tego pojąć. Możemy wyrażać żal. Ale nie możemy w pełni zrozumieć. Patrzyłem, jak Elizabeth stopniowo traci poczytalność. Jej stan wciąż się pogarszał. Znajomi, którzy uważali ją za ekscentryczkę, zaczęli snuć domysły. Czasem było tak źle, że trzymaliśmy ją w domu, udając, że wyjechała na wakacje. Ciągnęło się to latami. Kobieta, w której się zakochałem, powoli nikła. Na długo, pięć, sześć lat przed śmiercią stała się inną osobą. Oczywiście robiliśmy wszystko, co tylko można. Zapewniliśmy jej najlepszą opiekę medyczną, wspieraliśmy ją duchowo, próbowaliśmy przywrócić do normalnego życia. Lecz nic nie było w stanie powstrzymać choroby. W końcu Elizabeth nie mogła opuszczać domu.

Zamilkł.

– Nie oddałeś jej do zakładu? – spytał Myron.

Arthur pociągnął łyk mrożonej herbaty. Zaczął się bawić nalepką na butelce, odrywając rogi.

– Nie – rzekł wreszcie. – Rodzina nalegała, żebym ją tam umieścił. Ale nie mogłem tego zrobić. Być może bym się bez niej obył, przestała być kobietą, którą kochałem, nie byłem jednak w stanie jej porzucić. Nieważne, kim się stała. Za wiele jej zawdzięczałem.

Myron skinął w milczeniu głową. Telewizor z przodu autokaru wyłączono, ale z głośno nastawionego radia – daj im dwadzieścia dwie minuty, a dadzą ci cały świat – leciały wiadomości. Sam czytał „People”. Chance wciąż zerkał ponad jego ramieniem oczami wąskimi jak szparki.

– Wynająłem pielęgniarki i zatrzymałem Elizabeth w domu. Żyłem dalej swoim życiem, ona zaś coraz bardziej traciła kontakt ze światem. Po fakcie można powiedzieć, że moja rodzina miała rację.

Powinienem umieścić ją w zakładzie. Autokar nagle zahamował i się zakołysał, a Myron i Arthur wraz z nim.

– Pewnie się domyślasz, co było dalej. Pogorszyło jej się do tego stopnia, że pod koniec była bliska katatonii. Choroba zawładnęła jej mózgiem do reszty. Nie myliłeś się. Elizabeth nie zginęła przypadkowo. Wyskoczyła. Nie wylądowała nieszczęśliwie na głowie. Zrobiła to rozmyślnie. Moja żona popełniła samobójstwo.

Arthur zakrył twarz dłonią i zagłębił się w fotelu. Może grał – politycy są doskonałymi aktorami. Ale Myron wziął ten gest za oznakę prawdziwych wyrzutów sumienia, uznał, że z oczu Bradforda istotnie coś znikło i została pustka. Nie był jednak tego pewien. Ci, co twierdzą, iż wiedzą, kiedy ktoś kłamie, zwykle dają się zwieść najłatwiej.

– Anita znalazła jej zwłoki? – spytał.

Arthur skinął głową.

– Reszta to typowe działanie mojej rodziny. Natychmiast zatuszowano prawdę. Wręczono łapówki. Sam rozumiesz, samobójstwo… szalona żona, którą jeden z Bradfordów doprowadził do śmierci… nie wchodziło w grę. Chcieliśmy też zataić nazwisko Anity, ale wymieniono je przez radio w wiadomościach. Prasa je podchwyciła.

To się zgadzało.

– Wspomniałeś o łapówkach.

– Tak.

– Ile dostała Anita?

Arthur zamknął oczy.

– Anita nie dostała nic.

– Czego zażądała?

– Niczego. Nie była taka.

– Zaufałeś jej, że nic nie powie.

Arthur skinął głową.

– Tak. Zaufałem jej.

– Nie zagroziłeś ani…

– Nigdy.

– Trudno mi w to uwierzyć.

Arthur wzruszył ramionami.

– Pozostała u nas jeszcze dziewięć miesięcy. Nic ci to nie mówi?

Ta sama zagadka. Myron chwilę się zastanawiał. Z przodu autokaru dobiegł hałas. To wstał Chance. Szybko przemierzył autokar i zatrzymał się przy nich. Zignorowali go.

– Powiedziałeś mu? – spytał po dłuższej chwili.

– Tak – odparł Arthur.

Chance obrócił się do Myrona.

– Jeżeli komukolwiek piśniesz choć słowo, zabiję…

– Ciiii.

W tym momencie Myron znalazł odpowiedź.

Wisiała w powietrzu, tuż-tuż. Opowieść Bradforda była częściowo prawdziwa – tak jest zawsze w przypadku doskonałych kłamstw – ale czegoś w niej brakowało.

– O czymś zapomniałeś – powiedział, wpatrując się w niego.

Zmarszczki na czole Arthura pogłębiły się.

– O czym?

– Który z was – Myron wskazał na Chance’a, a potem na niego – pobił Anitę Slaughter?

Bracia zamilkli jak kamienie.

– Kilka tygodni przed samobójstwem Elizabeth ktoś poturbował Anitę Slaughter – ciągnął Myron. – Zabrano ją do szpitala Świętego Barnaby. Kiedy twoja żona skoczyła z balkonu, Anita nadal nosiła ślady pobicia. Opowiesz mi o tym?

Naraz nastąpiło kilka rzeczy. Arthur Bradford lekko skinął głową. Sam odłożył tygodnik „People” i wstał. Chance się wściekł.

– On za dużo wie! – krzyknął.

Zamyślony Arthur nie zareagował.

– Musimy go usunąć!

W ich stronę ruszył Sam.

– Chance? – powiedział cicho Myron.

– Co?

– Masz rozpięte pod szyją.

Chance spojrzał na rozporek. W tym momencie Myron przystawił mu do krocza trzydziestkęósemkę. Chance odskoczył, ale lufa podążyła za nim. Chudy Sam wycelował w Myrona pistolet.

– Każ mu usiąść – powiedział Myron – bo zrobię ci taką dziurkę, że nie będziesz miał kłopotów z wkładaniem cewnika.

Wszyscy zamarli. Sam wciąż celował w Myrona, Myron wtykał lufę w krocze Chance’a, a Arthur trwał w zamyśleniu. Chance zaczął się trząść.

– Nie zmocz mi pukawki, Chance.

Odzywka godna twardziela. Ale sytuacja nie była dobra. Myron znał takich jak Sam. Strzelali mimo ryzyka.

44
{"b":"101649","o":1}