Do Ciebie, Panie, wołam, opoko moja,
Nie bądź głuchy na mnie!
Jeżeli Ty milcząc odwrócisz się ode mnie,
Podobny będę zstępującym do grobu.
Wysłuchaj głosu błagań moich, kiedy do Ciebie wołam,
Kiedy ręce moje podnoszę ku świętemu przybytkowi
Twojemu.
Zamknąłem Biblię ze łzami w oczach, nie mogąc doczytać psalmu do końca.
Wiedziałem, że podkreśliła ten fragment dla mnie.
– Nie wiem, co robić – stwierdziłem apatycznie, wpatrując się w przyćmione światło lampy mojej sypialni.
Siedziałem razem z mamą na łóżku. Zbliżał się koniec stycznia, najtrudniejszego miesiąca w moim życiu, i wiedziałem, że luty będzie jeszcze gorszy.
– Wiem, że to dla ciebie ciężkie – powiedziała – ale nie możesz nic na to poradzić.
– Nie chodzi o to, że Jamie jest chora. Wiem, że nie mogę nic na to poradzić. Chodzi mi o Jamie i o mnie.
Matka spojrzała na mnie ze współczuciem. Martwiła się o Jamie, ale martwiła się również o mnie.
– Trudno mi z nią rozmawiać – podjąłem po chwili. – Kiedy na nią patrzę, myślę wyłącznie o tym, że pewnego dnia nie będę już mógł jej oglądać. W szkole myślę o niej bez przerwy i chcę się z nią widzieć, ale kiedy przychodzą do Jamie do domu, brakuje mi słów.
– Nie wiem, czy jest coś, co mógłbyś powiedzieć, żeby poczuła się lepiej.
– W takim razie co powinienem zrobić?
Mama popatrzyła na mnie ze smutkiem i położyła mi rękę na ramieniu.
– Naprawdę ją kochasz, prawda?
– Z całego serca.
Nigdy jeszcze nie wydawała mi się taka przygnębiona.
– I co podpowiada ci serce?
– Nie wiem.
– Może zbyt gorliwie starasz się je usłyszeć.
Nazajutrz poszło mi z Jamie trochę lepiej, lecz nie aż tak bardzo. Przed wyjściem do niej przyrzekłem sobie, że nie będę mówić niczego, co mogłoby wprawić ją w przygnębienie – że spróbuję rozmawiać z nią tak, jak to robiłem przedtem – i rzeczywiście tak to mniej więcej wyglądało. Usiadłem na kanapie i opowiedziałem, co porabiają moi kumple. Wspomniałem o sukcesie naszej drużyny koszykówki. Powiedziałem, że wciąż nie dostałem odpowiedzi z uniwersytetu, ale mam nadzieję, iż przyślą mi ja w ciągu kilku tygodni. Stwierdziłem, że nie mogę się już doczekać matury. Mówiłem tak, jakby Jamie miała w przyszłym tygodniu wrócić do szkoły, ale wiedziałem, że przez cały czas w moim głosie słychać zdenerwowanie. A ona uśmiechała się, kiwała w odpowiednich momentach głową i od czasu do czasu zadawała pytania. Jednak kiedy skończyłem mówić, oboje zdawaliśmy sobie chyba sprawę, że po raz ostatni zachowywałem się w ten sposób. Ani mnie, ani jej nie wydawało się to właściwe.
Moje serce mówiło mi dokładnie to samo.
Wróciłem ponownie do Biblii w nadziei, że mnie poprowadzi.
– Jak się czujesz? – zapytałem dwa dni później.
Jamie straciła jeszcze bardziej na wadze. Jej cera nabrała lekko szarego odcienia, a kostki w dłoniach zaczęły wystawać przez skórę. Ponownie zobaczyłem siniaki. Siedzieliśmy w jej domu, w salonie; na dworze zbyt doskwierałoby jej zimno.
Mimo to wciąż wyglądała pięknie.
– Całkiem nieźle – odparła, uśmiechając się dzielnie. – Lekarze dali mi jakieś lekarstwo na ból i trochę pomaga.
Przychodziłem do niej codziennie. Czas zdawał się jednocześnie przyśpieszać i zwalniać biegu.
– Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić?
– Nie, dziękuję. Niczego mi nie trzeba.
Rozejrzałem się po pokoju, a potem ponownie utkwiłem w niej wzrok.
– Ostatnio czytam Biblię – oznajmiłem w końcu.
– Naprawdę?
Jej twarz rozjaśniła się i przypominała mi anioła, którego grała w przedstawieniu. Nie mogłem uwierzyć, że od tamtego czasu minęło tylko sześć tygodni.
– Chciałam, żebyś wiedziała.
– Cieszę się, że mi powiedziałeś.
– Wczoraj wieczorem czytałem Księgę Hioba – stwierdziłem. – Bóg daje Hiobowi w kość, żeby sprawdzić jego wiarę.
Uśmiechnęła się i poklepała mnie po ręce. Dotyk jej skóry był miękki i przyjemny.
– Powinieneś przeczytać coś innego. Bóg nie dał się tam poznać z najlepszej strony.
– Dlaczego mu to wszystko robił?
– Nie wiem – odparła.
– Czy czujesz się niekiedy jak Hiob?
Uśmiechnęła się i w jej oczach zamigotały ogniki.
– Czasami.
– Ale nie straciłaś wiary?
– Nie.
Wiedziałem, że jej nie straciła, ale ja chyba traciłem swoją.
– Czy to dlatego, że masz nadzieję, że ci się polepszy?
– Nie – powiedziała. – Dlatego, że tylko to mi pozostało.
Po tej rozmowie zaczęliśmy czytać Biblię razem. Wydawało się to czymś właściwym, lecz serce nadal mówiło mi, że to nie wszystko.
Zastanawiałem się nad tym cała noc i nie mogłem zasnąć.
Czytanie Biblii dało nam coś, na czym mogliśmy się skupić, i nasze stosunki nagle się polepszyły, może dlatego, że nie martwiłem się już tak bardzo, iż mogę ja urazić. Czy mogło być coś bardziej właściwego od czytania Biblii? Chociaż nie znałem jej nawet w przybliżeniu tak dobrze jak Jamie, myślę, że doceniła mój gest. Czasami kładła mi rękę na kolanie, gdy mój głos wypełniał pokuj.
Kiedy indziej siadałem obok niej na kanapie, czytając Biblię i zerkając jednocześnie kątem oka na Jamie. Gdy trafialiśmy na jakiś ciekawy fragment, psalm albo przysłowie, pytałem ją, co o tym sądzi. Zawsze miała gotową odpowiedź, a ja kiwałem głową, analizując to, co powiedziała. Czasami ona też pytała mnie o zdanie, a ja starałem się stanąć na wysokości zadania, chociaż zdarzało się, że nie wiedziałem, co powiedzieć, i plotłem trzy po trzy.
– Naprawdę tak to rozumiesz? – pytała wtedy, a ja pocierałem podbródek i głęboko się zastanawiałem, zanim spróbowałem ponownie. Często jednak to właśnie przez nią nie mogłem się skoncentrować: przez tę rękę na kolanie, i w ogóle.
Któregoś piątkowego wieczoru przywiozłem ją na kolację do mojego domu. Mama zjadła z nami główne danie, a potem odeszła od stołu i usiadła w gabinecie, żebyśmy mogli zostać sami.
Miło było tak siedzieć z Jamie i wiedziałem, że ona czuje to samo. Ostatnio nie wychodziła prawie z domu i stanowiło to dla niej przyjemną odmianę.
Odkąd opowiedziała mi o swojej chorobie, przestała wiązać włosy w kok i wyglądały tak samo olśniewająco jak za pierwszym razem, gdy je rozpuściła. Przyglądała się szafce z porcelaną – mama miała jedną z tych przeszklonych serwantek z lampkami w środku – a ja wyciągnąłem rękę przez stół i ująłem jej dłoń.
– Dziękuję, że mnie dziś odwiedziłaś – powiedziałem.
– A ja dziękuję za zaproszenie – odparła, odwracając się do mnie.
– Jak się trzyma twój ojciec? – zapytałem po chwili.
Jamie westchnęła.
– Niezbyt dobrze. Bardzo się o niego martwię.
– Wiesz przecież jak cię kocha.
– Wiem.
– Tak jak ja – dodałem i kiedy to zrobiłem, odwróciła wzrok.
Słysząc moje wyznanie, najwyraźniej znowu się przelękła.
– Czy będziesz nadal przychodził do mnie do domu? – zapytała. – Nawet później, kiedy…
Uścisnąłem jej dłoń, niezbyt mocno, ale wystarczyło, by dać jej znak, że mówię serio.
– Będę przychodził tak długo, jak długo będziesz chciała, żebym to robił.
– Jeśli nie chcesz, nie musimy już czytać Biblii.
– Myślę, że powinniśmy – odparłem cicho.
Jamie uśmiechnęła się.
– Prawdziwy z ciebie przyjaciel, Landon. Nie wiem, co bym bez ciebie poczęła.
W dowód wdzięczności uścisnęła moją dłoń. Siedząc naprzeciwko mnie, wyglądała promiennie.
– Kocham cię, Jamie – powtórzyłem.
Tym razem nie wydawała się przestraszona. Jej oczy poszukały moich i zobaczyłem, że coś w nich zalśniło. Po chwili odwróciła z westchnieniem wzrok, przesunęła dłonią po włosach i ponownie na mnie spojrzała. Pocałowałem jej rękę i uśmiechnąłem się.
– Ja też cię kocham – wyszeptała.