– Twoi rodzice to wspaniali ludzie – powiedziała.
Jak widać nie wzięła sobie zbytnio do serca kazań Hegberta.
– Są mili na swój sposób – przyznałem. – Zwłaszcza moja mama jest słodka.
Powiedziałem to nie tylko dlatego, że była to prawda, lecz ponieważ dzieciaki mówiły to samo o Jamie. Miałem nadzieję, że zrozumie aluzje.
Jamie przystanęła, żeby przyjrzeć się krzakom róż. Przypominały powykrzywiane patyki i nie wiedziałem, co w nich jest takiego ciekawego.
– Czy to prawda o twoim dziadku? – zapytała mnie. – To, co mówią ludzie?
Nie zrozumiałą chyba mojej aluzji.
– Tak – odparłem, starając się ukryć rozczarowanie.
– To smutne – stwierdziła. – W życiu są ważniejsze rzeczy niż pieniądze.
– Wiem.
– Naprawdę? – spytała, zerkając na mnie.
– Zdaję sobie sprawę, że to, co robił dziadek, było złe – odpowiedziałem, nie patrząc jej w oczy. Nie pytajcie mnie dlaczego.
– Jednak nie chciałbyś tego wszystkiego oddać, prawda?
– Jeśli chcesz znać prawdę, nigdy się nad tym poważnie nie zastanawiałem.
– Ale zrobiłbyś to?
Nie odpowiedziałem od razu i Jamie odwróciła się ode mnie. Znowu wpatrywała się w powykrzywiane łodygi róż i nagle zdałem sobie sprawę, że chce, abym odpowiedział twierdząco. Tak właściwie zrobiłaby ona sama, w ogóle bez zastanowienia.
– Dlaczego to robisz? – wybuchnąłem, nie mogąc się powstrzymać i czując, jak płoną mi policzki. – Dlaczego wzbudzasz we mnie poczucie winy? Przecież nie ja to zrobiłem. Ja tylko urodziłem się w tej rodzinie.
Jamie wyciągnęła dłoń i dotknęła gałązki.
– Ale to nie znaczy, że nie możesz tego naprawić – powiedziała łagodnie – kiedy będziesz miała taką sposobność.
Nawet ja zdawałem sobie dobrze sprawę, o co jej chodzi, i w głębi serca wiedziałem, że ma rację. Ta decyzja jednak, jeśli w ogóle miała zostać podjęta, była jeszcze daleko przede mną. W moim przekonaniu czekały mnie znacznie ważniejsze sprawy do załatwienia. Zmieniłem temat, poruszając kwestię, która była mi o wiele bliższa.
– Czy twój ojciec mnie lubi? – zapytałem.
Chciałem wiedzieć, czy Hegbert pozwoli mi się z nią znowu zobaczyć.
Nie od razu odpowiedziała.
– Mój ojciec – stwierdziła w końcu – martwi się o mnie.
– Chyba wszyscy rodzice martwią się o swoje dzieci.
Uciekła spojrzeniem w dół, a potem w bok i dopiero po chwili odwróciła się do mnie z powrotem.
– Moim zdaniem, w jego przypadku wygląda to trochę inaczej. Ale mój ojciec lubi cię i wie, że jestem szczęśliwa, mogąc się z tobą spotykać. Dlatego pozwolił mi przyjechać dzisiaj na obiad do twojego domu.
– Cieszę się, że to zrobił – stwierdziłem szczerze.
– Ja też.
Popatrzyliśmy na siebie w woskowym świetle księżyca w nowiu i o mało jej w tym momencie nie pocałowałem, ona jednak odwróciła się odrobinę za wcześnie i powiedziała coś, co zbiło mnie z tropu.
– Mój ojciec martwi się również o ciebie, Landon.
Sposób, w jaki to powiedziała – jednocześnie cicho i smutno – wskazywał, że martwi się o mnie nie tylko dlatego, że jestem nieodpowiedzialny, że chowałem się kiedyś za drzewami i przezywałem Hegberta ani nawet dlatego, że należę do rodziny Carterów.
– Dlaczego? – zapytałem.
– Z tego samego powodu co ja – odparła.
Nie rozwijała dalej tego wątku, lecz domyśliłem się, że coś przede mną ukrywa, coś, czego nie może mi powiedzieć i co napawa smutkiem również ją samą. Jednak dopiero później miałem poznać jej sekret.
Zakochanie się w dziewczynie takiej jak Jamie Sullivan stanowiło bez wątpienia najdziwniejszą rzecz, jaka mi się w życiu przydarzyła. Nie tylko dlatego, że przedtem w ogóle o niej nie myślałem, choć przecież razem dorastaliśmy; całkowicie inny był również sposób, w jaki rozwinęły się moje uczucia. To nie było tak, jak z Angelą, którą pocałowałem, gdy po raz pierwszy znaleźliśmy się sami. Nadal nie pocałowałem jeszcze Jamie. Nawet jej nie objąłem ani nie zabrałem do baru „ U Cecila” czy do kina. Nie zrobiłem żadnej z tych rzeczy, które normalnie robiłem z dziewczynami, lecz mimo to jakoś się w niej zakochałem.
Problem polegał na tym, że nie znałem jej uczuć w stosunku do mnie.
Oczywiście istniały pewne wskazówki i nie umknęły one mojej uwagi. Najwyraźniejszą było ofiarowanie mi Biblii, lecz również sposób, w jaki spojrzała na mnie zamykając drzwi w Wigilię, oraz to, że pozwoliła mi się trzymać za rękę, kiedy wracaliśmy z sierocińca. Według mnie niewątpliwie coś to oznaczało – nie wiedziałem tylko dobrze, jaki ma być mój następny krok.
Odwożąc ją do domu po świątecznym obiedzie, zapytałem, czy mge ja od czasu do czasu odwiedzać, a ona odparła, że owszem, proszę bardzo. Tak właśnie się wyraziła: „ Proszę bardzo”. Jej brak entuzjazmu specjalnie mnie nie zraził: Jamie miała skłonność do przemawiania jak ktoś starszy i moim zdaniem właśnie dlatego taj dobrze rozumiała się z dorosłymi.
Nazajutrz poszedłem do jej domu i od razu zauważyłem, że na podjeździe nie ma samochodu Hegberta. Kiedy Jamie otworzyła drzwi, byłem dość mądry, żeby nie pytać, czy mogę wejść do środka.
– Witaj, Landon – powiedziała jak zwykle takim tonem, jakby zadziwił ją mój widok. Miała znowu rozpuszczone włosy i wziąłem to za pozytywny znak.
– Cześć, Jamie – odparłem lekkim tonem.
– Ojca nie ma w domu – oświadczyła. – Ale jeśli chcesz, możemy usiąść na werandzie…
Nie pytajcie mnie, jak to się stało, bo nadal nie potrafię tego wytłumaczyć. Jeszcze przed chwilą stałem tam przed nią, mając zamiar przejść w róg werandy, a zaraz potem zdarzyło się coś zupełnie innego. Zamiast ruszyć w stronę krzeseł, dałem krok do przodu i sięgnąłem po jej rękę. Wziąłem ją w swoją i spojrzałem jej prosto w oczy, przysuwając się trochę bliżej. Nie cofnęła się, lecz jej oczy rozszerzyły się. Prze krótki moment myślałem, że popełniłem błąd, i zacząłem się zastanawiać, czy mogę posunąć się dalej. Uśmiechnąłem się, przechyliłem głowę trochę w bok i zanim się zorientowałem, Jamie zamknęła oczy, również przechyliła głowę w bok i nasze twarze zbliżyły się do siebie.
Nie trwało to zbyt długo i z całą pewnością nie był to pocałunek, jaki widuje się w dzisiejszych czasach w kinie, na swój sposób był jednak wspaniały. Pamiętam tylko, że już wówczas, kiedy zetknęły się nasze wargi, wiedziałem, że nigdy tego nie zapomnę.
Rozdział 11
– Jesteś pierwszym chłopcem, z którym się kiedykolwiek całowałam – wyznała.
Było to kilka dni przed Nowym Rokiem i stałem wraz z Jamie na Przystani Parostatków w Pine Knoll Shores. Żeby się tam dostać, musieliśmy przeciąć most, który spina brzegi Nadbrzeżnego Toru Wodnego, i przejechać kilka mil w głąb wyspy. Dzisiaj znajdują się tu najdroższe nadmorskie tereny w całym stanie, wówczas jednak wszędzie wznosiły się piaskowe wydmy, które przylegały do leśnego rezerwatu.
– Takie miałem wrażenie – stwierdziłem.
– Dlaczego? – spytała niewinnym tonem. – Czy zrobiłam coś nie tak?
Nie wydawało mi się, by zmartwiła ją odpowiedź twierdząca, nie byłaby jednak zgodna z prawdą.
– Wspaniale się całujesz – oświadczyłem, ściskając jej rękę.
Jamie skinęła głową i odwróciła się w stronę oceanu. W jej oczach ponownie pojawił się ten nieobecny wyraz. Działo się to ostatnio bardzo często. Przez jakiś czas się nie odzywałem, ale w końcu cisza zaczęła dzwonić mi w uszach.
– Dobrze się czujesz, Jamie? – zapytałem.
Zamiast odpowiedzieć, zmieniła temat.
– Czy byłeś kiedyś zakochany? – spytała mnie. Przejechałem ręką po włosach i posłałem jej jedno z „ tych” spojrzeń…
– Masz na myśli, czy byłem przedtem?
Była to odzywka w stylu Jamesa Deana; tak radził mi mówić Eric, gdy jakaś dziewczyna zada to pytanie. Eric miał powodzenie u dziewczyn.
– Mówię serio, Landon – powiedziała, zerkając na mnie z ukosa.
Domyślam się, że ona też oglądała te filmy. Zdążyłem się już przekonać, że z Jamie człowiek przeżywał istną huśtawkę nastrojów w czasie krótszym, niż wymaga tego zabicie komara. Nie byłem pewien, czy podoba mi się ten aspekt naszych stosunków, chociaż szczerze mówiąc, chroniło mnie to przed popadnięciem w monotonię.