Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Było bardzo miło, kiedy siedzieliśmy razem pod choinką – rzuciłem lekkim tonem.

– Tak, owszem – odparła. Ale myślami była wciąż gdzieś indziej.

– Ty też wyglądałaś bardzo ładnie.

– Dziękuję.

Wszystko to nie odnosiło większych efektów.

– Mogę cię o coś zapytać? – powiedziałem wreszcie w nadziei, że odzyskam jej uwagę.

– Jasne – odparła.

Wziąłem głęboki oddech.

– Czy jutro po nabożeństwie… i oczywiście po tym, jak spędzisz trochę czasu ze swoim ojcem… – przerwałem i spojrzałem na nią. – Czy przyszłabyś jutro do mojego domu na świąteczny obiad?

Chociaż jej twarz wciąż odwrócona była do okna, zobaczyłem na niej niewyraźny cień uśmiechu.

– Tak, Landon. Przyjdę bardzo chętnie – odparła.

Odetchnąłem z ulgą, nie bardzo wierząc, że rzeczywiście ją zaprosiłem, i nadal zachodząc w głowę, jak do tego wszystkiego doszło. Mijaliśmy domu, w których oknach stały udekorowane choinki, a potem przecięliśmy Beaufort City Square. Kilka minut później wyciągnąłem rękę i wziąłem jej dłoń w swoją i żeby dopełnić miary mojego szczęścia Jamie wcale jej nie cofnęła.

Gdy zatrzymaliśmy się przed jej domem, światła w salonie wciąż się paliły i widziałem za zasłonami Hegberta. Przypuszczałem, że czekał na nas, bo pragnął się dowiedzieć, jak udał się wieczór w sierocińcu. A może nie chciał, żebym pocałował w progu jego córkę. Wiedziałem, że wcale by mu się to nie podobało.

Myślałem o tym – to znaczy, co zrobić w momencie pożegnania – kiedy wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę drzwi. Jamie sprawiała wrażenie spokojniej i zadowolonej; myślę, że cieszyła się z tego, że zaprosiłem ją do siebie. Ponieważ była dość sprytna, żeby zgadnąć, co zrobiłem dla sierot, podejrzewałem, że była również dość sprytna, by zrozumieć dobrze sytuację, w jakiej znalazłem się przed balem na rozpoczęcie roku. Uświadomiła sobie chyba, iż dopiero teraz zapraszam ją z własnej woli.

Kiedy wchodziliśmy po stopniach, zobaczyłem, że Hegbert wygląda zza zasłony i szybko się cofa. W przypadku niektórych rodziców, na przykład Angeli, oznaczało to, iż wiedzą, że wróciliście do domu, i macie jeszcze jakąś minutę, nim otworzą się drzwi. Na ogół dawało to wam obojgu czas na to, żeby zmrużyć oczy i przygotować się do psychicznie do pocałunku. Trwało to zwykle mniej niż minutę.

Nie miałem pojęcia czy Jamie mnie pocałuje; w gruncie rzeczy bardzo w to wątpiłem. Ale wyglądała tak ładnie z rozpuszczonymi włosami, a to, co stało się tego wieczoru, było takie wspaniałe, że nie chciałem stracić okazji, gdyby się przypadkiem trafiła. Czułem, jak ze zdenerwowania zaczynają drżeć mi ręce, i w tym samym momencie Hegbert otworzył drzwi.

– Słyszałem, jak podjechaliście – powiedział cicho.

Jego skóra miała ten sam co zawsze ziemisty odcień i wyglądał na zmęczonego.

– Dobry wieczór, wielebny – powiedziałem nieśmiało.

– Cześć, tato – dodała radosnym tonem Jamie. – Żałuję, że z nami nie pojechałeś. Było cudownie.

– Bardzo się z tego cieszę – odparł, a potem wyprostował się i odchrząknął. – Dam wam chwilę, żebyście mogli powiedzieć sobie dobranoc. Zostawię otwarte drzwi.

Odwrócił się i wrócił do salonu. Wiedziałem, że może nas obserwować z miejsca, gdzie usiadł. Udawał, że coś czyta, ale nie widziałem, co trzyma w rękach.

– Siedziałam wspaniały wieczór, Landon – powiedziała Jamie.

– Ja też – odparłem, czując na sobie wzrok Hegberta.

Zastanawiałem się, czy wie, że w samochodzie trzymałem ją za rękę.

– O której mam do ciebie jutro przyjść? – zapytała.

Brwi Hegberta lekko się uniosły.

– Przyjdę po ciebie. Odpowiada ci po południu?

Jamie obejrzała się przez ramię.

– Nie masz nic przeciwko temu, tato, żebym jutro odwiedziła Landona i jego rodziców?

Hegbert podniósł ręce do oczu i zaczął je trzeć. Po chwili westchnął.

– Jeśli to dla ciebie ważne, proszę bardzo – powiedział.

Nie było to najbardziej wzruszające wotum zaufania, jakie w życiu słyszałem, ale nie trzeba mi było niczego więcej.

– Co mam przynieść? – zapytała.

Na Południu zadanie takiego pytania należało do tradycji.

– Nie musisz niczego przynosić – odparłem. – Przyjadę po ciebie za kwadrans piąta.

Staliśmy tam jeszcze chwilę, nic nie mówiąc, i wiedziałem, że Hegbert traci powoli cierpliwość. Nie odwrócił ani jednej kartki, odkąd stanęliśmy na werandzie.

– Do zobaczenia jutro – powiedziała w końcu.

– Dobrze – odparłem.

Jamie zerknęła na swoje nogi, a potem z powrotem na mnie.

– Dziękuję, że odwiozłeś mnie do domu.

Powiedziawszy to, odwróciła się i weszła do środka, ale na chwile przed tym, nim zamknęły się drzwi, wyjrzała zza nich i zobaczyłem igrający na jej ustach lekki uśmiech.

Nazajutrz pojechałem po nią tak, jak się umówiliśmy, i ucieszyłem się, widząc, że znowu ma rozpuszczone włosy. Zgodnie z obietnicą założyła sweter, który dałem jej w prezencie.

Zarówno mama, jak i tato byli zaskoczeniu, gdy zapytałem, czy nie będzie im przeszkadzało, jeśli Jamie przyjdzie do nas na obiad. Nie było z tym większego problemu; za każdym razem, kiedy tato wracał do domu, nasza kucharka, Helen, przygotowywała dość jedzenia, żeby starczyło dla małej armii.

Nie wspominałem o tym wcześniej, to znaczy o tym, że mieliśmy kucharkę. Mieliśmy również pokojówkę, nie tylko dlatego, że było nas na to stać, ale ponieważ moja mama nie najlepiej radziła sobie z prowadzeniem domu. Robiła mi czasem kanapki na drugie śniadanie, ale zdarzało się, że poplamiła sobie paznokcie musztardą i nie mogła wtedy przez trzy albo cztery dni dojść do siebie. Bez Helen dorastałbym, jadając bez przerwy przypalone kartofle i zwęglone steki. Ojciec, na szczęście zdał sobie z tego sprawę zaraz po ślubie i jeszcze przed moim narodzeniem zatrudnił kucharkę i pokojówkę.

Choć nasz dom był większy od innych, nie był jednak pałacem. Kucharka i pokojówka nie mieszkały razem z nami, bo nie mieliśmy kwater dla służby ani niczego w tym rodzaju. Ojciec kupił dom z powodu jego zabytkowej wartości. Chociaż nie mieszkał w nim Czarnobrody, co było może bardziej interesujące dla kogoś takiego jak ja, należał niegdyś do Richarda Dobbsa Spaighta, który podpisał konstytucję. Spaight miał również farmę niedaleko New Bern, czterdzieści mil na północ, i tam właśnie zostało pochowany. Nasz dom nie był może tak sławy jak ten, obok którego pogrzebano Spaighta, lecz i tak dawał ojcu powód do chwały w kuluarach Kongresu i za każdym razem, kiedy wychodził do ogrodu, i wiedziałem, że rozmyśla o dziedzictwie, które chciał po sobie zostawić. W jakiś sposób mnie to przygnębiało, ponieważ bez względu na to, czego by dokonał, nie miał szans zakasować starego Richarda Dobbsa. Historyczne wydarzenia w rodzaju podpisania konstytucji zdarzając się raz na kilkaset lat i jakkolwiek by na to patrzeć, debatowanie nad subsydiami dla farmerów uprawiających tytoń oraz „ czerwonym zagrożeniem” nigdy temu nie dorówna.

Dom odnotowany był w rejestrze zabytków historycznych – chyba jest tam w dalszym ciągu – i choć Jamie odwiedziła nas już wcześniej, wchodząc teraz do środka, wydawała się onieśmielona. Matka i ojciec byli bardzo ładnie ubrani, podobnie jak ja, i mama pocałowała Jamie na powitanie. Patrząc na nią, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że straciła dla Jamie głowę jeszcze przede mną.

Zjedliśmy niezły obiad, składający się z czterech dań, choć wcale nie tuczący, nic z tych rzeczy. Moi rodzice i Jamie cudownie ze sobą konwersowali – kłania się panna Garber – i mimo że próbowałem inkrustować rozmowę własnym poczuciem humoru, nie spotkało się to z najlepszym przyjęciem, przynajmniej jeśli chodzi o moich rodziców. Jamie jednak śmiała się i wziąłem to za dobry znak.

Po obiedzie, chociaż była zima i nie kwitły żadne kwiaty, zaproponowałem Jamie, że przespacerujemy się po ogrodzie. Założyliśmy oboje płaszcze i wyszliśmy na mroźne powietrze. Widziałem, jak nasze oddechy zamieniają się w małe obłoczki pary.

23
{"b":"101274","o":1}