Na pewno wierzyłam, że jestem zdrowa psychicznie. Powiedziałeś mi, że narkomani mają problem z ciałem, wycofałam się z tego komunikatu. Wyjechałam z obozu uratowana. Byłam całkowitą boskością na ziemi.
Wszystko układa się w całość, całość schizofrenii paranoidalnej.
W październiku dostałam od Ciebie wiersze i esej o samotności. Po obozie spotkałam się z
Ewą, pragnęłam jej pomóc, ale nie wiedziałam, że to niemożliwe. Powoli zaczynałam bronić się przed jej agresją. Zaczęłam ją sobie analizować. – Obie w młodości zostałyśmy skrzywdzone przez mężczyzn. Ja poszłam w agresję do wewnątrz, w narkotyki, ona w agresję na zewnątrz – zdobywanie i porzucanie mężczyzn.
Ukazało się drugie wydanie „Pamiętnika”.
14 października – Obdarzam ludzi miłością, ona mnie rozpiera, wypływa ze mnie, spływa na innych jak najcudowniejszy balsam. To lek na cierpienie, przemijanie, samotność.
22 października – Żyję na krawędzi dwóch nierealnych światów, z małą wyspą, dzięki której mam kontakt ze światem – sądzę, że ludzie obawiają się we mnie siły. Ponownie chciałam obciąć sobie język, by całkowicie zamilknąć.
W listopadzie halucynowałam upadki kolejnych kultur ludzkości. Miałam poczucie, że coś się ze mną zaczyna dziać, nie przyjmuję tego do świadomości. Miałam obsesje, że jestem całkowicie odrzucona i prześladowana, w domu odwiedzała mnie śmierć.
17 listopada – Jedno jest cierpienie dla każdego na świecie – brak miłości.
22 listopada – Rozsadza mnie niemy krzyk i płacz, i ból, i sens istnienia.
26 listopada – Doświadczasz mnie, Panie Boże, na każdym kroku jak wybrańca losu – wydawało mi się, że byłam na pograniczu psychozy rozpadu, a to był początek końca, Tadeuszu.
5 grudnia – Jaki jest rozmiar tęsknoty, jak głęboko trzeba się w niej zanurzyć, by przestać krzyczeć? Przytulić się do jej dna. Wtedy nie czujesz wypychania na powierzchnię bólu.
7 grudnia – Wierzę, że kiedyś nastąpi eksplozja. Ten czas jest coraz bliżej, czuję go. (Miałam poczekać do października 1990).
14 grudnia – Niekiedy jestem na granicy psychozy, zupełnie rozbita, z depersonalizacją, urojeniami, halucynacjami, po to, by powrócić do rzeczywistości z jasnym, logicznym umysłem, wyczuciem patologii u innych (stale się łudziłam, Tadeuszu, że to kontroluję). Tak jakbym sterowała moim zdrowiem psychicznym, lecz ono zawłada mną często i spadam w otchłań rozpaczy, paranoję lęku, rozbijam się na zwielokrotnione ja.
15 grudnia – Czuję, że ogarnia mnie jakieś szaleństwo, klękam przed nim, przed sobą i wyczekuję na nowe spełnienie.
18 grudnia – A ja uciekam w głąb siebie, w tajemne Królestwo, w którym jedynie sama mogę się poruszać. – Dostałam krótki list od Ciebie, który ponownie mnie podniósł. Patrz, Tadeuszu, trzymałeś mnie tu za rękę, a ja chciałam już tylko ulecieć.
Koniec roku to bardzo słaby kontakt z rzeczywistością. Jak ja w ogóle pracowałam?
24 grudnia – Ile można marzyć o nigdy nie spełnionej miłości? Całą wieczność swego życia.
Zatopić się w sen na jawie, że nadchodzi, i śnić.
25 grudnia – Te kolejne śmierci, ataki przeciwko sobie są obroną przed śmiercią samobójczą, śmiercią ostateczną.
1989 rok.
1 stycznia – Stany depresyjne męczą mnie ciągle, mniej więcej w tym samym czasie, jesienno – zimowym i wiosennym, cyklicznie. Rozpadam się, by się podnosić.
Tadeuszu, w śmierć nie powrócę, bo się urodziłam, lecz czy wróci psychoza?
13 stycznia – Jestem coraz bliżej śmierci, czuję to. Czas mój odlicza się przyspieszony (zapisywałam to podświadomie, w świadomości byłam przekonana, że nic się nie stanie, że nie uderzę w siebie).
W lutym 1989 skończyłam drugi tom „Pamiętnika”, moje serce było przeciążone napięciem, jakim żyłam, porównywałam siebie do anioła śmierci, halucynowałam.
7 lutego – Przychodzi lęk, niezmienny, wkrada się jak złodziej do Mego Królestwa Cieni i spokojnie mi się przygląda.
19 lutego – Czułam silną potrzebę zerwania wszelkich kontaktów z Ewą, nie wiedziałam, jak jej to powiedzieć, nie potrafiłam się od niej uwolnić. Przysłała mi list, w którym ponownie mi dopieprzyła.
24 lutego – Pisanie książek to czysta schizofrenia. Pisarz zaczyna żyć życiem swoich bohaterów i żyje w stanie permanentnego rozszczepienia jaźni, emocji, swego ja.
28 lutego – To krótkie życie wymyka mi się, ot tak sobie, powoli ze mnie uchodzi.
10 marca – Pierwsza hospitalizacja na ginekologii. Od razu uderzył mnie fakt ilości skrobanek, to mnie przerażało. Myślałam – morderczynie. – Dlaczego matki zabijają swoje nienarodzone dzieci? – Było to dla mnie piekło, chociaż sobie tego nie uświadamiałam. Za to w wierszach jest śmierć, zagrożenie, wina, kara. Halucynowałam, wszystko było jedną wielką halucynacją i urojeniem. Wszystko ma logiczną ciągłość w życiorysie, tak jak w schizofrenii.
13 marca – Nowe kolejki zbrodni kobiet zabijających swoje dzieci – nagle śmierć przestała mnie przerażać – w wierszach umieram na ginekologii, chociaż to ma dopiero nastąpić za ponad rok.
24 marca – W szpitalu napisałam wiersz, że mnie wyskrobano. Ginekolodzy to doskonała sprzeczność w jednej osobie – ratują i zabijają.
28 marca – Dostałam od Ciebie kartkę, zaprosiłeś mnie do uczestnictwa na obozie jako terapeutki, było to po wydrukowaniu moich wierszy w „Okolicach”. Ile wtedy przewidywałeś, przeczuwałeś?
29 marca – Ginekolog jest katem, płatnym mordercą, morduje na zlecenie matki.
31 marca – Miałam wizję, że w lekarzu – szatanie chcę się schować jak w łonie matki.
15 kwietnia – Nie mam już wielkich szans na życie poza Królestwem, ale wewnątrz to otchłań pełna drobnych gwiazd i nieznanych galaktyk. – W nocy nawiedzał mnie ON – ZŁO ABSOLUTNE.
Osaczały mnie halucynacje. W pracy byłam cały czas napięta i podminowana, jedynie w kontakcie z pacjentem jeszcze się mobilizowałam. Ewa zaczęła wyczuwać, że powoli wyzwalam się z pod jej wpływu.
3 czerwca – Piszę „Kokainę”. Ta książka wychodzi ze mnie jak noworodek z łona matki.
6 czerwca – Śnię ukrzyżowanie.
10 czerwca – Widziałam atakującego mnie węża, spadającego na kark.
Skończyłam 30 lat.
Listy od Ewy ziały agresją.
27 czerwca – Kiedyś będzie trzeba zniszczyć dzienniki. Jakby płonęła cząstka mnie? Po co więc zaistniały? By powstały dwie książki, których Istnienia biegu nie powstrzymam (dwie księgi tak jak Biblia, a „Kokaina” to Apokalipsa).
5 lipca – Tak mi smutno, odliczam wieczny czas – Ponownie dostałam list od Ewy, miażdżący.
Napisałam jej, że na razie zawieszam naszą znajomość, że potrzebuję czasu, by przemyśleć wiele spraw.
9 lipca – Ewa niszczy każdy związek uczuciowy. Zabija. Najpierw zdobywa, potem porzuca.
Mną jeszcze usiłuje manipulować.
W lipcu wróciła od Was Anka z obozu, wychwala mnie od Was za opowiadanie „Schizo simplex”, to mnie podniosło.
16 sierpnia – Poznałam Kasię na obozie, gdzie byłam terapeutką. Opowiedziała mi swoje życie, nie umiałam tego przyjąć do końca. Na obozie gwałtownie halucynowałam, widziałam duchy pokutujące, które mnie osaczały. Byłam „nieskończonością światła albo ciemności”.
31 sierpnia – Kto walał we mnie tyle niepokoju, matka w życiu płodowym? – Patrz, Tadeuszu, byłam bliska rozwiązania. Bałam się odrzucenia, o Boże, teraz to dopiero odkryłam.
1 września – Przez rok przebyłam wielką wodę, Tadeuszu. Zanurzałam się w podświadomość.
Czy aby nie odchodzę zbyt daleko od świata realnego? – Halucynowałam mężczyznę w masce i odcięte głowy ludzkie.
12 września – Ciągle żyję na pograniczu dwóch światów, kiedy pomagam innym zaistnieć i kiedy sama odchodzę, halucynuję, rozpadam się. I powstaję.