– Nie uważałem, by to do mnie należało. Wiedziałem, że sama mi powiesz, jak do tego dojrzejesz. Przez ostanie kilka tygodni dużo myślałem nad tym, co cię w życiu spotkało. Nawet doszedłem do pewnego wniosku. Chcesz go usłyszeć?
Wzięłam Matta pod rękę.
– Jasne.
– Zawsze o tym myślę, kiedy jesteśmy razem. Co za szczęście, że Suzanne nie umarła w Bostonie, bo nie bylibyśmy teraz razem. A możemy podziwiać zachód słońca. Albo czy to nie szczęście, że siedzimy na werandzie i gramy w kierki lub słuchamy Mozarta? Wciąż myślę, jaka ta chwila jest niesamowita tylko dlatego, że tu jesteś, Suzanne.
Rozpłakałam się, a Matt wziął mnie w ramiona. Staliśmy tak przytuleni dłuższą chwilę, pośród pustej plaży, a ja marzyłam, żeby to trwało wiecznie.
– Suzanne? – szepnął, aż poczułam jego ciepły oddech na szyi.
– Jestem – odszepnęłam. – Nigdzie się nie wybieram.
– To dobrze. Bo chcę, żebyś zawsze tu była. Uwielbiam trzymać cię w ramionach. I też chciałbym ci coś powiedzieć. Bardzo cię kocham. Wszystko w tobie cenię. Tęsknię za tobą, kiedy się rozstajemy nawet na kilka godzin. Od dawna cię szukałem, tyle że nie zdawałem sobie z tego sprawy. Suzanne, wyjdziesz za mnie?
Dałam krok do tyłu i spojrzałam w oczy temu skarbowi, który w końcu znalazłam, albo może to on znalazł mnie? Wciąż się uśmiechałam, a w środku czułam niewyobrażalne ciepło.
– Kocham cię, Matt. Też cię tak długo szukałam. Tak, wyjdę za ciebie.