Mogła strawić tylko po kilka stron dziennika naraz. Matt uprzedził ją w liście: Pewne fragmenty może Ci będzie trudno czytać”. Trudno czytać? Chwilami czuła, że ta lektura po prostu ją obezwładnia.
Coraz częściej dziennik szarpał jej nerwy. I wciąż nie wiedziała, co począć z własnym życiem. Nie skończyła z Mattem, podobnie jak nie skończyła z Suzanne i Nickolasem.
Zastanawiała się nad czymś, co przeczytała na tych kartach wcześniej: nad lekcją o pięciu piłkach – praca, rodzina, zdrowie, przyjaciele, uczciwość.
Praca jest gumową piłką, prawda?
Suzanne sama do tego doszła i wtedy w jej życiu nagle zapanowały spokój i harmonia. Uciekła od pracy, stresu, naporu, terminów, tłumów, nerwów w korkach, uszarpania codziennością. Zanurzenie się w cudzym życiu pozwoliło Katie przewartościować rzeczy, które sama robiła mechanicznie przez ostatnie dziewięć lat. Dostała pracę jako dwudziestodwulatka, przedtem dyplom z wyróżnieniem na Uniwersytecie Północnej Karoliny w Chapel Hill. Dwa lata z rzędu odbywała wakacyjną praktykę w wydawnictwie Algonquin Press w Chapel Hill, co otworzyło przed nią prestiżowe drzwi na Manhattanie. Zamieszkała więc w Nowym Jorku pełna jak najlepszych chęci, choć czuła, że to nie do końca jej miejsce.
Teraz zrozumiała dlaczego. Od dłuższego czasu w jej życiu brakowało równowagi. Zarywała noce, ślęcząc nad maszynopisami, które usiłowała doprowadzić do perfekcji. Dobrze wynagradzana i satysfakcjonująca praca, w porządku, ale praca jest przecież gumową piłką, prawda?
Natomiast rodzina, zdrowie, przyjaciele i prawość to bezcenne szklane kule.
No i dziecko rosnące w jej łonie też było taką szklaną kulą.
NAZAJUTRZ rano siedziała w żółtej taksówce z dwiema przyjaciółkami, Susan Kingsolver i Laurie Raleigh. Jechała do swojego ginekologa, doktora Alberta K. Sassoona.
Susan i Laurie towarzyszyły jej dla moralnego wsparcia. Wiedziały o ciąży Katie i uparły się by z nią pojechać. Teraz trzymały ją za ręce.
– Dobrze się czujesz, kochanie? – zapytała Susan.
Była nauczycielką w szkole podstawowej na Dolnym Wschodnim Manhattanie. Pewnego lata poznały się na terenach rekreacyjnych Hamptons i bardzo zaprzyjaźniły.
– Doskonale. Po prostu nie mogę w to wszystko uwierzyć. I nie mogę uwierzyć, że zaraz znajdę się przed Sassoonem.
Kiedy wysiadła, zdała sobie sprawę, iż gapi się tępo na dobrze znane witryny sklepów. Co ona powie doktorowi Sassoonowi? Kiedy była u Alberta na początku roku, tak się cieszył, że kogoś znalazła… A teraz taki numer?
Wszystko docierało do niej jak z oddali, chociaż Susan i Laurie trajkotały serdecznie, żeby podtrzymać ją na duchu. Naprawdę bardzo jej pomagały.
– Cokolwiek postanowisz – szepnęła Laurie, kiedy wezwano Katie do gabinetu – wyjdzie na dobre. Bo ty jesteś dobra.
Cokolwiek postanowi?
Nie wierzyła, że to się dzieje naprawdę.
Albert Sassoon przyjął ją z uśmiechem. Katie od razu pomyślała o serdeczności Suzanne Harrison wobec jej pacjentów.
– A zatem… – powiedział lekarz, kiedy Katie wkładała nogi w strzemiona.
– A zatem, taka byłam zakochana, że zapomniałam o zabezpieczeniu. I wpadłam – rzekła z trudem i roześmiała się niepewnie.
Ale po chwili śmiech przeszedł w płacz. Albert delikatnie przytulił jej głowę do piersi.
– Już dobrze, Katie, już dobrze. Już dobrze.
– Chyba wiem, co zrobię – mówiła Katie ze szlochem. – Chyba… chyba… zatrzymam… dziecko.
– Gratuluję decyzji – powiedział doktor Sassoon i poklepał ją delikatnie po plecach. – Będziesz wspaniałą matką.