Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Nogą przyciągnął jedno z krzeseł i poklepał siedzenie. Bez wahania Harry zdjęła kurtkę, ułożyła na stołku i sama usiadła.

– Pod jednym warunkiem – odkrzyknęłam.

Uniósł brwi i skierował na mnie swoje błękity.

– Żadnego dogryzania.

– To jest tak przyjemne jak znalezienie piasku w maśle orzechowym. – Mówił tak głośno, że wystąpiły mu żyły na szyi.

– Ja nie żartuję, Ryan. – To natężenie było ponad moje siły.

– Dobrze, dobrze. Siadaj.

Wybrałam ten dalszy stołek.

– I kupię ci oranżadę.

Harry zaśmiała się.

Właśnie miałam coś powiedzieć, ale Ryan już był przy mnie i odpinał mi kurtkę. Położył ją na stołku i usiadłam.

Przywołał kelnerkę, zamówił Guinnessa dla siebie i dietetyczną colę dla mnie. Znowu moja duma została urażona. Czy tak łatwo mnie przejrzeć?

Spojrzał na moją siostrę.

– Dla mnie to samo.

– Dietetyczna cola?

– Nie. To drugie.

Kelnerka zniknęła.

– A co z twoim oczyszczaniem? – ryknęłam jej do ucha.

– Co?

– Oczyszczanie?

– Jedno piwo mi nie zaszkodzi, Tempe. Nie jestem fanatyczką.

Rozmowa wymagała krzyku, więc skupiłam uwagę na zespole. Irlandzka muzyka towarzyszyła mi w dzieciństwie i stare piosenki zawsze przywoływały wspomnienia. Dom mojej babci. Stare damy, mocny akcent, kanasta. Łóżko na kółkach. Danny Kaye w czarnobiałym telewizorze. Zasypianie przy płytach Johna Gary'ego. Babci pewnie nie spodobałaby się tak głośna muzyka. Za dużo watów,

Solista zaczął śpiewać piosenkę o dzikim włóczędze. Rozpoznałam ją i przyłączyłam się. Przy refrenie ludzie klaskali stacatto. Bam! Bam! Bam! Bam! Bam! Kelnerka nadeszła przy ostatniej salwie.

Harry i Ryan gawędzili, a ich słowa ginęły w hałasie. Pociągnęłam łyk mojej coli i rozejrzałam się. Wysoko na ścianie zobaczyłam rząd rzeźbionych, drewnianych tarcz, totemów starych rodzin. A może to były klany? Poszukałam nazwiska Brennan, ale było zbyt ciemno i za dużo dymu, by wszystko odczytać. A Crone? Też nie.

Usłyszałam melodię, która spodobałaby się babci. To była historia o młodej kobiecie, która związywała włosy czarną aksamitką.

Obejrzałam sobie fotografie w owalnych ramach, portrety mężczyzn i kobiet w świątecznych ubraniach. Kiedy je zrobiono – w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym? Tysiąc dziewięćset dziesiątym? Te twarze były równie surowe jak te w Birks Hall. Te wysokie kołnierze musiały być bardzo niewygodne.

Dwa szkolne zegary wskazywały godziny w Dublinie i w Montrealu. Dziesiąta trzydzieści.

Spojrzałam na swój. Oj.

Kilka melodii później Harry zwróciła moją uwagę machając obiema rękami. Wyglądała jak sędzia sygnalizujący niedokładne podanie. Ryan wzniósł pustą szklankę.

Potrząsnęłam odmownie głową. Powiedział coś do Harry i wzniósł dwa palce nad swoją głową.

No i proszę, pomyślałam.

Zabrzmiała znowu skoczna melodia, a Ryan pokazywał akurat na drzwi przy wejściu. Harry zsunęła się ze swojego stołka i zniknęła w tłumie ciał. Obcisłe dżinsy zrobiły swoje. Nawet nie chciałam myśleć o tym, jak długo będzie musiała czekać w kolejce.

Ryan przesiadł się na stołek Harry, jej kurtkę kładąc tam, gdzie przed chwilą siedział. Nachylił się i krzyknął mi do ucha:

– Czy wy na pewno macie tę samą matkę?

– Ojca też. – Pachniał coś jakby rumem i talkiem.

– Jak długo ona mieszka w Teksasie?

– Od kiedy Mojżesz wyprowadził Żydów z Egiptu.

– Aż taka stara?

– Dziewiętnaście lat. – Odwróciłam się i wbiłam wzrok w kostki lodu w mojej coli. Ryan miał pełne prawo rozmawiać z Harry. Rozmowa i tak była prawie niemożliwa, więc dlaczego byłam wkurzona?

– Kto to jest Anna Goyette? – spytał nagle.

– Co?

– Kto to jest Anna Goyette?

Zespół nagle zamilkł i nazwisko zabrzmiało wyraźnie w ciszy.

– Jezu, Ryan, dlaczego nie dasz ogłoszenia do gazety?

– Jesteśmy dziś wieczorem trochę zdenerwowani… Może za dużo kofeiny? – Wyszczerzył zęby.

Spojrzałam na niego z wściekłością.

– To niezdrowo w twoim wieku.

– To niezdrowo w żadnym wieku. Skąd wiesz o Annie Goyette?

Kelnerka doniosła drinki i pokazała Ryanowi tyle zębów, ile moja siostra, kiedy chce być jak najbardziej przyjemna. Zapłacił i mrugnął do niej okiem. Mną się proszę nie przejmować.

– Ciężko z tobą czasami wytrzymać – powiedział, stawiając jedno z piw tuż nad stołkiem Harry.

– Pracuję nad tym. Skąd wiesz o Annie Goyette?

– Wpadłem na Claudela przy okazji tej sprawy z motocyklistami i rozmawialiśmy o niej.

– A po cholerę to robiłeś?

– On mnie zapytał.

Nigdy nie rozgryzę Claudela. Najpierw mnie odprawia, a potem omawia sprawę z Ryanem.

– No więc kto to jest?

– Anna jest studentką na uniwersytecie McGill. Jej ciotka poprosiła mnie, bym ją odnalazła. To nie jest żadna wielka sprawa.

– Claudel uważa, że to bardzo interesująca młoda dama.

– A co to, do diabła, znaczy?

Akurat wtedy nadeszła Harry.

– Hej, mali kowboje. Jeżeli musicie iść siusiu, to lepiej się pośpieszcie.

Usiadła na opuszczonym przez Ryana miejscu. Jakby na sygnał kapela zaczęła grać o whisky w dzbanie. Harry, zakołysała się i klaskała, aż doskoczył facet w kolorowej czapce i zielonych szelkach i chwycił ją za rękę. Podskoczyła i podążyła za nim do drugiego pomieszczenia, gdzie dwaj młodzi mężczyźni znowu tańczyli, przypominając przy tym czaple. Partner Harry odznaczał się pokaźnym brzuszyskiem i miękką, okrągłą buźką. Miałam nadzieję, że nie padnie przy niej.

Znowu spojrzałam na zegarek. Za dwadzieścia dwunasta. Paliły mnie oczy od dymu i drapało w gardle od krzyku. I dobrze się bawiłam. I chciałam się napić. Naprawdę.

– Słuchaj, boli mnie głowa. Jak tylko Ginger Rogers wróci z parkietu, zmywam się.

– Jak chcesz, koleżanko. Dobrze ci poszło, jak na pierwszy raz.

– Boże, Ryan, ja już tu kiedyś byłam.

– Posłuchać irlandzkich opowieści?

– Nie! – Myślałam o tym. Uwielbiam irlandzki folklor.

Patrzyłam na Harry, jak skakała i się okręcała, jej blond włosy fruwały w powietrzu. Wszyscy na nią patrzyli. Po chwili krzyknęłam do ucha Ryana:

– Claudel wie, gdzie jest Anna?

Pokręcił głową.

Dałam sobie spokój. Nie było szans na rozmowę.

Moja siostra i jej partner nie przestawali tańczyć. Jego twarz poczerwieniała i pokryła się potem, a krawat ze spinką przekrzywił się w dziwny sposób. Kiedy po którymś piruecie Harry zwróciła się do mnie twarzą, przyłożyłam palec do swojej szyi. Mam dosyć. Zamachała do mnie beztrosko. Kciukiem wskazałam wyjście, ale ona już na mnie nie patrzyła.

O Boże.

Ryan przyglądał mi się z rozbawieniem na twarzy.

Rzuciłam mu najzimniejsze ze spojrzeń, a on odchylił się do tyłu i uniósł obie ręce w geście “dobrze, już dobrze”.

Kiedy Henry znowu spojrzała w naszą stronę, jeszcze raz wykonałam swoją pantomimę, ale ona patrzyła ponad moim ramieniem, z dziwnym wyrazem twarzy.

Kwadrans po północy moje modlitwy zostały wysłuchane i zespól zrobił sobie przerwę. Moja siostra wróciła, z wypiekami na twarzy, ale promieniejąca. Jej partner wyglądał tak, jakby potrzebował reanimacji.

– Wow! Jestem mokra.

Palcem przejechała po szyi, wskoczyła na stołek i chwyciła za szklankę z piwem, które zamówił dla niej Ryan. Kiedy jej duży kolega chciał usadowić się przy niej, poklepała go po głowie w czapeczce.

– Dzięki, kolego. Spotkamy się później.

Opuścił głowę i spojrzał na nią wzrokiem zbitego psa.

– Pa, pa.

Pomachała mu, a on wzruszył ramionami i wrócił do tłumu.

Harry oparła się o Ryana.

– Tempe, kto to jest ten tam? – Głową kiwnęła w kierunku baru tuż za nami.

Zaczęłam się odwracać.

– Nie patrz teraz!

– Niby który to?

– Ten wysoki chudzielec w okularach.

Przewróciłam oczami, ale nadal czułam ból głowy. Harry zawsze tak robiła, kiedy ja chciałam wyjść, a ona zostać.

– Wiem. On jest fajny i zainteresowany mną. Tylko że nieśmiały. Już to przerabiałyśmy, Harry.

Znowu zagrała muzyka. Wstałam i założyłam kurtkę.

– Czas spać.

– Nie. Naprawdę. Ten facet przyglądał ci się cały czas, kiedy tańczyłam. Widziałam go przez okno.

Spojrzałam w tamtym kierunku. Nikt nie pasował do jej opisu.

– Gdzie?

Popatrzyła na twarze wokół baru, a potem przez swoje ramię, w drugim kierunku.

– Ja nie żartuję, Tempe – wzruszyła ramionami. – Teraz go nie widzę.

– To pewnie jeden z moich studentów. Zawsze się dziwią widząc mnie gdzieś na mieście.

– Pewnie masz rację. On wyglądał na zbyt młodego jak dla ciebie.

– Dzięki.

Ryan przyglądał nam się jak dziadkowie patrzący na swoje wnuki.

– Gotowa? – zapięłam kurtkę i założyłam rękawiczki.

Harry spojrzała na swojego Rolexa i powiedziała dokładnie to, czego się spodziewałam.

– Jest dopiero po północy. Czy nie mogłybyśmy…

– Ja wychodzę, Harry. Moje mieszkanie jest kilka ulic stąd, a klucze masz. Zostań, jeśli chcesz.

Przez chwilę nie wiedziała, co ma zrobić, a potem zwróciła się do Ryana:

– Będziesz tu jeszcze trochę?

– Nie ma problemu, słonko.

Spojrzała na mnie dokładnie tak samo, jak jej porzucony partner.

– Naprawdę się nie pogniewasz?

– Jasne, że nie. – Jak cholera.

Wyjaśniłam jej, który klucz jest do czego, a ona uściskała mnie.

– Pozwól, że cię odprowadzę – Ryan sięgnął po swoją kurtkę.

Ale mi opiekun.

– Nie, dzięki. Jestem już dużą dziewczynką.

– No to zamówię ci taksówkę.

– Ryan, wolno mi przemieszczać się samej.

– Jak chcesz. – Usiadł, kręcąc głową.

Zimne powietrze było nawet przyjemne w porównaniu z gorącem i dymem pubu. Przez jedną milionową sekundy. Temperatura spadła, a wiatr się wzmógł i wydawało się, że jest bilion stopni poniżej zera.

Po kilku krokach oczy mi zaczęły łzawić i czułam, jak zamarzają mi nozdrza. Szalikiem zasłoniłam nos i usta, zawiązując go z tyłu głowy. Wyglądałam fatalnie, ale przynajmniej otwory w mojej głowie były bezpieczne.

28
{"b":"96629","o":1}