Литмир - Электронная Библиотека

Laurie poprawiła ostrość tak, że mogła jakby przybliżyć i oddalić się od preparatu. Zauważyła sporo dziwnych plamek zasadochłonnej materii.

– Bo ja wiem. Nie potrafię powiedzieć. To mogą być artefakty [10] .

– Ja też nie wiem. Chyba że to wywoływało ziarniaka.

– Tak, to jest myśl – przytaknęła i wyprostowała się. – Co miało znaczyć, że wątroba została zbyt dobrze przyjęta przez biorcę?

– Laboratorium twierdzi, że Franconi nie otrzymywał żadnych środków immunosupresyjnych. To mało prawdopodobne, szczególnie że nie wystąpiło ogólne zapalenie.

– Czy jesteśmy pewni, że dokonano przeszczepu?

– Całkowicie. – Streścił wyniki badań Teda Lyncha.

Laurie tak jak Jack nie wiedziała, co powiedzieć.

– Jeśli nie liczyć bliźniąt, nie potrafię sobie wyobrazić dwóch ludzi o identycznej sekwencji DQ alfa.

– Odnoszę wrażenie, że wiesz na ten temat więcej niż ja. Aż do przedwczoraj nigdy nie słyszałem o DQ alfa.

– Dowiedziałeś się, gdzie Franconi mógł przejść tę operację?

– Chciałbym – odparł Jack i opowiedział o daremnych wysiłkach Barta. Zdradził też, że sam poprzedniej nocy wiele czasu stracił przy telefonie, dzwoniąc do instytutów europejskich.

– Dobry Boże! – skomentowała tylko Laurie.

– Zagwarantowałem sobie nawet pomoc Lou. Od matki Franconiego dowiedziałem się, że facet wyjechał do, jak ona sądzi, uzdrowiska, skąd wrócił jak nowy człowiek. Podejrzewam, że wtedy mógł przejść transplantację. Niestety, matka nie ma pojęcia, dokąd mógł się udać. Lou sprawdza w imigracyjnym, czy opuszczał kraj.

– Jeżeli ktokolwiek może coś znaleźć, to na pewno Lou – stwierdziła Laurie.

– A propos – Jack nabrał powietrza. – Okazało się, że to on podał informację do prasy.

– Nie wierzę.

– Wiem o tym z samego źródła. Oczekuję więc bezwarunkowych przeprosin.

– Masz je. Jestem naprawdę zaskoczona. Podał jakieś powody?

– Powiedział, że chcieli wyjawić fakty, żeby zobaczyć, czy wywołają jakieś poruszenie wśród informatorów. Twierdzi, że zadziałało nad wyraz dobrze. Otrzymali wiadomość, później potwierdzoną, że ciało zostało zabrane na polecenie przestępczej rodziny Lucia.

– Rany boskie! – powiedziała Laurie i na sam dźwięk tego nazwiska przeszedł ją dreszcz. – Ta sprawa aż za bardzo zaczyna mi przypominać historię z Cerinem.

– Rozumiem, co masz na myśli. Zamiast oczu mamy wątrobę.

– Chyba nie sądzisz, że w Stanach jest jakaś prywatna klinika, która dokonuje potajemnie transplantacji? – zapytała Laurie.

– Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Bez wątpienia w grę mogłyby wchodzić wielkie pieniądze, ale pozostaje kwestia wyposażenia. W kraju mamy ponad siedem tysięcy oczekujących na przeszczep wątroby, ale niewielu z nich mogłoby spowodować, aby taki interes stał się dochodowy.

– Żałuję, ale nie jestem tego taka pewna jak ty. Chęć zarobienia pieniędzy niczym sztorm wzburzyła w ostatnim czasie amerykańską medycynę.

– Ale też wielkie pieniądze są w tej chwili niezbędne w medycynie. Nie ma zbyt wielu bogatych ludzi, potrzebujących nowej wątroby. Zainwestowanie w stworzenie materialnej bazy i zachowanie operacji w tajemnicy nie opłaciłoby się, szczególnie bez stałego dostępu do organów. Taki scenariusz może i sprawdziłby się w kinie klasy B, ale w życiu okazałby się zbyt ryzykowny i niepewny. Żaden biznesmen, choćby nie wiem jak skorumpowany, jeśli jest przy zdrowych zmysłach, nie pójdzie na podobne rozwiązanie.

– Może i masz rację – zastanowiła się Laurie.

– Podejrzewam, że chodzi tu o coś jeszcze. Mamy zbyt wiele nie wyjaśnionych faktów od nonsensu związanego z DQ alfa aż po organizm Franconiego wolny od środków immunosupresyjnych. Coś pominęliśmy, coś kluczowego i niespodziewanego.

– Świetna robota! – zawołała Laurie. – Jednego jestem pewna, cieszę się, że oddałam tobie ten przypadek.

– Wielkie dzięki. To naprawdę frustrująca sprawa. Ale zostawmy nieprzyjemne rzeczy. Wczoraj na koszu Warren powiedział mi, że Natalie pytała o ciebie. Co byś powiedziała na wspólną kolację i może kino w weekend, zakładając, że nie mają innych planów?

– Z radością przyjmuję zaproszenie. Mam nadzieję, że powiedziałeś Warrenowi, że ja też o nich pytałam?

– Owszem – przyznał. – Nie żebym zmieniał temat, ale cóż tam wydarzyło się dzisiaj u ciebie? Posunęłaś się nieco w rozwiązywaniu zagadki zniknięcia ciała Franconiego? Informacja od Lou o wmieszaniu się zorganizowanej przestępczości nie wyjaśnia wszystkiego. Potrzebujemy więcej szczegółów.

– Niestety nie. Zatrzymały mnie autopsje. Dopiero co skończyłam. Nie zrobiłam dzisiaj nic z tego, co zaplanowałam.

– To niedobrze – zauważył Jack z uśmiechem. – Przy moim braku postępów może będę musiał polegać na twoim śledztwie.

Obiecali sobie jeszcze porozmawiać przez telefon na temat planów na weekend i Laurie poszła do swojego pokoju. Z dobrymi intencjami usiadła za biurkiem i zaczęła przeglądać raporty z laboratorium i pozostałą korespondencję, która przyszła w ciągu dnia, a odnosiła się do innych, nie załatwionych jeszcze do końca przypadków. Jednak szybko stwierdziła, że trudno jej się skoncentrować.

Stwierdzenie Jacka, że liczył na nią w rozwiązaniu zagadki Franconiego, zrodziło w niej poczucie winy za to, że nie ma nawet hipotezy, jak ciało mogło zniknąć z kostnicy. Mając świadomość, ile pracy sam włożył w wyjaśnienie sprawy, postanowiła zdwoić wysiłki.

Wzięła czystą kartkę i zaczęła spisywać na niej wszystko, co powiedział jej Marvin. Intuicja podpowiadała jej, że tajemnicze zniknięcie Franconiego jest jakoś związane z wywiezieniem dwóch ciał tamtej nocy. A teraz, kiedy Lou twierdził, że rodzina Lucia jest wmieszana w całą rzecz, była niemal pewna, że i Dom Pogrzebowy Spoletto jest wplątany w sprawę.

Raymond odłożył słuchawkę i podniósł wzrok na Darlene, która weszła do gabinetu.

– No i? – spytała. Blond włosy związane miała z tyłu głowy w koński ogon. Jeździła na rowerze do ćwiczeń i była ubrana w bardzo seksowny kostium sportowy.

Raymond rozparł się w fotelu i westchnął. Nawet się uśmiechnął.

– Sprawy zdają się wracać do normy – powiedział. – Dzwonił urzędnik z GenSys odpowiedzialny za naszą operację. Samolot będzie przygotowany na jutro wieczór, więc polecę do Afryki. Oczywiście zatrzymamy się gdzieś, żeby zatankować, ale nie wiem gdzie.

– Będę mogła polecieć z tobą? – zapytała Darlene z nadzieją w głosie.

– Obawiam się, kochanie, że nie. – Wziął dziewczynę za rękę. Zdawał sobie sprawę, że przez ostatnie dni był trudny w obejściu i czuł się z tego powodu źle. Poprowadził ją za rękę wokół biurka i przyciągnął do siebie. Usiadła mu na kolanach. W tej samej chwili pożałował. Nie była taka lekka, jak się wydawało.

– W drodze powrotnej będziemy mieli zbyt wielu pasażerów: pacjenta i cały zespół chirurgiczny – tłumaczył spokojnie, ale twarz mu poczerwieniała.

Darlene westchnęła i poskarżyła się:

– Nigdy nigdzie nie jeżdżę.

– Następnym razem – jęknął Raymond, jakby miał za chwilę wyzionąć ducha, klepnął Darlene w pośladek i zachęcił ją do wstania. – To krótka podróż. Tam i z powrotem. Nie ma co liczyć na zabawę.

Darlene wybiegła z pokoju, wybuchając nagle płaczem. W pierwszej chwili zamierzał pójść i pocieszyć ją, ale rzut oka na zegarek powstrzymał go. Było po piętnastej, a w Cogo po dwudziestej pierwszej. Jeśli chciał porozmawiać z Siegfriedem, to powinien już zadzwonić. Zadzwonił do domu szefa Strefy. Gospodyni przełączyła do jego gabinetu.

– Sprawy idą dobrze? – zapytał Raymond, spodziewając się potwierdzenia.

– Znakomicie. Ostatnie wieści o samopoczuciu pacjenta nie mogłyby być lepsze.

– To budujące.

– Czuję, że nasze premie wkrótce wpłyną na konta.

– Oczywiście – odparł Raymond, chociaż wiedział, że w tej sprawie nastąpi pewna zwłoka. Wobec konieczności wypłacenia Vinniemu Dominickowi dwudziestu tysięcy dolarów gotówką, premie będą musiały poczekać aż do następnej wpłaconej zaliczki. – A jak wygląda sytuacja z Kevinem Marshallem?

– Wraca do normy, jeśli nie liczyć tego, że raz wrócili do zastrzeżonego obszaru.

– To nie brzmi jak powrót do normy.

– Uspokój się. Wrócili tylko po okulary, które zgubiła Melanie Becket. W każdym razie wyprawa skończyła się ostrzelaniem ich przez żołnierzy, których tam posłałem – zaśmiał się serdecznie na wspomnienie tamtego incydentu.

Raymond musiał poczekać, aż Siegfried się uspokoi.

– Co w tym zabawnego? – zapytał.

– Ci tępogłowi żołnierze przestrzelili Melanie szyby w samochodzie. Wściekła się, ale efekt został osiągnięty. Teraz jestem całkiem pewny, że będą się trzymać z daleka od wyspy.

– Mam nadzieję, że tak będzie.

– Poza tym dziś po południu miałem okazję wypić drinka z tymi babkami. Mam przeczucie, że nasz kłopotliwy poszukiwacz wplątał się w coś ryzykownego.

– O czym ty mówisz? – zapytał znowu zaniepokojony Raymond.

– Nie wierzę, żeby tracił czas i energię na zamartwianie się jakimś dymem nad wyspą. Moim zdaniem wplątał się w trójkąt miłosny.

– Poważnie? – Podobny pomysł odnośnie do Kevina Marshalla wydał się Raymondowi całkiem niedorzeczny. Ile razy kontaktował się z Kevinem, nigdy nie zauważył u niego najsłabszego nawet zainteresowania płcią przeciwną. Wiadomość, że nabrał ochoty i ma dość wigoru nie tylko dla jednej, ale od razu dwóch, była śmieszna.

– Takie skojarzenie przyszło mi do głowy. Powinieneś słyszeć, jak te dwie rozprawiały o "oryginalnym i miłym badaczu". Tak go nazywały. Szły właśnie do niego na kolację. O ile mi wiadomo, to pierwsze towarzyskie spotkanie, w którym brał udział, a mieszkam tuż naprzeciw.

– Powinniśmy być wdzięczni – powiedział Raymond.

– Zazdrośni jest chyba lepszym słowem – odparł Siegfried i wybuchnął na nowo gromkim śmiechem, co wyraźnie zaczęło grać Raymondowi na nerwach.

– Chciałem powiedzieć, że wylatuję jutro wieczorem. Nie wiem, o której będę w Bata, bo nie mam pojęcia, gdzie wypadnie nam śródlądowanie. Zadzwonię z lotniska, na którym będziemy tankować, albo poproszę pilota, żeby poinformował was drogą radiową.

[10] Artefakty – (biol.) struktury powstałe w procesie przygotowania preparatu, lecz nie występujące w żywym organizmie (przyp. tłum.)


59
{"b":"94392","o":1}