Sceneria w "Restauracji Neapolitańskiej" była dokładnie taka sama jak poprzedniego dnia, może tylko doszedł zapach kilkuset spalonych od tego czasu papierosów. Vinnie Dominick siedział przy tym samym stoliku, a jego ulubieni goryle na tych samych stołkach przy barze. Otyły, zarośnięty barman jak wtedy zajęty był czyszczeniem szkła.
Raymond nie tracił czasu. Odsunął ciężką, czerwoną aksamitną zasłonę wiszącą za drzwiami, podszedł do stolika Vinniego i bez zaproszenia usiadł. Rzucił na stolik gazetę i starannie ją wygładził.
Vinnie nonszalancko rzucił okiem na nagłówki.
– Jak widać, problem nadal jest – zauważył Raymond. – Obiecaliście, że ciało zniknie. Najwyraźniej spartaczyliście robotę.
Vinnie wziął papierosa, zaciągnął się głęboko i wypuścił w górę strużkę dymu.
– Doktorze – zaczął. – Nie przestaje mnie pan zadziwiać. Albo ma pan nerwy ze stali, albo jest pan kompletnie szalony. Nie toleruję takiego braku szacunku nawet u najbardziej zaufanych ludzi. Albo cofnie pan słowa, które właśnie pan powiedział, albo wstanie pan i zniknie stąd, zanim naprawdę się zdenerwuję.
Raymond ciężko przełknął ślinę i wsunął palec za kołnierzyk, żeby go nieco poluźnić. Przypomniał sobie, z kim rozmawia, i dreszcz przeszedł mu po krzyżu. Jedno małe skinienie Vinniego Dominicka i mogą znaleźć jego zwłoki w East River.
– Przepraszam – powiedział potulnie. – Nie jestem sobą. Jestem bardzo zdenerwowany. Ledwie zdążyłem przeczytać tytuły w prasie, a już zadzwonił do mnie dyrektor z GenSys, grożąc zamknięciem całego programu. Miałem też telefon od lekarza Franconiego. Mówił, że nękał go jeden z patologów sądowych, jakiś Jack Stapleton, i pytał o kartotekę Franconiego.
– Angelo! – zawołał Vinnie. – Podejdź tu!
Powłócząc nogami, Angelo podszedł do stolika. Vinnie spytał, czy zna doktora Stapletona z kostnicy, ale Angelo zaprzeczył.
– Nigdy go nie widziałem. Ale Vinnie Amendola wspominał o nim dziś rano przez telefon. Powiedział, że ten Stapleton jest napalony na Franconiego, bo Franconi to jego przypadek.
– Jak pan widzi, ja też odebrałem kilka telefonów – odparł Vinnie. – Dzwonił Amendola, który ciągle się boi, bo pomógł nam wynieść ciało Franconiego. Dzwonił też brat mojej żony. Prowadzi dom pogrzebowy i to oni wywieź ciało. Zdaje się, że odwiedziła ich Laurie Montgomery i wypytywała o nie istniejące zwłoki.
– Przykro mi, że wszystko zaczyna się tak źle układać – powiedział Raymond.
– Panu i mnie również. Prawdę powiedziawszy, nie mam pojęcia, skąd wzięli to ciało. Wiedzieliśmy, że nie zakopiemy zbyt głęboko, bo ziemia w Westchester jest jeszcze za twarda, więc wyrzuciliśmy go daleko od Coney Island prosto do oceanu.
– Najwyraźniej coś poszło nie tak. Co możemy zrobić, biorąc pod uwagę istniejące okoliczności? – zapytał Raymond.
– Skoro ciało zostało zidentyfikowane, nic nie możemy zrobić. Vinnie Amendola powiedział Angelowi, że wykonali już autopsję. Więc z tym koniec.
Raymond ciężko westchnął i potarł głowę. Ból wyraźnie się wzmagał.
– Ale chwileczkę, doktorze. Chcę pana jeszcze o czymś zapewnić. Kiedy się dowiedziałem, że powodem, dla którego należy uniknąć autopsji, jest wątroba, kazałem ją Angelowi zniszczyć.
Raymond podniósł głowę. Promyk nadziei pojawił się nad horyzontem.
– Jak to zrobiliście? – spytał.
– Strzałem. Rozstrzelaliśmy ją w cholerę. Została całkiem zniszczona jak zresztą wszystkie bebechy. Zgadza się Angelo?
Angelo przytaknął.
– Cały zapas amunicji z remingtona. Kichy faceta wyglądały jak hamburger.
– Więc nie ma pan się o co tak bardzo martwić, doktorze – zauważył Vinnie.
– Jeżeli wątroba została całkowicie zniszczona, dlaczego Stapleton pytał, czy Franconi przeszedł transplantację?
– Pytał? – zdziwił się Vinnie.
– Pytał wprost doktora Levitza.
Vinnie wzruszył ramionami.
– Musiał na to wpaść w jakiś inny sposób. W każdym razie nasz problem skupia się teraz na dwóch osobach: na Jacku Stapletonie i Laurie Montgomery.
Raymond uniósł pytająco brwi.
– Jak już kiedyś mówiłem, gdyby nie chodziło o Vinniego juniora i jego chorą nerkę, nigdy bym się nie wplątał w tę sprawę. Odkąd skorzystałem z pomocy szwagra, stało się to także moim problemem. Skoro go w to wmieszałem, nie mogę zostawić teraz zawieszonego w niepewności, rozumie pan, co mam na myśli? No więc, myślę tak. Wyślę Angela i Franca do tych dwojga lekarzy i niech zadbają o sprawy. Co ty na to, Angelo?
Raymond z nadzieją spojrzał na Angela, który uśmiechnął się po raz pierwszy, od kiedy się poznali. Nie był to pełny uśmiech, bo blizny unieruchomiły częściowo mięśnie twarzy, ale i tak był to uśmiech.
– Od pięciu lat czekam na spotkanie z Laurie Montgomery – rzucił.
– Spodziewam się – odparł Vinnie. – Możesz dostać ich adresy od Vinniego Amendoli?
– Jestem pewny, że z radością wystawi nam Stapletona – stwierdził Angelo. – On chyba jak nikt inny chce, żeby powietrze się oczyściło. A co do Laurie Montgomery, to znam jej adres.
Vinnie zgasił papierosa i uniósł brwi, spoglądając w stronę Raymonda.
– Tak więc, doktorze, co pan sądzi o pomyśle, żeby Angelo i Franco odwiedzili tych wścibskich lekarzy sądowych i przekonali ich, aby zaczęli patrzeć na tę sprawę z naszego punktu widzenia? Muszą uwierzyć, że są powodem naszego poważnego zakłopotania, jeśli rozumie pan, co mam na myśli. – Mrugnął okiem i na ustach pojawił mu się szczególny uśmieszek.
Raymond także lekko się uśmiechnął, z ulgą.
– Chyba nie ma lepszego rozwiązania. – Wstał zza stołu. – Dziękuję, panie Dominick. Jestem wielce zobowiązany i jeszcze raz przepraszam za mój nieprzemyślany wybuch na początku rozmowy.
– Chwileczkę, doktorze. Musimy jeszcze uzgodnić formę rekompensaty.
– Sądziłem, że zostanie to dopisane do poprzedniego rachunku i pokryte zgodnie z wcześniejszym ustaleniem. – Raymond starał się mówić jak biznesmen, nie obrażając rozmówcy. – Przecież ciało Franconiego nie miało się już pojawić.
– Nie widzę tego w ten sposób – stwierdził Vinnie. – To ekstrarobota. Skoro odstąpił pan już od honorarium, obawiam się, że będziemy musieli porozmawiać o moim wpisowym. Co pan powie na dwadzieścia tysięcy? To ładna, okrągła sumka.
Raymond poczuł się urażony, ale zdołał utrzymać nerwy na wodzy i nie odpowiedział od razu. Poza tym pamiętał, co stało się ostatnim razem, kiedy próbował się targować z gangsterem: cena się podwoiła.
– Zebranie takiej kwoty może zabrać mi trochę czasu – powiedział po chwili.
– W porządku. W takim razie uzgodniliśmy całą rzecz. Jeśli o mnie chodzi, wyślę Angela i Franca natychmiast.
– Znakomicie – powiedział Raymond i wyszedł.
– Mówisz poważnie? – Angelo zwrócił się do Vinniego.
– Obawiam się, że tak. Zdaje się, że to nie był dobry pomysł wciągać w sprawę szwagra, chociaż wtedy nie mieliśmy wielkiego wyboru. Tak czy siak, muszę uporządkować sprawy, bo inaczej żona urwie mi jaja. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że doktor zapłaci mi za robotę, którą i tak musiałbym wykonać.
– Kiedy mamy się zająć tą dwójką? – zapytał Angelo.
– Im szybciej, tym lepiej. Właściwie moglibyście załatwić to dziś w nocy – zdecydował Vinnie Dominick.