Литмир - Электронная Библиотека

– Powiedziałbym, że to twój lepszy profil – zauważył Franco.

Raymond ciężko przełykał. Zdjęcie tak samo dobrze pokazywało jego ciężkie przerażenie, jak i ciało martwej dziewczyny.

Franco schował fotkę do kieszeni.

– No, to by było na tyle, doktorze. Mówiłem, że nie zabierzemy wiele czasu.

– Po co to zrobiliście? – zapytał Raymond łamiącym się głosem.

– To był pomysł Vinniego – wyjaśnił Franco. – Pomyślał, że dobrze by było mieć dowód przysługi, którą ci oddał, tak na wszelki wypadek.

– Na jaki wypadek?

Franco rozłożył ręce.

– Przecież mówię, na wszelki wypadek.

Franco i Angelo wsiedli do samochodu, a Raymond wrócił na chodnik. Patrzył, aż ford dojechał do skrzyżowania i zniknął za narożnikiem.

– Dobry Boże! – mruknął. Odwrócił się i na chwiejnych nogach ruszył w stronę domu. Ile razy udało mu się rozwiązać jeden problem, natychmiast stawał przed nim następny.

Prysznic wrócił Jackowi utracone siły. Laurie nic nie mówiła o rowerze, postanowił więc skorzystać z tego środka transportu. Ruszył na południe w niezłym tempie. Pamiętając przykre doświadczenia sprzed roku, trzymał się Central Park West aż do Columbus Circle. Tu skręcił w Pięćdziesiątą Dziewiątą Ulicę i dojechał do Park Avenue. O tej porze była zupełnie pusta, więc jechał nią aż do ulicy, przy której mieszkała Laurie. Zabezpieczył rower całą kolekcją kłódek i podszedł do drzwi. Zanim nacisnął dzwonek, zastanowił się przez chwilę, co najlepiej powiedzieć i jak się zachowywać.

Laurie przywitała go w drzwiach z szerokim uśmiechem na ustach. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć objęła go za szyję i serdecznie uściskała. W drugiej ręce trzymała butelkę wina.

– Aha – powiedziała, robiąc krok w tył. Przyjrzała się jego rozwianym włosom. – Zapomniałam o rowerze. Nie mów mi, że przyjechałeś na nim.

Jack przybrał minę winowajcy.

– No tak, to do ciebie podobne. – Pomogła mu zdjąć kurtkę.

Jack zobaczył Lou siedzącego na kanapie. Uśmiech miał taki, że mógł rywalizować z Kotem z Cheshire [8] .

Laurie chwyciła Jacka za rękę i pociągnęła do pokoju.

– Najpierw chcesz niespodziankę, czy wolisz przedtem zjeść? – zapytała.

– Niech będzie niespodzianka – zdecydował.

– Dobra – rzucił Lou, wstał z kanapy i podszedł do telewizora.

Laurie nakazała Jackowi usiąść na miejscu, które właśnie zwolnił Lou.

– Chcesz kieliszek wina?

Skinął. Był zaskoczony. Nie widział żadnego pierścionka, a Lou najwyraźniej zajęty był pilotem od magnetowidu. Laurie zniknęła w kuchni, ale szybko wróciła z winem.

– Nie wiem, jak to działa – powiedział Lou. – W domu córka obsługuje takie rzeczy.

Laurie wzięła od niego pilota i kazała mu najpierw włączyć telewizor.

Jack upił mały łyk wina. Nie było wiele lepsze od tego, które przyniósł poprzedniego wieczoru.

Laurie i Lou usiedli obok Jacka na kanapie. Jack popatrzył na nich, ale wyraźnie go ignorowali. Bez wątpienia mieli ochotę na oglądanie telewizji.

– Co z tą niespodzianką? – zapytał.

– Tylko patrz – Laurie wskazała na zaśnieżony ekran telewizora.

Jeszcze bardziej zaskoczony zaczął wpatrywać się w ekran. Nagle zabrzmiała muzyka i pojawiło się logo CNN, a zaraz potem z restauracji na Manhattanie wyszedł otyły mężczyzna. Jack rozpoznał "Positano". Mężczyzna znajdował się w otoczeniu grupy ludzi.

– Może powinnam podkręcić głos? – zapytała Laurie.

– Nie, to niepotrzebne – uznał Lou.

Jack obejrzał film. Kiedy było po wszystkim, spojrzał pytająco na Laurie i Lou. Oboje uśmiechali się szczerze i szeroko.

– O co wam chodzi? – zapytał. – Ile wina wypiliście?

– Wiesz, co przed chwilą obejrzałeś? – spytała Laurie.

– Wyglądało, jakby ktoś został zastrzelony.

– To był Carlo Franconi. Z niczym ci się nie kojarzy to, co zobaczyłeś?

– Ze starymi filmami, jak zabili Lee Harveya Oswalda.

– Pokaż mu to jeszcze raz – zaproponował Lou.

Jack obejrzał film po raz drugi. Swoją uwagę podzielił między obraz z taśmy a obserwację zachowania dwójki przyjaciół. Oboje byli pochłonięci filmem.

Po zakończonej projekcji Laurie odwróciła się w stronę Jacka i zapytała:

– I?

Wzruszył ramionami.

– Nie mam pojęcia, co chcielibyście ode mnie usłyszeć.

– Pozwól, że fragment obejrzymy raz jeszcze, ale w zwolnionym tempie – powiedziała Laurie. Wybrała moment, kiedy Franconi próbował wsiąść do limuzyny. Puściła taśmę niemal klatka po klatce i zatrzymała dokładnie w chwili, gdy został postrzelony. Podeszła do telewizora i palcem wskazała na kark mężczyzny. – Tu weszła kula – powiedziała. Przesunęła taśmę do momentu, w którym ofiara padła na prawy bok.

– A niech to! – rzucił zaskoczony Jack. – Mój "topielec" może być Carlem Franconim.

Laurie odwróciła się na pięcie i stanęła tyłem do telewizora. Oczy jej błyszczały.

– O to chodzi! – powiedziała triumfalnie. – Oczywiście nie dowiedliśmy tego jeszcze, ale z usytuowania ran wlotowych i drogi pocisków w ciele "topielca" wynika, że można na to postawić pięć dolarów.

– Ho, ho! Mogę przyjąć zakład o pięć dolarów, ale pozwól przypomnieć, że to sto procent więcej niż kiedykolwiek zaryzykowałaś w mojej obecności – skomentował Jack.

– Jestem pewna tego, co mówię – powiedziała Laurie.

– Laurie niezwykle szybko kojarzy różne rzeczy – zauważył Lou. – Podobieństwa wychwytuje w mgnieniu oka. Zawsze sprawia, że czuję się przy niej głupio.

– Wynoś się stąd! – zawołała i dała przyjacielowi lekkiego kuksańca.

– Czy to jest ta niespodzianka, o której chcieliście mi powiedzieć? – Jack zapytał ostrożnie. Nie chciał, by nadzieje okazały się płonne.

– Tak. A co się stało? Nie jesteś tak podekscytowany odkryciem jak my? – spytała zaskoczona Laurie.

Jack roześmiał się z ulgą.

– Ależ szaleję z radości!

– Nigdy nie wiem, kiedy mówisz poważnie. – Wyczuła w odpowiedzi szczyptę sarkazmu tak charakterystycznego dla Jacka.

– To najlepsza wiadomość, jaką usłyszałem od wielu dni. Może tygodni – odparł.

– Wystarczy. Żebyśmy tylko nie przedobrzyli – powiedziała i wyłączyła telewizor i magnetowid. – Dość niespodzianek, zabierzmy się za jedzenie.

W czasie kolacji zastanawiali się, dlaczego nikt wcześniej nie wpadł na to, że okaleczone zwłoki wyłowione z wody to Carlo Franconi.

– Według mnie miał rany, których, jak sądziłam, Franconi mieć nie mógł – stwierdziła Laurie. – Poza tym zmyliło mnie to, że ciało wyłowili w pobliżu Coney Island. Gdyby znaleźli je w East River, to co innego, ale tak…

– Myślę, że zmyliło mnie to samo – przyznał Jack. – No a kiedy odkryłem, że rany zadano po śmierci, całą moją uwagę zaprzątnęła sprawa wątroby. Ale, ale. Lou, czy Franconi przechodził transplantację wątroby?

– Nic o tym nie wiem. Chorował od wielu lat, jednak osobiście nigdy nie poznałem diagnozy. Nic też nie słyszałem o transplantacji wątroby.

– Jeżeli nie miał transplantacji, to "topielec" nie jest Franconim – Jack stwierdził kategorycznie. – Chociaż laboratorium DNA bardzo ciężko pracuje, żeby to potwierdzić, osobiście jestem całkiem pewny, że wątroba została przeszczepiona.

– Co jeszcze musielibyście zrobić, aby upewnić się, że mamy jednak do czynienia z Carlem Franconim? – zapytał Lou.

– Powinniśmy zbadać próbkę krwi jego matki – odpowiedziała Laurie. – Porównując mitochondrialne DNA, które wszyscy dziedziczymy wyłącznie po matce, na sto procent będziemy mogli powiedzieć, czy mamy Franconiego. Jestem pewna, że matka się zgodzi, skoro była jedyną osobą, która dobrowolnie zgłosiła się do identyfikacji.

– Szkoda, że nie zrobiono prześwietlenia zaraz po przyjęciu Franconiego. Mogłoby pomóc – zauważył Jack.

– Zrobiono! – stwierdziła z podnieceniem Laurie. – Odkryłam to dziś wieczorem. Marvin je wykonał.

– To gdzie, u diabła, podziały się zdjęcia?

– Marvin twierdzi, że Bingham je zabrał. Muszą się znajdować u niego w biurze.

– W takim razie sugeruję mały najazd na Zakład Medycyny Sądowej – zaproponował Jack. – Bardzo bym chciał poważnie zabrać się do sprawy.

– Biuro Binghama będzie zamknięte – przypomniała Laurie.

– Moim zdaniem sytuacja wymaga twórczego zachowania – odparł Jack.

– Amen – przytaknął Lou. – To może być przełom, na który czekałem.

Zaraz po zjedzeniu i posprzątaniu kuchni, co na własne żądanie zrobili wspólnie Jack i Lou, zamówili taksówkę i we trójkę udali się do kostnicy.

– Mój Boże! – zawołał Marvin, widząc Laurie i Jacka. Rzadko się zdarzało, by dwóch patologów naraz odwiedzało kostnicę wieczorem. – Czy mamy do czynienia z klęską żywiołową?

– Gdzie są portierzy? – zapytał Jack.

– Ostatnio widziałem ich w portierni. Poważnie, co się dzieje?

– Kryzys osobowości – odpalił Jack.

Poprowadził całą trójkę do sali autopsyjnej i z hałasem otworzył drzwi. Marvin miał rację. Obaj portierzy byli zajęci polerowaniem lastryko, z którego wykonano posadzkę głównego holu.

– Spodziewam się, chłopcy, że macie klucze do gabinetu szefa – powiedział Jack.

– Tak, pewnie – odpowiedział Daryl Foster. Daryl pracował w Zakładzie Medycyny Sądowej od trzydziestu lat. Przy nim Jim O'Donnel był względnie nowym pracownikiem.

– Musimy tam wejść. Mógłby nam pan otworzyć?

Daryl zawahał się.

– Szef jest bardzo wrażliwy na punkcie wpuszczania obcych do jego biura – odparł.

– Biorę odpowiedzialność na siebie – zaoferował się Jack. – To sytuacja nadzwyczajna. Poza tym jest z nami porucznik Lou Soldano z komendy policji, który do minimum ograniczy niebezpieczeństwo kradzieży.

– Bo ja wiem – zastanawiał się Daryl. Najwyraźniej nie czuł się w tej sytuacji najlepiej, poczucia humoru Jacka raczej także nie akceptował.

– W takim razie niech mi pan da klucz – zaproponował Jack. – Sam otworzę, a pan nie będzie w to wplątany.

[8] Kot z Cheshire – postać z książki Alicja w krainie czarów, miał zwyczaj powolnego znikania, aż pozostawał po nim tylko szeroki uśmiech (przyp. tłum.)


45
{"b":"94392","o":1}