Литмир - Электронная Библиотека

Rozdział 17. Nowe niebezpieczeństwo

Dobsonowie i Trzej Detektywi usadowili się możliwie najwygodniej na schodach i słuchali, jak nad ich głowami rzekomy rybak przeszukuje dom garncarza.

Z kuchni dobiegał zgrzyt szuflad i trzask drzwiczek kredensu. Spieszne kroki zatupały w stronę spiżarni i po podłodze potoczyły się puszki. Potem dało się słyszeć opukiwanie ścian.

Farrier przeszedł następnie do biura i rozległ się łomot, aż kurz posypał im się na głowy.

– Przewrócił szafkę – powiedział Pete.

Po drewnianej podłodze przesunęło się z piskiem staroświeckie biurko garncarza. Potem znów usłyszeli opukiwanie ścian.

– Czy policjanci znaleźli skrytkę? – zapytał Jupiter Toma.

– Nie, nie znaleźli.

– Wciąż ukrywacie coś przede mną, chłopcy – powiedziała pani Dobson. – Co to za skrytka?

– Nic wielkiego, mamo – odpowiedział Tom. – Za płytą z orłem w twojej sypialni dziadek trzyma trochę starych gazet.

– Po co ukrywać stare gazety? – zdziwiła się pani Dobson.

– Żeby dać szukającemu coś do znalezienia – powiedział Jupiter.

Coś się rozbiło nad ich głowami.

– Och! – wykrzyknęła pani Dobson. – To musiał być ten duży wazon w holu.

– Szkoda! – powiedział Jupiter.

Kroki Farriera rozległy się w holu, potem zadudniły ciężko na schodach prowadzących na piętro.

– To z nim wiążą się te wszystkie płonące ślady! – stwierdziła pani Dobson.

– Bez wątpienia – przytaknął Jupiter. – Miał klucze i mógł wchodzić i wychodzić, kiedy chciał. Na pewno kuchennymi drzwiami, bo na frontowych jest zasuwa.

– A te ślady… – zaczął Tom, ale Jupiter dał mu znak ręką, żeby zamilkł.

– Słuchajcie.

Siedzieli w milczeniu. Po chwili Tom szepnął:

– Nic nie słyszę.

– Ktoś wszedł na kuchenny ganek – powiedział Jupiter. – Próbował otworzyć drzwi i odszedł.

– Och, to dobrze! – ucieszyła się pani Dobson. – Zacznijmy krzyczeć!

– Nie, proszę, nie – powstrzymał ją Bob szybko. – Widzi pani, Farrier nie jest tutaj jedynym opryszkiem. Dwa naprawdę wredne typy przebywają w Domu na Wzgórzu.

– Ci podglądacze?

– Obawiam się, że mają bardziej niebezpieczne zamiary niż podglądanie – odpowiedział Jupiter. – Wynajęli Dom na Wzgórzu tylko dlatego, żeby stamtąd obserwować ten dom.

Umilkł i podniósł rękę, nakazując ciszę.

W holu nad nimi rozległy się kroki.

– Farrier zapomniał zamknąć drzwi frontowe – szepnął Pete.

– Robi się interesująco – Jupiter wstał, wszedł na szczyt schodów i przyłożył ucho do drzwi. Usłyszał ledwie uchwytny szmer głosów. Podniósł dwa palce, pokazując, że przybyły jeszcze dwie osoby.

Kroki dwóch mężczyzn przecięły hol, skierowały się w stronę kuchni i zawróciły. Z kolei zadudniły kroki na schodach prowadzących na piętro, rozległ się krzyk i ostry huk.

– To był wystrzał! – powiedział Jupiter.

Nastąpiły dalsze krzyki, ale docierały do piwnicy zbyt przygłuszone, aby można było rozróżnić poszczególne słowa. Usłyszeli ponownie tupot na schodach. Ktoś się potknął. Wreszcie kroki rozległy się w kuchni i skrzypnęło krzesło.

– Siedzieć i nie ruszać się – dobiegł ich głos generała Kaluka.

Jupiter cofnął się od drzwi i zszedł o dwa stopnie niżej.

Drzwi otworzyły się i framugę wypełniła masywna postać lapatyjskiego generała.

– Aha – powiedział – mój młody przyjaciel Jones. A, i panicz Andrews. Proszę, wejdźcie na górę, wszyscy.

Wyszli do kuchni. Paliło się górne światło i pani Dobson aż się zachłysnęła na widok Farriera. Dziarski rybak siedział na krześle, przyciskając chusteczkę do prawego nadgarstka. Czerwone rozpryski plamiły jego elegancką kurtkę.

– Widok krwi panią przeraża, madame? – zapytał Kaluk. – Proszę się nie lękać, ten człowiek nie jest poważnie ranny.

Podsunął jej krzesło i skinął, żeby usiadła.

– Nie uznaję przemocy, chyba że jest konieczna. Strzeliłem do tego intruza, bo w przeciwnym razie on strzeliłby do mnie.

Pani Dobson usiadła.

– Myślę, że powinniśmy wezwać policję – powiedziała drżącym głosem. – Przy szosie jest budka telefoniczna. Tom, może byś…

Generał Kaluk uciszył ją machnięciem ręki, a młodszy Lapatyjczyk, Dimitriew, stanął w drzwiach kuchni z bardzo przekonującym pistoletem w ręku.

– Myślę, madame, że możemy zignorować tę osobę – generał Kaluk wskazał głową Farriera – jako mało ważną. Gdybym wiedział, że przebywa w tej okolicy, podjąłbym odpowiednie kroki, żeby pani nie niepokoił.

– To brzmi, jakbyście byli panowie starymi przyjaciółmi – odezwał się Jupiter. – Może raczej powinienem powiedzieć starymi wrogami?

Generał parsknął krótkim, przykrym śmiechem.

– Wrogami? Ta kreatura zbyt mało znaczy, żeby być moim wrogiem. To jest kryminalista, zwykły przestępca. Złodziej!

Kaluk ustawił sobie krzesło i usiadł.

– Widzi pani, madame, wiedza o takich sprawach należy do moich obowiązków. Między innymi nadzoruję policję w Lapatii. Mamy kartotekę tego osobnika. Występuje pod różnymi nazwiskami: Smith, Farrier, Taliaferro, mniejsza o to. Kradnie biżuterię. Zgodzi się pani za mną, że to nikczemne zajęcie.

– Wstrętne! – powiedziała szybko pani Dobson. – Ale… ale w tym domu nie ma biżuterii. Co on… Dlaczego pan tu jest?

– Zobaczyliśmy z naszego tarasu, że ten nikczemnik napastuje panią i naszych młodych przyjaciół. Naturalnie pospieszyliśmy z pomocą.

– Och! Dziękuję! – pani Dobson wstała z krzesła. Bardzo dziękuję. Teraz możemy wezwać policję i…

– Wszystko w swoim czasie, madame. Zechce pani usiąść, proszę.

Pani Dobson opadła z powrotem na krzesło.

– Proszę wybaczyć, nie przedstawiłem się jeszcze – powiedział generał. – Jestem Klaus Kaluk. A pani, madame?

– Jestem Eloise Dobson, a to mój syn. Tom.

– I jest pani przyjaciółką Aleksisa Kerenowa?

Pani Dobson potrząsnęła głową.

– Nigdy o kimś takim nie słyszałam.

– Nazywają go garncarzem.

– Oczywiście, że pani Dobson jest zaprzyjaźniona z panem Porterem – odezwał się szybko Jupiter. – Przyjechała specjalnie ze środkowego zachodu – mówiłem przecież panu.

Generał spojrzał na niego groźnie.

– Pozwól z łaski swojej, że pani odpowie sama – warknął i zwrócił się ponownie do pani Dobson. – Czy przyjaźni się pani z człowiekiem zwanym garncarzem?

Eloise patrzyła w bok, na jej twarzy malowała się niepewność, jak u niewprawionego pływaka, który nagle znalazł się w głębokiej wodzie.

– Tak – powiedziała cicho i zaczerwieniła się.

Generał Kaluk uśmiechnął się.

– Myślę, że nie mówi pani całej prawdy. Proszę mieć na uwadze, że w tego rodzaju grze jestem ekspertem. A teraz zechce mi pani powiedzieć, jak spotkała pani człowieka, znanego jako pan Porter.

– Więc, przez… przez listy. Widzi pan, pisaliśmy do siebie i…

– Garncarz prowadzi dużą sprzedaż wysyłkową! – wtrącił Pete.

– Tak! – poparł go Bob. – Wysyłał rzeczy do pani Dobson, a ona mu odpisała i od listu do listu…

– Uspokój się! – krzyknął generał. – Co za nonsensy wygadujecie! Spodziewacie się, że w to uwierzę? Ta kobieta pisała listy do starego człowieka, który robi garnki, i mieli sobie tyle interesujących rzeczy do zakomunikowania, że przyjechała do tej mieściny i wprowadziła się do jego domu, i to w dniu, w którym on zniknął! Nie jestem idiotą!

– Proszę nie wrzeszczeć! – krzyknęła pani Dobson. – Ma pan nie lada tupet, żeby tak się tu panoszyć! Nie obchodzi mnie, co pan Farrier ukradł, choćby to była korona angielska. Teraz potrzebuje lekarza. On… on krwawi, krew jest na całej podłodze!

Generał rzucił okiem na Farriera i na dwie krople krwi, które właśnie spadły na podłogę.

– Pani ma zbyt miękkie serce. Panem Farrierem zajmiemy się później. Teraz powie mi pani, jak poznała pana Pottera.

– To nie pański interes! – krzyknęła. – Ale jeśli chce pan wiedzieć…

– Ja bym tego nie robił, pani Dobson – prosił Jupiter.

Ale pani Dobson dokończyła tryumfalnie:

– On jest moim ojcem! Aleksander Potter jest moim ojcem i to jest jego dom, i pan tu nie ma nic do szukania. I niech się pan nie waży…

Generał odrzucił głowę do tyłu i zaczął się serdecznie śmiać.

– To nie jest śmieszne – warknęła pani Dobson.

– Ależ jest! – rechotał generał. Odwrócił się do swego towarzysza: – Dimitriew, prawdziwa gratka nam się trafiła. Mamy córkę Aleksisa Kerenowa!

Pochylił się do pani Dobson.

– Teraz powie mi pani to, co chcę wiedzieć. Zaraz potem zajmiemy się panem Farrierem, o którego się pani tak troszczy.

– Co chce pan wiedzieć?

– Jest pewna rzecz, która należy do mojego narodu i ma dużą wartość. Pani wie, o czym mówię?

Eloise potrząsnęła głową.

– Ona nic nie wie – wmieszał się Jupiter. – O niczym, o Lapatii, w ogóle nie wie nic.

– Trzymaj język za zębami! – ryknął generał. – Pani Dobson, czekam!

– Nie wiem. Jupiter ma rację. O niczym nie wiem. Nigdy nic słyszałam o Aleksisie Kerenowie. Moim ojcem jest Aleksander Potter!

– I on nie zwierzył się pani ze swojej tajemnicy?

– Tajemnicy? Jakiej tajemnicy?

– Śmiechu warte! – syknął generał. – Musiał pani powiedzieć. To był jego obowiązek. Powie mi pani, i to natychmiast!

– Ale ja nic nie wiem!

– Dimitriew! – krzyknął generał, tracąc zupełnie opanowanie. – Ona będzie mówić!

Dimitriew zbliżył się do pani Dobson.

– Ej! – wrzasnął Tom. – Nie waż się tknąć mojej matki!

Dimitriew odepchnął Toma.

– Wszystkich do piwnicy! – rozkazał generał. – Wszystkich oprócz tej upartej kobiety!

– Nie! – krzyknął Pete.

Wraz z Bobem rzucili się na Dimitriewa. Pete zamierzył się na jego pistolet, a Bob wykonał piękny skok w kierunku jego nóg.

Z głośnym steknięciem Dimitriew zwalił się na podłogę, a jego pistolet wypalił w sufit.

Nagle rozległ się potężny huk. Drzwi kuchenne rozwarły się z trzaskiem i stanął w nich garncarz, dzierżąc w dłoni staroświecką i nieco zardzewiałą dubeltówkę.

29
{"b":"90802","o":1}