Литмир - Электронная Библиотека

Rozdział 8. Worthington przychodzi z pomocą

– Jestem pewien – mówił Jupiter – że niezależnie od tego, jaka była przeszłość garncarza, Tom Dobson i jego matka wiedzą o nim tylko tyle, że robi piękną ceramikę i że teraz zaginął. Wiedzą też, że w jego kuchni pojawiły się płonące ślady stóp. Pani Dobson jest całkowicie załamana, a o Tomie też trudno powiedzieć, żeby był szczęśliwy. Zaproponowałem mu, że jeden z Trzech Detektywów spędzi z nimi noc. Poczują się wtedy bezpieczniej, a gdyby coś zaszło, jeden z nas będzie na miejscu. Jest pewna linia dochodzenia, po której chciałbym pójść z Bobem. Pete, czy mógłbyś zatelefonować do twojej mamy i…

– Tylko nie ja! – krzyknął Pete. – Słuchaj, Jupe, ktoś może spalić cały dom tymi gorejącymi śladami! Okna na piętrze są okropnie wysoko. Jakby przyszło przez nie wyskakiwać, można by się już nie pozbierać.

– Nie będziesz tam sam – przypomniał mu Jupiter.

– Król Wilhelm też nie był sam.

– No, skoro nie chcesz, to nie. Miałem jednak nadzieję…

Pete spojrzał na niego spode łba.

– Och, już dobrze! Zrobię to. Zawsze mnie się dostają najgorsze zadania. – Złapał słuchawkę i nakręcił swój numer. – Mamo? Jestem u Jupitera. Czy mogę zostać u niego na noc?

Chłopcy czekali.

– Tak, na całą noc – powiedział Pete do telefonu. – Szukamy medalionu, tego, który garncarz zawsze nosił.

Ze słuchawki popłynął szmer zatroskanego głosu.

– Jupe mówi, że jego ciocia się zgadza – powiedział Pete i po chwili dodał: – Tak, wrócę do domu wcześnie rano. Tak, wiem, że mam jutro skosić trawę. Dobrze, mamo. Dzięki. Do zobaczenia.

– Pięknie – skomentował Bob.

– I zgodnie z prawdą – dodał Jupiter. – Szukamy medalionu. Tego na szyi garncarza.

Następnie, zgodnie z życzeniem Jupe'a, Bob zatelefonował do swojej mamy i poprosił o pozwolenie na zjedzenie kolacji u Jonesów.

– Jupiter! – dobiegło z dworu wołanie cioci Matyldy. – Gdzie jesteś. Jupiterze?!

– W samą porę! – wykrzyknął Jupe i wszyscy trzej przeczołgali się przez Tunel Drugi. Otrzepali się z kurzu i wyszli zza stert otaczających pracownię Jupe'a. Ciocia Matylda stała obok biura.

– Za nic nie mogę zrozumieć, co wy robicie tyle czasu w tej pracowni! – wykrzyknęła. – Jupiterze, kolacja gotowa.

– Ciociu, czy Pete i Bob mogą zostać i…

– Tak, mogą zjeść z nami. Są tylko naleśniki z kiełbasą, ale starczy dla wszystkich.

Pete i Bob podziękowali za zaproszenie.

– Dajcie znać rodzicom – przykazała ciocia Matylda. – Możecie zatelefonować z biura. Zamknijcie potem drzwi na klucz. Za pięć minut chcę was widzieć przy stole.

Przeszła na drugą stronę ulicy i znikła w domu.

– Jak sądzisz, czy ona czyta w myślach? – spytał Pete.

– Mam nadzieję, że nie – powiedział Jupe z przestrachem.

Po pięciu minutach chłopcy siedzieli przy stole w jadalni Jonesów i zajadali naleśniki, słuchając opowieści wujka Tytusa o czasach, kiedy Rocky Beach była tylko małą osadą przy drodze.

Po kolacji chłopcy pomogli cioci Matyldzie zebrać ze stołu i pozmywać naczynia. Gdy skończyli, a zlew lśnił czystością, skierowali się do drzwi wyjściowych.

– Dokąd to? – zapytała ciocia Matylda.

– Nie skończyliśmy jeszcze tego, co robiliśmy – odpowiedział Jupe.

– Dobrze, tylko nie siedźcie do późna. Zgaście potem światło w pracowni i nie zapomnijcie zamknąć bramy.

Jupiter przyrzekł spełnić wszystkie przykazania i czmychnęli na drugą stronę, gdzie Pete zostawił swój rower.

– Skąd Tom Dobson będzie wiedział, kim jestem? – zapytał.

– Po prostu mu się przedstawisz. On ma naszą kartę firmową.

– Okay – Pete wsiadł na rower i ruszył ku szosie.

– A teraz my dwaj sprawdzimy, kim jest ten Dimitriew, który wynajął Dom na Wzgórzu – powiedział Jupiter. – Myślę, że Worthington będzie mógł nam pomóc.

Jakiś czas temu Jupiter wygrał konkurs ogłoszony przez agencję wynajmu samochodów. W nagrodę miał prawo do korzystania z pięknego rolls-royce'a wraz z szoferem przez trzydzieści dni. Worthington, poprawny w każdym calu angielski szofer, woził Jupitera i jego przyjaciół po tropie tylu spraw, że sam stał się detektywem-amatorem i wykazywał wielkie zainteresowanie pracą chłopców.

Bob spojrzał na zegarek. Było już dobrze po siódmej.

– Nie możemy ściągać tu Worthingtona o tej porze, i w dodatku w niedzielę.

– Nie trzeba, żeby tu przyjeżdżał – powiedział Jupiter. – Worthington mieszka blisko Wilshire. Jeśli nie jest bardzo zajęty, poprosimy go, żeby się przeszedł pod ten adres. Może uzyska dla nas jakąś wskazówkę.

Bob przyznał, że warto spróbować, i przeczołgali się z powrotem do Kwatery Głównej. Jupiter odszukał w swoim notesie numer telefonu i zadzwonił do Worthingtona.

– Panicz Jones! – ucieszył się szofer. – Co słychać? Jupiter zapewnił go, że wszystko jest jak najlepiej.

– Obawiam się, że rolls-royce nie będzie dziś osiągalny – mówił Worthington z żalem.-W Beverly Hills jest wielkie przyjęcie i Perkins zabrał tam samochód.

– Nie chodzi o samochód, ale o małą przysługę dla Trzech Detektywów, Worthington. Jeśli oczywiście nie jest pan zajęty.

– Jestem szalenie zajęty. Układam pasjansa i mi nie wychodzi. Przerwę więc to zajęcie z największą przyjemnością. Co mogę dla was zrobić?

– Staramy się uzyskać informacje o niejakim Illi Dimitriewie – Jupiter przeliterował nazwisko. – Możliwe, że nazwisko brzmi Dimitriow, nie jesteśmy pewni. – Potem podał adres: Wilshire Boulvard 2901. – Chcemy wiedzieć, czy rzeczywiście mieszkał tam dotąd. Interesuje nas też, jakiego rodzaju miejscem jest ten dom.

– To jest dosłownie za rogiem. Przespaceruję się tam i oddzwonię.

– Świetnie, Worthington. Ale co pan powie, jeśli ktoś otworzy panu drzwi?

Worthington prawie się nie zastanawiał.

– Powiem, że jestem członkiem zarządu Komitetu Upiększania Bulwaru Wilshire. Zapytam, co sądzą o ustawieniu donic z kwiatami wzdłuż chodnika. Jeśli odniosą się do pomysłu przychylnie, poproszę ich o przyłączenie się do Komitetu.

– Wspaniale, Worthington! – wykrzyknął Jupiter.

Worthington przyrzekł zatelefonować za pół godziny i skończyli rozmowę.

– Czasem sobie myślę, że powinniśmy przyjąć Worthingtona do naszej agencji – powiedział Jupe ze śmiechem po zrelacjonowaniu Bobowi rozmowy.

– On już się czuje czwartym detektywem. Jak myślisz, co znajdzie pod tym adresem?

– Możliwe, że nic. Pusty dom albo mieszkanie bez lokatora. Ale będzie nam chociaż mógł coś powiedzieć o sąsiedztwie. Podoba mi się pomysł z Komitetem Upiększania. Możemy przystąpić do tego Komitetu, chodzić od drzwi do drzwi po Wilshire, może zbierzemy jakieś informacje o panu Dimitriewie.

– Mieszkańcy dużych miast nie znają swoich sąsiadów.

– Czasami wiedzą więcej o sąsiadach, niż by się zdawało – Jupiter założył ręce za głowę i odchylił się na oparcie krzesła. – Przypuśćmy, że tam mieszkają ludzie starsi. Siedzą cały dzień w domu, wyglądają przez okno i obserwują sąsiadów. Zastanawiam się, ile przestępstw zostało wykrytych dzięki jakiejś staruszce, która ma lekki sen i wyjrzała w środku nocy przez okno, bo usłyszała hałasy na ulicy.

Bob uśmiechnął się.

– Będę odtąd przechodził na palcach koło gospody panny Hopper.

– Myślę, że niewiele uchodzi jej uwagi – przytaknął Jupiter.

Otworzył przyniesiony przez Boba album i ponownie przyjrzał się koronie Azimowa.

– Jest piękna w jakiś barbarzyński sposób. Myślę, że to charakterystyczne dla księcia Fryderyka, że chciał ją mieć w formie hełmu.

– Był zapewne prawdziwie czarujący. Zabicie Iwana Śmiałego było wystarczającym złem. Nie musiał w dodatku wystawiać jego głowy zatkniętej na włócznię.

– W tamtych czasach tak postępowano. Miało to służyć ku przestrodze i jestem pewien, że spełniło swoją rolę. Azimowie przetrwali w końcu czterysta lat.

Zadzwonił telefon.

– Niemożliwe, żeby to już był Komitet Upiększania Bulwaru Wilshire! – powiedział Bob.

A jednak był to Worthington.

– Przykro mi – powiedział – ale pod numerem 2901 na Wilshire nikt nie mieszka. To jest mały budynek biurowy, zamknięty o tej porze.

– Och.

– Jednakże w zewnętrznej sieni paliło się światło i odnotowałem spis biur. Mieści się tam zakład fotograficzny, gabinet doktora H.H. Cormichaela, Sekretariat Jensena, Przedstawicielstwo Handlowe Lapatii, Biuro Wydawnicze…

– Chwileczkę! – wykrzyknął Jupiter. – Co to było to ostatnie?

– Biuro Wydawnicze Shermana.

– Nie, poprzednie. Coś z Lapatią.

– Przedstawicielstwo Handlowe Lapatii.

– Dzięki, Worthington, to jest dokładnie to, czego nam trzeba.

– Doprawdy? – zdziwił się Worthington. – Żadnego Dimitriewa nie ma na liście.

– Tym niemniej, gdyby zapytał pan o niego w Przedstawicielstwie Handlowym Lapatii, odpowiedzieliby z pewnością, że przebywa na wakacjach w Rocky Beach. A może nie jest to takie pewne. W porządku, Worthington, serdeczne dzięki i dobranoc.

Jupiter odłożył słuchawkę.

– Nowy lokator Domu na Wzgórzu podał adres Przedstawicielstwa Handlowego Lapatii – powiedział do Boba.

Spojrzał ponownie na ilustrację.

– Szkarłatny orzeł jest godłem Lapatii i ulubionym symbolem garncarza. Człowiek z Przedstawicielstwa Handlowego Lapatii wynajmuje dom w pobliżu sklepu garncarza. To otwiera szereg interesujących możliwości.

– Na przykład, że garncarz jest naprawdę Lapatyjczykiem?

– Właśnie. Myślę, że powinniśmy dzisiejszego wieczoru złożyć wizytę w Domu na Wzgórzu – powiedział Jupiter stanowczo.

14
{"b":"90802","o":1}