Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Przyszedłem… chciałem… To znaczy chciałem o czymś z panią porozmawiać.

Słysząc, jak się plącze, Juliana uniosła brwi.

– Ach, tak. Napije się pan kawy? Jeszcze nie jadłam śniadania.

– Oczywiście. – Martin spróbował się odprężyć. – Tak, chętnie napiję się kawy w pani towarzystwie.

Martin obserwował Julianę, podczas gdy lokaj wniósł srebrną tacę z dzbankiem kawy i dwie filiżanki. Choć nie patrzyła na niego, wiedział, że reaguje na jego bliskość równie silnie, jak on na jej obecność.

Kawa pachniała wspaniale. Martin nagle uświadomił sobie, że od poprzedniego dnia nie miał nic w ustach i jest głodny. Juliana nalała kawy, precyzyjnie i sprawnie. Podała mu filiżankę i pytająco uniosła brwi.

– A więc… o czym chciał pan ze mną mówić, panie Davencourt?

– Chodzi o Kitty – zaczął Martin. – O moją siostrę Kitty Davencourt. Powiedziała mi, że wczoraj wieczorem przegrała do pani dwanaście tysięcy gwinei.

Juliana gwałtownie podniosła głowę. Sprawiała wrażenie trochę zaskoczonej.

– Nie wiedziałam, że to była pańska siostra. Myślałam… Chodzi o to, że została mi przedstawiona jako Kitty Davenport.

Martin uniósł brwi.

– Czy robiłoby pani różnicę, gdyby pani znała prawdę? W oczach Juliany dostrzegł błysk rozbawienia.

– Może. Pomyślałabym dwa razy, zanim darowałabym jej dług.

Martin zastanawiał się, czy ona się z nim droczy. Odchrząknął.

– Tak… Cóż… powiedziała mi, że pani darowała jej dług. Zastanawiałem się, dlaczego pani to zrobiła.

Juliana spojrzała na niego przeciągle i z namysłem jak drapieżnik szykujący się do ataku.

A ja zastanawiam się, co panna Davencourt tam robiła. Natychmiast został zepchnięty do defensywy, o co, jak doskonale wiedział, chodziło Julianie.

– Ja spytałem pierwszy – powiedział spokojnie. – Dlaczego darowała pani dług Kitty?

Wyczuwał, że jest poirytowana jego uporem, choć jej twarz nie ujawniała żadnych uczuć. Machnęła lekceważąco ręką.

– Darowałam dług, bo miałam na to ochotę. Wczoraj wieczorem zebrało mi się na wspaniałomyślność.

Martin utkwił w niej wzrok.

– Zrezygnowała pani z dwunastu tysięcy gwinei dla kaprysu? Teraz wyglądała na bardzo poirytowaną.

– To niezupełnie był kaprys. Ale, tak, postanowiłam jej darować dług, bo tak mi się chciało.

Wychylił się do przodu. Wiedział, że ona coś ukrywa, wiedział, że chodzi o coś więcej, ale wątpił, że powie mu prawdę.

– Nie dlatego, że zrobiło się pani jej żal? Nie dlatego, że jest taka młoda i, widząc jej zagubienie, poczuła pani litość?

Juliana uśmiechnęła się słabo.

– Z pewnością nie. W pokoju karcianym nie ma miejsca na litość, panie Davencourt. Wygrywaj albo płać.

Martin stłumił w sobie gniew na myśl o tych wszystkich łatwowiernych młodych damach ulegających urokowi stolików do gry.

– Filozofia, którą kieruje się pani sama, jak przypuszczam – powiedział łagodnie – choć słyszałem, że ostatnio narobiła pani sporo długów i nie może ich pospłacać.

Juliana spojrzała na niego hardo.

– To nie pańska sprawa.

– Chyba nie. Ale moja młodsza siostra to moja sprawa i nie chcę, żeby dostała się pod wpływ wytrawnych graczy.

– W takim razie powinien pan trzymać ją z dala od karcianych stolików, panie Davencourt – zaznaczyła Juliana z nieskrywaną pogardą. – Nie odpowiedział pan na moje pytanie. Co ona tam robiła? Od tego należałoby zacząć.

Martin westchnął. Choć nie uważał, że jest winien Julianie Myfleet wyjaśnienie, powiedział:

– Moje siostry ostatnio utraciły przyzwoitkę. Ubiegłego wieczoru Kitty była pod opieką lady Harpenden. Zdaje się, że jaśnie pani czymś się zajęła i nie zauważyła, jak Kitty wymknęła się do pokoju gier. Lady Harpenden była naprawdę zrozpaczona, kiedy to odkryła, dlatego Kitty była zmuszona wyznać mi całą prawdę. – Przerwał na chwilę. – Powiedziała mi, że radziła jej pani, żeby nic nie mówić, lady Juliano.

Juliana wzruszyła ramionami.

– Po co miała to robić, skoro darowałam jej dług? – Westchnęła. – Na nieszczęście młode damy pałają, zdaje się, przemożną chęcią wyznawania swych grzechów.

Martin przytrzymał jej wzrok.

– A nieco starsze?

– Doświadczenie uczy, że nie należy wyjawiać sekretów – powiedziała lekko. Zmarszczyła brwi. – Coś martwi pańską siostrę, panie Davencourt. Zwierzyła się mi wczorajszego wieczoru i uważam, że powinien pan z nią porozmawiać.

– Zrobię to. – Martin znów się zirytował. Dlaczego Kitty łatwiej przyszło porozmawiać z Juliana Myfleet niż z własnym bratem? Najpierw Brandon, teraz jego siostra.

– Nie ma potrzeby, żeby zaprzątała sobie pani głowę zachowaniem Kitty, lady Juliano – ciągnął surowo. – Zajmę się tą sprawą.

– Rozumiem. – Juliana popatrzyła na niego z namysłem. – Jeszcze kawy, panie Davencourt?

Martin wstał.

– Nie, dziękuję. Muszę podziękować pani za życzliwość wobec Kitty, tak sądzę. A może był to pani impuls wielko duszności?

Juliana także wstała. Była wysoka; nie musiała zbytnio zadzierać głowy, żeby spojrzeć mu w oczy.

– Może pan to nazywać, jak pan sobie chce, panie Davencourt.

– Jeśli spotka ją pani kiedyś w pokoju do gry…

– Proszę się nie obawiać. Ogram ją bez litości. – Juliana zmierzyła go wzrokiem. – Proszę trzymać Kitty z daleka od kart, panie Davencourt. Jestem przekonana, że nie chciałby pan, by nabrała upodobania do hazardu.

Martin westchnął ciężko. Był przygnębiony.

– Może jest już na to za późno.

– Zapewniam pana, że nie. Ona nie gra dlatego, że chce to robić. Gra, bo ma w tym pewien cel. Obiecała mi, że z tym skończy, jednakże naprawdę powinien pan z nią porozmawiać. Ale już o tym mówiliśmy i pan nie chce, żebym się w to włączała.

Juliana szybko przeszła przez pokój, podeszła do kominka i wyciągnęła rękę, chcąc pociągnąć za taśmę dzwonka. Martin przykrył jej dłoń swoją. Wiedział, że ze strony Juliany chodzi tu o coś więcej niż przelotny kaprys. Jeszcze raz go zaskoczyła i ani na krok nie przybliżył się do rozwiązania zagadki.

– Jeszcze chwilę, lady Juliano. Czy wie pani, jak zerwać z nałogiem gry?

Juliana zawahała się. Martinowi wydało się, że w jej oczach dostrzega błysk gniewu. Uniosła podbródek i zmierzyła go chłodnym wzrokiem.

– Chodzi panu o moją grę czy o grę Kitty, panie Davencourt?

Martin spojrzał na nią badawczo.

– Jak sobie pani życzy. Rzuciłaby pani grę? Juliana roześmiała się krótko.

– Z pewnością nie. Karty dostarczają mi rozrywki.

– Nie zapominajmy o upodobaniach do lekkomyślnych żartów. – Martin sięgnął do kieszeni. – Wciąż mam pani naszyjnik.

– Dziękuję. – Juliana wyciągnęła rękę i Martin położył na niej srebrny łańcuszek.

– Przepraszam za to, co powiedziałem tamtego wieczoru – powiedział powoli.

– Dlaczego miałoby panu być przykro, panie Davencourt? Powiedział pan prawdę, tak jak pan ją widział.

– Byłem zbyt surowy.

– Poradzę sobie z tym, panie Davencourt. Nie rozmawia pan teraz z jakąś skuloną debiutantką Słyszałam już wiele brutalnych słów. Poza tym miał pan słuszność. To była potworna omyłka z mojej strony.

Poczuł się zaskoczony tym uczciwym wyznaniem. Panowała nad sobą doskonale, on jednak zachował w pamięci inny obraz; twarz zalana łzami i kredowobiała, kiedy próbowała ukryć rozpacz na balu u lady Babbacombe.

– Słyszałem, że ktoś posłał lady Lyon olbrzymi kosz kwiatów z przeprosinami – zauważył.

Juliana zachowała obojętny wyraz twarzy.

– Wierzę, że komuś było naprawdę przykro z powodu tego, co się stało. Uważam też, że nadużył pan mojej gościnności, panie Davencourt. Proszę pozdrowić ode mnie siostrę. Martin zawahał się.

– Muszę panią prosić, żeby trzymała się pani z daleka od Kitty – powiedział ostrożnie. – Wpadła na całkiem niestosowny pomysł, żeby się z panią spotkać. Jestem pewien, że mnie pani rozumie. Jest młoda i łatwowierna i nie chciałbym, żeby dostała się pod niepożądane wpływy.

– Pan mnie obraża, panie Davencourt – powiedziała Juliana zimno. – A więc jestem wystarczająco dobra, żeby mnie pan całował, kiedy przyjdzie panu ochota, ale nieodpowiednia, by rozmawiać z pańską siostrą. Myślę, że w ten sposób dał mi pan aż nadto jasno do zrozumienia, jaką pan ma o mnie opinię! Co do Kitty, nie chciała rozmawiać z panem, prawda? Może i jestem nie do przyjęcia, ale pan jest dla mnie niewłaściwym mężczyzną. Pod wieloma względami.

Martin zmrużył oczy i złapał ją za ramię.

– Nie wierzę, że uznała mnie pani za niewłaściwego tamtej nocy po powrocie z Crowns.

Juliana roześmiała się. Jej bystre spojrzenie najwyraźniej z niego kpiło.

– Jakie to typowe dla mężczyzn! Nie miałam na myśli pańskiej umiejętności całowania, panie Davencourt, i na pewno świetnie pan o tym wie. Uważam, że pod tym względem był pan znośny.

Martin doskonale wiedział, że nie powinien drążyć tego tematu, ale nie był w stanie się powstrzymać. Juliana go rozgniewała, jak to miała w zwyczaju. Była jak kłujący rzep pod końskim siodłem. Choćby nie wiem jak próbował, nie potrafił zapobiec irytacji. A jednak go intrygowała.

– W porównaniu z długą listą pani wielbicieli, jak sądzę – powiedział cicho.

Spostrzegł jakiś dziwny błysk w oczach Juliany, ale skwitowała jego uwagę wzruszeniem ramion.

– Pańskie słowa, nie moje, panie Davencourt. Już kiedyś mówiłam panu, że nie zamierzam rozmawiać z panem o moich podbojach.

Martin wpadł we wściekłość.

– Z pewnością! Za to ja mam! Chcę wiedzieć…

– Co dokładnie chce pani wiedzieć, panie Davencourt? – spytała Juliana oficjalnym tonem. – Nazwiska i szczegóły dotyczące wszystkich moich kochanków? Dlaczego chce pan to wiedzieć? Czy to oznacza, że jest pan zazdrosny?

Nastąpiła pełna napięcia pauza.

– Tak – odparł wreszcie Martin. – Tak, jestem. Jestem piekielnie zazdrosny.

– Do diabła, myślałam, że pan jednak skłamie.

Martin podszedł bliżej. Kiedy zniżył głowę do jej głowy, czas zatrzymał się na jedno uderzenie serca. Dotyk jego warg, choć delikatny, rozpalił w obojgu płomień. Po sekundzie przytulił Julianę mocniej i pocałował znów, już nie delikatnie. Wtuliła się w niego, rozchylając usta pod nieodpartym naciskiem jego warg. Teraz nie było udawania ani przedstawienia, tylko słodycz i niecierpliwość, które oszołomiły Martina, pozbawiając go tchu i rozpalając w nim pożądanie. Jego język igrał z jej językiem w żarłocznym, oszałamiającym pocałunku, a potem Juliana cofnęła się, odpychając go. Wyczuł, ile wysiłku ją to kosztowało, i choć chciał przezwyciężyć jej skrupuły i na powrót przyciągnąć ją do siebie, pozwolił, by ręce mu opadły.

25
{"b":"90627","o":1}