Литмир - Электронная Библиотека
A
A

*

Pan José spał jak kamień. Po powrocie z ryzykownej, lecz owocnej wizyty u rodziców nieznajomej postanowił opisać w zeszycie niezwykłe wydarzenia ostatniego weekendu, ale był tak senny, że zdołał zrelacjonować jedynie rozmowę z kancelistą z administracji Cmentarza. Położył się bez kolacji i natychmiast zasnął, a obudziwszy się o świcie, ku własnemu zaskoczeniu stwierdził, że nie pójdzie do pracy, choć poniedziałek był najgorszym dniem na wagary, szczególnie dla kancelistów, gdyż poniedziałkowe usprawiedliwienia, choćby nawet skuteczne w innych okolicznościach, były traktowane z dużą podejrzliwością, jako pretekst do przedłużenia niedzielnego lenistwa na dzień powszedni, prawnie i zwyczajowo poświęcony pracy. Pan José zdaje sobie sprawę z tego, że od chwili, gdy zaczął szukać nieznajomej, popełnił już tyle poważnych wykroczeń, iż przez tę nieusprawiedliwioną nieobecność szef może stracić cierpliwość i dojść do wniosku, że stanowczo przebrał miarkę. Ale nawet ta przykra perspektywa nie jest w stanie zmienić jego decyzji. Ma dwa bardzo istotne powody ku temu, by nie odkładać tego, co zamierza zrobić, do najbliższego wolnego popołudnia. Po pierwsze, matka nieznajomej przyjdzie niebawem po klucze, po drugie szkoła, co dobrze wie z własnego przykrego doświadczenia, jest nieczynna w weekendy.

Mimo że nie szedł do pracy, wstał bardzo wcześnie. Chciał być jak najdalej od domu w chwili otwarcia Archiwum, na wypadek gdyby kierownik wpadł na pomysł wysłania kogoś z zapytaniem, czy znów zachorował. Podczas golenia zastanawiał się, czy lepiej będzie iść najpierw do domu nieznajomej czy też do szkoły, i w końcu zdecydował się na to drugie. No cóż, pan José należy do ogromnej rzeszy ludzi, którzy najważniejsze sprawy zawsze odkładają na później. Zastanawiał się też, czy wziąć referencje, czy może tym razem lepiej nie ryzykować, gdyż dyrektor szkoły z racji swego stanowiska musi być człowiekiem wykształconym, światłym, oczytanym, nie jest więc wykluczone, że styl referencji mógłby mu się wydać dziwny, ekstrawagancki, przesadny, mógłby też zwrócić uwagę na brak pieczęci. Lepiej więc będzie zostawić tak nowe, jak i stare referencje między niewinnymi papierami biskupa. Legitymacja służbowa powinna całkowicie wystarczyć, uznał w końcu pan José, chodzi przecież tylko o potwierdzenie konkretnego, obiektywnego faktu, że kobieta, która popełniła samobójstwo, była nauczycielką matematyki w tej właśnie szkole. Wyszedł z domu bardzo wcześnie, sklepy były jeszcze na głucho zamknięte, na ulicach prawie nie było ruchu samochodowego, prawdopodobnie o tej porze najwcześniej wstający urzędnik Archiwum dopiero przeciera zaspane oczy. Obawiając się, że ktoś mógłby go zobaczyć, skrył się w pobliskim parku, dwa kwartały dalej, przy głównej ulicy, którą jechał do starszej pani z parteru owego dnia, gdy z autobusu zobaczył szefa wchodzącego do Archiwum. Gdyby ktoś nie wiedział, że tam jest, z pewnością by go nie zauważył wśród krzewów i ścielących się nisko gałęzi drzew. Z powodu nocnej wilgoci pan José nie usiadł na żadnej z ławek i zabijał czas, przechadzając się alejkami, patrząc na kwiaty i zastanawiając się, jak mogą się nazywać. Nic dziwnego, że jego wiedza botaniczna jest tak skąpa, wszak całe życie spędził w czterech ścianach, wdychając duszący zapach starych papierów, który bywa jeszcze bardziej duszący, gdy w powietrzu unosi się owa woń chryzantemy i róży, o której wspomniano na początku niniejszej opowieści. Kiedy wybiła godzina otwarcia Archiwum dla interesantów, pan José, nie bojąc się już niepożądanych spotkań, ruszył w drogę do szkoły. Postanowił iść pieszo, gdyż nie spieszył się, miał dla siebie cały wolny dzień. Po wyjściu z parku nie bardzo wiedział, w którą stronę się udać, i pomyślał, że gdyby kupił wreszcie plan miasta, nie musiałby teraz pytać o drogę policjanta, choć prawdę mówiąc, poczuł jakąś przewrotną przyjemność na myśl, że oto władza pomaga oszustowi. Sprawa nieznajomej kobiety była właściwie zakończona, pozostał tylko wywiad w szkole, obejrzenie mieszkania i ewentualnie, jeżeli starczy czasu, wstąpi na chwilę do starszej pani z parteru, żeby zdać jej sprawę z ostatnich wydarzeń, to wszystko. Zastanawiał się, jak będzie wyglądać jego dalsze życie, czy wróci do kolekcjonowania sławnych ludzi, przez chwilę wyobraził sobie, że znów siedzi przy stole i że ze sterty leżących obok gazet i czasopism wycina artykuły i zdjęcia, starając się przewidzieć, kto jest wschodzącą, a kto zachodzącą sławą, już kilka razy zdarzyło się, że odgadł przyszłość paru osób, które potem stały się sławne, lub też jako pierwszy dostrzegł, że laury jakiejś kobiety lub jakiegoś mężczyzny zaczynają więdnąć, usychać, rozsypywać się w proch. Wszystko w końcu trafia na śmietnik, skonstatował pan José, właściwie nie wiedząc, czy ma na myśli przebrzmiałe sławy czy własną kolekcję. W pełnym słońcu, wśród zielonych drzew i kwitnących rabat, szkolny budynek w niczym nie przypominał ponurego gmaszyska, do którego pan José włamał się pewnej deszczowej nocy. Tym razem wszedł frontowymi drzwiami i powiedział do woźnej, Chciałbym porozmawiać z dyrektorem, Nie, nie jestem kuratorem ani dostawcą pomocy szkolnych, jestem urzędnikiem Archiwum Głównego Akt Stanu Cywilnego, mam służbową sprawę. Woźna przez wewnętrzny telefon zaanonsowała pana José, po czym powiedziała, Proszę wejść na górę, pan dyrektor jest w sekretariacie na drugim piętrze, Bardzo dziękuję, odparł pan José i zaczął powoli wchodzić po schodach. O tym, że sekretariat znajduje się na drugim piętrze, nie trzeba mu było mówić. Dyrektor rozmawiał z jakąś kobietą, która wyglądała na kierowniczkę, i gdy pan José stanął w drzwiach, właśnie powiedział, Jutro muszę mieć ten grafik, Może pan być spokojny, panie dyrektorze. Pan José stał w progu, czekając, aż go zauważą. Dyrektor skończył rozmowę, spojrzał na pana José, który powiedział, Dzień dobry, panie dyrektorze, i podszedł do niego z legitymacją służbową w wyciągniętej dłoni, Jak pan widzi, jestem urzędnikiem Archiwum Głównego Akt Stanu Cywilnego, przychodzę w służbowej sprawie. Dyrektor gestem pokazał, że nie chce oglądać legitymacji, i spytał, O co chodzi, O pewną nauczycielkę, A co Archiwum Główne ma do naszych nauczycieli, Nie chodzi o nauczycieli jako takich, lecz o osoby, którymi są lub byli, Nie bardzo rozumiem, Prowadzimy kompleksowe badania nad zjawiskiem samobójstwa, zarówno w wymiarze psychologicznym, jak i społecznym, i właśnie ja zajmuję się przypadkiem samobójczyni, która pracowała w tej szkole jako nauczycielka matematyki. Dyrektor zrobił zbolałą minę, To bardzo smutna historia, nikt z nas nie jest w stanie tego pojąć, Pierwszą czynnością, jaką muszę wykonać, jest porównanie danych identyfikacyjnych, które mamy w Archiwum, z kartą pracy tej pani, powiedział pan José, siląc się na maksymalnie oficjalny ton, Pewnie ma pan na myśli nasze szkolne akta personalne, Tak jest. Dyrektor odwrócił się do sekretarki i powiedział, Proszę znaleźć tę kartę, Jeszcze nie wyjęliśmy jej z szufladki, zauważyła przepraszającym tonem sekretarka, szukając jednocześnie w kartotece, Oto ona, dodała. Pana José nagle ścisnęło w dołku, świat zawirował mu przed oczami, na szczęście tylko na chwilę. Doprawdy ten człowiek ma nerwy w opłakanym stanie, co prawda nie bez racji, pamiętajmy bowiem, że miał w zasięgu ręki kartę, którą teraz właśnie ogląda, wystarczyło otworzyć szufladkę z napisem Nauczyciele, ale skąd mógł wiedzieć, że dziewczynka, której wówczas szukał, będzie uczyć matematyki właśnie w szkole, do której uczęszczała. Starając się ukryć wzburzenie, pan José udawał, że porównuje wypis z akt stanu cywilnego ze szkolną kartą, którą trzymał w drżącej ręce. To ta sama osoba, stwierdził po chwili. Dyrektor patrzył na niego z zaciekawieniem. Źle się pan czuje, zapytał, na co pan José odparł po prostu, No cóż, mam swoje lata, Przypuszczam, że chce mi pan zadać kilka pytań, Istotnie, Wobec tego przejdźmy do gabinetu. Pan José uśmiechał się w duchu, idąc za dyrektorem, Ja nie wiedziałem, że jej karta była w tej szufladce, ale ty z kolei nie wiesz, że spędziłem noc na twojej kanapie. Gdy weszli do gabinetu, dyrektor powiedział, Nie mam zbyt wiele czasu, ale jestem do pańskiej dyspozycji, Proszę siadać, powiedział, wskazując kanapę, na której jego obecny gość kiedyś się przespał. Chciałbym wiedzieć, czy w ostatnich dniach życia można było zauważyć jakieś zmiany w jej zachowaniu, Nie, była jak zawsze powściągliwa i małomówna, Czy była dobrą nauczycielką, Jedną z najlepszych w historii naszej szkoły, Czy przyjaźniła się z jakimś kolegą, W jakim sensie, Chodzi mi o zwykłą przyjaźń, Wobec wszystkich była uprzejma i taktowna, ale nie sądzę, żeby miała tu przyjaciół, Czy uczniowie darzyli ją szacunkiem, Nawet wielkim, Czy była zdrowa, O ile mi wiadomo, tak, To doprawdy dziwne, Co mianowicie, Rozmawiałem już z jej rodzicami i wszystko, co mi powiedzieli, oraz to, co usłyszałem od pana, wskazywałoby na to, że tego samobójstwa nie da się niczym wyjaśnić, Wątpię, czy samobójstwo można wyjaśnić, powiedział dyrektor, Ma pan na myśli ten konkretny przypadek, Nie, chodzi mi o samobójstwo jako takie, Niekiedy samobójcy zostawiają listy, Owszem, ale nie wiem, czy to, co piszą, można uznać za wyjaśnienie, w życiu jest sporo nie wyjaśnionych rzeczy, To prawda, Jedną z nich jest choćby to, co wydarzyło się tu na kilka dni przed samobójstwem, Co takiego się stało, Mieliśmy włamanie, Tak, Skąd pan wie, Przepraszam za niewłaściwą intonację, to miało być pytanie, w każdym razie włamania są na ogół łatwe do wyjaśnienia, Ale nie w tym przypadku, bo jak wyjaśnić to, że włamywacz wspina się po daszku, dostaje się do środka przez wybite okno, chodzi po całym budynku, śpi na mojej kanapie, wyjada różne zapasy z lodówki, korzysta z apteczki, a potem idzie sobie, nic nie zabrawszy, Czemu sądzi pan, że włamywacz spał na kanapie, Ponieważ koc, którym przykrywam sobie kolana, leżał na ziemi, ja też mam swoje lata, podobnie jak pan, Powiadomił pan policję, Po co, skoro nic nie zginęło, pewnie by mi powiedzieli, że są od ścigania przestępców, a nie od rozwiązywania zagadek, Istotnie, to bardzo dziwne, Sprawdziliśmy każdy kąt, sejf nietknięty, wszystko na swoim miejscu, Prócz koca, Tak jest, prócz koca, niech pan sam powie, jak to wszystko wyjaśnić, Trzeba by spytać włamywacza, on powinien wiedzieć, odparł pan José, wstając, Panie dyrektorze, nie będę zabierać panu więcej czasu, bardzo dziękuję, że zechciał pan poświęcić nieco uwagi smutnej sprawie, która mnie tu sprowadza, Chyba niewiele panu pomogłem, Być może ma pan rację, twierdząc, że żadnego samobójstwa nie da się wyjaśnić, Ma się rozumieć, racjonalnie wyjaśnić, Mam wrażenie, jakby ta pani otworzyła jakieś drzwi i po prostu wyszła, Albo weszła, Słusznie, zależy od punktu widzenia, To może być świetne wyjaśnienie, Ależ to tylko metafora, Metafora zawsze była i jest najlepszym sposobem wyjaśnienia istoty rzeczy, Do widzenia, panie dyrektorze, dziękuję panu z całego serca, Do widzenia, ta rozmowa była dla mnie prawdziwą przyjemnością, oczywiście nie mam na myśli tej smutnej sprawy, ale pana osobę, Oczywiście, rozumiem, Odprowadzę pana do schodów. Kiedy pan José zszedł piętro niżej, dyrektor przypomniał sobie, że nie spytał go o nazwisko, Nieważne, pomyślał, to skończona sprawa.

37
{"b":"89254","o":1}