Wybrał się tam następnego ranka, postanowił jednak nie pytać ani aktualnych lokatorów mieszkania, ani pozostałych mieszkańców domu, czy znają dziewczynkę ze zdjęcia. Najprawdopodobniej odpowiedzieliby, że nie, że mieszkają tu od niedawna lub że sobie nie przypominają, Wie pan, jak to jest, lokatorzy ciągle się zmieniają, naprawdę nie pamiętam tej rodziny, nie warto nawet wysilać pamięci, a jeśli nawet ktoś miałby jakieś mgliste wspomnienia, to zapewne natychmiast by dodał, że jego kontakty z tą rodziną nie wykraczały poza formalne grzeczności dobrze wychowanych ludzi, Później już pan ich nie spotkał, spytałby dla pewności pan José, Nie, po tym, jak się wyprowadzili, więcej ich nie widziałem, Szkoda, Powiedziałem wszystko, co wiem, żałuję, że nie mogę bardziej pomóc Archiwum Głównemu. Niemożliwe, żeby szczęście powtórnie mu dopisało i na parterze znów natknął się na dobrze poinformowaną i blisko związaną ze sprawą staruszkę, choć jak się okazało znacznie później, kiedy opisywane tu wypadki przestały mieć jakiekolwiek znaczenie, również tym razem szczęście go nie opuściło, oszczędzając mu nader przykrych konsekwencji. Nie wiedział bowiem, że fatalnym zbiegiem okoliczności w tymże domu mieszka jeden z kierowników z Archiwum Głównego, łatwo więc można sobie wyobrazić taką oto scenkę, pan José jakby nigdy nic puka do drzwi, pokazuje zdjęcie, może nawet i fałszywe referencje, na co stojąca w drzwiach kobieta mówi perfidnie, żeby przyszedł później, kiedy mąż wróci do domu, bo to on się zajmuje takimi sprawami i pan José, z sercem pełnym nadziei, wróciłby tam wieczorem i stanąłby twarzą w twarz z zagniewanym kierownikiem, który natychmiast posłałby go do więzienia, to wcale nie są żarty, gdyż regulamin Archiwum Głównego Akt Stanu Cywilnego, którego niestety w całości nie znamy, nie toleruje najmniejszej lekkomyślności czy improwizacji. Dzięki temu, że pan José, chyba za sprawą niezwykle czujnego anioła stróża, postanowił tym razem ograniczyć swoje indagacje do okolicznych sklepów, uniknął największego blamażu w swojej długiej karierze urzędniczej. Jeśli idzie o dom, w którym nieznajoma mieszkała w czasach młodości, to ograniczył się jedynie do tego, że chwilę postał na ulicy i popatrzył w okna, spróbował też wejść w skórę prawdziwego detektywa, wyobrażając sobie, że dziewczynka z teczką w ręce wychodzi do szkoły, kieruje się na przystanek i czeka na autobus, dalej nie warto już jej śledzić, gdyż pan José doskonale wie, dokąd się udaje, ma na to niezbite dowody ukryte między siennikiem a materacem. Piętnaście minut później pojawia się ojciec, idzie w przeciwną stronę, pewnie dlatego nie towarzyszy córce w drodze do szkoły, choć przyczyna może być całkiem inna, na przykład ojciec i córka nie lubią chodzić razem, dlatego późniejsze wyjście ojca jest jedynie pretekstem lub też istnieje między nimi cicha umowa, gdyż nie chcą, żeby sąsiedzi zauważyli ich wzajemną niechęć. Pan José musi jeszcze cierpliwie poczekać, aż matka, jak to zwykle bywa, wyjdzie na zakupy i wtedy zorientuje się, jak dalej pokierować dochodzeniem, trzy domy dalej jest apteka, lecz już od progu pan José ma wątpliwości, czy otrzyma tu jakąś pożyteczną informację, gdyż magister to człowiek młody wiekiem i stażem pracy, Nie znam jej, pracuję tu dopiero dwa lata. Oczywiście pan José tak łatwo się nie zniechęca, gdyż dobrze wie, zarówno z lektury tygodników i dzienników, jak i z własnych życiowych doświadczeń, że śledztwo na starą modłę jest bardzo uciążliwe, trzeba się przy tym porządnie nachodzić, po ulicach, zaułkach, schodach, w górę i w dół, pukać do różnych drzwi, tysiące razy zadawać to samo pytanie i otrzymywać identyczne odpowiedzi, prawie zawsze powściągliwe, Nie znam, nigdy o niej nie słyszałem, rzadko kiedy zdarzy się, że z zaplecza wyjdzie jakiś starszy, ciekawski aptekarz i zapyta, Czym mogę służyć, Szukam pewnej osoby, odparł pan José, sięgając jednocześnie do wewnętrznej kieszeni marynarki z zamiarem pokazania referencji. Nie zrobił tego jednak, gdyż ogarnął go nagły niepokój, tym razem to nie anioł stróż powstrzymał jego rękę, lecz spojrzenie aptekarza, świdrujące i ostre jak sztylet, nie pasujące do pomarszczonej twarzy i siwych włosów, takie spojrzenie zamyka usta nawet najbardziej naiwnej istocie, prawdopodobnie dlatego ciekawość aptekarza pozostaje nienasycona, im więcej chce wiedzieć, tym mniej się dowiaduje. Tak też było z panem José. Ani nie pokazał fałszywych referencji, ani nie powołał się na Archiwum Główne, tylko z innej kieszeni wyjął ostatnią szkolną kartę, którą na szczęście miał przy sobie, Nasza szkoła poszukuje tej pani z powodu dyplomu, którego nie odebrała, powiedział pan José, zachwycony swoją pomysłowością, o którą wcześniej nigdy się nie podejrzewał, był przy tym tak pewny siebie, że nie dał się aptekarzowi zbić z tropu, Czemu szukacie jej po tylu latach, Jeśli chce pan wiedzieć, szkoła ma obowiązek zrobić wszystko, by dyplom został doręczony, Tyle czasu z tym czekaliście, Prawdę mówiąc, jest to godne ubolewania niedopatrzenie z naszej strony, biurokratyczne przeoczenie, że tak powiem, wszakże na naprawę błędu nigdy nie jest za późno, Jeśli ta pani umarła, może być za późno, Mamy podstawy sądzić, że żyje, Dlaczego, Sprawdziliśmy w rejestrze, pan José bardzo się pilnował, żeby z jego ust nie padły słowa Archiwum Główne, co go uratowało, gdyż przynajmniej podczas rozmowy aptekarz nie przypomniał sobie, że pewien klient mieszkający trzy domy dalej jest kierownikiem w Archiwum Głównym. Po raz drugi pan José uniknął miecza sprawiedliwości. Wprawdzie kierownik rzadko zaglądał do apteki, gdyż wszystkie zakupy, z wyjątkiem prezerwatyw, które z racji moralnych skrupułów kupował w innej dzielnicy, robiła jego żona, trudno więc sobie wyobrazić jego rozmowę z aptekarzem, choć równie dobrze mogła tę rozmowę prowadzić jego żona, Był u mnie jakiś pracownik szkoły, który poszukuje pewnej osoby, mieszkającej przed laty w państwa domu i wspomniał, że szukali jej w rejestrze, dopiero po jego wyjściu zastanowiłem się, czemu nie powiedział po prostu w Archiwum Głównym, wyglądało na to, że się maskował, w pewnej chwili włożył rękę do wewnętrznej kieszeni marynarki, jakby chciał coś wyjąć, ale się rozmyślił i z innej kieszeni wyjął szkolną kartę immatrykulacyjną, w głowę zachodzę, co to mogło być, uważam, że powinna pani porozmawiać z mężem, nigdy nie wiadomo, na świecie teraz tyle zła, Niewykluczone, że to ten sam, który przedwczoraj stał na ulicy i patrzył w nasze okna, Taki facet w średnim wieku, trochę młodszy ode mnie, wyglądał, jakby dopiero co wstał po chorobie, Zgadza się, No właśnie, ja mam takiego nosa, że jeszcze się taki nie urodził, który by mnie nabrał, Szkoda, że nie przyszedł do mnie, powiedziałabym mu, żeby wrócił pod wieczór, jak mąż będzie w domu, i teraz już byśmy wiedzieli, co to za jeden i czego chciał, Będę mieć oczy i uszy otwarte na wypadek, gdyby znów się tu pojawił, A ja nie zapomnę opowiedzieć o tym mężowi. Istotnie nie zapomniała, jednak nie powiedziała wszystkiego, gdyż niechcący pominęła ważny, jeżeli nie najważniejszy szczegół, a mianowicie, że mężczyzna, który kręcił się wokół domu, wyglądał, jakby dopiero co wstał po chorobie. Kierownik, przywykły do tego, że nie ma skutku bez przyczyny, jako że ta zależność jest podstawową zasadą działania Archiwum Głównego, tak było od zarania dziejów, jest i będzie po wsze czasy, jako że tutaj wszystko ze wszystkim się wiąże, żywi z umarłymi, umierający z rodzącymi się, wszystkie istoty ze wszystkimi istotami, wszystkie rzeczy ze wszystkimi rzeczami, nawet wówczas, gdy jedynym ogniwem łączącym wydaje się to, co na pierwszy rzut oka je różni, a więc tenże kierownik z pewnością od razu pomyślałby o kanceliście panu José, który ostatnio bardzo dziwnie się zachowuje, na co szef nie wiedzieć czemu pozwala. Od tej nitki do kłębka byłby tylko jeden krok. Jednakże tak się nie stało, gdyż pan José więcej się tam nie pojawił. Prócz apteki był jeszcze w dziewięciu sklepach, ale tylko w trzech trafił na osoby, które na widok zdjęcia przypominały sobie dziewczynkę i jej rodziców albo może tylko tak mówiły przez grzeczność, chcąc oszczędzić rozczarowania zagrypionemu mężczyźnie, który powoływał się na nie doręczony dyplom sprzed dwudziestu lat. Pan José wrócił do domu wyczerpany i zniechęcony, nie tylko utknął już na samym początku nowej fazy dochodzenia, ale miał wrażenie, że wyrósł przed nim jakiś mur nie do pokonania. Nieszczęśnik padł na łóżko, zadając sobie pytanie, czemu nie zrobi tego, co z ledwie ukrywanym sarkazmem poradził mu aptekarz, Na pana miejscu, dawno bym rozwiązał ten problem, Jak, spytał pan José, Szukając w książce telefonicznej, w dzisiejszych czasach to najprostszy sposób, żeby kogoś znaleźć, Dziękuję za dobrą radę, już to zrobiliśmy, ale nazwisko tej pani tam nie figuruje, odparł pan José z nadzieją, że zamknie tym usta aptekarzowi, lecz ten nie dał za wygraną, Skoro tak, niech pan idzie do urzędu skarbowego, oni tam wszystko o wszystkich wiedzą. Pan José patrzył na wścibskiego aptekarza, starając się ukryć zmieszanie, że też starsza pani z parteru o tym nie pomyślała, w odpowiedzi mruknął tylko, To dobra myśl, powiem o tym dyrektorowi, i wyszedł. Był wściekły na siebie, czuł się tak, jakby w ostatniej chwili zabrakło mu refleksu, żeby zareagować na obrazę, chciał już nawet wrócić do domu i nikogo więcej o nic nie pytać, lecz potem pomyślał z rezygnacją, Skoro nawarzyłeś piwa, to je wypij, nie przyszły mu bowiem do głowy słowa wypowiedziane przez kogo innego i w innych okolicznościach, Zabierzcie stąd ten kielich, pewnie chcecie mnie otruć. Wstąpił zatem jeszcze do drogerii, sklepu mięsnego, papierniczego, z artykułami elektrycznymi, spożywczego i tak dalej, tym razem miał więcej szczęścia, gdyż w kolejnych sklepach nikt więcej nie wspomniał o książce telefonicznej i urzędzie skarbowym. Teraz zaś, leżąc na plecach, z rękami pod głową, patrzy w górę i rozmawia z sufitem, Co mógłbym jeszcze zrobić, na co sufit, Nic, odnalazłeś jej ostatni adres, to znaczy ostatni z czasów szkolnych, ale nie naprowadziło cię to na żaden nowy trop, oczywiście mógłbyś również obejść wcześniejsze miejsca zamieszkania, lecz byłaby to strata czasu, jeśli bowiem kupcy, którzy mogli ją pamiętać, nie udzielili żadnych informacji, to co mówić o innych, Uważasz więc, że powinienem zrezygnować, Nie widzę innego wyjścia, chyba, że zdecydujesz się pójść do urzędu skarbowego, z takimi referencjami powinno ci się udać, tym bardziej, że są to tacy sami urzędnicy jak ty, Referencje są fałszywe, Rzeczywiście, lepiej tego nie używać, nie chciałbym być w twojej skórze, jak cię złapią na gorącym uczynku, Nie możesz być w mojej skórze, bo jesteś tylko stiukowym sufitem, Ale to, co widzisz jest też moją skórą, nawiasem mówiąc, zawsze staramy się pokazywać innym tylko skórę, bo tak naprawdę sami nie wiemy, jacy jesteśmy pod spodem, Schowam te referencje, Na twoim miejscu bym podarł albo spalił ten papier, Z powrotem włożę go do teczki biskupa, Jak chcesz, Nie podoba mi się twój złowrogi ton, Mądrość sufitów jest nieskończona, Jeśli jesteś mądrym sufitem, podsuń mi jakiś pomysł, Wpatruj się we mnie, to czasem pomaga.