Hugo oderwał wzrok od posadzki, ale nie spojrzał Herminiusowi w oczy.
– Postąpiłeś bardzo szlachetnie, Wasza Jasność – odrzekł.
Twarz Herminiusa wykrzywił dziwny grymas.
– W imię Agona – powiedział.
***
To był długi, ciężki dzień. Herminius pocił się w ceremonialnych szatach. Uroczystości nigdy nie wydawały mu się nudniejsze i bardziej pompatyczne. Nie pomagała nawet szlachetna prostota Głównej Świątyni Handlowej. Wypowiadając na zakończenie ceremonialną formułę: „Nabywajcie w spokoju!", poczuł taką ulgę, że uśmiechnął się do nieskończonego morza wiernych i dodał mniej oficjalnie, „Udanych zakupów!", czym wywołał owację tłumu.
Późnym wieczorem, siedząc w gabinecie z zaciemnionymi oknami i wytłumionymi ścianami, kazał przywołać do siebie Hugona de Bellisa.
– Doszły mnie słuchy o rozruchach w czasie procesji – powiedział. – Czy to prawda?
– Tak, Wasza Jasność – rzekł de Bellis. – Tłum zlinczował jakiegoś heretyka, czy może szaleńca, który bluźnił przeciw Agonowi i Wspólnocie. Wierni byli tak rozwścieczeni, że stratowali go, nim zdążyliśmy interweniować. Ciało zostało zbyt zmasakrowane, żeby nadawało się do identyfikacji. Sądzę, że to jednostkowy incydent, który więcej się nie powtórzy. Na szczęście nie zakłócił przebiegu uroczystości. Nie zanotowano innych ofiar ani rannych. Podobno jego ostatnie słowa brzmiały: „Precz z monopolem Zakonów! Niech żyje
wolna produkcja!". To niewątpliwie musiał być jakiś wariat.
Revon skinął głową.
– Dziękuję – powiedział. – Możesz odejść. To był pracowity dzień dla nas obu.
De Bellis ukłonił się i wyszedł.
Herminius odłożył książkę, którą czytał, gdy przyszedł Hugo. Stracił ochotę na dalszą lekturę. Przez chwilę bawił się kryształową szklanką pełną wina z prywatnych winnic, a potem upił mały łyk. Stuknął paznokciem w krawędź. Zabrzęczała czysto.
Oczy Herminiusa powoli nabrały nieobecnego wyrazu. Zastanawiał się, czy żołnierze Hugona celowo wstrzymali się z interwencją, aż było po wszystkim, czy może wbrew jego woli przesłuchali chłopaka, zanim oddali go na pożarcie oszalałej tłuszczy fanatyków. Westchnął. Zdawał sobie dobrze sprawę, że nigdy nie pozna prawdy, bo na pewnym szczeblu władzy wszelka zażyłość między ludźmi może mieć tylko ograniczony charakter.
1999