Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Usiadł w fotelu, obróciwszy go tak, by światło padało z tyłu. Trzeba zająć czymś umysł i manifestację, póki nie zapadnie wyrok. Otworzył książkę.

„Fizyka uśpiona"

zubożony wyciąg z Pól osca Dernon-Smith-Barański _/?//«5 MIT

0. Wstęp

Teleologowie Krzywej obliczają czas pozostały do osiągnięcia Ul.

Noosfera Czterech Progresów rozciąga się na około 10000 k-lat i około 2.5 miliona sześciennych lat świetlnych.

Jakie jest prawdopodobieństwo, iż na zewnątrz tej czasoprzestrzennej bańki nie znajduje się żaden Progres? Przyzerowe.

Jakie jest prawdopodobieństwo, iż Ul już nie została osiągnięta? Przyzerowe.

Motywowani ideologicznie meta-fizycy Hory-zontalistów poczęli kwestionować możliwość osiągnięcia Ul. Kiedy dotarły do nas ziarna tych rozumowań, puściliśmy się w bieg ku możliwym uzas adnieniom.

Tak narodziła się teoria „fizyki uśpionej".

Ul jest pewnym szczególnym punktem w w-wy-miarowej reprezentacji zbioru wszystkich możliwych kombinacji stałych fizycznych, gdzie n równe jest liczbie tych stałych. Stała fizyczna podda-walna manipulacjom kraftowym staje się zmienną meta-fizyczną (Z); o ile nam wiadomo, nie istnieją stałe niemanipulowalne.

Co jednak stałoby sie w momencie zmanipulowania jednej stałej więcej, Zn+J ?

Powstaje model (n+l)-wymiarowy. Stary, n-wy-miarowy, stanowi teraz jedynie jego przekrój. Prawdopodobieństwo znalezienia się Ul właśnie w tym przekroju wynosi l/f, gdzie /jest liczbą stanów przyjmowanych przez Zn! . W przypadku zmień-

nych przyjmujących wartości niezdyskrecjonowane prawdopodobieństwo to jest nieskończenie małe.

Ergp: Ul prawie na pewno znalazłaby się poza starym modelem – poza dostępną naszej wiedzy fizyką.

Czy jednak faktycznie istnieją takie „zmienne nadmiarowe"? Czy istnieje przynajmniej jedna?

Skoro żadne obserwacje ani żadne rozwinięcia dotychczasowych teorii nie sugerują istnienia kolejnych, koniecznych do uwzględnienia parametrów, wprowadzanie ich do równań jest absurdem – po wprowadzeniu i tak musiałyby się nawzajem niwelować, albo też każdy sam z siebie posiadać wartość neutralną.

Kto zmienia wzór na obwód koła z 2nr na np. Inrds, gdzie wartości d i 5 wynoszą 1? Tak można tuczyć modele w nieskończoność. Jednak żaden naukowiec tego nie czyni, mając Brzytwę Ockha-ma tak głęboko zakorzenioną w strukturze rozumowań, że niemal nieusuwalną.

Cale nowożytne przyrodoznawstwo opiera się na zasadzie indukcji niezupełnej – w opozycji do czystej matematyki i logiki jako nauk dedukcyjnych. Indukcja niezupełna sprowadza się do postulowania na podstawie pewnej liczby faktów danego rodzaju – prawa dotyczącego wszystkich takich faktów: zaszłych, zachodzących i tych, które zajdą, na pewno lub jedynie przypuszczalnie.

Czy istnieje jakikolwiek dowód, iż skoro zależność (prawo) T zachodziła w przypadkach xp x2 … xn , to zajdzie także dla xn+1 ? Nie.

W przypadku indukcji niezupełnej Brzytwa zostaje wszakże powstrzymana i wykorzystana jedynie do selekcji spośród zbioru możliwych praw

wyjaśniających zaobserwowane fakty – prawa najskromniejszego w swych postulatach (T^.

Czy jednak oznacza to, iż prawo T} jest prawdziwsze (czy choćby bardziej prawdopodobne) od praw T2 , Tr …? Nie.

Żadne wzajemne porównania prawdziwości hipotez nie mają sensu. Choć może się na pierwszy rzut stahsowego oka wydawać to absurdalne, wszystkie niesfalsyfikowane hipotezy są równie prawdziwe, niezależnie od ilości „potwierdzających" je faktów. Nie jest możliwe stopniowanie prawdziwości reguł wywiedlnych indukcyjnie.

Prawo Tl (że rzucony w górę kamień spada z uwagi na wzajemne przyciąganie grawitacyjne kamienia i planety) nie jest w żaden sposób bardziej prawdziwe od praw T2 , T3 …, wprowadzających do modelu dowolną ilość nowych zmiennych (że np. do upadku kamienia konieczna jest ponadto każdorazowa interwencja niewykrywalnych Demonów Ruchu), dopóki te zmienne są neutralne lub wzajem się znoszą (tzn. dopóki T2 , Ty też nie dają się sfalsyfi-kować na gruncie x} … xn ).

Owe „zmienne uśpione" są natomiast po prostu pomijane, ze względów tyleż praktycznych, co estetycznych – ale nie logicznych!

Bo przecież nie wiemy, czy Demony Ruchu istnieją. Natomiast nie ma potrzeby uwzględniać ich istnienia w równaniach. Podobnie przy obliczaniu przyrostu demograficznego Azji nie ma potrzeby uwzględniać funkcji grawitacyjnych sąsiednich gromad galaktyk – nic nam to jednak nie mówi na temat istnienia/nieistnienia gromad!

Powyższe rozumowanie nie jest oczywiście dowodem na prawdziwość teorii „fizyki uśpionej" – otwiera jedynie drzwi do niego. Pełny zapis transformacji logicznych na wszystkich zaangażowanych Polach dostępny jest w bibliotece MIT-u.

W ramach testu teorii zasymulowaliśmy taki ciąg inkluzji, że każda kolejna oparta była na kombinacji stałych fizycznych uboższej o jedną stalą. Stałe odejmowane przechodziły do kategorii „uśpionych".

Symulacja pokazała, iż możliwe są ciągi inkluzji, w których istnienie odjętych stałych fizycznych jest z wnętrza inkluzji „zubożonych" nie do dowiedzenia.

Istnieją np. takie inkluzje pozbawione oddziaływań elektromagnetycznych, że – jakkolwiek genialni – fizycy pochodzący z tych inkluzji nigdy nie dowiodą istnienia tych oddziaływań jako zmiennej w Wykresie Thieviego.

Ich Wykres jest zaledwie {n-l)-wymiarowym przekrojem prawdziwego n-wymiarowego Wykresu. I tylko w ramach tego przekroju mogą się w swych naukach poruszać.

Wniosek:

Przechodząc myślą owe ciągi inkluzji, a chcąc pozostać wiernym intuicji indukcji niezupełnej, powinniśmy, dotarłszy do naszego wszechświata, postulować potencjalne istnienie naturalnej kontynuacji ciągu: ogromnej przestrzeni „fizyki uśpionej", dla nas całkowicie niedowodliwej. QED.

1. Potencjalne wszechświaty fizyk bogatszych Czy jednak potrafimy, ekstrapolując owe ciągi, wysnuć jakieś wnioski na temat „stałych uśpionych" i opartych na nich inkluzji/wszechświatów? Przeprowadziliśmy

– Tu jesteś! Uniósł głowę.

Zamknąwszy za sobą drzwi, Angelika oparła się o nie, wyprostowana, kryjąc ręce za plecami. Była w długiej, suto marszczonej sukni z ciemnobłękitnego materiału. Suknia, z lewej rozcięta prawie do biodra, ukazywała udo i łydkę w pończosze jak ciekły dym; Angelika zgięła nogę, błękit otworzył się z głośnym szelestem.

Dziewczyna uśmiechała się przy tym zagadkowo, czarne włosy spadały na twarz, gdy pochylała głowę, na w pół kryjąc za nimi ten uśmiech i ciemne oczy.

Zamoyski nawet nie próbował zgadywać.

– Co?

= Prośba o dwustronne połączenie OVR od stahs An-geliki McPherson, standardowy protokół.

= Jjak…? Zgadzam się, łącz.

= Otworzone.

Skinęła na niego palcem i otoczyły go jęzory czerwonych płomieni, żar przetrawił orientalny kaftan, zapalił włosy, z brody podniósł się suchy swąd, strzeliła pękająca skóra fotela.

Zamoyski podskoczył jak oparzony – jako że istotnie poczuł wszystkie te oparzenia.

– Bo spuszczę na ciebie moje mody!

– Ojoj, nie dasz się pobawić!

Wydęła wargi. Adam skrzywił się kpiąco. Na ile ta nowa Angelika jest szczera w owych gestach dziecinnych, a na ile gra pode mnie?

– Nie mów, że ty na początku też się trochę tym nie upiłeś. To jednak jest narkotyk.

– Ciągnie wzwyż Krzywej, co? – mruknął Zamoyski, z powrotem usiadłszy, strzepując z ubrania OVR-owy popiół i odruchowo sprawdzając dłonią stan swojej brody, jeszcze odrobinę zbyt krótkiej na tym biologicznym pusta-

ku, by idealnie wypełnić obraz Lorda Orientu z szablonu Da_Vinci_VII.

– Ciągnie, oj, ciągnie, żebyś wiedział…

Angelika wyraźnie bawiła się swoim nowym imagem, niczym nową manifestacją: kocie ruchy, biodra rozkołysane, ognistoczerwone paznokcie i uśmiech femme fatale…

Podeszła do Zamoyskiego i usiadła mu na kolanach – bokiem, przerzucając nogi przez poręcz, lewym ramieniem obejmując mężczyznę za szyję. Utonął w jej zapachu,

– Byłam właśnie w Ogrodach Cesarskich. Prawie jakbym oddychała tą przestrzenią.

Tu rzeczywiście wzięła głębszy oddech i Zamoyski zapuścił spojrzenie w jej dekolt. Pokazała mu język.

– A te feniksy…! – Wzdrygnęła się. -Jeszcze mnie skóra swędzi.

– Wiem, że to daje kopa. Ale – czemu właściwie się zdecydowałaś? Judas cię wyklnie, zdradziłaś Pierwszą Tradycję.

– E, nie przesadzaj. Jakoś to przełknie.

– Nie jesteś pełnoletnia, ma prawo cię cofnąć. Założyła nogę na nogę. Szelest pończoch jak szept do

wewnętrznego ucha. Zamoyski studiował architektoniczne łuki jej łydek i ud. Lewa dłoń sama wsunęła się w rozcięcie sukni, powędrowała pod kolano i wyżej, ślizgając się po gładkiej pończosze. Zamoyski miał na podorędziu analizer be-hawioru, który z napięcia mięśni biologicznej manifestacji zbudowałby model frenu jej właścicielki i podpowiedział Adamowi powierzchowne myśli dziewczyny. Nie uruchomił go. Mięśnie uda pod jego dłonią naprężyły się i zaraz rozluźniły. Angelika z obojętną miną poprawiała ramiączko sukni.

– Od kiedy ty się taka dama zrobiłaś?

– Odkąd wybrałam mój szablon estetyczny. – Obróciła na palcu srebrny pierścionek. – A ty niby czemu nagle upodobałeś sobie te chińskie wdzianka?

– Trzeba utrzymać kompatybilność snu z rzeczywistością – mruknął.

– I sen zwycięża, prawda? Chodź, mam ochotę na zachód słońca.

Sięgając ponad jej głową, odłożył książkę na pulpit. Angelika nadal się uśmiechała. Zmarszczył brwi, nakładając maskę podejrzliwości.

McPherson parsknęła śmiechem.

– Chodź, chodź.

Przechyliwszy głowę, uniosła prawą rękę jak do pocałunku. Ujął jej dłoń, a następnie zmuszony był wytrwać w tym geście przez trzy-cztery sekundy, gdy w docelowym infie konflgurowały się ich manifestacje.

Okazało się, że poszła na całość: słońce zachodzące nad oceanem, złota plaża, białe kamienie deptaka, nad nim ciepły wiatr potrząsa pióropuszami palm.

65
{"b":"89237","o":1}