Odmienny zbiór warunków definiuje odmienne środowisko. Jeśli zmienia się środowisko, zmienia się jego Forma Doskonała. Forma Doskonała wykorzystuje warunki środowiska w stopniu maksymalnym i zwycięża i wypiera wszelkie inne formy.
Środowiska zawierają się w sobie: od określanych przez warunki szczegółowe do określanego przez warunki najbardziej ogólne.
Dla danego środowiska istnieje tylko jedna Forma Doskonała. Forma Doskonała środowiska opartego na warunkach bardziej ogólnych zwycięża i wypiera Formę Doskonałą środowiska opartego na warunkach bardziej szczegółowych.
W danym środowisku każda zmiana Formy Doskonałej oznacza degenerację.
Ul (Ultimate Inclusion), Inkluzja Ultymatywna W znaczeniu szerszym: inkluzja o takiej kombinacji stałych fizycznych, że kombinacja ta gwarantuje efektywność umieszczonego w inkluzji konstruktu logicznego większą od efektywności konstruktów z wszystkich innych inkluzji, wszystkich innych kombinacji stałych fizycznych.
W znaczeniu węższym: ów konstrukt (inkluzja logiczna).
UC (Ultimate Computer), Komputer Ostateczny Najefektywniejszy konstrukt logiczny (na dowolnych negentropianach) możliwy do stworzenia w oparciu o daną kombinację stałych fizycznych.
Sl (Semi-Inclusion), seminkluzja Inkluzja logiczna o ograniczeniach uniemożliwiających jej wykształcenie frenu.
Trans
Transfer minimalnej porcji energii/materii między dwiema inkluzjami.
U Koszt danego Transu określają równania uwzględniające stałe fizyczne obu inkluzji; koszt ten jest wyrażalny wyłącznie w jednostkach inkluzji źródłowej.
Plateau
Każda inkluzja z takiego punktu na Wykresie Thie-viego, że: (a) jego współrzędna kosztu Transu jest mi-
nimalna; (b) jego współrzędna czasu jest maksymalna (Czas Słowińskiego).
Najbardziej efektywne Plateau mieszczą się w znacznie węższych przedziałach.
U Potocznie: reprezentacja graficzna na Wykresie Remy'ego potencjalnych frenów odpowiadających tym punktom – stąd nazwa.
L, Uwaga: freny plateau'owe pierwszej i drugiej tercji są możliwe tylko w radykalnej Deformacji.
U Oryginalny fren Plateau znajduje się na prawym krańcu Plateau, na Krzywej Progresu.
„Multitezaurus" (Subkod HS)
– Wygląda na Małego Magellana. A po prawej, za Wężem Morskim -
– Ty się znasz.
– Kiedyś się znalem, prawda. Nie możesz tego uruchomić?
– W życiu nie widziałam wnętrza Kła, nawet na filmie. Kogo interesują flaki maszyn? To jakiś luk techniczny. Sam spróbuj.
– A jak nie jest idiotoodporne?
– No to się zdziwimy.
Znajdowali się w małej, prostokątnej kabinie, z jednym tylko fotelem – a więc stali oboje. Ściany kabiny były miękkie, poddawały się pod dotykiem. Odkryli, że jeśli nacisnąć je pod odpowiednim kątem, otwierają się na nich okna ekranowe, wyświetlające kolorowe dwuwymiarowe obrazy, czasami w samym miejscu naciśnięcia. Kolejne naciśnięcia odpalają kolejne funkcje. W ten sposób przewinęli na ekranach skany nieba pochodzące z Kłów zewnątrzsakowych.
Trudno o bardziej domyślny interfejs; może audio – ale ten nie działał, próbowali. Spodziewali się zresztą bariery językowej. Potem spostrzegli, że w podłodze wypalono czte-ropunktową instrukcję. Instrukcję spisano po angielsku, co stanowiło dobry znak: Kieł pochodził z Progresu Homo Sapiens.
Była tak krótka, bo kończyła się na punkcie:
pięść -› Plateau
Mógł Zamoyski boksować do woli, znajdowali się pod blokadą.
Problem polegał na dotarciu do funkcji nawigacyjnych Kła. Ponieważ wszystko tu – jak w całej Cywilizacji – zostało zaprojektowane z myślą o procesowaniu na Plateau, rzecz wydawała się niewykonalna.
Bawili się dotykowym interfejsem już czas jakiś, a nie wyszli poza podstawowe komendy: zmiana punktu widzenia, schematy wewnętrzne Kła, autodiagnoza i tym podobne. Gdy Angelice udało się rozszyfrować makro zamykające właz, cieszyła się jak dziecko.
Reszta najwyraźniej wpisana była w odnośne Pola Plateau.
Wyszli z jednego błędnego koła, by wpaść w następne.
– A ty co powiesz?
Trzykruk zatrzepotał bezradnie skrzydłami.
– Nie sięgam pamięcią, przykrrro mi.
– Taa, na pewno.
Angelika pozwalała Zamoyskiemu swobodnie konwersować z nanomatem i próbować na mięsistych ścianach pomieszczenia dowolnych kombinacji pieszczot i ciosów. Obserwowała Adama, wycofawszy się ku korytarzowi. W re-trospekcji nie bardzo potrafiła rozpoznać ów moment, w którym sama zrezygnowała i zdała się na pomysłowość wskrzeszeńca. Nie miała ochoty próbować z nim sił w tych technozagadkach: jeśli wygra, dodatkowo go poniży; jeśli przegra, zbłaini się porażką z ignorantem. Dobrze zresztą wiedziała, że Zamoyski wciąż ma jej za złe likwidację biologicznej manifestacji kidnapera.
Przeszła pogrążonym w półmroku korytarzem do samego progu komory przegubowej; tu usiadła na podłodze (też miękkiej). Wychylając się, mogła wyjrzeć przez szyb perystaltyczny na zewnątrz Kła – do góry, w prawo, na dół, za chwilę znów do góry. Pomieszczenia wzdłuż jego osi, za elastycznym przegubem, pozostawały we względnym bezruchu, lecz sam Kieł wciąż się obracał – nie potrafili go zatrzymać, zapewne było to niemożliwe – i w okrągłej ramie włazu ukazywały się na przemian niebo barwy apokaliptycznej burzy i ziemia: jasnobrązowy gobelin o niewyraźnym wzorze. Nawet ten wąski obraz był częściowo
przesłonięty, bo właz zarastała siatka nanomatycznego kokonu bezpieczeństwa Angeliki (Zamoyski wszedł był do Kła pierwszy).
On wciąż wartościuje życie i śmierć w kategoriach absolutnych, myślała. Rach-ciach, on/ojf. Tymczasem tu wszystko w ułamkach, w kawałkach, w kulawych przybliżeniach. Z czysto logicznego punktu widzenia takie porcjowanie nie ma sensu – lecz przez tyle wieków kultura musiała to jakoś zaakceptować, „zrozumieć". Że chociaż umrę, zvć będę w nowym pustaku; nie ja, ale jednak ja. Subiektywnie to absurd. Żyję, umieram; ja tu, pustak tam, tożsamość czysto zewnętrzna. Lecz gdy człowiek wychowuje się i żyje w świecie – w kulturze – w Cywilizacji – gdzie podobne rzeczy uchodzą za normę, gdzie członkowie jego własnej, najbliższej rodziny żyją-nie żyją w formach ułamkowych, gdzie owo rozmycie „ja" osiąga – w przypadku manifestacji wielokrotnych – rozmiary właściwe raczej obiektom rodem z fizyki kwantowej – wówczas mimowolnie „wrasta" się w tę mentalność; furda logika. Jakże rozpruć tak głęboką siatkę skojarzeniową?
I czemu w ogóle miałabym to czynić? Wszak to właśnie Zamoyski nie pasuje do tego świata i nie potrafi go zrozumieć.
Nie wolno mi zatracić poczucia proporcji. Jestem stah-sem. Teraz widać to najwyraźniej: że w ogóle zastanawiam się nad tym; że Adam zdołał mnie tą swoją reakcją dotknąć. Tak, jestem stahsem, i będzie się to na mnie mścić -
Doszedł ją okrzyk Zamoyskiego. Wróciła do kabiny. Światło pochodziło tu z fosforyzujących sino krawędzi ścian i wszystko w nim było o cal bliższe grobu.
Zamoyski stał w najdalszym kącie kabiny i ciął myśliwskim nożem Angeliki własną rękę oraz gumowatą materię ściany. Krew wsiąkała w podłogę u jego stóp, wypaczając jej powierzchnię w czarne bąble i pory, niczym żrący kwas.
– Cóżeś ty znowu wykombinował?
Nie oglądając się, wskazał ręką (tą nieokaleczoną) na ścianę po lewej, gdzie obracały się na sztucznym atłasie nocy tajemnicze gwiazdozbiory.
– Co to niby jest? – spytał retorycznie. – Transmisja z zewnętrza Saka, tak? Ale jakim sposobem przy zablokowanym Plateau? Sama mówiłaś, że do tego właśnie celu stworzono pierwsze Plateau: do nawigowania Kłów.
– No ta-ak.
– Ale pulsary na przykład – aż sam się w końcu obejrzał – widzisz…? To jest miejsce sklejenia pętli, plik rusza od początku, błyski są niezgrane. Ostatnie nagrania, założę się. – Tu przerwał, by jeszcze upuścić krwi. – Więc są procedury awaryjne. Wie, co robić w przypadku odcięcia od Plateau.
– Ale czemu ty się tniesz?!
– A widzisz tu gdzieś jakąś apteczkę? Zestawy pierwszej pomocy? Automatycznych chirurgów?
Angelika rozglądnęła się bezradnie, mimo woli poddając się retoryce Zamoyskiego. Trzykruk w kącie czyścił pióra, tylko środkowa głowa spoglądała na wskrzeszeńca. Który rozsmarowywał właśnie krew po poharatanej ścianie.
– Ale – czemu ty się tniesz?!
– Bo teraz będzie musiał udzielić mi pomocy, a bez dostępu do Plateau wybierze algorytm awaryjny.
– To znaczy jaki?
– Nie może sprowadzić pomocy. Co zrobi?
– To, do czego go zaprogramowano.
– A ja sądzę, że nikt go specjalnie nie przeprogramo-wywał, wszystko jest na Plateau. To zaledwie standardowy hardware ze szczątkowym oesem. W każdym razie tak się zachowuje. Jest sprofilowany na fizjologię HS, a ta guma, czy co to jest, reaguje na ludzką krew, widzisz? Zorientowałem się, kiedy przypadkowo kapnęło mi z ramienia,
z tego twojego cięcia; jeszcze się nie zasklepiło. A skoro tak
– to Kieł nie będzie przecież czekał, aż się wykrwawię na śmierć! Prawda?
– Chcesz powiedzieć: taką masz nadzieję.
– Nie pamiętasz, co sama mi mówiłaś? Że bezpieczeństwo ludzi najgłębiej zakodowano w programach Kłów, najwyższy prioryret, najpierwsza dyrektywa – nie pamiętasz? A gdy zabrakło nadzoru z Plateau – co mu pozostało? Tylko te archaiczne algorytmy, pierwotny oes, starożytne przykazania.
Obejrzawszy się przez ramię, wyszczerzył się do Ange-Hki z gęstej brody.
– Wystarczająco długo pracowałem na komputerach. Tak naprawdę programy nie ewoluują. One się nawarstwiają. Dwudziesty dziewiąty wiek, tak? Założę się, że gdybym dostatecznie głęboko pogrzebał, znalazłbym tu u podstaw jakieś MSWindows czy jeszcze prymitywniejsze DOS-y. Jedyne, na co zawsze można liczyć, to konsekwentna głupota maszynowej inteligencji.
Angelika wolała już nie pytać, co będzie, jeśli Kieł posiada po prostu inną strukturę logiczną, oes mniej skłonny do improwizacji; zdobyłaby się co najwyżej na jąkliwe „ale". Nie miała zielonego pojęcia o wewnętrznym ROM-ie Kłów. Wątpiła, czy w całej Cywilizacji HS znalazłoby się tuzin stahsów, którzy takowe posiadali.
Zaraz zatrzasnął się z głuchym szczękiem właz i trupia fbsforyzacja pozostała jedynym źródłem światła. A on, Zamoyski, rzeźbiarz w glinie, szaleniec przy pracy, dalej wgniatał w pocięty materiał lepką czerwień, naciskając nań całym ciężarem ciała. Pochylał się do przodu coraz bardziej