Литмир - Электронная Библиотека
A
A

I

Wszystko, co istnieje, zmienia się w czasie. Każda zmiana prowadzi do formy lepiej, gorzej lub tak samo dobrze przystosowanej do warunków otoczenia. Stopień przystosowania określa szansę przetrwania danej formy.

Inteligencja pozwala świadomie wybierać zmiany ku większemu przystosowaniu.

To, co lepiej wykorzystuje warunki otoczenia, zwycięża i wypiera to, co wykorzystuje je gorzej. Życie inteligentne zwycięża i wypiera materię martwą i życie nieinteligentne.

1. Farstone

Cywilizacja

Ogół reguł i zachowań wywiedzionych z danej kultury, których stosowanie służy utrzymaniu status quo owej kultury.

Potocznie: społeczności – oraz zbiory ich materialnych manifestacji i dóbr – przypisane do danego miejsca w Progresie.

Fren

(gr.) „otoczka wątroby lub serca", ośrodek życia psychicznego.

Cecha/struktura charakterystyczna dla systemów przetwarzania informacji obdarzonych samoświadomością.

U. Uwaga: „Multitezaurus" nie dysponuje definicją „samoświadomości".

„Multitezaurus" (Subkod HS)

Piątego lipca, w dniu ślubu swej córki – a była to niedziela i słońce grzmiało z bezchmurnego błękitu, słony wiatr szarpał purpurowymi sztandarami na wieżach zamku, krzyczały ptaki – Judas McPherson, pan na włościach, stahs Pierwszej Tradycji, zasiadający w obu Lożach, właściciel ponad dwustu hektarów" Plateau HS, honorowy członek Rady Pilotów Sol-Portu, prezydent Gnosis Incorpora-ted, został dwukrotnie zamordowany.

Czarny frak, czarne lakierki, czarne okulary, kamizelka jak ocean o zmierzchu – schodząc z tarasu na trawnik pełen gości weselnych, Judas uśmiechał się promiennie.

Phoebe Maximillian de la Roche przyglądału się temu uśmiechowi przez pryzmat czerwonego Pesque, rocznik 2378, obracającego się w kryształowym pucharze w rytm delikatnych zakolebań jenu dłoni. Kryształ był cięty w herb McPhersonów: zakazanego smoka zwiniętego dwukrotnie dokoła wielkiego brylantu. Wino nadawało herbowi właściwą barwę, czerwień omal tak głęboką, jak na tych chorągwiach. Wszystkie kielichy weselnej zastawy były cięte podług owego wzoru.

Phoebe zerknęłu na cesarskiego mandaryna. Stał on w grupce roześmianych dyskutantów dwa namioty dalej. Mongoloidalna twarz niskiego mężczyzny pozostawała jak zwykle nieruchoma, pusta: Cesarz nie reagował ani na ten śmiech, ani na smoka, którym McPherson od wieków bezczelnie łamie Umowę Fundacyjną.

Cesarz w ogóle na niewiele reaguje, pomyślalu phoebe. Uśmiechnięty McPherson wymieniał uwagi z zaaferowanym zięciem. Śmiej się, śmiej, człowieku.

Maximillian śledziłu ich wzrokiem przez wino, przez smoka, przez kryształ. Zagęściłu się teraz na Plateau omal punktowo, porzuciwszy inne swoje manifestacje; manife-stowalu się tylko w Farstone. To przyjęcie jest nazbyt waż-

ne, tu ważą się losy Progresu. Umrzesz, Judas, umrzesz śmiercią ostateczną.

De la Roche nie przesuwalu się też po Plateau, nie wysyłału sensynów na Pola Gnosis i McPhersona, bo wie-dzialu, że potem, w ramach śledztwa, Cesarz sprawdzi najdrobniejsze drgnięcia błony. Czekału więc cierpliwie, mru-żyłu oczy od słońca, piłu Pesąue i odklaniału się uprzejmie gościom.

– Powiększa się klan McPhersonów.

De la Roche obejrzalu się i rozpoznału manifestację Tutenchamonu, otwartej niepodległej inkluzji starego obrządku: czarnowłosa, czarnooka dziewczyna w jedwabnym sari, z mnóstwem złotych bransolet na przedramionach, ze szmaragdowym słońcem w lewym nozdrzu, boso.

– Oby była płodna i urodziła mu wiele dzieci – rzekłu Masimillian, chyląc głowę.

– Tak, nie wątpię, że niczego innego im nie życzysz – uśmiechnęła się zza wachlarza dziewczyna.

– Och, potrafię przecież oddzielić politykę od życia osobistego.

– Życia osobistego, phoebe? Ty masz jakieś życie osobiste?

– Mówiłum o ich życiu, osca.

Roześmieli się obydwoje. De la Roche nie spuszczału oczu z twarzy prymarnej manifestacji inkluzji. Co ośmieli się onu okazać? Czy da jakiś znak? Co wie, a o czym marzy?

Z inkluzjami nigdy nic nie wiadomo. Można próbować się domyślać, ale jakie to wyobrażenia motywów przechodzącego nad nią człowieka wypracuje w sobie mrówka? Symulacje Tutenchamonowego frenu rozrastały się na Polach de la Roche'u w postępie geometrycznym, chłonąc każdą informację o zachowaniu manifestacji inkluzji. Ponieważ jednak była to właśnie inkluzja -

U granic phoebe'u błysnął na Cesarskim Trakcie laufer protokołu. De la Roche wpuściłu go. Laufer przyniósł zaproszenie od Tutenchamonu do Ogrodów Cesarskich. De la Roche potwierdziłu i rozwinęłu drugi zestaw zmysłów – drugie perceptorium – i sprzężoną z nim drugą manifestację, równie bezmaterialną, co cała Artificial Reality Ogrodów.

AR-owe Ogrody Cesarskie podle Umowy Fundacyjnej stanowiły część Ziem Cesarskich i – podobnie jak sam Dom, Trakty oraz Wyspy Dzierżawne – zostały na trwałe wytrawione w Plateau. Obowiązywał tu protokół luźniejszy od protokołu Pierwszej Tradycji, jednak inkluzja taktownie zamanifestowała się identyczną postacią, co na weselu McPherson.

= Plateau śpiewa ostatnio o dziwnych rzeczach = mruknęłu Tutenchamon, unosząc wzrok ku płaskiej ciemności bezwymiarowego nieba.

Położenie jenu rąk względem tułowia, dystyngowany gest wachlarzem – wszystko mieściło się w bezpiecznym białym szumie komunikacji pozawerbalnej. De la Roche przykrywału się identycznymi sterownikami behawioru i nie spodziewalu się zerwania konwencji ze strony inkluzji hołdującej najstarszym tradycjom. Inkluzje mniej konserwatywne, zamiast zapraszać phoebe'u do Ogrodów pod protokołem HS, dokonałyby po prostu osmozy informacyjnej. Poza pierwszą tercją jest to sposób najbardziej naturalny; rozmowa natomiast – to męczący, powolny rytuał.

Lecz Tutenchamon nawet teraz kultywuje człowieczeństwo, jeszcze jeden niewolnik Cywilizacji. To wszystko musi się zawalić, prędzej czy później. Inteligencja niespętana zawsze w końcu wygra z inteligencją spętaną.

= Słuchasz jego pieśni, phoebe? = dopytywała się inkluzja, przechylając dziewczęco głowę. = Wsłuchuj się

uważnie.

= Odwieczne litanie: Ul, Ul, Ul, innogalaktyczne Progresy, bestie z Otchłani…

= Słuchaj uważnie.

= A ty – usłyszahiś coś ciekawego, osca? = zapyta! se-cundus de la Roche'u.

Również stanowi! odbicie manifestacji prymarnej i również nie wykraczał poza konwencjonalne programy mowy i ciała.

Ten protokół, myślału zgryźliwie Maximillian, nazywa się Uprzejmość i żaden hacker nie złamie go za nas.

= Stahs Moetle McPherson… = zawiesiła głos inkluzja.

– Tak?

= Nic nie mąci spokoju zmarłych. = Tutenchamon demonstracyjnie odprowadziłu spojrzeniem białe feniksy. = Powierzchnia jeziora jest gładka.

Ledwo wymienione zostało imię praprawnuka Judasa McPhersona, Maximillian wydaliłu armię sensynów. Cesarskimi Traktami pomknęły przez Plateau; inne jęły przeczesywać zewnętrzne Pola Maximillianu.

Z czym wróciły: kilka tygodni temu Moetle zabrał trzy korporacyjne Kły i zniknął gdzieś w galaktyce; żadnych oficjalnych komunikatów; cel nieznany.

De la Roche zapytuje samu siebie: co ekranuje od Plateau?

Odpowiada: śmierć lub kieszeń temporalna czarnej dziury.

Zapytuje: jak McPherson zareaguje na amputowanie frenu swego potomka?

Odpowiada (w śmiechu): nie zdąży zareagować.

= Śmierć wnuka stahsa Judasa – to byłoby niefortunne = mruknęłu de la Roche.

= Nawet bardzo.

De la Roche zapytuje samu siebie:

Czy to możliwe, iż Tutenchamon podejrzewa o to nas? I czy wobec tego należy wyprowadzać nu z błędu? Co Ho-

ryzontaliści zyskaliby na przekonaniu jednej z potężniejszych inkluzji, że posiadają siłę i determinację dla prowadzenia otwartych działań ofensywnych? Plateau ostatnio śpiewało także o naszej prywatnej Wojnie, ukrytej gdzieś za siódmym horyzontem… Czy to prawda? Czy rzeczywiście ją posiadamy?

Maximillian pytału się ze szczerą ciekawością. Przy-puszczału, że przed przybyciem do Farstone poddału się silnemu formatowaniu, wycinając sobie z użytkowej pamięci wszelkie niekonieczne a kompromitujące dane. Maximil-lian samu więc już nie wiedziału, czego nie pamięta i czego nigdy nie pamiętału. Zapewne w rozmaitych pozacywiliza-cyjnych Plateau miału poukrywane metry i metry sferyczne pamięci wyciętej z rdzenia swego frenu – tego się po sobie spodziewału, nawet będąc tym, kim w owej chwili byłu. Nie wycięłu bowiem z siebie makiawelicznej podejrzliwości.

A może właśnie tę podejrzliwość dodatkowo sobie za-programowału na wizytę w Farstone.

Rzekłu:

= Miejmy nadzieję, że wszystko szybko się wyjaśni i żadna zła wiadomość nie zepsuje tak pięknego dnia.

Inkluzja spaliła swą plateau'ową manifestację i wycofała się z Ogrodów. De la Roche skasowału secundusowe per-ceptorium pianek później.

Z powrotem skupiłu się na trawniku przed zamkiem McPhersonów. Całe spotkanie w Ogrodach nie trwało więcej jak dwa Gplancki a-czasu.

Prymarna manifestacja Tutenchamonu zagrzechotała bransoletami w krótkim ukłonie i odeszła.

Maximillian odszukału wzrokiem Judasa McPhersona, zirytowanu, że pod obowiązującym na przyjęciu protokołem musi się ograniczać do jednego kierunku spojrzenia. Taak, Tradycja jest niewątpliwie bardzo wygodna dla stah-sów. Jak rozumują nasi kochani stahsowie? „Skoro my nie

możemy – nie chcemy – podnieść się na ich poziom, niech oni zejdą na nasz". Tyrania wychodzi na jaw w każdym szczególe, dumalu de la Roche. Żyjemy w jarzmach neandertalczyków.

Weszlu do namiotu, skryłu się w chłodnym cieniu kolorowego płótna. Odstawiłu kielich z niedopitym winem i nałożyłu sobie na talerzyk lodowe ciasto. Z poukrywa-nych przemyślnie głośników sączyła się muzyka, kwartet smyczkowy, jakaś improwizacja, bo nie skojarzyłu jej z niczym już pływającym w morzach danych.

Spod stołu zerknął złowrogo na de la Roche'u pies, wielki bernardyn. Zawarczał z głębi gardła, unosząc łeb. Zwierzęta nie lubią nanomatycznych reprezentantów, niepokoi je całkowity brak zapachu większości użytkowych manifestacji, inf jest wszak tak gruboziarnisty… Maximil-lian odsunęłu swego primusa od stołu.

Lodowe ciasto było mdląco słodkie. De la Roche nie chciału psuć sobie humoru i postanowiłu lubić ciekłą słodycz. Postanowiłu – lubilu. Oblizując wargi, nałożyłu sobie drugą porcję.

2
{"b":"89237","o":1}