– i Angelika spostrzegła, że sama również odruchowo zmienia balans ciała, by dostosować się do nowego pionu. Obejrzała się na okna pełne gwiazd. Na nich nadal te same obrazy.
Przypomniała sobie wypróbowaną niedawno sekwencję i trzema szybkimi ciosami otworzyła bezpośredni podgląd z pancerza Kła.
Na skutek ruchu wirowego obraz i tak był chaotyczny, lecz zmieniał się zbyt gwałtownie, by tłumaczyć to jedynie obrotami Kła. Powód był inny. Przelatywali przez pętle – albo tak ciasne, albo tak szybko. Przelatywali przez czasoprzestrzenne pętle – jedna za drugą, mgnienie oka na krajobraz, zmruży powieki i przeoczy zmianę horyzontu…
W końcu zrozumiała, że Kieł bynajmniej nie porusza się względem pętli Saka, lecz rozwiązuje je po kolei.
Skąd zatem przyspieszenie? Duże i wciąż wzrastające. Musiała usiąść, potem położyć się. Zamoyski za chwilę zwalił się jak kłoda. 3 g co najmniej. Fałdy ubrania odbijały się w skórze Angeliki twardymi zgrubieniami, zostaną siniaki.
To nie jest fałszywy ruch, pomyślała, z wysiłkiem utrzymując głowę zwróconą ku oknu bezpośredniego podglądu. My rzeczywiście lecimy z tym 3 g. Kieł usiłuje wydostać się z Saka, ale ponieważ nie istnieje coś takiego jak „Sak częściowo otwarty", musi go w tym celu zniszczyć. Wówczas ruch stanie się ruchem w zewnętrznym układzie odniesienia – i wyjdziemy spod położonej przez Wojny blokady. Ale to już na kraftfali, bo przecież nie dzięki napędowi odrzutowemu i Newtonowskim prędkościom.
Nie ma znaczenia, w którą stronę się wówczas Kieł kieruje. Na pewno popłynie na maksymalnym poślizgu, najgłębszej kraftfali, skoro już uznał sytuację za awaryjną. Ale nie, kierunek ma znaczenie, on przecież odruchowo zwróci się do Portu macierzystego, zdradzając tym samym tożsamość właścicieli. Mhm, czy byliby na tyle nierozsądni, by zostawić mu w pamięci podobne dane? Zresztą – bez dostępu do Plateau skąd miałby znać aktualne położenie któregokolwiek Portu? Więc jednak kierunek jest obojętny, przynajmniej na początku.
Idzie zatem o to, by jak najszybciej samemu wejść na Pola Plateau i przesłać informację. Komu? Gnosis, Judaso-wi, to oczywiste. Tak – lecz wyjście z materialnych interfejsów tego Kła prowadzi bez wątpienia na Pola porywaczy, równie dobrze sami moglibyśmy się tu skasować. Cholera, czemu wcześniej o tym nie pomyślałam?
Zdrętwiał jej kark i musiała mimo wszystko odwrócić głowę. Zamoyski klął głośno. Oddychała płytko, z wysiłkiem, skupiając się na pracy przepony i mięśni klatki piersiowej.
Jakie wyjście z tej sytuacji? Myśl, dziewczyno, myśl! Dowolne miejsce we Wszechświecie jest dowolnie bliskie dowolnemu miejscu na Plateau – rzecz więc tylko w domyślnej konfiguracji systemu konekcyjnego. A czy w ogóle mamy dostęp do jakiegokolwiek innego, prócz firmowego systemu Kła?
Zahaczyła spojrzeniem o srebrnopióre ptaszysko (na nim przeciążenie nie robiło najwyraźniej wrażenia). Następne potencjalne zagrożenie, głupio przeoczone. W chwili wyjścia spod blokady nanomaty skonfigurują się na nowo i wrócą pod kontrolę programów z Pól im przypisanych
– Pól porywaczy. Ergo: pozbyć się trzykruka!
Co jeszcze? Co jeszcze? Na litość boską, musi istnieć jakiś sposób! Jak ona teraz powie Zamoyskiemu, że to wszystko na nic, że niepotrzebnie się starał, że chociaż udało się im
– cudem zaiste – wydostać z Saka, uciec spod blokady, to i tak nic im z tego nie przyjdzie, bo nie dysponują żadną metodą połączenia się z bezpiecznymi Polami Plateau – jak ona mu to powie…? Nie będzie w stanie. Już na samą myśl płonęła ze wstydu. On by tylko spojrzał – bez wyrzutu, bez wściekłości – spojrzał, po czym odwrócił wzrok. Przecież sama mu to wszystko wmówiła; a nie pomyślała. No nie pomyślała! Kurwa mać! (Już nawet przekleństwa tracą na wulgarności, zły znak). Gdybyż nie była stahsem…! Gdyby przynajmniej miała w mózgu stałą wszczepkę…!
No oczywiście! Zaśmiała się na głos, aż zabolały ją żebra. Na najprostsze rozwiązania najtrudniej trafić – najpierw zawsze szukamy rozwiązań równie skomplikowanych jak problem.
Skoro więc z tym sobie poradziliśmy… Lista zagrożeń, punkt drugi.
– Smaug! – syknęła. Trójptak poddreptał do jej głowy.
– Gdy tylko wyjdziemy – szeptała na płytkim oddechu – lecisz do włazu. Natychmiast na zewnątrz. Z Kła.
– Rrrozumiem – trzykruk przytaknął (w dwóch trzecich).
Teraz Zamoyski. Kiedy wreszcie Kieł wypruje się z Saka? Już mnie kręgosłup boli, a w płucach -
Odruchowy kurcz mięśni podrzucił ją pół metra nad podłogę. Nieważkość. Sprawdziła okna ekranowe. Na obu gwiazdy. Czy to oznacza, że wyszli spod blokady i przywrócona została łączność przez Plateau?
Złapała się oparcia fotela i wróciła do pionu. Jeśli nie zawodziła ją pamięć, konstelacje nie zmieniły się, a i Mały Obłok Magellana Zamoyskiego był na miejscu. Zresztą wystarczy spojrzeć na Smauga: nie rzuca się jej do gardła.
Smaug!
– Właz! – warknęła. Pofrunął w głąb korytarza.
Odepchnęła się ku ścianie i ułożyła dłoń do makra otwierającego właz. Kątem oka spostrzegła jeszcze, iż Zamoyski leży bez ruchu na pochlapanej krwią podłodze – zapewne stracił przytomność.
Pchnęła palce w ścianę. Nic się nie stało: nie usłyszała huku od stronu włazu.
Mróz przeszedł jej po plecach. Nanomant na Polach porywaczy – zamknięta z nim w tej ciasnej kabinie – mord w zimnym koszmarze – koniec.
Wściekła, odbiła się w głąb korytarza; nieprecyzyjnie wymierzone pchnięcie zapewniło jej dorodne sińce na biodrze i barku.
W mdłym świetle ścian szybu perystaltycznego ujrzała srebrnopiórego Smauga przyczajonego przy zatrzaśniętej grodzi mniej więcej w połowie długości tunelu. Śluza! Kieł uformował śluzę! No tak, mogła się spodziewać; kolejny raz okazała się haniebnie niedomyślna. Dobrze, że Zamoyski nie jest świadkiem tych fajerwerków głupoty.
Wróciła do kabiny. Powtórnie odcisnęła makro. I po chwili ponownie. Po czym pospieszyła sprawdzić szyb. Po trójkruku ani śladu.
Już spokojna, podpłynęła do Zamoyskiego. Leżał pod niezabliźnioną ścianą, ubrudzony po łokcie zasychającą krwią. Wyjęła mu z dłoni i schowała nóż. Nacięcia na przedramionach mężczyzny nie były głębokie; najgłębsze stanowiło jej dzieło. Zawiązała rękawy koszuli wskrzeszeń-ca. Nie otwierając oczu, mamrotał coś niezrozumiale w jakimś obcym języku; pomimo lekcji ojca Japre, nie potrafiła go rozpoznać.
Potrząsnęła Zamoyskim. Odbili się oboje w powietrze. Zahaczyła stopą o fotel i z wysiłkiem ściągnęła ich w dół.
– Adam. Adam…!
Zamoyski w majaku łapał coś lewą dłonią.
Posadziła go w fotelu, przypięła. Nie odzyskując przytomności, rozsiadł się wygodnie, sięgnął gdzieś w przód, podniósł jakiś niewidzialny przedmiot, zbliżył go do twarzy (powieki nadal opuszczone) i uśmiechnął się lekko.
Blokując się w miejscu stopami, spoliczkowała go z rozmachem. Otworzył oczy.
Pochyliła się, zaglądając mu w nie niczym zaklinacz węży; oburącz schwyciwszy się poręczy, mogła utrzymać równoległą pozycję, jakkolwiek by się wykręcał.
– Posłuchaj mnie. Słuchasz? Nie wiem, jak rozległa jest ta blokada, ale w końcu się spod niej wydostaniemy. W tym samym plancku mózg Kła wskoczy na swoje Pola. Pola należące do porywaczy. Nie wiem też, jak szybko zdołają oni zareagować i w jaki sposób – ale to będzie wyścig. Słuchasz mnie? Musimy zdążyć skontaktować się z Cywilizacją, z Cesarzem, trybunami Loży, Oficjum lub Judasem. A nie możemy tego zrobić poprzez interfejs Kła, transmisja by szła przez te same, prywatne Pola kidnaperów. Rozumiesz? To ty, ty masz w głowie wszczepkę!
– Co…?
– Raz, dwa, trzy – budzisz się, Zamoyski! Musisz wejść na Plateau.
Żachnął się.
– Niby jak?
– Bezpośrednio. Gdy tylko wylecimy spod blokady.
– Jak „bezpośrednio"? Nigdy nie korzystałem z Plateau. Ta wszczepka… – pomacał się po głowie, jakby istotnie mógł ją wyczuć przez czaszkę – uległa zniszczeniu.
– Nie. Atak poszedł po Plateau: wyczyszczono Pola. Siatka konekcyjna została. I mylisz się: korzystałeś z Plateau przez całe miesiące. Teraz po prostu zrobisz to po raz pierwszy świadomie. Patrz na mnie! Zrobisz to! Gdy tylko wyjdziemy na czyste.
– Dajże spokój, dziewczyno, ja takich -
– Poddajesz się? Rezygnujesz?
– Co? Nie, po prostu -
– No? No?
– Jak miałbym to zrobić?- wycedził, już na tyle przytomny, by wzbudzić w sobie zimny gniew. – No powiedz.
Mam go, skonstatowała, i odstąpiła od fotela. Teraz dopiero naprawdę ścisnął ją lęk – bo w istocie nie posiadała tej pewności: że siatka na mózgu Zamoyskie-
go wciąż jest sprawna; że zachowała się struktura i programy zarządzające. Pamiętała tylko kilka zdań komentarza poczynionych przez ojca d propos skutków ubocznych zamachów. Na dodatek sama nigdy nie korzystała bezpośrednio z Plateau. Dysponowała jedynie informacjami z drugiej ręki.
Adamowi jednak prezentowała twarz eksperta.
– Istnieje kilkanaście standardowych, najbardziej popularnych makr aktywizacji, silnie ukorzenionych w kulturze – jak zakorzenione są makra savoir-vivre'u: uścisk ręki, pocałunek dłoni, ukłon. Ponieważ twoja siatka została położona w innym celu, mocno wątpliwe, by seminkluzja uznała za niezbędne grzebać w narzędziowni interfejsu. Zakładam, że pozostał stary default. Tak, masz rację, to wszystko się nawarstwia. Pokażę ci mudry wywoławcze makr. Potem – to już zależy, jakie Pola przypisano twojej siatce. Prawdopodobnie wejdziesz na łąki Gnosis. Przejmie cię SI odźwierna. Ona zajmie się wszystkim. Nawet nie poczujesz. Zrozumiałeś? Zrozumiałeś?
Uśmiechnął się tylko.
– No co? – speszyła się.
– Nic – pokręcił głową. – Pokaż te mudry. Pokazała mu; a raczej – objaśniła. W większości
bowiem były to figury umysłu, nie ciała. Musiała mu zawierzyć, że wykona je prawidłowo. On wierzył jej, że prawidłowo mu je opisuje.
Ciągi skojarzeń, rytm oddechu, wyobrażenie obiektów geometrycznych, napięcie określonych mięśni, tych zazwyczaj niewykorzystywanych…
– Powtarzaj bezustannie – pouczyła go. – Nie wiemy, kiedy miniemy granicę blokady. Krzyknij, gdy wejdziesz.