Литмир - Электронная Библиотека

– Powoli, powoli.

Tito usiadł za biurkiem, opuścił wzrok. Nierytmicznymi ruchami wielkich dłoni przestawiał po blacie kałamarz, klepsydrę, nóż, pliki luźno spiętych papierów, tam i z powrotem.

– Taak. Jeśli potrafisz mi… nam… zagwarantować… Potrafisz?

– Może.

– Nicholas, na miłość boską!

– Ciekawy jestem – mruknął Hunt -jaką drogą cię to doszło.

W duchu stawiał na Vassone. Ona przecież miała jakieś dojścia do senatora, o naturze których dotąd nie zdołał się Hunt niczego konkretnego dowiedzieć. Jakoś intuicyjnie przyjął, że Marina coś przed nim kryje, że subtelnie go zwodzi i okłamuje – od początku. Może po prostu taka była jej maniera, dominująca forma behawioru; a może faktycznie: manipuluje. Mogło coś przeciec po myślni… w chwilach rozprzężenia, nagłych ciosów endorfinowych… ekstazy.

– Na Kapitolu – westchnął Tito. – Asystent Howell która zasiada w nadzorze, spił się na jednej z zamkniętych kolacji sponsorskich, siedziałem obok, zaczął bełkotać w sałatki, tknęło mnie, nie wiem, przeczucie, spojrzenie Howełł, łaska boska, wyprowadziłem go do łazienki. Co się okazało: sypia z jednym od Vermundtera i ten kochaś poradził mu… Po co ma płacić za dzisiejszy szmelc -bo asystent planował właśnie założyć sobie wszczepkę. Więc vermundterowiec mówi mu: poczekaj i tak będziesz musiał się zabezpieczyć, jak w Nowym Jorku spieprzą sprawę. Popytałem o Vermundtera i widzę, że to bocznica Mostu. No, ale nic. Różne rzeczy się słyszy. Lecz te ostatnie dwa tygodnie… Już taka nerwowa ludzi trzęsie, chodzą dziwne plotki. Jakieś przetasowania… Rozumiesz: komu innemu pierwszemu się kłania, inny uśmiech, tu zmienia zdanie, tam milczy. Na przykład te manewry McManamary, taniec z waszym budżetem. Zmiany trendów wynoszących. Tego typu sygnały. Nie trzeba być geniuszem, żeby dodać dwa do dwóch. A człowiek nie zna terminów, oficjalną drogą to będzie nie wiadomo jak długo. Kilku baranów próbuje się przebijać przez biurokrację, grożą ujawnieniem. Ujawnieniem czego? Idioci. Rozmawiałem z Modlem i Wigginem – zaprzeczają. Bardzo możliwe, że faktycznie nie wiedzą. Do kogo miałem się zwrócić? Ty znajdujesz się w centrum całej sieci.

Model to prezydencki doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego, Wiggin – zastępca dyrektora CIA do spraw wywiadu operacyjnego.

– No a grudzień? – rzucił Hunt wygładzając nogawkę.

– Grudzień, grudzień – mamrotał Tito. – Nic konkretnego nie wiem, naprawdę. Takie słowo. Krąży po korytarzach. Nie w znaczeniu daty. Ktoś z biura Bronsteina chlapnął w kontekście tej nowej wszczepki i Grzyba coś w stylu: „Byle przed grudniem". Absurdalne, bo całe Monadalne wygotują się dużo wcześniej. Więc coś innego. Wiesz, jak utaczają się takie słowawytrychy. Korelacji z treścią żadnych. Nie bardzo nawet jest jak i kogo pytać, nazbyt mętne. Pojmujesz. Ale słowo krąży, strach rośnie.

Senator wciąż nie patrzył na Hunta (patrzył na dłonie, dłonie bez przerwy mu się poruszały, kałamarz, klepsydra pióro, kałamarz) i Nicholas był pod wrażeniem jego szczerości. Z minuty na minutę malał jego szacunek dla szwagra. Taki szczery – jak bardzo musiała zostać osłabiona jego pozycja, jak niewiele władzy mu pozostało, jak bardzo jest zdesperowany, skoro tak mi się tu obleśnie otwiera. Uch.

– Teraz lecę do Waszyngtonu – rzekł Nicholas, podniósłszy wzrok na pochylonego nad biurkiem Gaspara. -Muszę pogadać z Bronsteinem. W poniedziałek będzie już po konferencji, w poniedziałek zweryfikują się NYSĘ, NASDAQ i WSFM, także Amex; będziemy wiedzieć, na czym stoimy.

– A czy ty już…? – Tito dokończył ruchem oczu: ku czołu i szczytowi głowy Hunta.

– No przecież nie jesteś w stanie tego sprawdzić.

– Tak. Rzeczywiście.

– Gdzie Imelda?

– Namówiłem ją na wakacje na Kajmanach.

– Boisz się, że dotknęłoby i ją. Czyścisz okolicę potencjalnego celu.

– A dotknęłoby?

– Prawdopodobnie nie.

– Ja tak czekałem, czekałem, bo żywiłem złudzenia, że może sam postarasz się ją… ochronić.

Cóż rzec, kłamstwo jest kłamstwo, nie można wyjść poza raz wytworzony obraz, forma zobowiązuje. Są kłamstwa na jeden dzień, są kłamstwa na całą karierę. Ergonomia duszy to wielka gałąź technologii sukcesu. Hunt wstał, wzruszył ramionami.

Na przyszłość lepiej nie licz za bardzo na siłę moich uczuć do siostrzyczki.

Nawet się nie uśmiechnął, nie mrugnął: już zaczynał szczerze wierzyć w głośno wypowiedziane słowa. Rok za rokiem Ja w masce małpy -Prawdziwa małpa.

39
{"b":"89187","o":1}