Литмир - Электронная Библиотека
A
A

W samochodzie podniosła cisza. Buddyjska rodzina zaszczycona rozpoznaniem tulku. Taka malutka, a zakonnik coś zauważył, znak? Triumfuję, bo niedawno, kiedy Piotr wrócił zezłoszczony ze spaceru, krzycząc:

– Prowodyrka! Ciągnie dzieciaki do śmietnika, na ulicę. Nikogo nie słucha! Wychowujemy rozwydrzoną jedynaczkę!

– Zobaczysz, będzie święta – powiedziałam z przekory. – Papież kanonizował małżeństwo, a ona będzie patronką jedynaczek!

– Wszystko możliwe – zamyślił się. – Ale jeżeli Pola będzie święta, to wyobrażasz sobie, jacy będą zwykli śmiertelnicy?

17 VII

Telefon z Moskwy: Będę na targach razem z Głowackim i Konwickim. Co nas łączy? Nic poza alfabetem. Do Rosji wysyłają chyba po kolei według listy jak na Sybir. W tym roku ci na G i K. Utwierdzam się w tym po wiadomości z Lwowa, miałam być tam z drugą na G – Grocholą.

Siostra wyżalą się przez telefon. Spotkała na ulicy matkę znajomej. Od „ciuciu ciuciu” do ubliżania: – Ta ostatnia książka Manueli, do rąk strach wziąć! Same kutasy i dupy! Wstyd!

Czy muszę przetrenować rodzinę? Kurs samoobrony życia z Gretkowską.

Chora reakcja na seks jest taka sama jak antysemityzm, pada na mózg niezależnie od wykształcenia profesorowi i sprzątaczce.

Piotr wrócił ze sklepu zachwycony wysypem owoców: maliny, jagody, a śliwki, a gruszki!

– I co kupiłeś?

– Nie mogłem się zdecydować. Papaje w puszkach.

Przynajmniej zdarza się mu nie być logicznym, miłość za papaje.

18 VII

Piosenka Grace Jones z Frantica. „Tu te prends pour ąui? Toi, faussi deteste la vie”. Pogardliwy stukot słów w rytm tanga, rym do życia?

Za kogo się masz? Nienawidzisz życia tak jak ja.

Już drugi tydzień nie dostajemy obiecanego klucza do naszego dworku. Tradycji polskiej niesłowności musi stać się zadość. Tysiące powodów układających się w ceremoniał, niemal wschodnią sztukę walki z losem, w którą Polacy mają swój niezaprzeczalny wkład – figurę wykrętu.

Nocą z Misiakiem na Balzaka i małą Chinkę. Przesłodkie sceny ze zsyłki inteligencji na reedukację w wiejskie błoto. Uwodzenie wieśniaczki i jej emancypacja dzięki zakazanej lekturze zachodnich książek. Podobny film mógłby zrobić ktoś po kompanii karnej. Dostałby w wojsku w dupę, ale to młodość, więc wspominałby ją nostalgicznie. W tym filmie nie wyłamuje się ze szczerej naiwności nawet nieprawdziwa konkluzja: do zmiany Chin w mentalny Zachód wystarczy lektura Balzaka. Tak jak przejście narodu z feudalizmu w komunizm po przeczytaniu książeczki Mao?

Nad ranem nucę Poli kołysanki. Wybudziło ją moje streszczanie Piotrowi filmu. Coś tam śpiewam, nieprzytomne absurdy, wplatając dla rymu słówko po francusku. Pola się ożywia i pyta: „Co to?” Skąd ten embrion dorosłego wie, które z tysięcy mówionych słów nie jest po polsku? Dwulatki są przenośnymi komputerami na podkładce zaszczanej pieluchy.

19 VII

Siostra Piotra długo się nie nacieszyła uniwersyteckim mieszkaniem w Milanówku. Przedwojenna willa podzielona na mieszkania mści się za ten rozbiór. Taras na żądanie sąsiadki został przegrodzony siatką. Przeze mnie:

– Blondyna mi w okno zajrzała! – poskarżyła się administracji staruszka. No zajrzałam, w firankę. Do głowy mi nie przyszło, że to okno innego mieszkania, skoro na tarasie. Dawniej, gdy mieszkała tu sparaliżowana babcia, wystarczył odgradzający terytoria sznurek. Siostra na siatkę chce odpowiedzieć drewnianą ścianą. I słusznie: ściany, mury, zemsta. Każdy powinien się obudować, skazać na wyrok w prywatnej celi za bycie Polakiem.

Tropiki jak egzotyczne jaszczury już tu dopełzły. Gorącym językiem lepią się do ludzkiej skóry, oblizują słony pot. Polują na ofiary, parząc je słonecznym jadem.

Przed południem postanawiamy jechać do Czarnolasu, zażyć renesansu. W przewodniku czytamy: Nie ma słynnej lipy i dworu, spłonął. Został dziewiętnastowieczny ceglany mur. Rezygnujemy.

Czas tak szybko zarasta, więc żeby się do niego dostać, nie można się cofać liniowo. Raczej zakosami wyobraźni.

A co z ciężkimi faktami opadającymi na dno roztworu czasoprzestrzeni? Tworzącymi tam osad o zapachu, smaku i kolorze odczuwanym przez niektórych jako rzeczywistość?

Piotra nie będzie trzy dni, wyjeżdża na kursy psychoterapeutyczne. Mam wóz, znajomych, lodówka pełna. Budzi się jednak we mnie zostawiona samica i zaleje.

Jadę do Galerii do kina, odpocząć przed trzydniówką. Film – Sekretarka - o szczęśliwej, nieukaranej perwersji. Publiczność przyzwyczajona do westernów moralności, gdzie na końcu chociaż wyrzuty sumienia rozstrzeliwują winnych, syka niezadowolona. Na grającego główną rolę Spadera tak jak i na Willema Dafoe mogłabym się gapić godzinami. Nie musieliby nic grać, po prostu serial. Jednak coś mi przeszkadza, wiercę się i najchętniej uciekłabym z sali. Dopada mnie syndrom kina: nie mogę znieść ciemności. Na ekranie rusza się inny świat, niby ruszający ze stacji pociąg, gdy siedząc w wagonie obok, traci się poczucie, kto odjeżdża, kto zostaje. Usuwa mi się wtedy grunt logiki. Nic dziwnego, że pierwszy na świecie film braci Lumiere był właśnie o pociągu. Chcę biec natychmiast do domu, ratować Połę (przed czym?), przytulić się do Piotra, podtrzymać konstrukcję świata. Wychodzę z połowy filmów, nawet z tych dobrych. Później, gdy oglądam je w telewizji, wydają się o wiele lepsze, bezpieczniejsze. Skończy się na oglądaniu poranków z Teletubisiami.

W korytarzu Galerii zaczepia mnie chasyd z kramem. Wreszcie miejsce kultu w tej świątyni konsumpcji – myślę. Ale czemu on do mnie, mistyk jakiś? Wyczuł, że ja czasem z prawa na lewo czytam? On chce czegoś od moich stóp. W kabale są tak ważne, wiem, pisałam o stopach zranionych, namaszczonych przez Marię Magdalenę – zdejmuję słuchawki walkmana. Zaczynam rozumieć jego ofertę.

W meloniku, kamizelce, białej koszuli zaprasza do swego eleganckiego warsztatu na kółkach, pod baldachim, gdzie złotymi literami, także po hebrajsku, wyhaftowana jest profesja: Pucybut.

22 VII

Od rana do nocy Połcia, spocona, znudzona, szczęśliwa. W wanience na balkonie woda cieplejsza od powietrza. Trzydzieści dwa stopnie: zimno! Idzie do szafy, ubiera się w szal, rękawiczki, futrzaną czapę i wchodzi do kąpieli. A miało być normalnie, przynajmniej w tym pokoleniu.

22 lipca 1944 początkiem Pyrylu – święto PKWN-u i świętej Marii Magdaleny. W Magdalence w 1989 koniec Pyrylu, a 22 lipca nagrania Rywina, co też jest końcem polskiego świata, Trzeciej Rzeczpospolitej. Z tą różnicą mentalno-geograficzną, że w Polsce po jednym końcu świata jest zaraz następny.

23 VII

Kochamy się i mam orgazmiczne deja vu: Jestem dziesięcioletnią dziewczynką, nawet nie sobą, i krzyczę z radości: jest lato!

Beznadziejnie jeździmy oglądać przez płot nasz dom obiecany, bez kluczy. Na poboczu drogi do Kalwarii piknik: kilkanaście superwozów, ogoleni kierowcy z piwem w łapach. Tacy, że wszystkich aresztować profilaktycznie na dwadzieścia lat. Łyse łby wyrastające z pleców. To co u ludzi jest głową, u nich wypukłością mięśnia.

W łódzkim blokowisku moich rodziców różne typy porozkładane warstwowo na dwunastu piętrach. Dilerzy, prostytutki i ludzie z fantazją. Na czwartym piętrze wieżowca z betonowej płyty zrobili sobie prawdziwy basen, puszczając wodę „na mieszkanie”. Gdy przeciekło do parteru, policja wyprowadziła ich z imprezki w kajdankach i slipkach.

W bloku obok, tamtej niedzieli, z ósmego piętra wyrzucili studenta. Nie pasował im do reszty. W rozmokłym od upału asfalcie porobiły się zagłębienia zalane wodą z kałuż i krwią. Pływały w nich świeczki zapalone przez sąsiadów.

24 VII

O mało nie przykasowałam na Puławskiej. Słucham radia, mówią o skazaniu Nieznalskiej na sześć miesięcy ograniczenia wolności, zamienionych w przymus pracy na rzecz społeczeństwa. Artystę prądem? Pracującego dniem i nocą dla dobra tego samego społeczeństwa skazywać na dodatkową robotę? Przecież on już i tak najczęściej pisze, maluje za darmo i jeszcze z niego szydzą: niedostosowany.

Sędziego wydającego taki wyrok za ukrzyżowanie genitaliów niech skażą na tysiąc pierdów. Zostałby zwolniony pod warunkiem, że chociaż jednemu z nich nada wymiar moralny.

W księgarniach, na wystawach powinno się wbijać tabliczki: Nie deptać artystów! Nie odrosną.

Dostaliśmy wreszcie klucze. Siedzimy na progu, przenosimy się do ogrodu, nad strumień. Nie siedzimy, raczej się skromnie podsiadamy. Nie czujemy się właścicielami tylu metrów kwadratowych piękna i drzew. Musimy przywyknąć do tej podsiadłości.

Po dwóch godzinach wracamy do piaseczyńskiej cywilizacji, chyba nawet uciekamy. Z trawy po kolana, muczenia krów i wrzasku owadów. Trzeba kupić sekator, kosiarkę i na pewno coś jeszcze niewyobrażalnego. A jak jesienią dom napadną myszy? Jesteśmy rozłożeni chemicznie nadmiarem tlenu, zasypiamy o dziesiątej.

25 VII

Nagranie do Wesela w reżyserii Smarzola. Wieczór, wioska 40 kilometrów od Warszawy. Jestem trochę robakiem wypuszczonym z pudełka wozu pośrodku naturalnej scenografii świerszczy, ptaków, miodnych zapachów pól.

Mówię życzenia młodej parze: „Żebyście nie dali się jak w średniowieczu zamurować na całe życie w wieży z kredytów”.

Obok statysta, dziadunio w niegdysiejszym czarnym garniturze do znalezienia tylko w trumnach. Scenariusz i to, co na planie, jest chyba czymś pomiędzy skandynawską Dogmą a Kusturicą. Środek wypada między Bałtykiem a Bałkanami – w polskich górach, skąd jest reżyser – utalentowany, zawzięty góral.

26 VII

VIP-y dostały z kobiecego pisma olbrzymi plakat z gołą Emanuelle Beart i oświadczeniem: Teraz będzie się promować takie buforowe sylwetki.

Czy kobiety to trawniki, które można przystrzyc według mody i rozsyłać po ludziach listy gończe za pięknem, wzory rozkładu tłuszczu? Może jeszcze wymiary czaszki?

Jasne, nikt nie chce wyglądać na potwora, w dodatku niemodnego, ale ja nie przeskoczę tej poprzeczki czterdzieści pięć kilo wzwyż i sobie nie życzę na mieście plakatów korygujących. Kobiety nie są z hodowli.

Z Radia Bis, radia dla mądrzejszych, telefon:

16
{"b":"88764","o":1}