Литмир - Электронная Библиотека
A
A

KWIECIEŃ

3 IV

Kobiety lepiej niż faceci nadają się na alegorie? W Komisji Śledczej były dwie. Jedna – sentymentalna kretynka – idealny symbol lepperowców. Druga, która zniszczyła roczną pracę Komisji, jest zawodową psychopatką – na obraz i podobieństwo swojej partii.

4 IV

Na skrzyżowaniu przy Marszałkowskiej mignął mi chasyd w meloniku, z pobożnie zakręconymi pejsami. Zobaczyłam w nich boski szyfr dwóch helis DNA obijających się o rozmodloną twarz. Zmieniły się światła i musiałam ruszyć. Na tyle szybko, że z przechodzącej chodnikiem kobiety rozmazanej prędkością zostało tylko jej pijacko podpuchnięte spojrzenie. Pod oczami nie miała worów, zwisały jej flaki trawiące to co widziała.

5 IV

Wychowując Polę, wychowuję razem z nią siebie sprzed lat – dziewczynkę, o którą troszczyli się moi rodzice. Powtarzam ich słowa, karcące miny. Opiekuję się też dziewczynką, która nigdy nie dorosła. Temu niedorozwojowi nikt nie dogodzi. Siedzi we mnie i tupie z radości, albo rzuca się na mnie w rozpaczy. Wszystkim trzem podsypuję cukierków. Nie wychowuję więc jedynaczki.

6 IV

Co dzień nowa afera: sprzedawanie dysków z MSZ na bazarze jest symbolicznym obrazkiem rozpadu państwa – równie dobrze te dokumenty mogłyby się walać po ulicach jak w czasie wojny domowej czy inwazji. Szef rządu zlecający aresztowanie menadżera przeszkadzającego mu w interesach – typowo mafijna zagrywka. Po ogłoszeniu tych rewelacji premier skarży się, że przez niego przezywają mu w szkole wnuczkę. Bidak, powinien obejrzeć Rodzinę Soprano - instruktaż dla mafiosów radzenia sobie z życiem rodzinnym i zawodowym. Dzieci głównego bohatera też prześladowano w szkole z powodu gangsterskiej rodziny.

Trzy lata temu premier zaczynał karierę rządową plakatem wyborczym okraszonym dziewczynką dźwigającą tornister. Propagandowo-pedofilsko naobiecywał jej cudów, jeśli z nim pójdzie. Teraz odchodzi skompromitowany i znowu zastania się dziewczynką, skrzywdzoną wnuczką. Nie wierzę w napadanie na nią za politykę dziadka. Przynajmniej nie w tej amerykańskiej szkole, do której podobno chodzi. Zwiedzałam ją, to inny świat, ogrodzony i strzeżony przed polską zwyklizną. Premier przerzucił wnuczkę za mur tej szkoły, uratował z wybudowanego przez siebie getta. Uratował z Polski, którą rządzi?

Okrągły stół po piętnastu latach okazał się okrągłym stolcem nasranym na ten kraj.

7 IV

Tchórzyłam przed kinową kasą. Zamiast na Pasję chciałam kupić bilet na cokolwiek innego. „Zawsze możesz wyjść z tego makabrycznego kiczu” – przekonał mnie zły anioł stróż. Wielka Środa, pół sali struchlałej przed krwawo migającym ekranem. Nikt nie wychodzi. W końcu wiedzą, na co przyszli. Drogi Krzyżowej też nie opuszcza się z niesmakiem.

Zastanawiałam się, w czym ten film ma być antysemicki. Jeżeli już anty, to antyludzki. Okrucieństwo jest ogólnoludzkie, nie etniczne. Mówienie o antysemityzmie w kontekście tej historii jest antychrześcijańskie – zaprzecza dobrowolności ofiary Chrystusa i sensowi zbawienia. On sam wydał się na mękę, o czym jest modlitwa w Getsemani pokazana też na początku filmu.

W ewangeliach jest wystarczająco dużo, żeby ich nie udziwniać, co niestety zrobił Scorsese w Ostatnim kuszeniu: włoską operę o niezbyt udanym libretcie. Dlatego tak ważna jest tam muzyka Petera Gabriela. Prologiem do filmu Gibsona może być Ewangelia według św. Mateusza Passoliniego. Uboga, w bieli i czerni, udająca dokument sprzed dwóch tysięcy lat o życiu tego samego Jezusa, który w Pasji umiera.

Straszenie kiczem, krwią (nieuzasadnionym, sadystycznym okrucieństwem, jakby kiedykolwiek okrucieństwo miało sens poza tą właśnie historią odkupienia) jest pomyleniem wrażliwości religijnej z medialną. Okiem kamery, nie wyobraźni widziałam to samo, co na każdej Drodze Krzyżowej. Łatwiej ją odprawiać dlatego, że Chrystus wydaje się bardziej boski niż ludzki, więc i cierpienie przyjmował mniej cieleśnie. Pasja pokazuje człowieczeństwo Chrystusa, wykrwawia je, obnaża do kości wyszarpanych biczowaniem. Boska natura zostaje w Jego słowach, pokorze. No i na koniec w wyjściu z grobu, dla mnie jedynym zgrzycie filmu. Nie żebym zgadzała się z Simone Weil – jej do uwierzenia wystarczyła śmierć Jezusa bez zmartwychwstania. W Pasji zmartwychwstały Chrystus jest długowłosym, półnagim rockmanem ruszającym zza kulis na koncert. Nie ta muzyka, nie ta konwencja. Chyba wystarczyłby sam opadający całun – już wyglądał nieziemsko. I oślepiające światło (wiary i zmartwychwstania) kończące, przepalające film.

Dróg Krzyżowych i Męk Pańskich jest tyle, za ilu grzeszników cierpią! Chrystus. Ta według Gibsona powstała na podstawie pism Kathariny Emmerich – dziewiętnastowiecznej mistyczki. Po spisaniu swej wizji uznała, że żaden drukowany tekst nie dorówna jej przeżyciom. Zmieniłaby zdanie, widząc film?

11 IV

Eliot o kwietniu: „Najokrutniejszy miesiąc”. Łysa ziemia. Czaszki na dawnych obrazach symbolizujące marną doczesność, przewiercone robalem. Myśli są robactwem obłażącym głowę.

12 IV

Pojechaliśmy na wielkanocne przyjęcie. Dzieci rozbiegły się do ogródka i piaskownicy. Grzebały w ziemi, jak my dorośli widelcami w talerzykach. Upozowani na luz i przyjemność bycia razem. Gospodarze to obfotografowali i włożą do albumu. Albumowy był chyba też powód zaproszenia gości. Wystawa fotograficzna życiorysu: ci z wakacji pod palmami, tamci ze szkoły. Stałam koło basenu i połykałam własne uśmiechy. Nie zdążyły się odkleić i już podchodzili nowi ludzie. Ocierali się wzajemnie w tłumie z równą obojętnością, co postacie na posklejanych zdjęciach.

12 IV

Pola ma swój cień, stare alter ego mówiące nienawistnie na sam jej widok: „Niegrzeczna dziewczynka, niegrzeczna”. Staruszka przesiaduje u dominikanów i klekocze litanie przerywane sykiem. Bosko, bosko i nagle diabelski wtręt: ssss. Połcia na razie nie bierze do siebie pogadywania wiedźmy. To najnowsza generacja dzieci: wytrzymalszych psychicznie i szybszych. Biega po kościele, głaszcze węże u stóp krzyża – tegoroczna dekoracja na Wielkanoc. Creme de la creme grzechu podpisany: „Wąż skusił kobietę”. Jakby w całej Biblii nie było innego paszkwilu. Więc najstarsza i najmłodsza kobieta w kościele krążą koło siebie w dziecinnej beztrosce i starczej zawiści.

Też miałam taka demoniczną babcię prześladującą mnie u jezuitów w Krakowie. Między zajęciami chodziłam poczytać i odrobić lekcje do sąsiadującego z instytutem kościoła św. Piotra i Pawła. Wśród barokowych kaplic krążyła nawiedzona sprzątaczka, poczerniała od dymu świec i kurzu. Czytałam w ławce Wittgensteina, a tu cap, nietoperz starczej dłoni wczepiał mi się we włosy i wilgotny szept skapywał do mojego ucha: „Pycha szatana”.

Babina chyba spała w tym kościele. Nieruchomiała pod grobowcami z piszczeli i przytulona do marmuru zastygała przedśmiertnie do rana. Każdy ma taką nienawistną istotkę, bardziej pokrzywdzonego siebie. Szorującą na kolanach sufit piekła – sąsiadujący z posadzką kościoła.

13 IV

Wychodzę rano na ganek, przełamuję sobą taflę zimna i widzę… nasz dom płacze. Zwisają mu od tego sople po mroźnej nocy. Podchodzę do ściany płaczu, wkładam rękę w szparę. No cud, trysnęło źródło? Dzwonimy do ekipy remontowej. Też się dziwią, powinno chlusnąć na mieszkanie – to musi przeciekać bojler. Zakręcamy wodę, jadę do Józefosławia umyć głowę u dawnych sąsiadów.

Pochylam się nad wanną, gdy zagląda ich półtoraroczna córeczka. Znam ją od urodzenia, ale spłukując włosy, widzę do góry nogami. Dostrzegam niezauważone wcześniej podobieństwo tej pucołowatej blondyneczki do z pozoru zupełnie się różniącej szczupłej, ciemnowłosej mamy. Czy na dzieci, żeby dostrzec ich prawdziwą buzię ukrytą pod dzieciństwem, trzeba patrzeć jak studenci malarstwa na obrazy? Do góry nogami albo w lustrze, co pomaga świeżym okiem ocenić kompozycję.

Lubię na trasie mijać billboardy z ciemnowłosą Mają Ostaszewską reklamującą magazyn o sklepach z ciuchami. Nie jest modelką, jej twarz jest sceną. Przedstawia smutek i przekorę. A tu czytam, że się kompromituje tą reklamą. Niby co, artyści nie robią zakupów? Zjawiskowa dziewczyna wyuczona aktorstwa, czyli sprzedawania się na pokaz w jednym z najbardziej upokarzających zawodów, kim ma być? Tajemnicą państwową nie do fotografowania?

Ostaszewska nie zawdzięcza swej twarzy wysokiej sztuce. Z taką się urodziła, miała ją pewnie już przed urodzeniem i poczęciem. Jest przecież buddystką z porządnego, medytującego domu. Nosi też imię po matce Buddy – Maja (sanskryckie: złuda), co jeszcze dodaje pikanterii reklamie, gdy do zakupów zachęca Złuda Ostaszewska. Dlatego może na billboardach jest przekorna i trochę smutna, nie mając złudzeń, jaki wyrok wydadzą na nią gazetowi strażnicy cnót. Uwielbiam te moralne poszturchiwania podpisane pseudonimem. Na szczęście prawdziwa cnota reklamy się nie boi.

14 IV

Poli uciekł ze sznurka urodzinowy kucyk i zatrzymał się na czubku starego dębu za domem. Nie pomogły prośby: Konik, wróć! Balon, napełniony czymś lżejszym od powietrza, wierzgnął między gałęzie. Poleci stamtąd do nieba albo pęknie i zostanie z niego gumowe ścierwo.

Piotr definiuje fenomen „córeczki tatusia”. Jest to spełnione marzenie o kobiecie idealnej: zrodzona z miłości do wybranej i z niego samego.

Przypominam sobie jej narodziny z krwawej piany. Mnożymy się płciowo, ale napęczniały „materiałem genetycznym” brzuch upodabnia rodzącą do bakterii tuż przed rozmnożeniem się przez podział. Z jednego ciała odrywa się drugie. Kiedy poczułam napierającą w moim kroku główkę i ciepło cieknące po udach, przypomniały mi się między jednym parciem a drugim zdjęcia kosmosu, gdzie z lejów ciśnienia i ukropu wypychane są spłaszczone główki galaktyk. Supernowe otoczone strzępami krwistoczerwonej materii. Krzyk rodzących się gwiazd, który dochodzi do nas przez monotonny szum kołysanki albo mądrości usuwającej się miliardy lat skromnie w tło.

Też urodziłam wszechświat, już trzyletni.

45
{"b":"88764","o":1}