Mężczyzna w garniturze i ciemnych okularach bez słowa podał mi kopertę i odszedł. Otworzyłem ją zgrabiałymi z zimna palcami. Chilijski paszport z moim zdjęciem, bilet z jutrzejszą datą na lot do miasta Lissa. I pocztówka. Znajoma pocztówka, z akwarelką przedstawiającą widok Hale-Gev. Odwróciłem ją.
Robię tu małe porządki. Może chcesz się przyłączyć?
Popatrzyłem na podpis. Jak się okazało, tajemniczy dziadek z lotniska miał na imię Izydor. Król Izydor III.