– Multiplayer? – zaciekawiła się. – Jak Rajska Plaża. Melancholijnie pokręciła głową.
– Do Brahmy czy Wisznu, proszę bardzo. Tam mogę, jak wszyscy Non Player Characters. Ale w inne światy wchodzą tylko żywi gracze. Nie jestem kompatybilna.
Chciałem kogoś posiekać. Tak bardzo starałem się nie pamiętać, że jest programem, ale ten fakt dziwnie często powracał w rozmaitych okolicznościach.
– Przykro mi – zacisnąłem wargi. – Mnie również.
I znowu nie wiedziałem, czy rzeczywiście coś czuje, czy tylko o tym mówi. Wolałem nie pytać. Neojazzowa muzyka z kawiarenki przycupniętej nieopodal tonęła w szumie fal. Stanęliśmy naprzeciw siebie. Tak jak dziesiątki razy wcześniej oniemiałem w obliczu doskonałego piękna. W jej kształtach zaklęta była odpowiedź na ostateczne pytanie, granice ciała znaczyły przepaść między istnieniem i śmiercią.
– Czy wiesz, że twoja sylwetka jest poezją zaklętą w kształt? – Ściskało mnie w gardle.
Na tle nocy jej opalenizna wydawała się niemal czarna. Błysnęły zęby.
– Lubię, kiedy tak mówisz.
Zbliżyłem rękę do piersi uwięzionej w napiętym plażowym topie. Dotyk był jak przekraczanie nieprzekraczalnej granicy Chciałem krzyczeć.
– A to lubisz? – wydusiłem. Pokręciła głową.
– Uwielbiam.
Wychodziłem z gry z największą niechęcią. Upływała czwarta doba i gamepill przestawał działać. Musiałem. Na głównej stronie kręcił się tłum eterycznych postaci. Zapoznawali się z reklamami nowo uruchomionego dodatku: kosmoportu, z którego można było się udać na stację orbitalną. Ich radość i podniecenie były mi obce. Choć mogłem polecieć z Anną, i tak była uwięziona w Rajskiej Plaży niczym złoty orzech w łupinie. Unosiłem rękę w geście rewitalizacji, gdy mój wzrok przyciągnął powoli rotujący sześcian reklamowy otoczony krzykliwymi hasłami. Wcześniej go nie widziałem. W sieci nietrudno coś przegapić. Rozwinąłem go. W twarz uderzyła eksplozja barw.
Chcesz, by twoja miłość stała się taka jak ty? Pragniesz dać jej życie? Twórca Rajskiej Plaży, firma Blue Whales Interactive, proponuje absolutne nowum! Upgraduj ją do dibeka! Włożymy psyche ukochanej w syntetyczny mózg! Nadasz jej pożądane cechy i staniesz się równy Stwórcy! Na twój wzór, a jeśli chcesz, nawet podobieństwo, stworzymy najprawdziwszego człowieka! Masz kłopoty z przyjaciółmi? Wykreuj nowych! Oto nasze kontakty…
Ciekawe. Zgrałem połączenia. Obok połyskiwał inny sześcian:
Masz już cyfrowego przyjaciela? Stworzyłeś przyjaciółkę? Wstęp do Creators Club! Poznaj innych Kreatorów! Podziel się wrażeniami! W naszej społeczności…
Oczywiście. Zamknąłem bryłę. Ledwie pojawia się coś nowego, od razu jak grzyby po deszczu mnożą się fankluby ligi, stowarzyszenia i inne podejrzane zgrupowania. Stroniłem od wszelakich skupisk. Człowiek w grupie staje się czymś o wiele gorszym od człowieka pojedynczego. Brzmi nieprawdopodobnie, ale tak jest.
Zdjąłem kask i usiadłem na łożu. Pęcherz miałem pełen, ale jelita puste. Przebywałem w Plaży przynajmniej przez miesiąc, robiąc przerwy jedynie na sikanie. Odżywianie przez nanowtyczkę spowodowało, że już po pierwszej czterodniowej sesji w przewodzie pokarmowym panowała próżnia niczym w lodówce kawalera. Ściągnąłem kombinezon. Lustro wiszące naprzeciw ukazało proporcjonalną rzeźbę mięśni obciągniętych cienką skórą. Nie przyłożyłem do tego ręki: nowy typ łoża stymulował układ motoryczny na tyle intensywnie, że nie tylko przeciwdziałał zanikom, ale rozbudowywał muskulaturę. Brzuch zanadto zaklęśnięty. Powinienem coś zjeść. Nie było to takie proste, odzwyczajony system trawienny nie zniósłby zwykłego pożywienia. Trzeba było odwiedzić neomilkbar. Ale przedtem chciałem się skontaktować z przedstawicielem Blue Whales Interactive. Odziany w szlafrok zasiadłem naprzeciwko konsoli. Powstrzymałem się od kawy. Zabiłaby mnie.
Na holoekranie pojawiła się inteligentna twarz łysiejącego szatyna.
– Levi Chip, Blue Whales Interactive, czym mogę służyć?
– Dzień dobry Torkil Aymore, dzwonię w sprawie ogłoszenia o dibekach.
Uśmiechnął się szerzej.
– Ach, bardzo mi miło. W takim razie może porozmawiamy w… bardziej cywilizowany sposób?
– Słucham?
– Czy pański komputer jest wyposażony w vipres?
– Niedawno zainstalowałem…
– Więc zapraszam do siebie.
Jego fotel zaczął się odchylać. O co mu chodzi? Wydałem dyspozycje. Podnóżek uniósł moje podudzia, oparcie zaczęło opadać, a głowę otuliła biokształtka. Ach, rozumiem! Przed oczami zamajaczyła kreska dewitalizacji. Subtelnie testują wypłacalność klienta! Mało kogo stać na virtual presence, tak jak nieliczni mogą sobie pozwolić na wykup sejfu z dibekiem. Wyłoniłem się w niewielkim pomieszczeniu otoczonym holoekranami.
– Jak pan ocenia nasze produkty? – głos za plecami.
Odwróciłem się. Wyglądał tak samo, może miał odrobinę więcej włosów. Ach, ta miłość własna.
– Wirtualnych partnerów?
– Robią wrażenie, prawda? Novatronics postawiło na realność świata, a my inwestujemy w rozbudowanie sztucznej inteligencji. Zresztą to zrozumiałe, jeśli wziąć pod uwagę specyfikę Rajskiej Plaży.. A propos, widział pan ostatni mod? Dodaliśmy kosmoport. Można polecieć na bazę orbitalną! Tam to dopiero urządziliśmy baseny..
– Port widziałem, ale jeszcze nie korzystaliśmy. – Ściągnąłem brwi i przeszedłem do rzeczy – Mam partnerkę w państwa grze.
– To dla nas zaszczyt.
– Widziałem ogłoszenie o możliwości upgradu.
– Tak.
– Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej. – Usiądźmy.
Zmaterializowały się biofotele. Na ekranach pojawiły się projekcje ukazujące wnętrza laboratoriów Blue Whales Interactive. Więc do tego był mu potrzebny vipres. Chciał zrobić prezentację!
– Wykupiliśmy licencję od Novatronics – rozpoczął.
Monitory ukazały przekroje syntetycznych mózgów.
– O ile nasi konkurenci trudnią się głównie przekładaniem żywych dusz do dibeków, my zrobiliśmy coś zgoła innego i… nie zawaham się użyć tego słowa: rewolucyjnego. Poddaliśmy analizie tysiące układów psychicznych z najróżniejszych kręgów kulturowych i wiekowych…
Ekrany ukazały migawki twarzy rozmaitych ras.
…i udało się nam stworzyć program konstruujący dusze od zera lub awansujący istniejące cy&owe byty do poziomu psychiki organicznej. Nie przesadzę, jeśli powiem, że zbliżamy się do stworzyciela. Splotłem ręce na kolanach.
– Nie chce pan powiedzieć, że zrozumieliście działanie psychiki?
– Oczywiście, że nie. Pojęliśmy jedynie jej strukturę. Ujmę to inaczej. Maszyny liczące ją pojęły i nas o tym poinformowały. Człowiek jest, jakby to powiedzieć, za głupi, by zrozumieć coś tak skomplikowanego jak dusza.
Nie dałem po sobie poznać, że spodobała mi się ta odpowiedź.
– I na tej podstawie rozpoczęliście kampanię reklamową? Jesteście pewni, że wiecie, co robicie? Psychika to nie błahostka.
– Ależ panie Aymore, niech pan się uspokoi. Pozwoli pan, że przypomnę, na czym polegała pierwsza próba zapisania i odtworzenia dźwięku za pomocą aparatu zwanego fonografem.
– A co to ma do…
– Proszę o szansę. Za chwilę wszystko stanie się jasne.
Wcisnął przycisk na konsolce fotela. Na ekranach pojawiły się animacje.
– Otóż fonograf był tubą zbierającą drgania powietrza, podłączoną do igły na którą owe drgania były przenoszone. Jej koniec przykładano do woskowego walca, który powoli się obracał. Drgająca szpila żłobiła w nim zygzakowaty rowek.
– Bardzo zajmujący opis, ale wciąż nie rozumiem…
– Ale pan jest niecierpliwy. – Zmrużył oko. – To musi być miłość. Kiedy nagranie skończyło się, cofano walec…
Projekcje śledziły jego słowa i dopasowywały się tempem.
– …wkładano szpic w wyrzeźbiony rowek, kręcono korbą, kolec podążając za śladem drgał, poruszenia były przenoszone na wzmacniającą drgania tubę i okazało się, że…
– Urządzenie odtwarzało nagrany dźwięk.
– Otóż właśnie. – Uniósł rękę. – Błagam, jeszcze chwila, zaraz pan zrozumie. Wyobraźmy sobie, że fonograf rejestrował tylko jeden ton, powiedzmy nutę C.