Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Gładziłem jej smukłe plecy i szukałem słów pocieszenia. Nie zdążyłem.

– Jak mam mu wytłumaczyć, że to, co robi, jest na niby? Dla niego to na niby jest jedyną rzeczywistością! Dlatego potrzebny jest świat bez okien wiszących w powietrzu! Inaczej powstaną potwory!

Zwolniłem uścisk i oparłem się o parapet. Za dużo napięć jak na moją biedną głowę.

– A dwu-, trzylatki? – rzuciła. – Zdajesz sobie sprawę, jakie spustoszenie następuje w ich umysłach?

Uspokoiła się. Podeszła do barku i nalała słonecznego płynu.

– I to wszystko blokuje Rajmond Halloway vel Salvator Nes – oświadczyła, podając mi szkło. Cudem nie wypuściłem szklanki.

– Jego świątobliwość?!

– Zoeneci mają dużo pieniędzy i chcą mieć własny świat. Firma Novatronics chce im to zapewni Wygrała przetarg. Dogadała się z konkurencją. Wszystko jest na dobrej drodze. A świętoszek wetuje. Całe szczęście, że jest zwykłym człowiekiem. Jak na duchownego ma ciekawe hobby, nie uważasz?

– Novatronics wynajęła cię, by go rozebrać, na grać i zaszantażować?

– A ty jesteś jego ochroniarzem.

Ciekawe, co on w tych panienkach widzi? Może realizuje misję oczyszczania świata? Sceneria jak poprzednio: schody, kawalerka, duże łóżko. Nes zrywający z niej ubranie… Torkil, jesteś zazdrosny? Przemogłem nieprzyjemne uczucie i skoncentrowałem się na pracy. Spółkowali. Zacisnąłem zęby. Ciało miała zmienione: bledsze, grubsze w talii, większe piersi. Mimo to czułem się nieswojo. Egoisto! Pomyśl, jak ona się czuje i dla kogo to robi! Otworzyłem okno namiaru. Może wyłączyła odczucia cielesne? Teoretycznie to możliwe. Szkoda, że nie spytałem. Kontroler poinformował o uruchomieniu kamery. Włączyłem wizję. W powietrzu zamajaczyła półprzezroczysta reprezentacja obiektywu. Pauline miała wprawę w niezauważalnej operatywie. Ciekawe, jak to robi. Tak jak ja, językiem, czy może palcami? A może wyszkoliła się w mentalnych instrukcjach? Rzecz była możliwa i słyszałem o gamedekach, którzy opanowali tę sztukę. Mnie wydawała się zbyt absorbująca.

Okno stanu zawiadomiło o uruchomieniu śledczego i rozbieracza. Włączyłem kontrę. Pauline zastosowała maskownicę. Jej aplikacje zniknęły. Zakląłem. Otwierałem liczne programy i usiłowałem zastosować remedium. Bez skutku. Po kilku chwilach włączyłem podgląd Harry’ego i Vinnie’ego. Opierali się o mur i leniwie wciągali dym.

– Panowie, nie wiem, co się dzieje. Nic nie widzę. jakiś podstęp – głos mi drżał. – Lepiej będzie, jak go wyciągniecie. Mam związane ręce.

– Uruchom drabów! – krzyknął Vinnie, zrywając się do biegu.

– Nnie mogę… Nie wiem, czy sam będę w stanie wyjść…

– Jasna cholera! – wrzasnął Harry.

Wyłączyłem ich. Spojrzałem na scenę pode mną. Salvator ciągle był łysym drobnym facetem duszącym Pauline, która doskonale odgrywała scenę szalonej walki o życie: z trudem łapała oddech, charczała i bezskutecznie próbowała go z siebie zrzucić.

Harry i Vinnie wpadli do pomieszczenia. W tym momencie postać Nesa zamazała się. Ochroniarze zamarli. Widmo przybrało ostrzejsze kształty, ukazując powierzchowność Rajmonda Hallowaya, wcale nie drobnego mężczyzny, kończącego morderczy akt. – Ojcze, nie! – krzyknął Vinnie.

Ciało prostytutki spazmatycznie wygięło się i opadło, by za chwilę rozwiać się w niebycie. Nagi, świecący od potu biskup siedział na łóżku, dysząc i sycąc wzrok migającymi punktami nagrody Harry zdarł z siebie kurtkę i rzucił na twarz zwycięzcy. Rozglądali się, szukając kamer.

– Torkil! – wrzasnął Vinnie. – Wyłaź, popaprańcu!

Odczekałem jeszcze godzinę. Że niby tak mnie zablokowała. Sprawdziłem nagranie własnych czynności. Wyglądały wiarygodnie. Wylogowałem. Ledwo zacząłem rejestrować dźwięki z rzeczywistości, usłyszałem śpiewny sygnał telesensu. Zsunąłem kask, odłączyłem nanowtyczkę i usiadłem na łożu. Przybrałem zdesperowany wyraz twarzy i rozczochrałem włosy Odebrałem połączenie.

– Ty partaczu! – darł się głos w głębokiej czerni. – Vinnie?

– Słucham?

– Przepraszam, pan od biskupa?

Zdaje się, że trafił go szlag. Niemal czułem, jak gryzie wargi i język.

– Od Salvatora Nesa, fajfusie! Wypatroszę cię! Jezu!

– Nie wzywaj imienia Pana Boga nada…

– Czy ty kpisz!? To ma być najlepszy gamedec? Dostaniesz taki wilczy bilet, że nawet świnia z chlewni cię nie wynajmie! Jesteś skończony! Słyszysz? Skończony!

Naprawdę się przestraszyłem. Szlachetność szlachetnością, a pieniądz pieniądzem.

– Mogę wszystko wyjaśnić. Mam nagranie własnych procedur. Nie dała mi szans. Miała nowsze oprogramowanie…

– Gówno dostaniesz, nie forsę! Gówno i wilczy bilet!

Zamilkłem, zacisnąłem wargi i spokojnie spojrzałem w czerń.

– Pieniądze mi się nie należą. Przyznaję. Ale z tym biletem proszę nie przesadzać.

– Że co?!

– Niech pan nie zapomina, że prawdziwy wilczy bilet na pana… przepraszam, na ojca Hallowaya to mam ja. Razem z jego Indywidualnym Numerem i sceną zabójstwa na tle seksualnym. Nagrane z lotu ptaka. Chciałby pan zobaczyć?

Patrzyliśmy z Pauline w ekran. Spikerka informowała:

– Członkowie parlamentu przyjęli wystąpienie biskupa z wielkim zdziwieniem. Podczas przemówienia wielebny wspomniał o potrzebach zoenetów, rozwoju ludzkości i niesieniu pomocy. Ostatecznie opowiedział się za ustawą i wycofał weto. Projekt przegłosowano i budowa rozpocznie się lada dzień. Z pewnością odetchnęli również…

– Za przyszłość Konona – uniosłem kieliszek. Gamedekini wybrała naprawdę miły lokal. Rzadko bywałem w nocnych klubach. Zapatrzyłem się w grę świateł na talerzu.

– Przegrałem sprawę. Żeby pomóc twojemu synowi.

Skinęła głową.

– Przegrałeś, żeby wygrać. Finta w fincie…

– Z tym panem… Salvatorem… wyłączyłaś odczucia, prawda?

Spojrzała mi w oczy. Tak głęboko jak kiedyś w Supra City.

– Oczywiście.

Zalała mnie fala czułości. Miałem ochotę ją objąć. I wtedy coś mnie tknęło.

– Dlaczego zadzwoniłaś, zanim cię namierzyłem? Wyszczerzyła zęby.

– No wreszcie! Jeśli złapiesz obraz całości, masz u mnie całusa.

Zmarszczyłem brwi, wytrzeszczyłem oczy i wydąłem usta.

– Co robisz?

– To mi pomaga w myśleniu…

Roześmiała się i łyknęła z kieliszka. Rozpocząłem układanie łamigłówki:

– Niby można to podciągnąć pod fakt, że podczas walk programów twoje aplikacje widziały moje. Przy dobrym systemie mogłabyś mnie wyłuskać, ale tak szybko? Zwłaszcza że byłem aniołem?

Przesuwała palcami po szyjce kieliszka. – Dalej, panie Aymore, dalej.

– Wszystko wygląda na wielką machinację Novatronics. – Splotłem ręce. – Firma informuje biskupa że wie o jego hobby, a że wielebny uniemożliwia budowę Brahmy, przekaz jest ukrytą groźbą. Spec z Novatronics przewidują, że nie zrezygnuje z przyjemności i będzie szukał ochrony Gamedeków jest wielu, sprawa nieoficjalna. Jak kler może do nich dotrzeć? Najlepiej poprzez zaufanego, zależnego od nich polityka. Firma zna człowieka i za pewną opłatą prosi go o wskazanie takich, a nie innych detektywów.

– To był senator O’Neil.

– On?

– Ma wobec ciebie dług wdzięczności… a że widział virtuality show, skojarzył mnie z tobą. Koordynowałam przebieg całej akcji…

– Chyba nie jesteś na stałych usługach Novatranics?

Zmarszczyła czoło.

– Przypominam ci, że utrzymanie mojego syna jest niezwykle drogie.

Ugryzłem się w język. A potem wróciłem do tematu. – O’Neil daje listę najlepszych, a kler urządza eliminacje. Właśnie… eliminacje! To była podpucha! Ta kobieta była…

– Moją koleżanką po fachu – Pauline weszła mi w słowo. – Poprosiłam ją, żeby się podłożyła.

– Jak to?!

– Dalej, panie Aymore.

Stłumiłem wzburzenie. Postanowiłem podjąć wątek po rozwikłaniu zagadki.

– Tak więc wygrywam, zostaję bodygardem, Salvator spotyka ciebie jako dziwkę, a ty go namierzasz… Zdając sobie sprawę, że cię przyblokuję. No właśnie. A gdyby mi się nie udało?

30
{"b":"691511","o":1}