Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Droga do Cytadeli przebiegła spokojnie. Obie dziewczyny bardzo polubiły Ochłapa, aczkolwiek ten zdawał się nieco bardziej zżyty z Nicole. Było mi to jak najbardziej na rękę. Przez te kilka dni zbliżyliśmy się mocno z Laurą (Ochłap sprawia wrażenie zazdrosnego. Co za skaranie boskie mam z tym psem!) , a ja korzystałem z każdej okazji, by wysunąć się ze swojego Pancerza Wspomagającego. Pomimo jego licznych walorów, zaczynał mnie obcierać i chyba jednak wolałem nieco bardziej zwiewne, naturalne odzienie.

210

Wiadomości o wydarzeniach z południa wyprzedziły zbliżającą się ku Cytadeli grupę. Kiedy Blaine, Laura, Nicole i niemniej zasłużony Ochłap, dotarli do otoczonego ogrodzeniem z siatki bunkra Bractwa Stali, przywitał ich nie tylko Cabbot i nieodstający go na krok Darrell, ale również tłum przedstawicieli zakonu - złożony z paladynów, rycerzy, skrybów i rekrutów, którym tego dnia pozwolono wyjść na zewnątrz.

Blaine Kelly czuł się niczym prawdziwy pół-bóg. Skandujące jego imię kobiety i mężczyźni, poklepywania po plecach, okrzyki radości, jednoznaczne gesty rękami, powszechnie panujące na wszystkich twarzach uśmiechy i przede wszystkim podziw, niemalże nadludzki podziw skrzący się we wszystkich oczach żywym, mocnym światłem. Takiego powitania oczekiwał po powrocie do Krypty 13.

Jednak w przeciwieństwie do ludzi z Bractwa Stali, nikt w Krypcie 13 nie będzie miał prawa wiedzieć, iż Blaine w ogóle wraca. Większość mieszkańców przypuszczała w głębi siebie, że od dawna nie żyje, a tym samym schron skazany jest na zagładę. Abstrahując już od nieco osobliwego i nietuzinkowego sposobu, jaki Blaine Kelly obrał na swoje pierwsze entrée do dawnego domu. Prawie, że ślepy jak kret, ledwo wczołgał się do środka. Fakt, iż mu się udało, był dla niego tak samo zaskakujący jak jego obecność dla oficera dyżurującego przy głównej śluzie.

Niemniej jednak, teraz, kiedy jego czyny przeszły do historii, a sam Blaine stał się żywą legendą, miał zamiar czerpać z własnej sławy pełnymi garściami. Skwapliwie ściskał wyciągane ku niemu dłonie, uśmiechał się, odpowiadał na pytania, a poklepywania po stalowych, okutych w pancerz ramionach, przyjmował znacznie bardziej życzliwie i tolerancyjnie, niż te, którymi tak ochoczo obdarzali go mieszkańcy Gruzów.

Blaine Kelly, człowiek, o którym jeszcze kilka miesięcy temu nie słyszał nikt, dziś był tym, który wysadził Katedrę w powietrze, pokonał Mistrza Supermutantów i uratował pustkowia od rychłego widma terroru.

A wszystko to pod egidą Bractwa Stali.

Całkiem nieźle, jak na kogoś, kto nie skończył jeszcze trzydziestu lat.

211

Nikogo nie dziwiło, iż żaden z członków Starszyzny, nie pojawił się na powierzchni. Powitanie bohatera było nieoficjalne i poza wzmianką w dzienniku Bractwa, nie odnotowano żadnych innych. Nikt również nie wyraził na nie zgody, ale z drugiej strony, nikt też kategorycznie nie zabraniał i wedle rzymskiej maksymy: „co nie jest wyraźnie zabronione, jest dozwolone”, większość osób należących do Bractwa, wzięło udział w tej niewielkiej celebracji.

Oczywiście Starszyzna nie miała zamiaru wyściubiać nosa na zewnątrz. Czterech starszych panów pozostało w swoich prywatnych kwaterach na najgłębszym, czwartym poziomie Cytadeli. Każdy z nich przeczuwał podświadomie, iż jego opór i próby dalszego powstrzymywania śmiałych planów generała Maxsona (który również należał do grona Starszych) są już tak naprawdę daremne. Starszyzna zostanie postawiona w sytuacji, w której widmo agresji ze strony Supermutantów, stanie się zbyt jawne, zbyt oczywiste i zbyt definitywne – a wszystko to równa się rychłej śmierci. Tym samym generał Maxson przeforsuje własne plany, a reszta będzie musiała na nie przystać.

Bractwo Stali ruszy na wojnę. Starszyzna chciała za wszelką cenę uniknąć wojny. Nikt nie dysponował konkretnymi danymi dotyczącymi liczebności, organizacji i zasobów Armii Jedności. Nikt również nie znał jej prawdziwych intencji.

Cóż, przynajmniej do teraz. Teraz, kiedy Blaine Kelly pokonał Mistrza, kiedy złożył obfity raport na ręce wysokich oficjeli w Cytadeli, nie było najmniejszych wątpliwości, iż zagrożenie ze strony Supermutantów, było realne.

Ale czy jest nadal? Był to jeden z najistotniejszych i kluczowych elementów przemawiających za zbrojną interwencją. Wszyscy przyjęli sprawozdanie Blaina z należytym uznaniem i nikt nie śmiał nawet kwestionować jego wiarygodności. Jednak Mistrz został pokonany, a trzon jego planu legł w gruzach.

W przenośni i dosłownie.

Stąd nie było pewności, jak właściwie zareaguje północ. Starszyzna uczepiła się tego argumentu, nie dając za wygraną. Generał Maxson (wspierany przez Rhombusa i Blaina) raz jeszcze został postawiony w bardzo niekorzystanej dla siebie i dla całego Bractwa sytuacji.

Plany kontr inwazji zostały odroczone i pomimo wszystkiego, co ostatnimi czasy zrobił Blaine Kelly, starszy mężczyzna o srogich i surowych rysach twarzy, przypomniał mu, że wciąż nie otrzymał od niego raportu dotyczącego aktywności na północnym zachodzie.

Należało sprawdzić bazę. Blaine Kelly wiedział, że prędzej czy później do tego dojdzie. Początkowo planował spędzić kilka dni w Cytadeli. Zebrać siły, odpocząć, wykorzystać nieco ze swojej sławy i wielkiej sympatii, jaką ostatnimi czasy obdarzyła go Laura. Pod twardym, żołnierskim spojrzeniem Maxsona, uznał jednak, że wszystko musi zostać odsunięte na później, a on niezwłocznie uda się na przeszpiegi. Jeżeli pozwoli sobie na rozluźnienie, będzie miał poważne problemy z motywacją na przyszłość. Teraz zaś, kiedy jego zaserwowana przez przeznaczenie misja, dobiegała końca, Blaine Kelly był po prostu zmęczony i ponad wszystko pragnął powrócić do domu.

Dzień po przybyciu do Cytadeli, wsunął się w swój pancerz wspomagający, zabrał prowiant i niezbędne wyposażenie – łącznie z Pogromcą Arbuzów i Wietnamskim Rozpruwaczem – po czym wymykając się chyłkiem o poranku, ruszył w stronę znajdującej się na wybrzeżu placówki wroga.

Towarzyszył mu Ochłap.

212

Można powiedzieć, iż wspominane wielokrotnie wcześniej przeznaczenie, zaciskało nad Blainem obręcz swego uchwytu wprost proporcjonalnie, do następujących po sobie chronologicznie wydarzeń. Początkowo Blaine nie zauważał wpływu jakiekolwiek siły na jego los. Teraz, kiedy wszystko chyliło się ku końcowi, troska i opieka zdawały się oczywiste, a maszerujący przez pustynie Blaine, był w pełni świadom, iż na dobrą sprawę nic złego nie może mu się przytrafić, zaś cała ta historia, skończy się dobrze.

Przypuszczalnie każdy, kto wyszedłby cało z opresji czających się w głębi Katedry, kto spojrzałby w oko, oczy i nie ugiął się pod demonicznym, pełnym abominacji obliczem najbardziej zmutowanego człowieka na świecie, mógłby czuć się specjalnym wybrańców bogów.

Blaine Kelly miał ponadto na sobie pancerz wspomagający, model T-51b, Pogromcę Arbuzów, Wietnamskiego Rozpruwacza, plecak pełen jego ulubionych Stimpacków i wiernego, nieodstępującego go na krok psa. Można więc powiedzieć, iż dysponował pełnym prawem, by czuć się jak młody, niezniszczalny heros.

Armia Jedności złożona z Supermutantów i tego, co jeden ze strażników grodzi w Krypcia pod Katedrą, określał mianem: Pupilów, zdawała się również świadoma tego faktu. Przez kilka dni, które Blaine spędził w okolicach ich placówki, ani jedni, ani drudzy ani razu na siebie nie natrafili. Blaine napotykał jednak liczne tropy na pustyni. Wszystkie wskazywały na regularne patrole w liczbie od trzech do siedmiu mutantów. Zazwyczaj towarzyszyły im wielośladowe centaury i ich zupełne przeciwieństwo: pozostawiające jedną, prostą, smukłą linię wisielce.

Trzeciego dnia zwiadu, kiedy Blaine uzupełnił w swoim PipBoy’u 2000 prawie całą mapę okolicy, zdecydował się na zbadanie najistotniejszego kwadratu, który zalegając pośród niewielkich wydm przypominających plateau, skrywał w swoich nierównościach to, czego istnienie wszyscy podejrzewali, a nikt do tej pory nie odważył się pozyskać jakichkolwiek wiarygodnych danych.

135
{"b":"571199","o":1}