Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Całe siedzisko Nadzorcy, jak i również całe wnętrze niewielkiego pomieszczenia z dwoma filarami po bokach i kilkoma komputerami, pokrywał okraszający wszystko, brunatny kisiel.

Blaine Kelly próbował z przerażeniem przełknąć ślinę. Nie był jednak w stanie. Jego gardło wypełniała typowa dla dentystycznego znieczulenia, paraliżująca gorzka klucha. Oczy chłonęły to, co miały przed sobą, a umysł próbował desperacko szukać jakichkolwiek rozwiązań. Jakichkolwiek informacji, przekonań, które dawałyby chociaż nikłą nadzieję na uniknięcie tego, co ta zasiadająca na tronie istota sobą reprezentowała.

Mistrz był koszmarną mutacją resztek czegoś, co niegdyś był Richardem Grey’em. Na ścięgnach, odartych ze skóry mięśniach i fragmentach okrwawionych, ociekających śluzem kościach wisiała zmaltretowana, zmasakrowana głowa z czerwonymi, ubitymi na miazgę ropniami. Głowa ta już tylko w niewielkim stopniu przypominała ludzką. Jedno oko miała kompletnie zarośnięte skórą, drugie zaś łypało skryte głęboko w oczodole. Kable i mechaniczne rury wychodziły w półkolach z czaszki, połączone najwyraźniej z mózgiem i systemem centralnej kontroli Krypty. Zasnute, niewidoczne oko znalazło swoją drogę na zewnątrz i wpatrywało się w Blaina z uderzającej w bok, przypominającej kłącze szypułki. Druga, podobna do niej łodyga, obrośnięta żywą tkanką, łączyła się z piedestałem i umiejscowionymi w dole kablami.

Tam, gdzie niegdyś znajdował się korpus Richarda Grey’a, widniał elektroniczny wyświetlacz, na którym zielone, przypominające wykres fale, przesuwały się od prawej do lewej.

Widząc wpatrujące się w niego, nieruchome szkaradztwo, Blaine Kelly pożałował, że matka wydała go w ogóle na świat.

Potem Mistrz przemówił.

- Blaine Kelly we własnej osobie. Cóż za niespodzianka.

Jego głos był mieszaniną niskiego, ochrypłego głosu dorosłego mężczyzny, wysokiego falsetu rozhisteryzowanej kobiety i czegoś, co według Blaina wydawałyby z siebie zmechanizowane, elektroniczne roboty, gdyby tylko potrafiły mówić.

- Obserwowałem twoje postępy od bardzo, bardzo dawna. Właściwie, to od momentu, kiedy moje Dzieci zostały przez ciebie zniszczone w Nekropolis. Początkowo myślałem, że to sprawka zamieszkujących te dziurę ghuli, ale one nigdy nie byłyby w stanie pokonać moich oddziałów. Nie. Musiał to zrobić ktoś, kto był znacznie od nich lepiej zorganizowany i wyszkolony. Kiedy wpadłem na twój trop, niewiele potrzebowałem czasu, by zebrać wszystkie dane i połączyć je w całość.

Potok słów Mistrza zatrzymał się na chwilę. Jego głos lawirował pomiędzy wszystkimi trzema barwami. Przez większość czasu mówił jak mężczyzna. Niekiedy, kiedy według Blaina zdawał się dotykać niewygodnych, irytujących go kwestii, wznosił się do kobiecego falsetu. Maszyna rozbrzmiewała w nim najrzadziej. Była jednak zauważalna. Blaine zastanawiał się, czy męski głos sugeruje, że istota ta zachowała w sobie resztki dawnego człowieczeństwa.

- Wiem o tobie wszystko, Blaine. Wiem po co tu przyszedłeś. Wiem, że otumaniły cię te nic-nie-rozumiejące PSY z Bractwa Stali! Wiem, że przybyłeś tu by mnie zniszczyć i wiem, skąd pochodzisz, Blaine…

Kącik jego ust wygiął się w triumfalnym uśmieszku, zarezerwowanym na dawnych filmach dla złych charakterów, które obnażają przed głównym bohaterem swój geniusz.

- O, tak! Możesz mi wierzyć, lub nie, ale wiem, że jesteś dzieckiem Krypty. Wiem nawet, z której Krypty pochodzisz. Widzisz, bardzo mi zależy, by dowiedzieć się o niej jeszcze więcej. Mutacje za sprawą wirusa FEV bywają niekiedy nieprzewidywalne i… mocno rozczarowujące. Wszystko to za sprawą promieniowania. Czystość genetyczna jest najważniejsza. A cóż może być bardziej krystalicznego i nieskażonego, niż mieszkańcy odseparowanego od świata, zamkniętego schronu? Czystego… schronu?

Spoglądający na przeraźliwy twór Blaine, walczył z dojmującym pragnieniem odwrócenia wzroku. Czuł ciągnący w kierunku korytarza chłodny podmuch. Przez moment miał przed oczami obrazy tego, co czaiło się pośród wąskich korytarzy. W obawie przed balansującym na krawędzi obłędu, własnym zdrowiem psychicznym, wytrzymał przeszywające go spojrzenie ulokowanej na szypułce gałki ocznej.

- Widzisz, mam pewne plany, co do ciebie. Wiem wiele i wiem, czego potrzebuję. Tak się jednak składa, że nie mogę, NIE MOGĘ!, tego znaleźć. Dlatego, Blaine, musisz mi powiedzieć, gdzie jest twoja Krypta. Nie mam czasu na żadne wybiegi, dlatego lepiej dobrze się zastanów nad własną odpowiedzią. Gwarantuję ci jednak, że współpraca ze mną będzie bardzo owocna. Ktoś taki jak ty, kto dowiódł swoich talentów i unikalności na tle tej szarej, ludzkiej, bezmyślnej masy, może liczyć na wysokie stanowisko w mojej armii.

Nadzorca miał rację, przyznał w myślach Blaine. Ta istota pragnęła zniszczyć Kryptę. Była też absolutnie szalona i pomimo nikłej wiedzy medycznej Blaina, można było bez wątpienia stwierdzić, że cierpi na schizofrenię.

Oko na szypułce uniosło się nieco i mrugając kilkukrotnie opadło na wysokość lewej ściany tworzącej podest miski.

Blaine Kelly już miał odpowiedzieć, żeby ten rozchwiany emocjonalnie, szurnięty wariat, wsadził sobie swoje obietnice prosto w dupę i że nigdy nie znajdzie Krypty 13. Ugryzł się jednak w język, pod wpływem planu, który za sprawą sprowadzonego przez los olśnienia, zrodził się właśnie w jego głowie.

- Wygląda na to – zaczął grzecznie i kurtuazyjnie, starając się brzmieć życzliwie i autentycznie – że jestem w kropce, prawda? Nie wyjdę stąd, a ty i tak zrobisz, co zechcesz. Równie dobrze, mogę się do ciebie przyłączyć, ale wolałbym najpierw dowiedzieć się nieco więcej o twoich planach.

Mistrz trwał przez moment w milczeniu. Elektroniczny wyświetlacz z zielonymi falami wygasł, jak gdyby to zajmujące miejsce Nadzorcy stworzenie, konsultowało się z licznymi głosami swojej wieloświadomości. Potem przebudził się, a z wąskich, pozbawionych zębów ust dobył się elektroniczny, maszynowy głos.

- Dobrze. Zważywszy na okoliczności, mogę podzielić się z tobą skrawkiem mojego geniuszu. Ostatecznie i tak znajdziesz się w kadzi z wirusem, a kiedy dołączysz do Jedności, będziesz wiedział wszystko, to, co niezbędne, by dobrze wykonywać swoją nową rolę…

205

Richard Grey wyłożył Blainowi wizję swojego absolutnego planu. Mówił o potrzebie utworzenia Jedności. Jednej rasy, poza wszelkimi podziałami, różnicami i typową dla ludzi małostkowością. Rasy pod wodzą należącej do niego wieloświadomości, która pchnie nowych panów świata do totalnego dżihadu. Grey oskarżał ludzi o wypalenie Ziemi i spowodowanie nuklearnej zagłady, która dotknęła wszystko, co żyło i żyje. W jego mniemaniu ludzie okazali się słabi, zbyt heterogeniczni i nieprzewidywalni w swoich dążeniach do destrukcji własnego gatunku. Byli również nieprzystosowani do świata, który za sprawą głowic termojądrowych wykreowali. Jedynie mutanci, Dzieci Pustkowi i potomkowie zbawczej mocy świętego wirusa FEV, nadawali się do dominacji nad tym, co kiełkowało na zgliszczach dawnej przeszłości. Tylko oni byli zdolni przeciwstawić się promieniowaniu, poskromić waśnie i animozje, a potem podbić cały świat i zaludnić go jedną rasą. Rasą Supermutantów o zbiorowej świadomości, która wyciągając bolesne wnioski z czynów swoich wątłych, rachitycznych przodków, nigdy już nie popełni tego samego błędu. Richard Grey miał plan. Plan by wyswobodzić wszystkich ludzi z ich niedoli. Pragnął zanurzyć ich w kadziach z wirusem FEV i dołączyć nowopowstałe istoty do własnego bytu. Pokazać im światło, geniusz i wizje niebańskiej wręcz przyszłości, gdzie nie będzie wojen, bezmyślnego cierpienia i śmierci.

Potrzebował jednak do tego armii. Armii stworzonej z czystej gałęzi odseparowanych od spaczonego dziś świata ludzi. Ludzie ci znajdowali się daleko na północy, skryci pod masywnymi górskimi grzbietami Coast Ranges.

Blaine Kelly słuchał wydobywających się z ust i głośników biologicznej maszyny słów należących do mężczyzny, kobiety i komputera. Początkowo wątpił w logikę i osobliwy „geniusz” Mistrza, lecz im dłużej dawał się hipnotyzować tym trójbarwnym głosom, tym więcej podejrzanie racjonalnej logiki i słuszności, dostrzegał w słowach Richarda Grey’a. Mistrz bez wątpienia był świetnym mówcą i potrafił porywać tłumy; wzbudzając w słuchaczach skrajnie silne emocje i poparcie. Wszystko to zdawało się być słuszne. Jedna rasa, brak konfliktów. Wielka Wojna rozpętana przez ludzi i następująca potem nuklearna zagłada. Blaine Kelly bił się z myślami i przez moment skłaniał się, by rzucić wszystko i powiedzieć Richardowi, gdzie znajdzie Kryptę 13.

132
{"b":"571199","o":1}