– Kto mówi? – rzuciła ostro.
– Ach – odezwała Olivia. – Jakbym słyszała głos twojego ojca. Jego ton, jego modulację. Czy i pod innymi względami też jesteś do niego podobna?
Karen nie odpowiedziała, pokiwała tylko głową.
– Czego pani od nas chce? – zapytała Lauren. Ze wszystkich sił próbowała opanować drżenie głosu. Błędnym wzrokiem popatrzyła na matkę, potem na siostrę.
– Chciałam tylko usłyszeć wasze głosy – odparła Olivia. – Musiałam wiedzieć, jak brzmią.
Karen nie była w stanie dłużej kontrolować się.
– Masz ich oddać! – Była bliska krzyku. Jej głos był o oktawę wyższy niż zazwyczaj. – Chcemy, żeby tu byli. Chcemy, żeby tu byli.
Olivia roześmiała się.
– Wszystko w swoim czasie, dziecinko. W swoim czasie. Czyż nie tak powinna powiedzieć zła czarownica?
Słysząc siłę w donośnym żądaniu córki Megan poczuła, że ogarnia ją wściekłość. Odebrała słuchawkę z rąk Lauren.
– Jestem tutaj, do cholery.
– O, Megan, jak miło cię znowu słyszeć.
– O co chodzi, Olivio?
– No wiesz, minęło tyle czasu i tyle o tobie myślałam. Podobno zrobiła się z ciebie doskonała, podmiejska gospocha. Zawsze miałaś wypisane to na czole.
– O co ci chodzi, Olivio?
– Sporo czasu spędziłam na pogawędkach z twoim kochasiem, mogłaś pomyśleć, że cię ignoruję. Ale to taki sympatyczny facet. Wszystko, co robi, jest takie sympatyczne.
– Proszę, Olivio. Dlaczego robisz to wszystko?
– A ja myślałam, że macie w tej sprawie całkowitą jasność. Megan zamilkła na chwilę.
– Sądzisz, że mszcząc się poczujesz się lepiej? Że dręcząc nas odzyskasz te wszystkie lata? Naprawdę myślisz, że przywróci ci to spokój?
Słowa, które wyrwały jej się z gardła, zdumiały ją samą. Lauren cofnęła się nieco patrząc na matkę dziwnym wzrokiem. Krzyknęła cicho, zaciśniętą pięścią pogroziła w powietrzu, po czym rzuciła się do biblioteki na parterze, żeby podnieść słuchawkę stojącego tam telefonu. Pytania Megan zbiły Olivię z tropu, tak że odparła dopiero po chwili wahania:
– Może masz rację. Może zemsta jest głupim i nieadekwatnym sposobem na to… – nagle zachichotała -…ale z pewnością bije na głowę wszystkie pozostałe.
Zaśmiała się głośniej, a Megan tylko z trudem przełknęła ślinę. Przez długą chwilę narastała cisza, wreszcie przerwała ją Olivia.
– Wyszłaś z tego bez szwanku, co? Twoje życie nie zostało naruszone. Bez kłopotów, bez zadrapań. Twoje życie nie zostało złamane, zwichnięte, rozbite czy okaleczone, prawda? Uciekłaś i wszystko uszło ci płazem, jak w dziecinnej zabawie. Tyle że to nie była zabawa, mam rację?
– Masz.
– A ja jestem jedyną osobą, która pozostała prawdziwa – ciągnęła Olivia. – Jedyną, która nigdy się nie zachwiała. A zobacz, co dzisiaj mamy. Rząd, który nie przestrzega praw. Naród, który pozwala ludziom obłąkanym i głodnym wałęsać się po ulicach. Zdobywanie pieniędzy stało się religią. A getta są tak samo straszne jak dwadzieścia lat temu. Zrobiliście kawał piekielnej roboty doprowadzając do takich zmian społecznych. Piekielnej roboty, Megan. A ty stałaś się jedną z tych zadowolonych z siebie, jak ja to nazywam, podmiejskich dziwek.
Megan chciała zaprotestować, ale się powstrzymała.
– Myślisz, że we mnie tkwi zło i występek – mówiła Olivia. – Ale to nieprawda. Nic się nie zmieniło, Megan, i nie zmieni. To co dla jednych jest zaangażowaniem, dla innych może być przestępstwem.
– Proszę – odezwała się Megan. – Zwróć ich nam.
– Więc wywalczcie ich sobie – odpowiedziała Olivia. – Jeśli macie dość odwagi. – A potem dodała: – Albo wykupcie ich. Ludzie teraz myślą w takich kategoriach, nieprawdaż? Wszystko ma swoją cenę. Zapłaćcie za nich. Na ile was stać?
– Tyle, ile trzeba.
Olivia nie odpowiedziała.
– Czego ty właściwie chcesz? – zapytała po chwili Megan.
– Już ci powiedziałam. Chciałam usłyszeć twój głos. I głosy bliźniaczek.
– Już usłyszałaś. Czego chcesz jeszcze?
– Przekazać krótką wiadomość.
– Więc przekaż ją mnie. Już pokazałaś, że potrafisz straszyć starców i dzieci. A moje córki zostaw w spokoju!
Zdumiała ją własna porywczość. Także Olivia wydała się zaskoczona.
Pozwoliła, by cisza w słuchawce trwała przez chwilę, po czym spokojnie i dobitnie odpowiedziała:
– Terror jest najsłuszniejszym przejawem gniewu. Potwierdza się to wciąż na nowo.
– Wobec starców i dzieci – powtórzyła Megan.
– A dlaczegóż nie miałoby ich to dotyczyć? – gwałtownie stwierdziła Olivia. – Czy rzeczywiście są tacy niewinni?
Megan milczała, lecz w próżnię tę wdarła się Karen.
– Są! Oni nigdy nie skrzywdzili nikogo!
– Karen! – krzyknęła Megan, która zdążyła zapomnieć, że słuchają ich obie dziewczynki. – Natychmiast wyłącz się! Ja…
– Nie, nie! Pozwól im zostać – zaprotestowała Olivia. – One też powinny to słyszeć. Czy Lauren też jest tutaj?
– Tak – odezwał się głos młodszej córki. Wydawał się nieco słabszy niż głos siostry. – Jestem tutaj.
Megan już miała się wtrącić, ale pohamowała się. Olivia głęboko zaczerpnęła powietrza i zadała pytanie:
– A jak Duncanowi idą sprawy?
– Zgodnie z planem – odparła Megan szybko.
– Świetnie. Zawsze najmądrzej jest trzymać się harmonogramu – powiedziała Olivia. – Nie ma wtedy miejsca na wpadki.
– Zrobi to, co do niego należy.
– Wiem. Przynajmniej sądzę, że zrobi. Ale musisz przyznać, że po moich doświadczeniach z Duncanem nie mogę mieć z góry co do tego pewności. – Roześmiała się gorzko. – Zwłaszcza jeśli w grę wchodzą banki.
– To znaczy?
– Wiesz dobrze, co mam na myśli. Już wcześniej nawalił. I zginęli ludzie. Znowu skrewił. I znowu zginęli ludzie. To przecież takie proste.
Megan usłyszała, że jedna z córek gwałtownie chwyta powietrze, ale nie bardzo wiedziała która. Zamknęła oczy i pokiwała głową.
– Rozumiemy to.
– Doskonale. Myślę, że dobrze by było, gdyby i bliźniaczki to zrozumiały. Dziewczynki?
– Słyszymy ciebie – odpowiedziała spokojnie Karen.
– Ja rozumiem – dodała Lauren.
– To dobrze – stwierdziła Olivia.
– Ty nigdy nie będziesz szczęśliwa, prawda? – wyszeptała Lauren.
– Co? – ostro zapytała Olivia.
Dziewczęta milczały. Olivia już miała je przycisnąć, ale postanowiła dać sobie z nimi spokój i skoncentrować się na wykonaniu zadania.
W lewym ręku trzymała małe czarne pudełeczko. W budce telefonicznej na zewnątrz sklepu spożywczego, skąd dzwoniła, było zimno. Popatrzyła, jak jakiś samochód ostro zahamował przy krawężniku, człowiek, wyglądający młodo lecz ze znękaną twarzą, wysiadł z niego i wszedł do środka. Pewnie po mleko dla dziecka albo po pieluchy. Poczuła, że dość ma już tej rozmowy.
– No dobrze – oznajmiła. – Posłuchajcie uważnie.
Do słuchawki przytknęła mały magnetofon i nacisnęła przycisk odgrywania. Jakby z jakiegoś ogromnego oddalenia Megan usłyszała głos sędziego.
…Halo Megan, Duncan i dziewczynki, słyszycie mnie? Obaj mamy się dobrze. Traktują nas odpowiednio. Z Tommym wszystko w porządku, tyle ze tęskni za wami. Ja zresztą też. Miał co prawda ten swój atak, ale minął i teraz jest już dobrze. Chcielibyśmy wrócić do domu. Ona nie powiedziała nam, co chce, byście zrobili, ale mamy nadzieję, że zrobicie wszystko, żebyśmy mogli wrócić do domu…
Nastąpiła krótka pauza, po czym Megan usłyszała krótkie słowa ojca: …o to chodziło? I odpowiedź Olivii:
– Wystarczy. Tommy?
Po kolejnej krótkiej przerwie w słuchawce zabrzmiał głos jej synka.
Halo Mamo i Tato, i Karen, i Lauren. Bardzo za wami tęsknię i tak chcę być już w domu. Proszę was, ja chcę do domu, bo tak mi was brak. Dziadek ma się dobrze i ja też. Trochę sobie gramy w różne gry, ale tu na górze nie jest jak w domu, a ja chcę do domu…
Usłyszała, że głos jej syna lekko zadrżał i poczuła się tak, jakby ktoś zacisnął jej wokół serca czarną linę.