Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Austin pokręcił głową.

– Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie.

– Przelicytowałeś chyba barona Munchhausena. Na szczęście Paul i Gamay potwierdzili istnienie tych krwiożerczych Eskimosów. – Sandecker odwrócił się do Gunna. – Co sądzisz o tej fantastycznej opowieści, Rudi?

– Zanim odpowiem, chciałbym zapytać Gamay, co by się stało, gdyby te sztucznie zmutowane superryby trafiły do mórz i zaczęły się rozmnażać?

– Według doktora Throckmortona, kolegi Barkera, stałyby się biologiczną bombą zegarową – odrzekła Gamay. – Na przestrzeni kilku pokoleń mogłyby wyprzeć naturalne gatunki ryb.

– A co w tym złego? – zapytał Sandecker, bawiąc się w adwokata diabła. – Rybacy łowiliby większe ryby zamiast drobnicy.

– To prawda, ale nie znamy efektów długofalowych. A jeśli te Frankenfishe byłyby niejadalne dla ludzi? A jeśli powstałaby jakaś nieprzewidziana mutacja? Może potomstwo tych superryb nie potrafiłoby przetrwać na wolności? Nie mielibyśmy wówczas ani naturalnych gatunków, ani mutantów. Równowaga w środowisku morskim zostałaby zachwiana. Rybacy, przetwórcy i dystrybutorzy na całym świecie straciliby pracę. Społeczności żywiące się rybami zaczęłyby głodować. Kraje wysoko uprzemysłowione też by ucierpiały.

– Czarny scenariusz – zauważył Sandecker.

– Staram się być ostrożna w moich ocenach. Jest za dużo niewiadomych. Wiemy, że programy modyfikacji genetycznej obejmują ponad dwadzieścia pięć gatunków ryb. Jeśli te stworzenia wydostaną się na wolność, może dojść do katastrofy na niewyobrażalną skalę.

– Zakładamy, że ten potwór na ekranie uciekł z laboratorium badawczego – powiedział Rudi. – A jeśli on i jemu podobne stwory celowo wypuszczono do morza?

Gamay popatrzyła na Gunna zaskoczona.

– Dlaczego ktoś miałby ryzykować, że wyginą całe gatunki? To byłaby katastrofa.

Gunn pokręcił głową.

– Nie dla wszystkich.

– Co ty mówisz? – wtrącił się Sandecker.

– Ryby zniknęłyby z mórz, ale nie z hodowli Oceanusa. Ta firma uzyskuje międzynarodowe patenty na rybie geny. Gatunki zostałyby zachowane w jej bankach DNA.

– Bardzo sprytnie, Rudi – przyznał Sandecker. – Oceanus miałby monopol na produkcję głównego światowego źródła protein.

– Taki monopol byłby wart miliardy dolarów – dodał Paul.

– Nie chodzi tylko o pieniądze – odparł Sandecker. – Rybie proteiny to główne źródło wyżywienia dla dużej części świata. Żywność to władza.

– To wyjaśnia, dlaczego Oceanus tak się z tym kryje – powiedział Austin. – Gdyby wyszło na jaw, że zamierza wytępić ryby w morzach świata, nietrudno sobie wyobrazić reakcję opinii publicznej.

– Brzmi prawdopodobnie – zgodził się Gunn. – Zakładasz wylęgarnie bioryb na całym świecie i w krótkim czasie możesz zarybić główne łowiska.

– Nie potrzeba do tego wielu bioryb – dodała Gamay. – Każdy uwolniony osobnik męski może zapłodnić mnóstwo osobników żeńskich. Chciałabym jednak zaznaczyć, że wpuszczanie ryb do morza nie jest sprzeczne z prawem.

– Oceanus zatopił okręt i statek oraz zabił kilka osób, żeby zachować w tajemnicy swoje kombinacje – zauważył Austin. – Trzyma w niewoli całą wioskę indiańską. Prawo nie akceptuje morderstw i porwań.

– Ponieważ jednak na razie nie możemy Oceanusowi nic udowodnić – odrzekł Sandecker – musimy postępować ostrożnie. Nawet rząd kanadyjski nie może wiedzieć, co robimy. Oceanus ściągnąłby nam na kark policję. Zespół specjalny został stworzony do zadań poza oficjalną kontrolą, więc doskonale się nadaje do zrealizowania naszego planu.

– Nie wiedziałem, że mamy jakiś plan – odezwał się Zavala.

– Mnie wydaje się to oczywiste – odparł admirał. – Rozwalimy Oceanusa i jego cholerny projekt. Zdaję sobie sprawę, że to nie będzie łatwe. Rodzina Nighthawka może się znaleźć w niebezpieczeństwie, kiedy wkroczymy na scenę.

– Musimy wziąć pod uwagę jeszcze coś – powiedział Austin. – Marcus Ryan jest zdecydowany wprowadzić do akcji SOS. Mogą pokrzyżować nam plany i narazić więźniów na duże ryzyko.

– To przesądza sprawę – odrzekł Sandecker. – Ruszamy natychmiast. Musimy uderzyć w samo serce Oceanusa, w tamto miejsce w kanadyjskich lasach. Kurt, czy ten młody Indianin podał ci lokalizację swojej wioski?

– Ryan trzymał go na krótkiej smyczy. Ben gdzieś zniknął, ale postaram się go znaleźć.

– Nie możemy czekać tak długo. – Sandecker przeniósł wzrok na mężczyznę o niechlujnym wyglądzie, który w czasie dyskusji wśliznął się cicho do sali i usiadł w rogu. – Hiram, masz coś dla nas?

Hiram Yeager był szefem centrum komputerowego, zajmującego całe dziesiąte piętro budynku NUMA. Ośrodek przetwarzał i przechowywał taką ilość danych o morzach, jakiej nigdy odtąd nie zgromadzono pod jednym dachem. Człowiek kierujący tą niewiarygodną machiną do zbierania informacji był ubrany w swój zwykły strój – dżinsy i kurtkę Levisa, biały T-shirt i kowbojskie buty. Długie włosy miał związane w kucyk i patrzył na świat przez okulary w drucianej oprawce.

– Rudi prosił mnie, żebym sprawdził, czy Max uda się zrobić listę miejsc, gdzie nagle giną ryby, oraz powiązać to z pobliskimi przetwórniami lub hodowlami.

– Chcesz, żebyśmy przenieśli to spotkanie do centrum komputerowego? – zapytał Sandecker.

Chłopięca twarz Yeagera rozpromieniła się z podniecenia.

– Zostańcie tutaj. Zaraz zademonstruję wam przenośną Max.

Sandecker skrzywił się. Chciał jak najszybciej wysłać swoich ludzi w teren i nie interesowały go eksperymenty Yeagera. Jednak z szacunku dla komputerowego geniusza wykazał wyjątkową cierpliwość. Z tego samego powodu pozwalał Yeagerowi ignorować obowiązujący w NUMA strój.

Yeager podłączył laptop do różnych końcówek i ekranu wideo. Wcisnął przycisk uruchamiający. Jeśli ktoś spodziewał się zwykłej prezentacji, nie znał Hirama Yeagera. Na ekranie wideo pojawił się obraz kobiety. Miała oczy jak brązowe topazy, lśniące kasztanowe włosy i nagie ramiona.

Trudno było uwierzyć, że piękna kobieta na ekranie to system sztucznej inteligencji, produkt końcowy najbardziej skomplikowanych obwodów elektronicznych. Yeager nagrał swój głos i zmienił cyfrowo jego brzmienie na kobiece. Do stworzenia programu wykorzystał twarz żony, znanej artystki. Max była równie wrażliwa i drażliwa jak ona.

Podczas pracy w centrum komputerowym Yeager siedział przy wielkiej konsoli i wyświetlał trójwymiarową Max na ogromnym ekranie.

– Przy przenośnej Max nie musicie przychodzić z pytaniami do centrum komputerowego. Laptop jest połączony z głównym komputerem, więc mogę ją zabierać ze sobą, dokąd chcę. Zgadza się, Max?

Normalnie Max odpowiadała na to pytanie czarującym uśmiechem, ale teraz miała taki wyraz twarzy, jakby ssała cytrynę. Yeager pomanipulował przy złączach i spróbował jeszcze raz.

– Max? Wszystko gra?

Spojrzała w dół ekranu.

– Czuję się jakaś… płaska.

– Ależ skąd, wyglądasz świetnie – odrzekł Yeager.

– Tylko świetnie?

– Cudownie!

Sandecker stracił cierpliwość.

– Może powinieneś posłać tej młodej damie bukiet róż.

– W moim wypadku to zawsze działa – wtrącił się Zavala.

Sandecker zmiażdżył go wzrokiem.

– Dzięki, że zechciałeś podzielić się z nami swoim ogromnym doświadczeniem, Joe. Możesz to umieścić w pamiętnikach. Hiram, bądź tak dobry i przejdź do rzeczy.

Max uśmiechnęła się.

– Cześć, admirale Sandecker.

– Cześć, Max. Hiram ma rację, że wyglądasz cudownie. Uważam jednak, że powinniśmy zakończyć ten eksperyment z przenośną Max. W przyszłości będziemy cię odwiedzali w centrum komputerowym.

– Dzięki za zrozumienie, admirale. Czym mogę służyć?

– Pokaż nam dane, o które prosił Hiram.

Twarz natychmiast zniknęła. Zastąpiła ją mapa świata.

– Ta mapa ukazuje miejsca, gdzie w pobliżu akwakultur giną ryby. Mogę podać szczegóły – powiedziała Max.

– Nie fatyguj się na razie. Pokaż nam akwakultury należące do Oceanusa. Niektóre kółka zniknęły, ale dużo pozostało.

56
{"b":"109058","o":1}