Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Serdeczne dzięki – powiedział Perlmutter.

Seniora Maggi pocałowała go na pożegnanie w oba mięsiste policzki. Wkrótce on i Nocci jechali przez przedmieścia Florencji. Zmęczony wydarzeniami dnia Perlmutter zdrzemnął się i obudził w samą porę na kolację. Jedli z Noccim na tarasie. Perlmutter odzyskał apetyt i nie miał kłopotu z pochłanianiem cielęciny i makaronu. Zakończył sałatką szpinakową i deserem ze świeżych owoców. Potem patrzyli na zachód słońca, w milczeniu sącząc ze szklanek limoncello.

Zadzwonił telefon i Nocci poszedł odebrać. Perlmutter siedział w ciemności i rozkoszował się zapachem ziemi i winogron, niesionym przez lekki wieczorny wiatr. Nocci wrócił po kilku minutach i zaprosił go do małego pokoju komputerowego, wyposażonego w sprzęt ostatniej generacji. Widząc zdziwienie gościa, powiedział:

– Nawet taka mała firma jak moja musi mieć najnowsze urządzenia telekomunikacyjne, żeby utrzymać się na światowym rynku. Dzwoniła seniora Maggi – wyjaśnił i usadowił się przed monitorem. – Przeprasza za opóźnienie, ale interesujący pana dokument musieli wydobyć z Museo Storico Navale, muzeum morskiego, gdzie leżał bezużytecznie. Proszę… – Wstał i ustąpił gościowi miejsca.

Solidne, drewniane krzesło zaskrzypiało w proteście pod ciężarem Perlmuttera. St. Julien przyjrzał się pierwszej stronie, na której autor stwierdzał, że jego dziennik to: “relacja niechętnego najemnika w służbie hiszpańskiej inkwizycji”.

Perlmutter pochylił się do przodu, wpatrzył się w ekran i zaczął czytać słowa napisane przed pięcioma wiekami.

22

Ciężarówka z piwem wyjechała zza ostrego zakrętu i kierowca z całej siły wdepnął hamulec, żeby nie uderzyć w poturbowany wrak na szosie. Samochód leżał na boku kilka metrów od krawędzi drogi. Wyglądał tak, jakby spadł z dużej wysokości. Na dnie przepaści dymiły dwa inne wraki. Kierowca wyskoczył z ciężarówki i zajrzał przez szybę do samochodu. Był zaskoczony, że ludzie wewnątrz jeszcze żyją.

Wezwał pomoc przez CB radio. Ekipa ratownicza musiała użyć nożyc hydraulicznych, żeby wydobyć Troutów. Zabrano ich do małego, lecz dobrze wyposażonego szpitala. Paul miał złamany nadgarstek, Gamay doznała wstrząsu mózgu. Oboje byli potłuczeni i posiniaczeni. Spędzili noc na obserwacji, rano ponownie ich zbadano i wypisano. Kiedy załatwiali formalności w rejestracji, podeszli do nich dwaj mężczyźni w pogniecionych garniturach. Przedstawili się jako miejscowi policjanci i zapytali, czy mogliby porozmawiać.

Usiedli w pustej poczekalni i zaczęli wypytywać Troutów o to, co się wydarzyło. Starszy z mężczyzn nazywał się MacFarlane i był klasycznym dobrym gliną. Jego partner, zły glina o nazwisku Duffy, starał się znaleźć luki w ich relacji.

Po odpowiedzi na kolejne podchwytliwe pytanie Gamay popatrzyła na Duffy’ego z uśmiechem.

– Może się mylę, ale mam wrażenie, że jesteśmy o coś oskarżeni.

– Och nie – wtrącił MacFarlane – ale niech pani spojrzy na to z naszego punktu widzenia. Nie wiadomo czemu pojawili się państwo w tym mieście. W ciągu dwudziestu czterech godzin zniknął rybak, z którym się państwo widzieli. Jego łódź też. Potem czterech mężczyzn zginęło w bardzo dziwnym wypadku.

– Jakaś cholernie tajemnicza plaga zgonów – warknął Duffy.

– Powiedzieliśmy panom wszystko – odrzekł Paul. – Byliśmy na wakacjach i wypłynęliśmy w morze z rybakiem o nazwisku Mike Neal, którego poznaliśmy w restauracji portowej. Można to sprawdzić u barmana. Neal szukał pracy i zaproponował nam rejs.

– Dość drogi rejs – zadrwił Duffy. – Stocznia twierdzi, że zapłaciliście za Neala rachunek na prawie tysiąc dolarów.

– Oboje jesteśmy biologami morskimi. Kiedy dowiedzieliśmy się, że rybacy mają problemy z połowami, powiedzieliśmy Nealowi, że chcemy to zbadać.

– Co było dalej?

– Przenocowaliśmy w pensjonacie. Następnego ranka dowiedzieliśmy się, że Neal zaginął wraz ze swoją łodzią. Kontynuowaliśmy naszą podróż, gdy nagle dostaliśmy się między dwóch piratów drogowych w dużych samochodach.

Duffy nie ukrywał sceptycyzmu.

– Z pańskich słów wynika, że tamci faceci chcieli zepchnąć was z drogi.

– Na to wyglądało.

Duffy podrapał się po nieogolonym podbródku.

– Nie bardzo możemy to sobie wyobrazić. Dlaczego mieliby próbować zabić parę niewinnych turystów?

– Będzie pan musiał ich zapytać – odparł Paul.

Rumiana twarz Duffy’ego poczerwieniała jeszcze bardziej. Otworzył usta, ale MacFarlane powstrzymał go gestem uniesionej ręki.

– Tamci goście nie są w stanie nic powiedzieć – wyjaśnił z lekkim uśmiechem. – I tu mamy następny problem. Pańska żona wstąpiła do sklepu przy stacji benzynowej i pytała o przetwórnię ryb za miastem. Tak się składa, że ci czterej martwi dżentelmeni pracowali w tej przetwórni.

– Jestem biologiem morskim – odrzekła Gamay. – Moje zainteresowanie rybami to chyba nic dziwnego. Nie chcę pana pouczać, jak ma pan wykonywać swoją robotę – dodała tonem, który świadczył o tym, że właśnie to robi – ale może powinien pan porozmawiać z kimś w przetwórni.

– To następna ciekawa rzecz – wtrącił się Duffy. – Przetwórnię zamknięto.

Gamay z trudem ukryła zaskoczenie i przygotowała się na kolejne pytania. Ale w tym momencie odezwała się komórka MacFarlane’a, co uratowało Troutów przed następną rundą przesłuchania trzeciego stopnia. Gliniarz przeprosił, wstał i odszedł na bok. Po kilku minutach wrócił i oznajmił:

– Są państwo wolni. Dziękujemy.

– Nie chcę być niegrzeczny – powiedział Paul – ale czy mógłby nam pan wyjaśnić, co się dzieje? Przed chwilą byliśmy wrogami publicznymi numer 1 i 2.

Na stale zakłopotanej twarzy MacFarlane’a pojawił się przyjazny uśmiech.

– Dzwonili z posterunku. Przeprowadziliśmy małe śledztwo, kiedy zobaczyliśmy w państwa portfelach dokumenty tożsamości. Właśnie był telefon z Waszyngtonu. Wygląda na to, że jesteście dość ważnymi osobami w NUMA. Przygotujemy parę oświadczeń i damy państwu do ewentualnego uzupełnienia i podpisania. Może gdzieś podwieźć? – Wyraźnie mu ulżyło, że znalazło się wyjście z trudnej sytuacji.

– Najpierw do wypożyczalni samochodów – powiedziała Gamay.

– A potem do pubu – dodał Paul.

Podczas jazdy do wypożyczalni samochodów Duffy przestał grać złego glinę. Wytłumaczył Troutom, jak trafić do pubu z dobrym piwem i dobrym jedzeniem. Policjanci właśnie kończyli służbę i też dali się tam zaprosić. Przy drugim kuflu detektywi rozgadali się. Opowiedzieli, że poszli tropem Troutów. Rozmawiali z właścicielami pensjonatu i kilkoma bywalcami okolic portu. Mike Neal nie znalazł się, Grogan też gdzieś przepadł. Przetwórnia Oceanusa nie ma numeru telefonu. Próbowali skontaktować się z międzynarodowym biurem korporacji, ale na razie bez skutku.

Po wyjściu gliniarzy Gamay zamówiła następne piwo. Zdmuchnęła pianę i odezwała się oskarżycielskim tonem:

– Ostatni raz pojechałam z tobą w teren.

– Ty przynajmniej nic sobie nie złamałaś. A ja muszę trzymać kufel w lewej ręce. I jak będę teraz wiązał muszkę?

– Nie daj Boże, żebyś zaczął używać takich na gumkę, biedaku. Widzisz moje podbite oko? Kiedy byłam dzieckiem, nazywaliśmy to śliwą.

Paul nachylił się i lekko pocałował żonę w policzek.

– Wyglądasz z tym egzotycznie.

– Przynajmniej coś zyskałam – odparła Gamay z uśmiechem. – Co dalej? Nie możemy wrócić do Waszyngtonu tylko z rachunkiem za naprawę nieistniejącej łodzi i kilkoma siniakami.

Paul łyknął piwa.

– Jak się nazywa ten naukowiec, z którym próbował się skontaktować Mike Neal?

– Throckmorton. Neal mówił, że jest z Uniwersytetu McGilla.

– To Montreal! Skoro jesteśmy w pobliżu, może wpadniemy do niego?

– Wspaniały pomysł! – pochwaliła Gamay. – Ciągnij swoje piwko, mańkucie, a ja zawiadomię Kurta o naszych planach.

Gamay poszła z komórką do bardziej cichego kąta pubu i zadzwoniła do NUMA. Nie zastała Austina, więc zostawiła wiadomość, że wybierają się tropem Oceanusa do Quebecu i będą w kontakcie. Poprosiła sekretarkę Austina o odnalezienie numeru telefonu Throckmortona i zarezerwowanie dwóch miejsc w samolocie do Montrealu. Sekretarka oddzwoniła kilka minut później. Podała Gamay telefon do naukowca i powiedziała, że zrobiła rezerwację.

41
{"b":"109058","o":1}