Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Frederick! – Odwrócił się do Troutów. – To mój szacowny kolega, doktor Barker. Fredericku, to doktorostwo Trout z NUMA. – Potem dodał teatralnym szeptem: – Mogą mnie nazywać Frankensteinem, ale to jest doktor Strangelove.

Obaj mężczyźni roześmiali się z żartu. Barker podszedł i uścisnął gościom dłonie. Był po pięćdziesiątce, miał imponującą sylwetkę, ogoloną głowę i jasną karnację. Oczy ukrywał za przeciwsłonecznymi okularami.

– To wielka przyjemność poznać kogoś z NUMA. Proszę nie dać się nastraszyć Throckmortonowi. Po wysłuchaniu go już nigdy nie zjedzą państwo łososia amondine. Co państwa do nas sprowadza?

– Jesteśmy na wakacjach i dowiedzieliśmy się o pracy doktora Throcmortona – wyjaśniła Gamay. – Jestem biologiem morskim i pomyślałam, że może to zainteresować NUMA.

– Urlop poświęcony na pracę zawodową! Pozwolą państwo, że zadam kłam oszczerstwom, które padły tu przed chwilą. Jestem wielkim zwolennikiem ryb transgenicznych, co czyni ze mnie podejrzanego typa w oczach mojego przyjaciela.

– Doktor jest więcej niż ich zwolennikiem. Współpracuje z pewnymi firmami, które chciałyby wprowadzić te stworzenia na rynek.

– Robisz z tego jakąś aferę, Throckmorton. Mój przyjaciel zapomniał dodać, że pracuję przy pełnej aprobacie i wsparciu finansowym rządu kanadyjskiego.

– Doktor Barker chciałby stworzyć takiego łososia, żeby inaczej smakował każdego dnia tygodnia.

– To niezły pomysł, Throckmorton. Mogę go wykorzystać?

– Pod warunkiem, że weźmiesz na siebie pełną odpowiedzialność za stworzenie takiego potwora.

– Profesor jest zbyt ostrożny. – Barker wskazał akwarium. – Ten okaz to dowód, że nie trzeba tworzyć ryb transgenicznych o monstrualnych rozmiarach. I jak sam powiedział, ryby zmodyfikowane genetycznie są gorzej przystosowane do życia na wolności. Łatwo je wysterylizować, żeby się nie rozmnażały.

– Tak, ale techniki sterylizacyjne zapewniają mniej niż jeden procent skuteczności. Nie byłbyś taki beztroski, gdybyś usłyszał wiadomość, którą przy wieźli mi państwo Trout.

Throckmorton poprosił Troutów o powtórzenie opowieści i ponowne pokazanie kasety wideo. Kiedy skończyli, zapytał:

– I co ty na to, Fredericku?

Barker pokręcił głową.

– Niestety, to częściowo moja wina. Nie porozmawiałem z Nealem, kiedy dzwonił. Mielibyśmy jakieś ostrzeżenie.

– I co o tym myślisz?

Barker przestał się uśmiechać.

– Gdyby nie relacja fachowców i kaseta wideo, nie uwierzyłbym. Wszystko wskazuje na to, że popełniono błąd przy jakimś eksperymencie transgenicznym.

– Kto mógł być na tyle nieodpowiedzialny, żeby pozwolić takiej rybie uciec na wolność? Jeśli wierzyć rybakom, tych stworzeń jest więcej. Natychmiast musimy tam kogoś wysłać.

– Całkowicie się z tobą zgadzam. To pewne, że ta biała diabłoryba już walczy z naturalnymi gatunkami o pożywienie. Czy może przekazać dalej swoje geny, to już inna sprawa.

– Cały czas niepokoi mnie nieprzewidywalność tego wszystkiego – powiedział Throckmorton.

Barker zerknął na zegarek.

– Przewidywalne jest natomiast to, że za kilka minut zaczynam następny wykład. – Skłonił się lekko i podał rękę Paulowi i Gamay. – Przepraszam, ale muszę uciekać. Miło było poznać państwa.

– Pański kolega jest fascynujący – stwierdziła Gamay. – Wygląda bardziej na zawodowego zapaśnika niż na genetyka.

– O tak. Frederick jest jedyny w swoim rodzaju. Studentki go uwielbiają. Jeździ po mieście na motocyklu i uważają, że jest super.

– Ma coś z oczami?

– Oczywiście zauważyła pani okulary przeciwsłoneczne. Frederick cierpi na albinizm. Jak widać po braku opalenizny, unika słońca i ma oczy bardzo wrażliwe na światło. Jednak choroba nie przeszkadza mu w robieniu kariery. Jest geniuszem, choć w przeciwieństwie do mnie wykorzystuje swoją wiedzę do pracy w sektorze prywatnym. Zapewne zostanie milionerem. W każdym razie obaj jesteśmy państwu wdzięczni za zaalarmowanie nas. Natychmiast biorę się za organizowanie grupy terenowej.

– Zajęliśmy panu już zbyt dużo czasu – odrzekła Gamay.

– Ależ nie. Przyjemnie było porozmawiać. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.

Throckmorton zapytał, czy mógłby skopiować nagranie wideo. Wkrótce potem Paul i Gamay jechali taksówką do hotelu.

– Interesujące popołudnie – powiedział Paul.

– Bardziej niż myślisz. Przy kopiowaniu kasety zapytałam Throckmortona, dla kogo pracuje Barker. Pomyślałam, że nie zaszkodzi mieć jeden trop więcej. Firma nazywa się Aurora.

Paul ziewnął.

– Ładna nazwa. Co jeszcze powiedział?

Gamay uśmiechnęła się tajemniczo.

– Że Aurora należy do większej firmy.

Paul zamrugał oczyma.

– Tylko mi nie mów…

Skinęła głową.

– Do Oceanusa.

Paul zastanowił się.

– Próbowałem na to spojrzeć tak, jakbym tworzył grafikę komputerową, ale ten problem bardziej przypomina rysunkową zagadkę dla dzieci. Barker to jedna kropka. Faceci, którzy próbowali zepchnąć nas z szosy, to druga. Jeśli obie połączymy, będziemy mogli zacząć rysować obrazek. Więc kierunek naszych działań jest bardzo wyraźny.

– To znaczy? – zapytała sceptycznie Gamay.

Paul wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Musimy mieć więcej kropek.

23

Ryan zaproponował spotkanie w miejscu odległym tylko o kilka minut drogi od centrali NUMA. Austin dojechał wzdłuż George Washington Parkway do znaku wskazującego Theodore Roosevelt Island. Zaparkował samochód, przeszedł przez most dla pieszych nad wąskim kanałem Little River i dotarł do Roosevelt Memorial, szerokiego placu, otoczonego niskimi ławkami. Ryan stał plecami do brązowego pomnika prezydenta i najwyraźniej wypatrywał Austina. Pomachał do niego.

– Dzięki, że przyszedłeś, Kurt.

Odwrócił się i spojrzał w górę na pomnik. Prezydent stał na szeroko rozstawionych nogach z zaciśniętą pięścią, uniesioną wysoko w górę.

– To stary Teddy na tym cokole wpakował mnie w ten zwariowany interes. Objął ochroną federalną miliony akrów ziemi, uratował zagrożone gatunki ptaków przed myśliwymi i zrobił z Wielkiego Kanionu park narodowy. Nie obawiał się naginania prawa, kiedy uważał, że działa dla dobra publicznego. Ilekroć mam wątpliwości na temat tego, co robię, myślę o tym facecie, patrzącym surowo na dzisiejszych ważniaków.

Austin nie mógł się pozbyć wrażenia, że Ryan pozuje do zdjęcia.

– Trudno uwierzyć, że masz wątpliwości na temat czegokolwiek, Marcus.

– Wierz mi, że mam. Zwłaszcza kiedy myślę o zadaniu, które sobie wyznaczyłem: o ochronie mórz i żyjących w nich stworzeń.

– O ile znam mitologię, stanowisko boga mórz jest zajęte od kilku tysięcy lat.

Ryan uśmiechnął się krzywo jak skarcone dziecko.

– Fakt, chyba czasami zachowuję się jak bóg. Ale mitologia mówi też, że bogowie zwykle sami zdobywali swoje stanowiska.

– Będę o tym pamiętał, jeśli kiedyś stracę posadę w NUMA. Therri powiedziała, że chcesz ze mną pogadać o czymś ważnym.

– Tak – odrzekł Ryan, patrząc ponad ramieniem Austina. – Zresztą ona już tu jest.

Therri szła przez plac z młodym, dwudziestoletnim mężczyzną. Miał czerwonawobrązową skórę, szeroką twarz i wystające kości policzkowe.

– Miło znów cię widzieć, Kurt – powiedziała Therri i wyciągnęła rękę. Przy świadkach zachowywała się jak na spotkaniu służbowym, ale jej oczy mówiły, że nie zapomniała pocałunku na dobranoc w Kopenhadze. Przynajmniej Austin miał taką nadzieję. – To Ben Nighthawk, asystent naukowy w naszym biurze.

Ryan zaproponował, żeby odeszli kawałek w bok od pomnika. Kiedy upewnił się, że są poza zasięgiem słuchu spacerujących turystów, przeszedł do rzeczy.

– Ben zdobył ważne informacje o Oceanusie.

Skinął głową i młody Indianin zaczął opowiadać.

– Pochodzę z maleńkiej wioski na północy Kanady. Leży na odludziu nad dużym jeziorem i zwykle jest tam bardzo spokojnie. Kilka miesięcy temu matka napisała mi w liście, że ktoś kupił cały teren po drugiej stronie jeziora. Jakaś duża korporacja. Po skończeniu college’u zamierzam walczyć z inwestycjami w kanadyjskich lasach, więc zainteresowała mnie wiadomość, że dzień i noc trwa tam budowa i całą dobę przylatują helikoptery i hydroplany. Poprosiłem matkę, żeby informowała mnie na bieżąco. Ostatni list przysłała ponad dwa tygodnie temu. Była bardzo zaniepokojona.

44
{"b":"109058","o":1}