Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Tylko testuję. Mam nadzieją, że to przejdzie. Pecet jest super! zobaczymy się wieczorem. Flipa.

– Przypuszczam, że chcesz przeczytać wszystkie, co? – odezwał się Bain.

– Chyba tak – odparła. – Czy to znaczy, że będziesz je musiał kolejno rozpakowywać?

– Niekoniecznie. Jakbyś mi zorganizowała herbatę – z mlekiem, bez cukru – to ja w tym czasie zobaczę, co da się zrobić.

Nim wróciła z herbatą, Bain był już w trakcie drukowania kilkunastu stronic z odzyskaną korespondencją e-mailową Flipy.

– W ten sposób możesz je czytać w czasie, kiedy ja będę rozpakowywał następną porcję.

Siobhan zaczęła przeglądać wiadomości chronologicznie i już po chwili natknęła się na coś bardziej interesującego niż ploteczki Flipy z przyjaciółkami.

– Popatrz na to – trąciła Baina.

Odczytał wiadomość.

– Wysłana z banku Balfour – powiedział – przez kogoś imieniem RAM.

– Jestem gotowa się założyć, że to Ranald Marr – powiedziała Siobhan, zabierając od niego kartkę.

Flipo, to świetnie, że wreszcie dołączyłaś do wirtualnego świata! Mam nadzieją, że przyniesie Ci to bardzo wiele radości. Przekonasz się też, że Internet to kopalnia wiadomości i że przyda Ci się w twoich studiach… Tak, masz rację, wiadomości można usuwać – dzięki temu zostaje więcej miejsca w pamięci, a komputer działa szybciej. Tylko pamiętaj, że usunięte wiadomości dają się odzyskać, chyba że podejmiesz odpowiednie kroki. Oto jak można definitywnie usuwać wiadomości raz na zawsze.

Po czym następował opis specjalnej procedury trwałego kasowania wiadomości. Na koniec podpisał się jedną literką R. Bain przejechał palcem po brzegu ekranu.

– To wyjaśnia, dlaczego są takie duże dziury w wykazie – powiedział. – Od czasu, kiedy się dowiedziała, jak można definitywnie kasować wiadomości, zaczęła z tego korzystać.

– I dlaczego brakuje całej korespondencji z Quizmasterem – dodała Siobhan, przeglądając kolejne stronice. – Nie ma nawet jej pierwszego maila do RAM.

– Jak i wszystkich następnych.

Siobhan rozmasowała sobie skronie.

– Dlaczego tak jej zależało, żeby to wszystko usuwać?

– Nie wiem. Większość użytkowników tego nie robi.

– Przesuń się – powiedziała Siobhan, przysuwając sobie krzesło i zasiadając do klawiatury. Napisała kolejnego maila, tym razem adresując go do RAM w banku Balfour.

Tu detektyw posterunkowa Clarke. Proszę o pilny kontakt.

Dopisała swój numer telefonu na St Leonard’s i wysłała wiadomość. Potem podniosła słuchawkę i zadzwoniła do banku.

– Proszę z sekretariatem pana Marra. – Połączono ją z jego sekretarką. – Chodziło mi o pana Marra – powiedziała, patrząc jak Bain popija herbatę – ale może pani będzie mi mogła pomóc. Mówi posterunkowa Clarke, wydział śledczy komisariatu na St Leonard’s. Przed chwilą wysłałam do pana Marra e-maila i chciałam się tylko upewnić, że go otrzymał. Mamy tu u siebie jakieś kłopoty z wysyłaniem poczty elektronicznej… – Odczekała chwilę, aż sekretarka sprawdzi. – Aha, nie ma go? A może mi pani powiedzieć, gdzie jest? – Znów przerwała, słuchając odpowiedzi. – Tylko że to dość ważne. – Uniosła brwi. – Prestonfield House? To niedaleko stąd. Czy jest szansa, żeby pani mogła się z nim skontaktować i poprosić, by po spotkaniu zechciał wstąpić na St Leonard’s? Zajmie mu to tylko pięć minut. Tak będzie chyba wygodniej i szybciej, niż gdybyśmy mieli złożyć wizytę w banku… – Znów przez chwilę słuchała. – Dzięki. I ten e-mail też przeszedł, tak? Świetnie, dziękuję.

Odłożyła słuchawkę, a Bain wysączył ostatni łyk herbaty, wyrzucił kubek do kosza i bezgłośne zaklaskał.

Czterdzieści minut później Marr zjawił się w komisariacie. Siobhan poleciła jednemu z mundurowych policjantów, by go wprowadził na górę do wydziału śledczego. Rebusa już nie było, ale na sali panował ruch. Policjant przyprowadził Marra do biurka Siobhan, która kiwnęła głową na powitanie i poprosiła bankiera, by usiadł. Marr rozejrzał się i stwierdził, że nigdzie nie ma wolnego krzesła. Obecni podnieśli głowy i zaciekawieni spojrzenia na intruza. W swym nienagannie uszytym garniturze w prążki i białej koszuli z cytrynowożółtym krawatem wyglądał na kosztownego adwokata.

Bain wstał i przesunął krzesło na drugą stronę biurka, pozwalając Marrowi usiąść.

– Mój kierowca stoi na żółtej linii – oświadczył Marr i znacząco spojrzał na zegarek.

– To nie potrwa długo, panie prezesie – powiedziała Siobhan. – Poznaje pan ten komputer?

– Słucham?

– Należał kiedyś do Philippy.

– Tak? A skąd miałbym to wiedzieć?

– Pewnie znikąd. Ale wysyłaliście do siebie e-maile?

– Co takiego?

– RAM to pan, prawda?

– A jeśli nawet to co?

Bain podszedł i wręczył mu kartkę z e-mailem.

– To, że to pan jej to wysłał – powiedział. – I to, że panna Balfour skorzystała z pańskich rad.

Marr podniósł wzrok znad kartki i popatrzył na Siobhan. Skrzywiła się na słowa Baina, a on to zauważył.

Straszny błąd, Eric, miała ochotę zakrzyknąć. Teraz Marr już wie, że to jedyny e-mail między nim a Flipą, jakim dysponujemy. Gdyby nie to, można by go podpuścić i dać mu do zrozumienia, że mamy też inne. I zobaczyć, jak bardzo się tym przejmie.

– No i co? – odezwał się po przeczytaniu wiadomości.

– Nic, tylko troszkę to dziwne, że pański pierwszy e-mail do niej w całości dotyczy sposobu trwałego usuwania wiadomości.

– Philippa była osobą niezwykle dyskretną – wyjaśnił Marr. – Lubiła strzec swojej prywatności. Pierwszą rzeczą, o jaką mnie spytała, to jak kasować wiadomości. I to była moja odpowiedź na jej pytanie. Nie chciała, żeby ktoś obcy mógł czytać jej korespondencję.

– Dlaczego?

Marr dystyngowanie wzruszył ramionami.

– Wszyscy mamy różne osobowości, nieprawdaż? Osoba pisząca do starszego wiekiem krewnego, to nie ta sama osoba, która pisze do bliskiego przyjaciela. Wiem z własnego doświadczenia, że kiedy wysyłam wiadomość do zaprzyjaźnionego uczestnika gier wojennych, to nie chciałbym, żeby moja sekretarka ją czytała. Dojrzałaby w niej kogoś zupełnie innego niż jej szef.

Siobhan pokiwała głową.

– Tak, rozumiem, o co panu chodzi.

– Ponadto w moim zawodzie dyskrecja – tajemniczość, jeśli wolicie – jest sprawą podstawowej wagi. Podstępne zdobywanie informacji handlowych zawsze stanowi problem. Dlatego niszczymy niepotrzebne dokumenty, usuwamy z pamięci e-maile i tak dalej, a wszystko po to, by chronić interesy naszych klientów i nas samych. Więc kiedy Flipa spytała mnie o usuwanie wiadomości, to przede wszystkim to miałem na myśli. – Przerwał i spojrzał na Siobhan, potem na Baina. – Czy to już wszystko, co chcieliście wiedzieć?

– A o czym jeszcze pisaliście do siebie w tych e-mailach?

– Nasza korespondencja długo nie trwała. Flipa dopiero się wprawiała. Miała mój adres e-mailowy i wiedziała, że jestem w tym starym wygą. Początkowo miała do mnie mnóstwo pytań, ale była pojętną uczennicą.

– Wciąż jeszcze trwa przeszukiwanie pamięci pod kątem skasowanych wiadomości – rzuciła beztrosko Siobhan – ale od razu zapytam, kiedy, według pana, urwała się wasza korespondencja?

– Myślę, że jakiś rok temu – Marr zaczął się szykować do powstania z miejsca. – Więc jeśli to już wszystko, to ja naprawdę muszę…

– Gdyby nie nauczył jej pan usuwać plików, to może już byśmy go mieli.

– Kogo?

– Quizmastera.

– Tego, z kim rozgrywała tę grę? Wciąż myślicie, że to miało jakiś związek z jej śmiercią?

– Chciałabym to wiedzieć.

Marr wstał z miejsca i obciągnął sobie marynarkę.

– A to możliwe bez pomocy ze strony tego… tego Quizmastera?

Siobhan spojrzała pytająco na Baina, który jednak dostrzegł w jej wzroku coś więcej niż pytanie.

– O tak – powiedział z przekonaniem. – Potrwa to trochę dłużej, ale na pewno do niego dotrzemy. Zostawił po sobie wystarczająco dużo śladów.

Marr popatrzył na jedno, potem na drugie.

– To doskonale – odparł z uśmiechem. – Jeśli będę mógł jeszcze w czymś pomóc…

93
{"b":"108287","o":1}