Литмир - Электронная Библиотека

Lee nie pracował już jako makler giełdowy na Wall Street, lecz jako kierownik w małej fabryczce kooperującej z większym zakładem produkującym na potrzeby obrony. Poszedłem pracować u niego przy wiertarce. Kładłem szablon na coś kwadratowego, co nie było drewnem, i opuszczałem wirujące wiertło w każdy z kilku umieszczonych w nim otworów. Robienie tego przez osiem godzin dziennie zszargało mi nerwy. Lee nie był zaskoczony ani urażony, kiedy wyznałem, że nie mogę znieść tej pracy.

Wraz z wieloma innymi należącymi do mojego pokolenia Amerykanami, żyjącymi w epoce kryzysu, który tak naprawdę wcale się jeszcze nie skończył, uzbroiłem się w cierpliwość i czekałem z odrętwiałą nadzieją na jakieś nieznane definiujące wydarzenia, które ukażą w końcu kurs, jaki powinienem obrać, zmobilizują mnie do działania i postawią na nogi.

Nie sądziliśmy, że to będzie wojna.

Ogłoszenie przez rząd, że dziewiętnastolatkowie zostaną wkrótce powołani do wojska, przyśpieszyło naszą decyzję. Nie widzieliśmy powodu, żeby uchylać się przed poborem. Cała nasza grupka zgłosiła się dobrowolnie – nie mieliśmy nic lepszego do roboty. Dodatkowo skłaniała nas do tego możliwość wyboru preferowanego rodzaju służby.

W wyznaczonym terminie miałem rozkaz zgłosić się rano w poczekalni dworca Pensylwania w celu przewiezienia do ośrodka rekrutacyjnego w Camp Upton na Long Island. Matka i Sylvia odprowadziły mnie na przystanek tramwajowy obok sklepu ze słodyczami pana Mosesa przy Railroad Avenue. Czekając prowadziliśmy zwyczajną rozmowę; obiecałem, że będę często pisał i jeśli się uda, zatelefonuję z Long Island. Kiedy podjechał tramwaj, uściskaliśmy się formalnie i ucałowaliśmy w policzki. Później, wiele lat później, byłem autentycznie wstrząśnięty (choć starałem się tego nie okazywać), kiedy siostra wspomniała mimochodem, że matka zalała się łzami, gdy tylko tramwaj zabrał mnie w moją wesołą podróż. Zanosząc się niepowstrzymanym szlochem o mało nie upadła na ziemię i Sylvia miała trudności z utrzymaniem jej w pozycji pionowej, gdy wracały do domu.

W swojej głupocie nie sądziłem, by istniał w ogóle jakiś powód do płaczu.

Matka nigdy nie wspominała o tym zajściu, a ja nigdy o to nie zapytałem. Nasza rodzinna skłonność do tłumienia w sobie przykrych emocji przetrwała tak długo jak my sami.

Przemiły psycholog Erik Erikson pisze gdzieś (chyba w „Dzieciństwie i społeczeństwie") o „moratorium", które występuje między końcem wieku dojrzewania i początkiem dorosłości u większości młodych ludzi na Zachodzie. W jego trakcie jednostka właściwie nie zdaje sobie sprawy, kim jest i kim chce zostać. Jest to czas wahań co do własnej tożsamości, wahań, które mogą prowadzić do popełnienia poważnych błędów. (Weźmy na przykład skinheadów w Anglii, neonazistów w Niemczech, i neofitów nazizmu w Moskwie. Jaki jest średni wiek, gdy zaczyna się uzależnienie od kokainy albo heroiny? Średni wiek ulicznego rabusia?). W tej kwestii Erikson ma rację i dla znajdujących się akurat w tym punkcie Amerykanów, którzy w trakcie służby wojskowej nie doznali fizycznego lub psychicznego uszczerbku na zdrowiu, wojna nadeszła w odpowiednim momencie. (Dla Europejczyków żaden moment nie jest odpowiedni na europejską wojnę). Położyła kres naszym wątpliwościom i rozterkom, pozbawiła konieczności podejmowania decyzji i dała możność uczestniczenia w ogólnonarodowym przedsięwzięciu, powszechnie uważanym za chwalebne i prawe.

Oraz zyskowne. Mój łączny dochód po wstąpieniu do wojska w stopniu szeregowca wynosił tyle samo, ile mogłem wyciągnąć na zewnątrz, a jako oficera w służbie powietrznej przewyższał kwotę, którą byłem w stanie zarobić, zaczynając cywilną karierę, najpierw jako młodszy asystent w Pennsylvania State College (trzy tysiące dolarów rocznie), następnie jako copywriter w małej nowojorskiej agencji reklamowej Merrill Anderson Company (sześćdziesiąt dolarów tygodniowo, dwieście sześćdziesiąt miesięcznie). Ale w Merrill Anderson Company mieliśmy również dodatkowe świadczenia: w ich ramach wypiłem swojego pierwszego gibsona z kierownikiem działu o nazwisku Gert Conroy oraz pokochałem superwytrawne martini ze świderkiem cytryny w wychłodzonej szklance. (Któregoś ranka przybyłem tam również do pracy z pasztecikiem, termosem kawy i głową pełną pomysłów i machnąłem od ręki pierwszy rozdział planowanej powieści, rozdział, który po rozbudowaniu i poprawkach został opublikowany w siódmym numerze periodyku „New World Writing" jako fragment nie ukończonej książki pod tytułem… „Paragraf 18". Pracowałem w magazynie „Time", kiedy zaproponowano mi podpisanie umowy na powieść, ustalając wstępnie jej objętość na dwieście pięćdziesiąt stron, a potem w „McCall's", gdy manuskrypt został ukończony w styczniu i opublikowany w październiku 1961. Zarabiałem w „McCalFs" całkiem nieźle, miałem dwójkę dzieci i dopiero po niespełna roku, kiedy sprzedane zostały prawa do filmu, nabrałem dość pewności siebie, żeby odejść).

Po wojnie Marty Kapp kontynuował techniczne studia, które rozpoczął w programie V-12 marynarki wojennej, i uzyskał dyplom inżyniera gleboznawcy (kolejna rzecz, o której nigdy przedtem nie słyszałem). Przez całe życie pracował jako inżynier gleboznawca w Zarządzie Portu Nowego Jorku – z tego, co wiem, przy budowie lotnisk i domów, a może również mostów i tuneli – i przed śmiercią został tam nawet jednym z dyrektorów. Zarabiał dosyć, żeby umrzeć na polu golfowym. Davey Goldsmith wrócił do pracy w firmie produkującej wstążki do kapeluszy, powodziło mu się tam całkiem nieźle i w końcu odziedziczył część firmy. Lou Berkman odszedł ze złomowiska, założył skład artykułów sanitarnych i zarobione tam pieniądze zainwestował w nieruchomości. Martin Winkler też ukończył studia i wkrótce rozkręcił interes (była to pierwsza z licznych założonych przez niego niedużych firm), przerabiając nadwyżki lotniczych błon fotograficznych na kolorowe filmy do domowego użytku. Albie Covelman wyjechał do Bucknell i po pewnym czasie objął stanowisko dyrektora hurtowni ekspresów i młynków do kawy. Sy Ostrów, którego posłano w wojsku na kurs rosyjskiego, żeby pracował jako tłumacz, wrócił na uniwersytet i uświadomił sobie z bolesną rezygnacją, że nie pozostało mu nic innego jak studiować prawo. Stanley Levy, z archiwum firmy ubezpieczeń komunikacyjnych, został agentem ubezpieczeniowym i zajął się obsługą kilku drobnych zleceń, które mogłem mu powierzyć, kiedy się w końcu odnaleźliśmy. Podobnie jak Marty Kapp, zmarł na polu golfowym. Moim zdaniem obaj umarli z nudy.

Ja zostałem zwolniony ze służby jeszcze przed końcem wojny. Zdemobilizowano mnie na podstawie systemu punktowego, wprowadzonego zaraz po kapitulacji Niemiec w maju 1945 roku.

Zanim wraz z poddaniem się Japonii w sierpniu skończyła się wojna, czułem, że cały świat należy do mnie. Czegóż mógłbym chcieć więcej? Byłem zakochany i wkrótce miałem się ożenić (z tą samą kobietą, w której byłem zakochany). Skończyłem dwadzieścia dwa lata. Niebawem zaczynałem studia na Uniwersytecie Kalifornii Południowej; czesne i wszystkie koszty pokrywało za mnie państwo. A moje opowiadanie właśnie zakwalifikowano do druku.

39
{"b":"107015","o":1}