Литмир - Электронная Библиотека

Kiedy mniej więcej rok później, dzięki ślepemu trafowi, który statystycznie równał się wygraniu głównej nagrody na loterii, zgłosiłem się do Towarzystwa Manhattan z biura pośrednictwa, aby pracować tam na pełnym etacie na bardziej prominentnym stanowisku archiwisty, nie poznała mnie i nie przypominała sobie, byśmy się kiedykolwiek widzieli.

To, że mnie przedtem zauważała, zawdzięczałem chyba wrażeniu, jakie wywierałem w moim mundurku posłańca.

Szata zdobi człowieka.

6. I tak dalej, i tak dalej

Uliczne światła na Ocean Parkway były zsynchronizowane i po raz pierwszy spotkaliśmy się z tym sprytnym fortelem pozwalającym samochodom jechać równo do przodu przy zachowaniu ograniczonej prędkości. Sześć albo osiem pasów ruchu przedzielonych było dwiema atrakcyjnymi wysepkami dla pieszych. Co mniej więcej dwadzieścia jardów stały w skąpym cieniu drzew ławki. Te drzewa, ławki oraz starannie utrzymane chodniki dla pieszych biegły od samego początku arterii w Brighton aż po jej najdalej wysunięty punkt przy imponującej bramie do Prospect Parku. Bukoliczny charakter Ocean Parkway, nadany jej, nim po raz pierwszy przejechałem się tamtędy rowerem, stanowił zapewne hojną dywidendę jednego z programów robót publicznych Nowego Ładu Franklina Delano Roosevelta. Ocean Parkway była chyba najładniejszą arterią w całej dzielnicy, a może w całym mieście i prawdopodobnie wciąż nią jest. Wzdłuż chodnika biegła od początku do końca alejka dla rowerzystów i w mojej pracy doręczyciela zacząłem z niej wkrótce korzystać. Światła zainstalowano wyłącznie tam, gdzie arteria krzyżowała się z alejami, co zdarzało się na ogół rzadko. Żeby zwalczyć łatwą do przewidzenia nudę, która okazała się nieodłączną towarzyszką zadufania wynikającego z sukcesów, jakie odnosiłem w większości swoich miejsc pracy – prawie we wszystkich, pobudzany przez obawy, jak sobie poradzę w nowym miejscu, najlepiej radziłem sobie na samym początku – postawiłem przed sobą ambitne zadanie pokonania, bez jednego przystanku na czerwonym świetle, całego odcinka Ocean Parkway między domem i biurem. Rzecz okazała się łatwa; udawało mi się to zdecydowanie częściej od pędzących stadami samochodów, których niecierpliwych kierowców korciło, aby jechać szybciej, niż wymuszały to zsynchronizowane światła. Kiedy i ta sztuczka wkrótce mi się znudziła, wprowadziłem śmiałą innowację polegającą na tym, że tę samą nieprzerwaną podróż odbywałem bez trzymania dłońmi kierownicy. Często musiałem uciekać się do kontrowersyjnego zwalniania przed światłami, aby pozwolić im się zmienić, zanim tam dotrę i będę mógł bezpiecznie przejechać. Reguły dopuszczały taką możliwość; to ja ustalałem reguły. Wkrótce okazałem się mistrzem również w tej konkurencji i wyprawiając różne sztuczki, mijałem siedzące na ławkach kobiety – matki i babcie z dziećmi w spacerówkach -które wodziły za mną zachwyconym wzrokiem, gdy balansowałem rozpostartymi po bokach rękoma albo, co jeszcze niezawodniej miało zwrócić ich uwagę, klaskałem w dłonie nad denkiem mojej czapki posłańca Western Union.

– Zobacz, mamo, bez trzymanki! – wykrzykiwałem w duchu, pędząc do przodu i wieńcząc skroń laurami.

Nawet po tym całym okresie Brooklyn pozostaje dla mnie rozległym niezbadanym terytorium, obecnie bardziej skomplikowanym kulturowo niż niegdyś, gdy weźmie się pod uwagę nierównomierny i potężny napływ Azjatów, Rosjan, Arabów i Afroamerykanów, a także brązowej i czarnej ludności Ameryki Łacińskiej i Karaibów. Wciąż zatrważają mnie pojawiające się w gazetach relacje o aktach przemocy w okolicach, o których słyszałem przez całe życie i których nie jestem w stanie pokazać na mapie: Red Hook, Bath Beach, Gowanus, Greenpoint, Sunset Park, East New York, a nawet Midwood. Kiedy uczyłem się w szkole średniej i pracowałem w Western Union przy Kings Highway, Midwood był tuż za rogiem – ale gdzie? Dostarczałem tam telegramy, święcie przekonany, że jestem w dolnym Flatbush, i z tego, co dzisiaj wiem, mogłem mieć rację.

Kiedy Lee się ożenił, on i Perle zamieszkali najpierw w dzielnicy, która nazywała się Crown Heights. Odwiedziłem ich tam kilka razy z matką i siostrą, ale mam tylko mgliste pojęcie, gdzie to jest. Wiem z gazet, że Crown Heights zamieszkuje obecnie duża społeczność czarnych oraz duża społeczność chasydzkich Żydów, które raczej nie przyjaźnią się ze sobą. Z pewnością nie martwię się o obie te grupy w równym stopniu, ale wobec obu czułbym się tak samo onieśmielony i cieszę się, że mieszkam teraz tutaj, a nie tam. Weźmy Bushwick. Gdybym miał koniecznie odnaleźć, gdzie leży ten rejon Brooklynu, nie wątpię, że by mi się udało. Nie wątpię również, że szybko bym zapomniał.

Nie wiem, co robiliśmy w moim nowym biurze Western Union przy Kings Highway, kiedy padało – mam wrażenie, że firma wydawała nam ceratowe płaszcze przeciwdeszczowe, ale nie dałbym za to głowy swojej ani waszej – i nie przypominam sobie, żebym jeździł rowerem w zimie. Nie mam żadnych złych wspomnień z tego ostatniego krótkiego okresu pracy w Western Union. Nie przypominam sobie w ogóle pracujących tam ludzi.

Pedałowałem stamtąd raźnie w znajome okolice, czasami nawet obok własnego domu, a także w rejony sąsiadujące z biurem i szkołą średnią, które były mi zupełnie obce, miejsca o nazwach takich, jak Flatlands i Canarsie. Drobne odkrycia wciąż mnie ekscytują. Wiedziałem, że Bedford Avenue biegnie za ogrodzeniem stadionu Ebbets Field, należącego do brooklyńskich Dodgersów i że tam właśnie spadają prawdopodobnie piłki wybite na homeruny. Mimo to z prawdziwym zaskoczeniem odkryłem, że Bedford Avenue ciągnie się aż do willowej dzielnicy Flatbush, i to pod własną nazwą, a nie, jak mogłoby się wydawać, Wschodniej Dwudziestej Piątej Ulicy. Coney Island Avenue, nazwana tak, choć prowadzi na wschodni kraniec Brighton i w żadnym miejscu nie przebiega blisko Coney Island, była Wschodnią Jedenastą, a Ocean Parkway udało mi się w końcu zlokalizować jako Wschodnią Szóstą. Do tego momentu znałem na Coney Island tylko ulice „Zachodnie", których numeracja zmniejszała się w miarę oddalania się od mojego miejsca zamieszkania.

Najdłuższą brooklyńską aleją jest prawdopodobnie Flatbush Avenue, która biegnie w dół od Manhattan Bridge (mostu, który rzeczywiście łączy Brooklyn z Manhattanem), przecinając na ukos całą dzielnicę i docierając prawie do brzegu morza przy granicy z Queens. Odkryłem tę długą, dolną część Flatbush Avenue na moim rowerze; górną połową podróżowałem dziesięć lat później, kiedy mieszkałem na Manhattanie i jeździłem mostem do Brooklynu, żeby odwiedzić Sylvię, Lee i matkę. Sylvia i Lee, oboje po ślubie, mieszkali wtedy blisko siebie w pobliżu stacji metra przy Kings Highway. Było to niedaleko biura Western Union, w którym pracowałem dziesięć lat wcześniej, pod koniec szkoły średniej. Po pierwszej odysei, którą odbyłem wzdłuż Flatbush Avenue, najbardziej lubiłem długie wypady na boki, czasami aż do odległego osiedla Gerritsen Beach, małej kolonii jednorodzinnych domów stojących wzdłuż kanałów, łączących wody morza lub zatoki z jakimś akwenem. Nie słyszałem wcześniej o Gerritsen Beach i nie słyszałem o nim później. Nazwiska na telegramach nie były tutaj żydowskie ani włoskie, podobnie jak twarze ludzi, którzy mieli na ogół jasne włosy. Dreszcz podniecenia przechodził mnie za każdym razem, kiedy pedałowałem obok wojskowej bazy powietrznej Floyd Bennett Field. Było to wczesną wiosną 1941 roku i żaden ze znanych mi ludzi nie znalazł się jeszcze nigdy w życiu na pokładzie samolotu i nawet o tym nie marzył.

A trzy lata później, zaledwie trzy lata, wczesną wiosną 1944 roku, na krótko przed wysłaniem mnie za ocean, mogłem znów poczuć ten dreszcz, lądując na Floyd Bennett Field w B-25s po locie treningowym z naszej bazy w Columbii w Karolinie Południowej. (Teraz przychodzi mi do głowy, że to mogło być Mitchell Field na Long Island, ale okres, jaki upłynął, jest ten sam i w związku z tym nie zmienia się pointa).

31
{"b":"107015","o":1}