– Kto napisał te pamiętniki? – zainteresował się nachmurzony mag, przewracając ostatnią kartkę. – Mam takie wrażenie, że pracowały nad tym dziesiątki różnych ludzi.
– Rzeczywiście, tak było – potwierdził Mao, przesuwając pionek. – Biblię w różnych okresach pisali Mojżesz, Salomon, Dawid, święci Łukasz, Marek, Jan i Mateusz…
– Nigdy nie słyszałem o żadnym z nich – burknął Kreol.
– I nic dziwnego! – Van parsknęła śmiechem. – Pewnie żyłeś jeszcze przed Adamem!
– Kto to jest Adam? – zapytał mag.
– Przecież dopiero co o tym czytałeś! Adam to pierwszy człowiek na Ziemi, napisano o nim od razu na pierwszych stronach!
– Aaaa… – przypomniał sobie Kreol, wracając do początku Pisma Świętego i jeszcze raz czytając Księgę Rodzaju. – Adam… Adam… Może Adem? Jeden z pierwszych ludzi na Ziemi miał na imię Adem, to prawda…
– Jeden? – zdziwił się Mao. – A ilu ich było?
– Dwunastu – wtrącił Hubaksis od niechcenia. – Prawda, panie?
– Prawda, niewolniku – przytaknął Kreol. – Sześciu mężczyzn i sześć kobiet. Adem, Jacet, Emer, Enki, Angr i Purgwan. Wszystko mam zapisane w magicznej księdze. Jeśli chcesz, możesz przeczytać.
– A jak się nazywały kobiety? – Vanessa podejrzliwie zmrużyła oczy.
– A co za różnica, jak się nazywały kobiety? – Kreol wzruszył ramionami.
– Gdyby to usłyszała moja mamuśka, nieźle by ci przyłożyła! – oburzyła się. – Szowinista prehistoryczny!
– Kobiety nazywały się Iw, Feamos, Odamna, Jenge, Tiat i Kio – odezwał się stojący w drzwiach Hubert.
– A ty skąd wiesz? – zdziwiła się Van.
– Mój naród od zawsze przechowuje w pamięci prawdziwą historię tego świata – chłodno poinformował urisk. – Wy, ludzie, dawno zapomnieliście, kim jesteście i skąd się wzięliście, ale my pamiętamy…
– Magowie też pamiętają! – Kreol rozciągnął usta w uśmiechu. – Szczególnie dobrze pamiętamy Enki, który został ojcem Marduka i Inanny. A Marduka Potężnego Topora powinniśmy pamiętać do tej pory. To on pokonał Stary Naród i wygnał go z powrotem w Mrok, to on walczył z arcydemonem Hetszu i jego bratem R'eenu, to on pozbawił ciała władcę Lengu Azatotha i zapieczętował przejście do jego królestwa. To on stworzył wielki Sumer… – westchnął Kreol. – Niedługo przed śmiercią.
– A kiedy to wszystko było? – spytała Van sceptycznie.
– Pierwsi ludzie pojawili się na tym świecie trzydzieści dwa tysiące lat przed potopem… – powiedział w zamyśleniu Kreol.
– Znowu potop? Już drugi raz wspominasz o jakimś potopie! O co chodzi?
– Wielki Potop zalał ziemię… – Kreol poruszył ustami, obliczając czas. – No tak, minęło już prawie dwanaście tysięcy lat. Za moich czasów jeszcze o nim pamiętano, ale wygląda na to, że teraz zostały już tylko legendy. Szczególnie, jeśli sądzić na podstawie tej książki! – Kreol z gniewem odrzucił Biblię na bok. – Zdarzenia z trzydziestu tysiącleci, całe dwie epoki, upchnięte na kilku stronach, a i to wszystko źle opisane! Oburzające! Po przeczytaniu tej książki można by pomyśleć, że Judejczycy to naród wybrany przez boga! Wszystko tylko o nich, o tych czcicielach Jahwe!
– A ty co, jesteś antysemitą? – Vanessa chrząknęła znacząco.
– Anty… kim?
– No, takim co nie lubi Żydów.
– A za co mam ich lubić?! – zupełnie szczerze oburzył się Kreol. – Judejczycy to naród nadętych egoistów! Zobacz, co w tej książce napisali o Ta-Kemet. Thomertha krew by zalała! Był Pierwszym Magiem Ta-Kemet – wyjaśnił Kreol.
– A co to jest Ta-Kemet? – nie zrozumiała Van.
– Egipt, córeczko, Egipt. – Mao w zamyśleniu pogładził podbródek. – Trzeba było uczyć się historii…
– Judejczycy…! – Kreol nie przestawał zgrzytać zębami. – Ich wiara zabrania zabijać Judejczyków, ale wszystkich pozostałych – ile dusza zapragnie, to nawet nie jest grzechem! Nie szanują cudzych bogów… Gorzej, ta bezczelna banda oznajmiła, że ich bóg jest jedyny! I niech tam, gdyby czcili jakiegoś dobrego boga, takiego jak Najpiękniejsza Isztar, o nie! Modlą się do Jahwe!!! – wrzeszczał rozwścieczony mag. – Do tego samego Jahwe, który…
– Proszę o wybaczenie, sir, że przerywam tę wciągającą opowieść… – wmieszał się Hubert, który zdążył w tym czasie wyjść i powrócić.
– Co znowu? – warknął mag, któremu przerwano w pół słowa.
– Przyszła poczta, sir.
– I…?
– List do pana, sir. O ile mogę się domyślić, to coś ważnego.
Vanessa ze zdziwieniem odwróciła się w stronę skrzata. To, że Kreol otrzymał list było rzeczywiście zdarzeniem więcej niż dziwnym – wszyscy, którzy mogli do niego napisać znajdowali się w tym pokoju.
Mag wziął od uriska prostokątną, żółtawą kopertę i z niedowierzaniem obrócił ją w dłoniach. Bardziej przypominała małą paczkę niż list, a na wierzchu napisane były tylko dwa słowa „Dla Kreola”. Najdziwniejsze był to, że napisano po starosumeryjsku.
– Może mimo wszystko otworzysz? – nie wytrzymała Vanessa.
Kreol rozerwał kopertę i wyciągnął z niej prostokątną czarną tabliczkę, na której widniały srebrno-białe symbole. Znaczki wykorzystane do stworzenia tego napisu nie miały nic wspólnego z żadnym ze współczesnych ziemskich języków. Co prawda pięć tysięcy lat temu też nie rozmawiano w tym języku na Ziemi.
– O demonie mowa, a demon tuż-tuż… – wycedził Kreol, przebiegając wzrokiem tekst na tabliczce. – No, w końcu! Już myślałem, że o mnie zapomnieli! No cóż, zobaczymy co z tego wyniknie.
– Co to takiego? – Van niecierpliwie szarpnęła go za ramię. Od dłuższej chwili stała za nim, studiując nieznane litery, ale ich sens do niej nie docierał.
– O nie, panie, czy znowu trzeba będzie się tam wybrać?! – krzyknął oburzony Hubaksis, również czytając wiadomość. – Miałem nadzieję, że oni też wymrą przez te wszystkie wieki!
– To by nie było po naszej myśli! – Kreol uśmiechnął się chytrze. – Niech pożyją jeszcze… trochę.
– O czym mówicie? – Vanessa zaczęła się denerwować. – Co tam jest napisane?!
Mao i Butt-Krillach cały czas siedzieli za stołem, obojętnie słuchając kolejnej słownej przepychanki tej trójki. Hubert już dawno sobie poszedł.
– To jest zaproszenie… – niechętnie wydusił z siebie Kreol, odkładając tabliczkę na bok.
– Zaproszenie dokąd? – dopytywała się Van.
– Na święto…
– Pana i mnie znowu zaprosili na to święto, żeby tak zdechli! – zazgrzytał zębami dżinn. – Tak w ogóle, to zaprosili tylko pana, ale pozwolili mu wziąć ze sobą jeszcze dwie osoby towarzyszące, więc znowu będę musiał się tam z nim pchać! Ej, panie – ożywił się – popatrz, masz teraz wyższą pozycję, przedtem pozwalali wziąć tylko jedną osobę!
– Na łono Tiamat! – zirytował się Kreol, zaciskając pięści. – Czyli trzeba będzie kogoś znaleźć! A gdzie, pytam?
– Poczekajcie! – Van podniosła głos, machając przed sobą rękami. – Przerwijcie na chwilkę, dobrze?!
Kreol i Hubaksis zamilkli, wlepiając w nią oczy.
– Świetnie – kiwnęła głową. – Chcę, żebyście się uspokoili i wyjaśnili mi normalnym językiem, co to za święto, dlaczego nie możecie tam nie pójść, a przede wszystkim – dlaczego Hubi tak bardzo nie chce tam iść! Wydawało mi się, że podczas świąt jest wesoło…
– Sądzę, że się domyślam… – powiedział Butt-Krillach.
– Bardzo cię proszę, Butt… – Mao popatrzył na niego z lekką naganą. – Niech Kreol sam opowie.
Mag pomilczał chwilę, zbierając myśli, a potem powoli zaczął mówić, starannie ważąc każde słowo:
– Święto, na które mnie zaproszono, obchodzone jest co trzy lata i za każdym razem trwa trzy dni. Zacznie się dopiero jutro, ale lepiej pojawić się wcześniej. Tak, lepiej… – najeżył się. – Z tej okazji zapraszają wszystkich magów, którzy kiedykolwiek zawarli umowę z organizatorami. No i właśnie jestem jednym z gości… – zgrzytnął zębami.
– Niewiele więcej rozumiem – oznajmiła Van sucho.
– Święto odbywa się na ziemiach Lengu – w królestwie mroku i ognia, w wymiarze, do którego udali się Przedwieczni, gdy zostali wygnani z Ziemi. Zaproszonym gościom nic nie grozi, ale… – Kreol zmarszczył się.