Литмир - Электронная Библиотека

Skaramach nie ociągał się. Pojawił się jakby znikąd i zawisł w powietrzu na wysokości brzucha Kreola – szarobury stwór wielkości ludzkiej głowy, podobny do nieprawdopodobnie otyłego pająka. Miał osiem pajęczych nóg wystających z porośniętego sierścią tułowia, na grzbiecie sterczało mu kilka długich i cienkich „wąsików”, a głowa przypominała łeb żuka, choć z paszczą bestii.

Ten niewielki demon był zazwyczaj wykorzystywany właśnie do sprawdzania, czy w przedmiotach lub miejscach nie kryją się jakieś niebezpieczne paskudztwa, ale można było go wykorzystać także w inny sposób. Na przykład, można było mu rozkazać, aby kogoś zabił. Kreol nieoczekiwanie poczuł palenie w piersiach – ochronny amulet prawie krzyczał, ostrzegając o niebezpieczeństwie.

– Co to znaczy, pomiocie Lengu?! – Mag groźnie popatrzył na Skaramacha.

Ale ten nie uznał za stosowane nawet się przywitać. Uważnie popatrzył na Kreola owadzimi oczami, a potem szybko otworzył pysk i wystrzelił cieniuchną pajęczynę. Pajęczyna ta mogła przeniknąć na wylot nawet najtwardsze metale, ale teraz haniebnie rozpłynęła się, pochłonięta przez zaklęcie Osobistej Ochrony. Jednakże tuż za nią pojawiła się następna, która zniszczyła kolejną Osobistą Ochronę. Trzecia pajęczyna przeszła przez Kreola jak przez masło, zostawiając po sobie maleńką dziurkę w prawym płucu i krótkotrwały ból.

Wszystko to trwało nie dłużej niż trzy sekundy. Kreol, który nie spodziewał się zdrady ze strony Skaramacha, wiernie służącego mu niejedno dziesięciolecie, w pierwszej chwili nie zadbał o ochronę. Ale już w następnej zareagował.

– Na łono Tiamat! – krzyknął, wzburzony, aktywizując jednocześnie dwa zaklęcia: Zbroję Marduka i Ognistą Kopię.

Zbroja Marduka służyła przede wszystkim do ochrony przed wrogimi demonami Lengu – była w stanie odbić znaczną część ich arsenału. Ognista Kopia natomiast… Wyobraźcie sobie bijący z ludzkiej dłoni słup ognia grubości męskiego ramienia, a będzie wiadomo, co magowie rozumieją pod pojęciem kopii.

Skaramach z nieludzką szybkością uchylił się przed Ognistą Kopią i uniósł się aż pod sufit. Kreol gniewnie zaryczał i rzucił w przeciwnika zaklęcie Paraliżu. Nie dało to jakiegoś specjalnego efektu – ten rodzaj Paraliżu świetnie działa na stałocieplnych, ale niestety Skaramach był prawie całkiem pozbawiony krwi.

Latający pająk złośliwie zarechotał i wystrzelił cały pęk pajęczyny, która przeniknęła przez meble i ściany, ale nie zostawiła nawet zadrapania na ciele sumeryjskiego maga. Jednakże Zbroja Marduka wyraźnie pobladła – żadne zaklęcie obronne nie może ochraniać swojego właściciela wiecznie. Niektóre działają tylko przez określony czas (zazwyczaj niezbyt długi), inne mogą pochłonąć lub odbić tylko określoną liczbę ciosów, inne bronią tylko przed czymś konkretnym, na przykład przed ogniem lub piorunem, jeszcze inne dają nieprzyjemne efekty uboczne. (Kokon Absolutnej Ochrony działa praktycznie wiecznie, ale mag chroniony tym zaklęciem praktycznie nie może nawet drgnąć, gdy więc niebezpieczeństwo nie mija, czarodziej po prostu dusi się wewnątrz własnej ochrony).

Kreol zrobił dziką akrobację, unikając kolejnej porcji demonicznej pajęczyny i szczupakiem skoczył w stronę łóżka, gdzie leżał magiczny łańcuch. Jednak Skaramach świetnie wiedział, co to jest (Kreol niejeden raz stosował łańcuch przeciwko niemu), dlatego błyskawicznie znalazł się między magiem a jego instrumentami, odstraszająco szczerząc kły. Kreol uderzył go Błyskawicą i w czasie, gdy demon wił się z bólu – przed Błyskawicą praktycznie nie da się uchylić, ale nie jest ona zbyt efektywna przeciwko demonom takim jak Skaramach – uderzył Rezonansem Dźwiękowym, który odrzucił potwora na ścianę.

– Aha! – wrzasnął mag, chwytając łańcuch. – Uważaj teraz, pomiocie Lengu!

– Co się tam u ciebie dzieje? – zawołała Vanessa, która dopiero teraz oderwała się od telewizora. Całkowicie nieprawdziwe, ale jednak efektowne walki „gladiatorów” tak wciągnęły ją i Hubaksisa, że zupełnie nie słyszeli odgłosów magicznej bitwy rozgrywającej się w sąsiednim pokoju.

– Won stąd! – krzyknął mag, kręcąc coraz szybciej łańcuchem nad głową.

Skaramach nie przestraszył się ani trochę. Przemieścił się nieco niżej i strzelił pajęczyną w brzuch Kreola. Zbroja Marduka odbiła i ten pocisk, ale zrobiła się taka blada, że każdy głupi by zrozumiał – jeszcze kilka uderzeń i całkiem się rozwieje. A Kreol, jak na złość, nie zachował prawie nic w zapasie – wykorzystał już niemal wszystkie zaklęcia, jakie umieścił w pamięci. Miał oczywiście na podorędziu jeszcze kilka drobiazgów, ale były w tej chwili zupełnie nieprzydatne.

Gdy Kreol wymachiwał łańcuchem, starając się choć raz trafić zbuntowanego demona, Vanessa zdążyła pobiec po pistolet. Tak się spieszyła, że po drodze poślizgnęła się, upadła i silnie stłukła kolano.

– Nie ruszaj się! – krzyknęła, celując w obrzydliwe stworzenie.

Skaramach nawet się nie obejrzał. Otworzył szerzej paszczę i strzelił takim pękiem pajęczyny, że starczyłoby na parę hipopotamów. W ostatniej chwili Kreol zdążył rzucić ostatnie zaklęcie, jakie mu jeszcze zostało – Ognistą Aurę, ale starczyło jej tylko na dwie trzecie pajęczyny. Większą część z tego, co przetrwało, pochłonęły żałosne resztki Zbroi Marduka, ale dwie albo trzy nici pajęczyny przeszyły na wylot brzuch Kreola.

Vanessa mimowolnie mrugnęła, wyobrażając sobie jak to musi boleć i, prawie nie celując, strzeliła.

– Aaaaa! – dziko zawył Kreol, padając na ścianę.

– Nie trafiłam? – wyszeptała przestraszona dziewczyna.

– Trafiłaś – wychrypiał mag, trzymając się za brzuch, z którego krew płynęła strumieniami. – Och, mój brzuch… Sijła chazir, med’aj tek-karrib…

– Van strzelaj, no strzelaj! – zawył Hubaksis. – Pan jest pusty, skończyły się wszystkie zaklęcia!

Vanessa posłusznie wystrzeliła jeszcze raz. Tym razem trafiła tam, gdzie celowała – Skaramach nigdy dotąd nie miał do czynienia z bronią palną i nie miał pojęcia, że pistolet może być równie niebezpieczny jak magia. Nawet przykład Kreola nie nauczył go ostrożności.

Przebity kulą na wylot, zapiszczał cienko i przewrócił się na bok. Dla demona jego rangi taka rana to drobiazg, mógł ją zaleczyć w ciągu kilku minut. Ale tego czasu w pełni wystarczyło Kreolowi, aby doczytać zaklęcie. Nadzwyczaj zabójcze zaklęcie – Kopię Marduka. Marduk to najbardziej wyklęte wśród demonów Lengu imię. Nikt inny nie wyrządził im tyle szkody, co ten mag-wojownik, który po śmierci stał się jednym z najsilniejszych bogów.

Pozbawiony oka i połowy łap Skaramach upadł na podłogę. Niewielki stwór wyglądał jak martwy, ale nadal mógł się bronić. Gdyby dano mu taką możliwość.

Jednakże Kreol, pokonując ból, wstał i z całej siły uderzył demona łańcuchem. Ten podskoczył jak piłka – na burym brzuchu pojawiła się jasnoczerwona pręga jak od oparzenia.

– Mów, robaku w łajnie Tiamat i jej wodza Kingu! – zaryczał Kreol, waląc go jeszcze raz. – Mów!

– Co mam powiedzieć? – wychrypiał Skaramach najczystszym sumeryjskim. Jego szczęki nie poruszały się, głos powstawał gdzieś w brzuchu.

– Dlaczego na mnie napadłeś, robaku?! Kto cię przekupił: Troy, Meszen’Ruz-ah?! Kto?!

– Mag… – z trudem wydusił z siebie pokaleczony demon. – Mag…

– Jaki mag?! No?! Niewolniku, podaj mi nóż!

– Teraz będą tortury… – zachichotał złośliwie dżinn.

– Przestań, ale już! – zdecydowanie wtrąciła Vanessa. – Jakie tortury?! Nie jesteście w Babilonie, to są Stany Zjednoczone! Żadnych tortur!

– To demon, demony można torturować – obraził się Hubaksis. – Powiedz jej, panie.

– Milcz, niewolniku – burknął Kreol. Przykucnął obok na wpół martwego Skaramacha i cichutko wyszeptał pochylając się nad nim: – Obiecuję, pomiocie Lengu, że jeśli nie powiesz, kto zapłacił za zdradę, wsadzę cię do klatki i będę męczyć tyle wieków, ile sam dam radę przeżyć – a zamierzam żyć długo.

– Troy… – wycharczał Skaramach. – Troy…

– Kiedy to było? Kiedy mu się sprzedałeś?

19
{"b":"106985","o":1}