Литмир - Электронная Библиотека
A
A

— Był kiedyś taki, który zabił, a wówczas na jego czole pojawiło się znamię. — szepnął sam do siebie. — I ja też mam. Stygmat Kaina. Zabijałem...

Zabijał. Wysilił pamięć. Jak to mogło wyglądać? Zarzynał kobiety i dzieci nożem, a one strasznie krzyczały, wszystko było we krwi...

— Niemożliwe — szepnął. — Pamiętałbym to.

Wysilił pamięć. Przypomniał sobie coś. Tym razem był prawie pewien. Jakiś przebłysk. Jaskinia. Chyba jaskinia. Kamienny sufit i człowiek w poszarpanym laboratoryjnym kitlu. Inny obraz był jeszcze dziwniejszy. Kamienica czynszowa taka jak na bardzo starych ilustracjach, nawiasem mówiąc nie sięgnął jeszcze do żadnej książki od wczorajszego zmartwychwstania więc skąd pamiętał jakie obrazki są w książkach? Kamienica stała w parku, a po drzewach biegały wiewiórki. Wiewiórki zapamiętał. Nagle wszystko wyłączyło się. Miał ochotę wściekle zakląć.

Podniósł się i ruszył w stronę sąsiedniej ławki. Koczownicy ucieszyli się, a ich wielbłąd podniósł głowę.

— Jak mogę odzyskać straconą pamięć — zastanawiał się. — Jak chociaż dowiedzieć się kogo zabiłem. Złożyć kwiaty na ich grobach...

Niespodziewanie już w chwili gdy mijał koczowników jego wzrok spoczął na gazecie na której leżał bursztyn. Na tytułowej stronie pysznił się krwistą cyrylicą wielki tytuł.

Mąż degenerat uderzył swoją żonę!

Kawałek dalej kolejny kłuł oczy:

Dewastacja budki informacji turystycznej!

Reszta przykryta była bursztynem. Kupił gazetę razem z surowcem. Chciał odejść ale nagle coś przebiło mu się w umyśle.

— Czy macie coś na odświeżenie pamięci? — zapytał.

Koczownicy nie podnieśli nawet głów.

— Wzmocnienie czy odświeżenie? — zapytał jeden z nich.

— Odświeżenie. Jeśli człowiek chce sobie coś przypomnieć.

— Dwadzieścia.

Podał monetę. W zamian otrzymał torebkę proszku.

— Trzeba zalać wrzątkiem i poczekać aż naciągnie. To zioła ze strefy zamkniętej — wyjaśnił drugi. — Tylko uważaj za to idzie się w gwiazdy.

Podziękował i ruszył w stronę akademika. Pamięć usłużnie poddała mu ustęp z czytanego niedawno dzieła.

Zażywanie wszelkiego rodzaju środków odurzających za wyjątkiem etanolu zostaje zakazane pod sankcją natychmiastowej ewakuacji w przypadku wykrycia. Rosjanom zezwala się na spożywanie tytoniu podczas ważnych świąt państwowych i religijnych. Przepis ten obowiązuje jedynie osoby posiadające obywatelstwo rosyjskie i zamieszkałe stale na terytoriach etnicznych swojego narodu.

W zacisznym pokoju w swoim akademiku usiadł i zalał zawartość torebki wrzątkiem.

— Ciekawe skąd wiedziałem, że od koczowników można kupić zakazane narkotyki? — zastanowił się.

Zawartość szklanki stała się brązowa. Tak zapewne wyglądała kiedyś herbata zanim Stary Prezydent nie zakazał jej picia pod karą ewakuacji. Podobno zakazał bo sam nie lubił herbaty. Albo lubił tak bardzo, że nie chciał by ktokolwiek dzielił z nim tę przyjemność.

Odczekał dziesięć minut i duszkiem wypił palący napój. Położył się na łóżku. Gdyby ktoś teraz wszedł do jego pokoju byłby skończony, ale drzwi były na szczęście zamknięte na klucz. Odpłynął. Z głębin pamięci wypłynęło coś mglistego. Postarał się skoncentrować na widoku kamienicy czynszowej. To stało się nagle. Mijali ją jadąc rykszą. On i jeszcze jakiś człowiek. Pedałował prosty automat. Mijały ich niemieckie patrole.

— Warszawa roku tysiąc dziewięćset czterdziestego trzeciego — powiedział jego towarzysz. — To oczywiście tylko dekoracja choć ultratachiony dają pewne możliwości.

Kątem oka widział jego białą furażerkę. Jechali dalej wzdłuż rzędu kamienic.

— To co cię tu spotka właściwie jest jedynym wyjściem — powiedział ten siedzący obok. — Mogę cię oczywiście zabić, ale to przecież nic mi nie da. Myślałem, że będziesz technikiem, ale twoja dociekliwość przypiczętoała twój los. Wypalę ci pamięć do czysta i załaduję od nowa. Poczekamy parę wieków...

Minęli kościół. Obudził się. Było już ciemno. Przemarzł na wylot.

— Wyprał mi pamięć w Warszawie w roku 1943 — szepnął w ciemność — Albo w miejscu które wyglądało tak samo. Ale kim byłem wcześniej? Technikiem?

Zapalił nocną lampkę. Jego wzrok padł na leżącą na podłodze gazetę w którą zawinięto mu bursztyn. Zaczął na spokojnie czytać. Artykuł opisywał potworną patologię. Mąż bez powodu pobił żonę. Kładkowski zamyślił się. Brakowało mu trochę utraconych wiadomości ale jeśli pobicie było tak straszną patologią że pisano o tym w gazetach to...

Poderwał się na równe nogi. Jego zbrodnie, jeśli w ogóle je popełnił, też z pewnością zostały opisane w prasie. Kto wie może nawet szczegóły procesu. Będą zdjęcia ofiar. Będą jego zdjęcia. Na twarzy nie miał żadnych blizn, więc nie zmieniano jej. Pozna się na zdjęciu. Zaczął biegać po pokoju w podnieceniu przewracając krzesło. Biblioteka! Uruchomił terminal komputerowy. Włączył się do lokalnej uniwersyteckiej sieci informacyjnej. Wywołał pliki gazet sprzed stu lat i zaczął przeglądać tytuły. Dwa razy w ciągu pięćdziesięciu lat popełniono morderstwo. Żadne nie pasowało do niego. Natomiast nie było żadnego seryjnego mordercy. Zamknął oczy. Nie był mordercą. Nie mógł być. Z jakiegoś powodu wyprano mu pamięć. Ale dlaczego? Może wręcz przeciwnie był dysydentem albo kimś takim jak ten nieszczęsny Gruzin, którego ścigali. Może przybył tu z głębokiej przeszłości. Może wrócił z gwiazd. Złapali go i zrobili mu to.

— Chyba trzeba będzie jeszcze poszukać — powiedział sam do siebie.

A potem położył się spać. Tymczasem Agent o pseudonimie Sprawiedliwość Cesarzy, wystukał na swoim laptopie numer Starego Prezydenta i posłał krótką, a treściwą wiadomość.

Agent Wielki Mur zaczyna przypominać sobie swoją przeszłość. Rekomendacje:

a) całkowite zniszczenie pamięci z wykorzystaniem mózgu w kulturach tkankowych.

b) ewakuacja.

Stary Prezydent przebywał w hangarze przy nieużywanym od trzech tysięcy lat kutrze pościgowym, a jednocześnie przygotowywał zasadzkę na Gruzina ale na ekranie jego laptopa zapaliła się nieduża chorągiewka i napis:

Czeka poczta.

VI

Stacja orbitalna

Nodar zmaterializował się na niedużej platformie na stacji orbitalnej. Platforma stała na podłodze dużej okrągłej sali z drewnianą podłogą. W sali był także obecny Stary Prezydent. Stał opodal przy dziwnym pojeździe. Pojazd miał wielkość małego samolotu.

— O psia krew — powiedział na widok gościa — Już tutaj?

— A co, zdziwiony? — zapytał Nodar wyjmując dłonie z kieszeni. W jednej trzymał antyczny rewolwer w drugiej miotacz zdobyty w fałszywej ambasadzie.

Prezydent uśmiechnął się lekko i sięgnął dłonią do pasa.

— Zdążę strzelić — powiedział spokojnie Nodar.

— Ja po papierosy.

— Gdy byłeś prezesem POF nie paliłeś.

— Jejku jejku. To aż tak długo się znamy?

— Nawet jeszcze dłużej. Przeszedłem długą drogę. Zawsze byłeś szybszy. Ale teraz odwróciła się karta.

— Jeśli naprawdę tak myślisz to jesteś głupszy niż sądziłem.

Nodar przerwał mu niecierpliwym ruchem ręki.

— Wiem, wiem. Minęło kilka tysięcy lat. Niezależnie co myślą ci ludzie zmiany chociażby linii brzegowej kontynentów są zbyt duże. Trudno. Upłynęło sporo czasu, technika jak widzę poszła mocno do przodu, i to co teraz się dzieje może mi się wydawać magią.

Stary Prezydent puścił do niego oko i pstryknął palcami. W pomieszczeniu zmaterializowały się dwa fotele.

— Usiądźmy — zachęcił.

Usiedli, ale Nodar ani na chwilę nie opuścił luf.

— Nie wiem jeszcze gdzie jesteśmy — powiedział.

— To malarnia dekoracji w Teatrze Wielkim w Warszawie — powiedział spokojnie Koćko. — A chwilowo hangar. Szykuję się do ocalenia tej planety.

— Och jak zwykle. Zawsze ratujesz całą ludzkość. Czytałem twoje pamiętniki opublikowane po odlocie. Ani słowa o tym studencie ktorego zabiłeś żeby zdobyć sekret ogniw fotoelektrycznych drugiej generacji. A skąd miałeś kapitał nazałożenie POF? Słyszałem o syntetycznym narkotyku Gen4.

41
{"b":"103193","o":1}