Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Mirofanow przysiadł się do mikroskopu i zaczął poruszając z dużą wprawą manipulatorami patroszyć próbkę.

— On ma coś dziwnego pod skórą — powiedział. — Wygląda mi to na łącze biocybernetyczne. Wzmacnia mięsień. Z jakiej części ciała to było pobrane?

— Z przedramienia.

Gość wypreparował kawałek tasiemki z włókna. Była inna w kolorze, ale równie cienka jak wypruta wcześniej nić. Umieścił ją troskliwie w analizatorze. I włączył go. Maszyna zabuczała po czym na ekranie pojawił się model cząsteczki. Jednocześnie pod spodem wyświetlił się znak zapytania.

— Nu ładno, tworzywo nieznane nauce — powiedział profesor. — I co z tym fantem zrobić?

— Nic. Na razie zajmijmy się tym co głębiej — wrócił do mikroskopu i dalej z zapałem preparował tkankę.

— Małe naczynko krwionośne — powiedział. — Krew ścięła się ale coś tu jest poza krwią.

Poruszył manipulatorem. Potem zwiększył powiększenie tysiąc razy.

— Do licha — mruknął.

Na ekranie pojawiło się coś w rodzaju kłębka splątanych drucików.

— Co to może być? — zdziwił się profesor Janusz.

— Wygląda mi to na nanotech.

— Nie jestem technikiem.

— Prowadzono przed kilku laty badania nad mikrorobotami, które wpowadzone do krwioobiegu pomagały by podtrzymywać niektóre funkcje życiowe organizmu. Na przykład w razie ustania pracy serca generowały elektrowstrząsy.

— To ciekawe. Czy to wykonalne?

— Jak widać na załączonym przykładzie ktoś o tym pomyślał już przed setkami lat. A nasze badania nie powiodły się.

— Może trzeba było poprosić o pomoc Starego Prezydenta. Pewnie by nie odmówił. To daje pewnie spore możliwości...

— Uściślę swoją wypowiedź. Nasze badania nie powiodły się bo Stary Prezydent zabronił ich kontynuacji. W dodatku wydał zaraz kolejny przepis do regulaminu pobytu na ziemi. Zakazał używania podobnych środków. Ale nawet nie o tym chciałem rozmawiać.

— A o czym? zaciekawił się profesor.

— Ogólnie o tabelach rozpadu połowicznego izotopów oraz o badaniach nad rekonstrukcją niektórych starych technologii.

— Tych, które były niebezpieczne i wydzielały trujące odpady?

— Tych też.

— Zamieniam się w słuch, choć nie wiem w czym mógłbym być pomocnym.

Fizyk uśmiechnął się.

— Słyszał pan o metodzie datowania zabytków za pomocą węgla C14?

— Owszem. Stary Prezydent zabronił jej stosowania twierdząc, że jest mało dokładna.

Pawło Mitrofanow uśmiechnął się po leninowsku.

— Stary Prezydent stwierdza sobie że metoda badawcza jest zła i zabrania kategorycznie jej stosowania.

— Nie zła ale mało dokładna — zaprotestował profesor.

— Proszę bardzo. Metoda badawcza jest mało dokładna. I dlatego nie wolno jej stosować. Pod karą śmierci. A co zaproponował w zamian?

— Tabele typów ceramiki i szkła dla...

— No właśnie. A co będzie jeśli znajdziecie szkło w cudowny sposób ocalałe przed destrutoxem, takiego kształtu jakiego oni notują kable? Albo jeśli trafi wam się garnek będący jednorazowym przebłyskiem pijackiego geniuszu miejscowego garncarza?

— Hmm.

— No właśnie. Trzeba mieć metodę. Skoro Prezydent zabronił to możliwe że miał coś do ukrycia.

— To znaczy?

— Czas. Czas jest bardzo dziwną rzeczą. Kiedyś dawno temu zanim zabronił metody radiowęglowej udało nam się zrekonstruować tą starą technikę datowania surowców organicznych za pomocą mierzenie śladowych ilości radiowęgla C14. Potrafimy już określić jego ilość z odpowiednią dokładnością. Ale wyniki uzyskane są dziwne i obawiam się że całkowicie nieprzydatne. W każdym razie w oficjalnej archeologii.

— Proszę opowiedzieć. To bardzo ciekawe.

— Okres połowicznego rozpadu radiowęgla wedle naszych obliczeń wynosi pięćdziesiąt tysięcy lat. Stary Prezydent poproszony o uzupełnienie danych z archiwum ludzkości podał czas rozpadu na dwieście dziesięć tysięcy lat. — Rozejrzał się nerwowo i zniżył głos do szeptu. — On kłamał.

Brwi profesora uniosły się do góry.

— Odczytaliśmy wynik Dla kawałka drewnianej belki z kampanii wykopaliskowej prowadzonej przez profesora Krucia dwanaście lat temu, na terenie Niezależnego Terytorium Powierniczego Rasy Białej na południu Afryki. Kopał tam miasto z końca dwudziestego pierwszego wieku. Wedle naszych obliczeń belka ma pięć tysięcy lat.

Profesor gwizdnął cicho.

— Niemożliwe. Słyszałem o tych wykopaliskach bo ktoś zginął w wykopie. Były bardzo dobrze datowane znaleziskami monet. Ile lat miałaby wedle Prezydenta? Gdyby podstawić wartości podane przez niego?

— Bagatelka Pięćdziesiąt osiem tysięcy lat z ogonkiem.

— Co pan sugeruje?

— Kłamie. Z jakiegoś powodu kłamie. Chciał zniekształcić wyniki. Ale pomylił się. Podał nam czas czternastokrotnie dłuższy zamiast czternastokrotnie krótszego. Wówczas datowanie pasowało by idealnie. Trzysta lat.

Profesor pobladł lekko.

— A jeśli?

— To minęło bagatela prawie pięć tysięcy. W ciągu pięciu tysięcy lat nastąpiły by zapewne zauważalne zmiany na przykład w linii brzegowej kontynentów czy mniejszych wysp.

— Ale przecież nie nastąpiły. Oglądałem dwudziestowieczne mapy Europy. Kształt lądu nie zmienił się. Dopiero teraz w miarę podnoszenia się poziomu wody na skutek topnienia lodowców na antarktydzie poziom wody wszechoceanu podniósł się o półtora metra co grozi odcięciem lądowej linii kolejowej z Amsterdamu do Londynu. Na razie sypane tamy...

Gość westchnął cicho.

— Mam wrażenie, że upłynęło więcej lat. Nie pięćdziesiąt tysięcy oczywiście ale około pięciu.

— Niemożliwe. Mapy...

— Mapy dwudziestowiecznej Europy znamy tylko z jednego źródła. Z archiwum Starego Prezydenta. Bałtyk w końcu dwudziestego wieku stanowił już tylko słone rozlewiska. Czy możliwe aby morze skurczyło się tak bardzo w ciągu pięćdziesięciu lat? Przecież jeszcze w czasie drugiej wojny światowej był jeszcze sprawny na tyle że toczyły się na nim bitwy morskie. Proszę nad tym pomyśleć. Jest pan archeologiem. Zostanie pan tu kilka dni?

— Nie, czas wracać. Zostawiłem studentów na wykopaliskach. Muszę zobaczyć czy czegoś nie zbroili.

— Dobrze. Trudno. Ale powiem panu jeszcze coś. Badaliśmy strefy zakazane.

Profesor poczuł chłód na karku. Za to groziła kara śmierci. Gość nie dostrzegając jakie wrażenie zrobił na swoim rozmówcy ciągnął spokojnie.

— Zmierzyliśmy poziom promieniowania na dawnych radzieckich poligonach jądrowych. Jeżeli uwierzyć w bajania Prezydenta o poziomie po wybuchach i czasie rozpadu połowicznego to promieniowanie tam jest zbyt wysokie. Ale jeśli przyjąć, nasze dane odnośnie czasów rozpadu i zestawić z datami wybuchów to promieniowanie jest zbyt niskie.

— Znowu czas?

— Tak.

— Badaliście wszystkie strefy zamknięte?

— Nie, ale o tej na południe od dawnego Sztokholmu krążą dziwne opowieści.

— Hmm?

— Opowieści o światłach wznoszących się nocami do góry. I o puszce po czymś. Wykonanej z niezniszczalnego tworzywa i pokrytej napisami w alfabecie posiadającym wbudowany klucz fonetyczny. Gdy się na to patrzy dźwięki rozlegają się w głowie.

Profesor popatrzył na gościa.

— Jest pan dysydentem? Członkiem straszliwej organizacji o nazwie Braterstwo założonej przez Sergieja Susłowa zdrajcę ludzkości i tak dalej.

Gość uśmiechnął się lekko.

— Są miejsca gdzie ściany mają uszy. Oczywiście nasi przyjaciele z pewnością nie zainstalowali tu nic takiego, ale wystarczy nakierować na betonowy dach wiązkę promieni ultratachionowych aby otrzymać odpowiedź na swoje pytanie zanim jeszcze padnie.

— Promienie ultratachionowe posiadają ujemny czas istnienia? O ile założymy że istnieją.

— Tak. Najpierw odbierasz wiązkę z informacją, a potem włączasz generator. Co gorsza ich moment styku z naszym czasem praktycznie nie istnieje więc nie da się ich wykryć.

— Jaki interes miałby Stary Prezydent w podsłuchiwaniu naszej rozmowy?

— Nie wiem. Ale to prawdopodobne. Wyjdziemy przed budynek.

29
{"b":"103193","o":1}